Błędne koło

Michaił stał przy stoliku zbudowanym z beczki po ropie i rozglądał się po zebranych we wnętrzu. Czego więcej mu trzeba było w tamtej chwili. Zimne piwo, zjadliwa konserwa i ludzkie głosy które dzieliły się plotkami i historiami. Czuł rozleniwiającą przyjemność ze zwykłego stania i picia. Mechanicznie przeżuwał gumowaty chleb i patrzył się w przeciwległe drzwi. Jakby ktoś miał zaraz przez nie przejść, ktoś ważny dla niego. kamrat z dawnych lat, żołnierz który miał działać incognito, a może ktoś go szukał i chciał jakiejś przysługi którą tylko on mógł wykonać. Kręcił się po strefie parę lat, handlował trochę bronią, przeprowadził kilku naukowców oraz zasadził się na parę gorszych potworów z starym Daniłą. Czy był weteranem strefy? Czy można było go nazwać prawdziwym stalkerem? Co to znaczy być “prawdziwy stalker”? Upił łyk piwa, a siwy sprzedawca o ksywce “Hawajczyk” podgłosił melodyjkę w klimatach reggae. Znajdował się w końcu w bazie Wolności. Z pomieszczenia po lewej jakby dym uniósł się bardziej. Było zamknięte, więc chłopaki prawdopodobnie się inhalowali.

 

“Prawdziwy Stalker”... Ile lat trzeba byłoby przebywać w jej obszarze aby dostąpić tego zaszczytu i stać się jednością z strefą. A może to zwykłe pierdolenie...Traktować Zone jak żywą istotę? Wkręcać sobie jakiś wyższy stan...A może to po prostu taka zwykła próżniacza duma...Że zrozumiało się jakąś prawdę której nikomu i tak się nie objaśni...Ale będzie się patrzyło z góry na tych wszystkich którzy błądzą i jej szukają.

 

“Pierdolenie…” pomyślał. “Tyle lat...Byłem na Kordonie, Agropromie, Snorki mnie ganiały po Prypeci, przedarłem się na Wielkie Bagna...Uciekałem wojskowym i o mało nie rozstrzelała Powinność za jedną przewałę...I co...Że zabijałem każdego ścierwa w strefie po trochu czyni mnie Stalkerem? To że nanosiłem kilka błyskotek? Też nie… A może prawdziwych Stalkerów już nie ma...I są tylko bojówkarze z karabinami...Pierdo…”

 

Drzwi otworzyły się i Michaił nigdy nie dokończył swojego wewnętrznego monologu. Jałowego jak cały ten kawałek świata. Próg przestąpiła sylwetka na której zdezelowany stary zielon kombinezon wisiał na nim jak stare szmaty na strachu na wróble, albo jak resztki gnijącej skóry i mięśni na jakimś zombie. Figura owa, zwróciła na siebie uwagę zażywających postoju. Skinął on na Hawajczyka i podniósł rękę na powitanie pozostałym. Jedni skinęli, inni również podnieśli rękę, a kilku rzuciło nawet “Priviet!”

 

Michaił wrócił do zadumy... “Prawdziwy Stalker rozumie Zonę… Gówno prawda...Nie zrozumiemy jej choćbyśmy badali ją millenia...Gdybyśmy ją nawet ogołocili z ostatniego kamyka...Ona się nie da...Jest jak matka - ani dobra, ani zła…” Zażenowany przejechał dłonią po czole.

“ To nie jest żywa istota, psia kurwa zajebana mać...Ale nie da się jej zlekceważyć… Nawet myśleć o niej źle nie wypada, przecież zaraz zesra się na ciebie Emisją, stadem wściekłych snorków albo wypierdoli cię w jakąś anomalię...A potem przyjdą bandyci i zabiorą wszystko co z ciebie zostało…” upił łyk, wygazowanego zresztą, piwa i sięgnął do kieszeni po zmaltretowaną paczkę papierosów.

Staruch rozmawiał chwilę z kilkoma Wolnościowcami i zaszedł do baryłki Michaiła.

- Ja cię tu chyba jeszcze nie widziałem chłopcze...Co cię tu sprowadza? - Michaił spojrzał w nieco już zaszkolne oczy rozmówcy. Na jego plecach trzymało się zdezelowane SVD. Michaił dałby sobie rękę uciąć że do ów karabin jakby był kończyną, częścią starego Stalkera.

- To co każdego… - Zaczął - ...Postój, a potem znów naprzód w nieznane…

- Z czy do Prypeci? - Wyciągnął z kieszeni na udzie sreberko w którym był zawinięty chleb i otwarta puszka konserwy.

- Do...Trzeci raz…

- Co masz nadzieję znaleźć po raz trzeci w tym martwym mieście?

-To co za pierwszym i drugim razem… - Wyciągnął z kieszeni kawałek chleba owinięty folią i przygryzł go. - Artefakty, nowych wrogów i może kolejną tajemnicę do opowiedzenia o niej innym...- Wymieniał żując powoli. Staruszek uśmiechnął się miło i przekornie.

- … I żeby Tęsknić za postojem a potem na postoju tęsknić za naszą kochaną Zoną? - Wyciągnął z kombinezonu Kozaka, odbił z łokcia i postawił.

- Ładniej to ująłeś, ja po prostu idę bo wiecznie jestem spłukany! - zaśmieli się cicho i postawił przed dziadkiem zagryzkę w postaci dwóch kiełbas dietetycznych i reszty chleba którą miał skrzętnie ukrytą w menażce. - Michaił jestem.

- Wujek Jar...Chociaż teraz wszyscy mówią na mnie Dziadek Jar. - nalał siwuchy do kubka rozmówcy - Nie wyglądasz na kota, jeszcze ksywki nie masz?

- Tak wyszło że nikt nie wymyślił, a tylko frajerzy sami sobie je robią. Pozostaję więc Michaiłem bez ksywki - Wypili w ciszy - A ty pewnie do Lokiego, co?

- Nie… Trochę mi się z naszym wodzem pocięliśmy się...No i cóż, nie wyjebał mnie z Wolności chyba za stare czasy.

- Nie masz czego szukać po drugiej stronie? - polał mu.

- Ja? Tam mogę nawet renty nie dostać i skończyć z chorobą popromienną, rakiem jajec, szkorbutem, albo niewydolnością wątroby... - Spojrzał na rozmówcę - Dobra, bo zwietrzeje. - Półlitra pękło w pół godziny. Za ciosem poszło drugie, a przy trzecim języki nieźle popuściły.

czasami zapominam że jest coś innego. - westchnął i opróżnił naczynie - Nie ma chuja, nie...Po prostu nie… - przygasł na chwilę patrząc w butelkę wódki. - Może będę pierwszym w Zonie który od ‘86 umrze ze starości. Wiesz? -

 

I tak im mijał powoli i leniwie czas na opowieściach. Przyśpiewki, jak i schodzący do schronienia zmieniali się jak w kalejdoskopie, a oni stali i gadali.

 

- … Nogę mi prawie ujebali, byli święcie przekonani że już się wdała gangrena. Połowę sprzętu dałem w zastaw aby kupić “Płomień”. Przecież to Zona, przekorne cuda losu są w niej codziennością. Na szczęście się udało bo ciężko by się spierdalało przed czymkolwiek na jednej nodze. - Jar opróżnił błyskawicznie naczynie.

- Był taki jeden gość...On chyba się zwykle przy złomowisku kręcił. Ksywę miał Kuternoga… - Michaił polał kolejkę. - Znałem go, miał jakąś chorobę nogi że tak pokracznie chodził. Nie wiem co to było… Zaszedł do Strefy i szukał tam czegoś co mu pomoże. Nie wiem...Nie wiem choooolera… - podparł lecącą ku blatowi głowę ręką - Jakoś, całą strefę przekuśtykał… Na Agropromie był i w Dolinie Mroku, na Rostoku...Nawet zahaczył o Czerwony Las...Prawie się na CEJ rzucił… Tylko po to aby kulasy wyleczyć. W końcu się wpakował gdzieś...Chyba właśnie w Dolinie Mroku znalazł to czego szukał. Spotkałem się potem z nim w 100 Radów. Normalnie chodził...Szykował się do Kordonu, a potem do normalnego świata...Chciał opowiadać innym jak go Zona kochana uzdrowiła, człowiek może pokonać ułomność! Dobra nowina dla świata… No i zanim udało mu się dotrzeć do złomowisko dopadła go zabłąkana pijawa i chuj z cudownego wyleczenia. Poszedł po nogi, a Zona nasza kochana mu je dała… A potem ta kurwa wyssała z niego krew i rozciągnęła po całym... Najgłupsze jest to że my ją traktujemy jako żywą Dziadziu… - Schował oczy w dłonie - Mogłem go odprowadzić… Ja pierdole… To on nie…”Weteran jestem”... “Zonę przeskakałem, to jej nie przejdę?”… Mówił mi “Miszka spokojnie… Do Kordonu na spokojnie a potem tylko do dziury w płocie i heja bateryja!”. Czyja to wina? Jego? Że baran i zlekceważył Strefę? Jej, że jest nieobliczalna? Czy nasza że nadajemy jej kurwa nie wiadomo jakie znaczenie! Ona nas przecież nie zabija! To mutanci,anomalie, bandyci…

- Uspokój się Misza… - Jar schował butelkę do opartego o beczkę plecaka - ...Za dużo wypiłeś, a czyja to wina że Kuternogę dopadł Krwiopijec? Jego samego...Tu nie wolno być nieostrożnym… Ostatecznie, zawsze musimy na kogoś zwalić winę? Umarł i tyle, od kiedy szukamy poetyckiej sprawiedliwości? Jakby go zabili bandyci, to dajesz nagrodę i chłopcy się skrzykują… - przystawił sobie dwa palce do skroni - … I robią sprawiedliwość. Jak zabiły go mutanty, to samo…Polujemy…A jak zabiła go Zona? - Wzruszył ramionami - To zabiła go Zona i nic z tym nie zrobisz. Zemsta zaspokaja sumienie, ale martwych nie wskrzesza. Upierdoliłeś Pijawę? - Misza przytaknął - …No i tyle, ważne że znowu się nie okazało że jakiegoś Hemofila czy innego zboczeńca nie mamy wśród nas jak ten lekarz na Skadowsku…

- Nienawidzę Zony…To szmata jest… Patrzy na nas z góry. Zawsze o sobie przypomina… - Bąknął Michaił - …No bo taka prawda, to tylko miejsce… A my o niej, jak o jakimś fatum…Bożku uśpionym pod tym porzuconym przez Boga i ludzi fragmencie świata. - Jar się zasępił.

- Miszkin…Są ludzie na naszym świecie którzy wierzą i się boją… Dlaczego? Tak sobie wykoncypowałem że to wynika że boją się i swojego Boga który ich ukarze i tego że wierzą tak asekuracyjnie…Wiesz, teraz to niczego człowiek nie jest pewien…Ale lepiej nie mieć skrajnego zdania… Bezpiecznie bądźmy otwarci na wszystko, bo jak coś się nie zgodzi w założeniu które se uroimy…To się na nas rzucą z takim wielki “A NIE MÓWILIŚMY”...Rozumiesz? - Niezsrzeszony Stalker machnął ręką by Wolnościowiec kontynuował. - No…To ludzie wierzyli w elektrownię, bo wielu jej nie rozumiało. Bezpieczniej więc jest wierzyć niż się spierać…Wierzyło się temu z wąsikiem i temu we Włoszech…No…Fidel castro, tak? - Misza ponownie machnął ręką na to czy to był Castro czy nie - No… To lepiej wierzyć…Ale nie popadać w fanatyzm! Bo wtedy powtórka z Monolitem!

- Są jeszcze ateiści…Znaczy… No niewierzący i ci którzy podważają…Każdy ma powód do podważania i do wiedzy…

- A to ty nie wiesz…Że każdy cynik, nawet najbardziej oschły i krytyczny, to w głębi serca złamany idealista? - umilkli obaj, wypili a potem Jar znowu podjął - Miałem kiedyś idee…W sensie, my - Wolność mieliśmy. Nie tylko robić na złość Powinności, oni sami się zniszczyli. Zabiła ich własna nienawiść, ale… Co my robimy dobrego? Skąd mamy pewność że to co sprzedajemy na wielki świat jest wykorzystywane? Jeszcze parę lat…Tak mówił Loki…I wydamy to, damy światu wszystko…Pokażemy mu że Zona tworzy dobre rzeczy, zmienimy bieg świata…Tak mówił kiedyś, ale tego nikt nie pamięta…Teraz też tak gada…Ale dla siebie…Powiedz mi, gdzie jest korzyść? Gdzie ten lepszy świat zbudowany na cudach artefaktów?

- Może jednak nie umiemy wykorzystać ich potencjału…

- A gówno… - machnął ręką - …Ja nie wiem jak…Ale żeby nikt na świecie nie wiedział? Po prostu boimy się i utainiamy wszystko a my nic z tym nie zrobimy…Nawet nie możemy…Bierzemy ruble i spierdalamy czołgać się w gnoju dalej. A moglibyśmy…Zrobić więcej…Rzym zbudować… - Misza stał się całkowicie zaskoczony, myślał że to on był zrobiony i bełkotał, jednak nie…To on się mylił, Jar pieprzył głupoty. Milczał jednak, chciał zobaczyć dokąd to zaprowadzi - …Rzym…Widziałeś kiedyś Rzym? Ja też nie…Ale ponoć był wielki…Największy na świecie, większy od wszystkiego…Zjednoczony, wszechobecny i niezniszczalny…

- Dziadek…Ty to może już nie pij co? - Na przekór wszystkiego Jar polał im kolejnego.

- Dlaczego Rzym upadł? Miał wszystko a upadł…

- A miał jeszcze jakieś marzenia? - Wypalił Misza. Wszystko, nawet cały świat wokół nich zamilkło. Nawet muzyka ucichła. Starszy stalker jedynie pokiwał mu nie zapalonym papierosem.

- Wielu miało marzenia…Ale zastąpili je pragnieniami. Pragnienia mogą sprowadzić zgubę, marzenia za to zmieniać świat. Aleksander Wielki…Ten spełnił marzenia, a potem płakał bo nie mógł tego robić dalej. A Rzym? Rzym stracił marzenia i zostawił sobie tylko coraz większą próżność. To co miało wartość, już dawno dla nich umarło…A ten żart co mieli go za sukces, o kłamstwo oparto…

- To było życie z którego byli dumni. - podsunął staremu zapalniczkę - Próżność i bratobójstwo w drodze o władzę nad imperium które zaczęło umierać…

- A ty…Miszka…Masz marzenia? Masz inny powód niż chodzić po Zonie i czekać aż w końcu ktoś zapakuje ci kulkę? Czy dla ciebie to co miało wartość, też dawno umarło? - Rozmowę trafił szlag. Michaił nie widział sensu aby ciągnąć dalej dialog. Chwilę mu zajęło sformować prawidłową odpowiedź, czuł że alkohol go już ściąga, na złe tory rozmów i myśli które powróciły i stały się jeszcze bardziej natrętne.

- Ja cię Dziadek przepraszam, ale ta rozmowa nie jest na mój łeb…Albo ty jesteś za bardzo odjechany, albo ja za głupi aby to kontynuować. Jeśli to cię pocieszy, to bez ściągania w pułapki merytoryczne czy tam inne działanie, mogę ci powiedzieć…Masz rację. Cokolwiek chciałeś osiągnąć... - rozejrzał się po pustym barze. - Dziwne… - Mruknął - Chwilę temu było tu pełno ludzi… - Spojrzał na kasę, za którą powinien stać Hawajczyk, ale i jego nie było. Nigdy nie opuszczał stanowiska, a jego tam nie ma. - Świat za oknami stacji stał się dziwnie mętny. Spanikował, chociaż mógł się przed tym powstrzymać, ale insynkt nakazał mu to. Wypadł na zewnątrz potykając się o próg. Niby wszystko się zgadzało. Widział pobliską wieżę zawiadowcy i zniszczone wraki samochodów oraz porzucone składy. Wszystko w gęstej, porannej mgle. Spojrzał na PDA. Była piąta rano. Wrócił do środka. Przebiegł przez część należącą do Wolności i Powinności. Szukał kogokolwiek, tak bardzo chciał zobaczyć innych ludzi. Był przyzwyczajony do samotności ale teraz kurewsko musiał zobaczyć czyjąś sylwetkę albo usłyszeć ludzki głos. Jednakże nawet to nie było mu dane. Kręcił się tak długo po całym obszarze zmieszany i oszołomiony aż w końcu usiadł na podłodze opierając się o stary wagon.

- Nie siadaj na ziemi bo wilka dostaniesz - Michaił tylko spojrzał na Dziadka Jara i wymierzył mu środkowego.

- Jesteś psykerem, zgadłem? Malowanym kontrolerem czy chuj wie co?! Gdzie mnie żeście usadzili? W tunelu pod Jupiterem?! Nie palne sobie w łeb, spierdalaj! - Jar jedynie pokręcił głową.

- Nie… - usiadł obok niego - Nie umiem tego wytłumaczyć. Czasem tak się dzieje…Świat po prostu pustoszeje i większość życia w strefie znika…A raczej to my znikamy dla świata. Tak naprawdę to nigdy nie wszedłeś do podstacji na Janowie i teraz kręcisz się gdzieś po strefie. Kiedy się przebudzisz to nie będziesz tego pamiętał.

- W…W czym ja kurwa jestem?!

- Nigdzie…Albo wszędzie…

- Może to jakaś anomalia?!

- Nie…Misza… - Jar usiadł obok Stalkera i wręczył mu półlitra. Michaił bez słowa wychylił tyle ile mógł.

- O chuj tu chodzi w takim wypadku?!

- O to co zawsze chodzi w Zonie. Niewiadomo. - Przejął butelkę - Taki stan różnie się utrzymuje. Raz parę minut, czasem kilka godzin…A jak raz mnie wcięło… To i do tego Rzymu zaniosło. Nawet wielki świat jest taki jak Zona. Uwierzysz?

- Nie uwierzę…Zona, to kurwa Zona… A ja najprawdopodobniej w jakąś anomalię się wpierdoliłem.

- A jak ci przyjebię…To nadal będziesz myślał że jesteś pod wpływem czego?

- Pewnie w jakąś gałąź przywale… - Schował twarz w dłoniach - To zaraz minie, tak?

- Ehh..Może i minie ale potem wróci i wracać będzie. Ale nigdy nie będziesz tego pamiętać. Przed naszym spotkaniem mogłeś mieć już kilkadziesiąt takich wędrówek. Ważnym jest jednak co z tym owocem zrobisz. Czasem masz pomysł…Że pójde se tam, zrobię sobie to…Takie chwilę, krótkie myśli które się rodzą i zanikają. Czasem wykonujesz te rzeczy w tym dziwnym stanie, nie będąc tego świadomym…

- Lunatykuję? - Wtrącił się Michaił.

- Coś w tym rodzaju…A czasem robisz te rzeczy, przytomnie i nie wiesz czemu. Tłumaczysz to tak: “Chciałem, to robię to”...Albo “Chryste co ja zrobiłem”...

- To jest pojebane i bez sensu.

- A ciebie do Zony wczoraj przywiało? Normalny dzień na naszym zasranym kawałku piekła.

- Ale nie aż tak! - krzyknął zrozpaczony Michaił. -Wstał i włożył dłonie do kieszeni idąc wzdłuż torów. Chwilę spoglądał z spuszczonym wzrokiem w tory. Patrzył tak wzdłuż nich coraz dalej i dalej. Jakby na jego życzenie mgła rozrzedzała się. Jar tylko łypał na to z półoka, ale Michaił już widział dalej…Głęboko tam widział drugi koniec torów mimo iż wszystko było tak gęste i duszące. Dostrzegał drugi koniec długiej drogi do nikąd. Nie zauważył kiedy zaczął biec. Rozumiał.

Wiediał że rozumiał, chociaż nie wiedział co.

W duchu chciał śpiewać z szczęścia gdyż ją zrozumiał, biegnąc na oślep, wprost do niej, nie oglądał się. Jej lepka mgła mu nie przeszkadzała gdyż widział drugi koniec trakcji. W jednej chwili poznał jej tajemnice. Wszystkie, co do jednej. Jedne były piękne, tylko klękać i płakać za nie a inne zgniłe i zwietrzałe…Mrowiły od promieniowania.

A Jar tylko siedział tam i zapierał głowę smutny o wagon bujając delikatnie butelką.

Coś się jednak nie zgadzało w myśleniu Michaiła, nie mógł stanąć ale myśl że wiedząc wszystko nie będzie mógł już odkryć kolejnej tajemnicy stała się tak uciążliwa, że nie było już bariery zdolnej ją odeprzeć. Mimo wszystko biegł jej na oślep. Chciał poznać jej tajemnice, nawet za cenę bólu iż go więcej nie zaskoczy.

- Tym jesteś! - Krzyczał, chociaż z jego ust nie wyrwało się ani słowo - To wszystko?! To nieprawda?! Jest coś więcej! Zawsze jest! To strefa bracie! Jak to możliwe?! Ona nie może być tym! Prawda? - I chociaż byłby w stanie przysiąc że przebiegł setki jak nie tysiące kilometrów, to tak naprawdę nie zrobił ani kroku. - Prawda?

- To Zona bracie... - powiedział krótko starzec - Ani dobra. Ani zła… - szczęka drgała poszukiwaczowi kiedy ten patrzył na drugi koniec trakcji. - Czasem wynagradza…A czasem… - machnął ręką - W końcu…Chciałeś ją zrozumieć? Tak?

- A…A..Ale…

- Prawda nie jest równa interpretacji. Przykro mi. - Stary stalker poklepał młodszego po barku.

- Co to jest w takim razie? Wiem że to jest prawda…Ale ja jej nie chcę! To mój umysł daje mi prawdę której nie chcę, bo nie da się zrozumieć…To niemożliwe…

- A jednak. Cała Zona, tam…W jednym widoku . Nikt jednak nie każe ci tego brać… Obudzisz się z tego miejsca i wrócisz tam, do świadomości, nie pamiętając gdzie byłeś. Zapomnisz więc prawdy…Zaczniesz się irytować że nie rozumiesz Strefy, chociaż tak bardzo tego pragniesz. Będziesz tu wracać aby spełnić swoje życzenie i się zawiedziesz…Przebudzisz się i zapomnisz. Przeżywałeś i będziesz t o przeżywać setki, tysiące razy. Może każdej nocy będziesz budził się zniesmaczony przebłyskiem prawdy, aby potem rozpłynął się wraz z przybyciem świadomości do twego umysłu. Będziesz błądził po naszym zasranym kawałku świata dążąc do prawdy chociaż obcujesz z nią każdej nocy…A ja…Każdej nocy będę śnił o Rzymie. O mieście snów, które zostało przez nie zarżnięte…Codziennie widzę jak płonie przez Nerona i Odoakera…Co noc go odbijam…Co noc go odbudowuje…Aby się obudzić i zdać sobie sprawę że nie zrobiłem nic…I że nawet nie potrafię tego zmienić… Co noc…Widzę jak rozrywają ich…Niczym psy Michaił, rozdzierają ich jak psy, wyłamują żebra i… ŻRĄ.ICH.SERCA… - Każde słowo rozchodziło się z takim łoskotem, wyginało tory, wzburzało kałuże i załamywało powietrze tworząc wszędzie drgania gorąca, jakby otaczała ich termiczna anomalia. - Patrz więc na swoją prawdę. Cierp przez nią i ciesz się chwilą kiedy o niej zapomnisz, aby tylko znowu jej szukasz! Bo nic innego w tym miejscu nie będzie i tylko jeszcze to ma sens…- Misza zatoczył się, potknął i przekręcił się jakby w chocholim tańcu aby w końcu paść na ziemię. Kręciło mu się w głowie, czuł mdłości i coś mu tak łupało w czaszce, jakby chciało lada moment uciec. Oddychał ciężko a jego ciało pokryło się ogniem którego nie mógł z siebie zedrzeć. Jar tylko bredził o Rzymie i mieszał to z krzykami i charkotem który brzmiał jak:

- Niczyje! Niczyje! Szukaj Niczyje! Nie znajdę go już! Zgubiłem je bo chciałem Rzymu! To nie Spełniacz był sekretem. Za dnia proszę aby to nie było wszystko, a nocą błagam aby nic poza spełniaczem nie było. Jeśli prawda cię nie raduje, to na Monolit, co cię zadowala?! Prawda to tylko pusty pokój pełen cudzych kłamstw! Na końcu jest tylko zawód! - Świat ostatni raz zawirował kiedy duszący się Michaił upadł i zamknął oczy aby nigdy ich nie otworzyć.

 

Siedział na fotelu pasażera starego ZiŁa. Oderwał głowę od kierownicy masując czoło na którym odbiła się gwiazda wygrawerowana na kierownicy. Oparł się o fotel i długo zbierał myśli. Było ciemno ale widział już kontury wielu obiektów i powoli wyróżniają. Otworzył energetyka i sączył go powoli.

Nic nie pamiętał. Dosłownie nic.

Przeszukał plecak. Niczego nie brakowało. Sprawdził broń, ale z nią też wszystko było w porządku. Przyjrzał się jeszcze swoim ołowianym pojemnikom w których trzymał artefakty na handel. Były w osobnych segmentach jego torby. Spokojnie przejrzał krawędzie i zajrzał do środka. Artefakty były nienaruszone. Przejechał dłonią po odcisku gwiazdy ponownie myśląc o swoich znaleziskach. Może to one odpowiadały za to? Uraczył się serią różnych lekarstw i resztką konserwy z dnia poprzedniego. Wmusił to w siebie, co prawda, ale skupiając się na szamie i ogólnym ogarnięciu samego siebie, jakoś lepiej podejmował rzeczywistość w której starał się pozbierać pogubione myśli minionego koszmaru. Podczas jedzenia nawiedziło go tylko pojedyncze słowa. Na wszelki wypadek pośpiesznie zanotował je w jakimś raporcie który znalazł w schowku.

- Rzym…Ni…Czy…je… Mo…No…Lit. - To ostatnie słowo przeszywało go strachem. Samo wspomnienie o popielatych fanatykach z Centrum Strefy, wpływało na ludzi. Niczym Voldemort siał niepokój i zagęszczał atmosferę samym dźwiękiem swego imienia wśród czarodziejów, tak kultyści z CEJ czynili to pośród Stalkerów. Nawet jeśli byli pokonani lata temu i praktycznie sprzątnięci z powierzchni ziemi. Tak…Monolit budził ponury szacunek i strach w sercach nawet najbardziej zdegenerowanych bandytów. Terror popielatych kultystów zasiewał strach na wskroś całej strefy. Otwierając drzwi, MIchaił starał się przypomnieć kontekst myśli związanej z Rzymem oraz Monolitem. Dwie skrajności jakoś się tam wiązały…Na peryferiach rozmytego snu czaiło się jeszcze jedno słowo.

- Niczyje…Niczyje... - Małe i nieznaczące. Już je zapisał, ale natychmiast o nim zapomniał. Mimo wszystko, niemo powtarzał to słowo. Żadne z nich nie miało połączenia z sobą. Jedyne co mógł zbadać w związku z tą sprawą to wszelkie resztki informacji jakie może pozostały nieznane.

- A może to porzucić? - Mruknął -Po co? Czym jest Monolit jak nie jednym wielkim oszustwem? Już prawie mieli swojego Boga na tym smutnym świecie… - Chrząknął - …Ale prawie robi sporą różnicę… - Cichy huk który spowodował wyskok z ciężarówki, obił się o ściany szopy. Wyciągnął z plecaka AKM z przymocowaną do dolnej części uchwytu kurzą łapką. Przekręcił delikatnie holograficzny celownik i sprawdził go. Zaczął podłączać elektronikę do niewielkiego akumulatora w ukrytej kieszeni pod plecakiem. Zza nią przechodził, do wnętrza kombinezonu, szerego kabli, domorośle lutowanych drutów i izolowanych przewodów. Po prostu ruszył w głąb strefy. Kiedy na horyzoncie nastał świt… Zona, ponownie wzbudziła się do życia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania