Bliskie spotkanie

W ciepły, letni dzień schodziłem leśną stokówką. Nie szedłem skądś dokądś, ale ot tak, żeby posnuć się trochę po górach. Mógłbym zbierać grzyby, bo nawet napotkałem kilka, ale nie chciało mi się schylać. Poskubałem tylko nieco jeżyn i teraz miałem ochotę usiąść gdzieś w cieniu, aby pogapić się na świat. Po kilkudziesięciu krokach, jakby na zawołanie, napotkałem duża brzozę i leżący koło niej płaski kamień. Przesunąłem go pod drzewo i usiadłem. Tu, gdzie siedziałem, był kiedyś gęsty las, ale przed laty zniszczyła go wichura. Pozostały tylko wykroty i samotne buki. Pomiędzy nimi wyrósł leśny drobiazg i tak powstała trudna do przejścia plątanina korzeni, drzewek, jeżyn oraz wysokich traw. Trochę niżej, gdzie wiatrołom się kończył, była zielona ściana lasu, a nad nią sterczały zęby ostańców. Było ciepło, lekki wiatr kołysał liśćmi, na niebie jastrząb kreślił koła, a ja siedziałem jak panisko w cieniu i pasłem oczy widokami.

Nagle na zboczu powyżej mnie usłyszałem trzask łamanych gałązek, jakby coś przedzierało się przez zarośla. Nie zdążyłem się obejrzeć, gdy na drogę wyskoczył… ryś. Zrobił ze dwa kroki, a potem stanął, jakby pozując do fotografii i zaczął się rozglądać. Był - a przynajmniej wydawał mi się - wielki. Na boku i grzbiecie jego sierść była żółtoruda i pokryta ciemnymi plamkami. Brzuch i podgardle miał białe, a pysk zdobiły mu bujne bokobrody. Całe jego futro lśniło. Miał wielkie łapy i wyglądał, jakby stał na czterech owłosionych pączkach. Jego okrągły łeb zdobiły ostre uszy zakończone pędzelkami czarnych włosów. Był tak piękny i dostojny, że wszystkie rysie z filmów Davida Attenborough mogłyby mu te wielkie łapska czyścić. Dostojeństwo zaburzał mu jedynie śmiesznie krótki ogon - ale któż by się odważył śmiać z króla.

Mój zachwyt urodą zwierzęcia był tylko chwilowy, bo zaraz zakłóciło go poczucie grozy sytuacji. Powszechnie wiadomo, że dzikie zwierzęta unikają ludzi i w porę uciekają, ale gdy człowiek znajdzie się za blisko, wtedy atakują. Ten ryś był tuż-tuż - może o dziesięć kroków ode mnie i to na pewno było za blisko, żeby uciekł. Uciekać mógłbym ja, ale przecież nie zdążyłbym nawet wstać, a „kotek” już byłby na moim karku. Pozostawało mi tylko siedzieć nieruchomo i udawać, że mnie nie ma.

Ryś węch ma marny, więc przy niesprzyjającym wietrze mógł mnie nie wyczuć. Natomiast wzrok i słuch ma tak dobry, że z tej odległości powinien był słyszeć nawet mój oddech i widzieć ruchy powiek. Świadomość tego spowodowała, że siedziałem jak sparaliżowany.

Choć to nieprawdopodobne, ale wszystko wskazywało na to, że ryś mnie nie zauważył. Powoli zszedł ze stokówki i położył się na trawie w pozie egipskiego sfinksa. Następnie zaczął wygryzać sobie coś z łapy i wyglądało na to, że szybko nie odejdzie.

Zaczynało być coraz niemilej, bo nawet w tak stresującej sytuacji nie mogłem długo usiedzieć bez najmniejszego ruchu. Byłem usztywniony, więc maleńkie nierówności kamienia nagle zaczęły uwierać w tyłek, sęczek na pniu drzewa zdawał się być gwoździem wbijanym w kręgosłup, a do tego jeszcze przyszły koszmarne myśli: „Co będzie, gdy podpełznie tu żmija, osa ugryzie mnie w nos, czy choćby zbierze mi się na kichanie?” Przecież nie wytrzymam i poruszę się. Każda sekunda była dla mnie wiecznością, a ryś w najlepsze lizał łapę i nie zamierzał odejść.

Ileż mi wtedy przeszło „uczuć przez duszę w rozpaczy”, ile pomysłów przez głowę i wszystko na nic. Ryś leżał w trawie, ja drętwiałem na kamieniu i wiedziałem, że długo już nie zdzierżę. Zerwę się, skoczę na niego i niech się dzieje, co chce.

Już miałem to zrobić, gdy zwierzę wstało, przeciągnęło się, powoli ruszyło w dół stoku i po kilku krokach zniknęło w gęstwinie.

Wtedy nie kamień, ale cała ich lawina spadła mi z serca. Z trudem wstałem, bo nogi i kręgosłup nadal były jak nie moje. Teraz jedynym moim celem było odejście od tego miejsca jak najdalej i to tak, żeby znowu nie spotkać rysia. Ruszyłem więc szybko, a dla odstraszenia zwierzęcia zacząłem głośno śpiewać. Niedaleko droga skręcała ostro w lewo i wtedy zza zakrętu wyszedł jakiś starszy turysta. Zatrzymał się przy mnie i powiedział:

– Dzień dobry. Nawet ładnie pan śpiewa, tylko dlaczego tak głośno? Przecież straszy pan zwierzęta.

– Przepraszam – odpowiedziałem zmieszany i przyspieszyłem kroku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (27)

  • Narrator 01.03.2021
    Lubię takie medytacje na łonie przyrody, kiedy krajobraz i stworzenia nie tylko skłaniają do rozmyślań, lecz również możemy w nich znaleźć rozwiązanie na wiele nurtujących nas zagadnień.

    „że wszystkie rysie z filmów Davida Attenborough mogłyby mu te wielkie łapska czyścić.” Zmieniłbym to porównanie, bo moim zdaniem jest mało przekonywujące, brakuje mu siły argumentu. David Attenborough nakręcił wiele filmów, w każdym dziesiątki scen, mało który czytelnik obejrzał wszystkie, żeby brać twoje słowa na wiarę. Poza tym nie wyobrażam sobie rysia czyszczącego drugiemu łapska, nawet w przenośni. To bardziej pasuje do ludzi.
  • Marian 01.03.2021
    Dziękuję Ci za odwiedziny i miły komentarz.
    Nad czyszczeniem łap pomyślę.
  • Lotos 01.03.2021
    Fajne opowiadanko, czytając je wróciłem do dziecięcych lat i takiego programu dla dzieci " Zwierzyniec" tam był taki facet, nie pamiętam jak się nazywał, ale świetnie opowiadał o swoich przygodach w lesie.
  • Trzy Cztery 01.03.2021
    Lotos, ten człowiek nazywał się Michał Sumiński.
  • Tjeri 01.03.2021
    Trzy Cztery "I kudłate i łaciate, pręgowane i skrzydlate, te, co skaczą i fruwają, na nasz program zapraszają” :)))
  • Lotos 01.03.2021
    Trzy Cztery Dzięki za przypomnienie, teraz już będę pamiętał.
  • Marian 01.03.2021
    Dzięki za przeczytanie mojego kawałeczka i komentarz.
    Ten pan Sumiński miał jeszcze do tego fajne wąsy.
  • Był ten klub pana Rysia. Pasuje do tematu.
  • Trzy Cztery 01.03.2021
    "Mógłbym zbierać grzyby, bo nawet napotkałem kilka, ale nie chciało mi się schylać".
    "Mógłbym spróbować, jak smakuje ten człowiek, siedzący na kamieniu, ale nie chciało mi się wysilać".

    Laki piękny, leniwy dzień...

    :)
  • Tjeri 01.03.2021
    :):):) hihi, dobre!
  • Trzy Cztery 01.03.2021
    Tjeri :)
  • Marian 01.03.2021
    Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
    Myślę, że rysiek mógł tak pomyśleć.
  • Tjeri 01.03.2021
    Uwielbiam Twoje opowieści! Aż sobie o ryszardach poczytałam – nie wiedziałam, że mają słaby węch. Przypomniało mi się jak ponad 20 lat temu wraz z przyjaciółmi wędrowałam po ukraińskiej Czarnohorze (weszło się z jednej strony pasma, a zeszło z drugiej), a potem dowiedzieliśmy się od tubylców, że od paru miesięcy rysie atakują tam krowy i było parę przypadków ataku na ludzi (nasz rozmówca chwalił się widowiskową szramą szyjoobojczykową). Dobrze, że dowiedzieliśmy się o tym po czasie, bo pewnie byłoby trochę strasznie. ;)
    Ryśki to przepiękne, ale niebezpieczne zwierzęta. Spotkanie "króla" to na pewno było przeżycie. :)
    Co do porównania, o którym wspomniał Narrator – mam odwrotne zdanie. Porównanie jest obrazowe, zabawne i dla mnie – działa jak trzeba. Niczego bym tu nie zmieniała.
    Jeszcze jedno – Twoje "górskie" teksty czyta mi się świetnie (znaczy szczególnie świetnie, bo na każdy temat piszesz dobrze). Myślę, że to przez zakodowaną w nich miłość do gór. To się czuje, szczególnie jeśli ktoś tę miłość podziela.
  • Marian 01.03.2021
    Dzięki za wizytę i komentarz.
    Po ukraińskich górach nie chodziłem, ale chodziłem po rumuńskich i bułgarskich. Tam też można spotkać fajne stworki. Ja spotkałem w Fogaraszach juhasa, który opowiadał o różnych lupulach (wilkach) i ursulach (miśkach), które mu kradły owce.
  • Tjeri 01.03.2021
    Marian :)) ursule i lupule hihi

    Bułgarii niegdy nie nawiedziłam, a w rumuńskich byłam jedynie w Retezacie. Fogaraskie groźne mi się zawsze wydawały. Jak nasze Tatry, których też się boję. Choć Peleaga (w masywie Retazatu) jest wyższa niż Rysy, to przyjaźniejsza znacznie. Kurczę, taką ochotę mi narobiłeś, że może choć w Opawskie skoczę... :)
  • Marian 01.03.2021
    Nie skoczysz w Opawskie, bo potem kwarantanna.
  • Tjeri 01.03.2021
    Marian, o to czegoś nie wiem? Wyłączyli ten region?
  • Marian 01.03.2021
    Od dzisiaj po powrocie z Czech obowiązuje kwarantanna. Chyba, że pójdziesz tylko na Biskupią Kopę.
  • Tjeri 01.03.2021
    Marian tak, miałam na myśli polską część. Oprócz Kopy jest parę mniejszych górek i fajnych szlaków.
  • Piecuszek 01.03.2021
    Świetnie się czytało. Uwielbiam takie opowieści pisane z humorem, mimo grozy sytuacji:)
  • Marian 01.03.2021
    Dziękuję za odwiedziny i miły komentarz.
  • Piotrek P. 1988 01.03.2021
    Jeśli chodzi o wspomnienia, przyrodę i o Ryszardów, to przypomniał mi się serial "Klub Pana Rysia" i fragment piosenki, który utkwił mi w pamięci: "Nogi cztery ma czy dwie, to najlepiej Rysio wie" XD. To były późne lata 1990-te. Dla mnie osobiście były to czasy dziwne i trudne, ale jednocześnie niezwykłe, bajeczne i magiczne. 5, pozdrawiam :-)
  • Marian 01.03.2021
    Dzięki, że zajrzałeś, za komentarz i za przypomnienie piosenki.
  • Niewiedziałem, że Rysie są takie niebezpieczne. Opowiadanie jest dobrze napisane, chociaż sama fabuła jest bardzo prosta. To w sumie taka anegdota to opowiadania po powrocie z wakacji. Pozdrawiam
  • Marian 01.03.2021
    Dzięki za odwiedziny i komentarz.
    Rysie są groźne, ale jakie interesujące.
  • Keraj 02.03.2021
    Miło się czytało
  • Marian 03.03.2021
    Dzięki za wizytę i miły komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania