Bliskosłów

no co za złom, kurewski, skośnookawy!

przejechałem szmelcem ledwie dwa tysiące

czterysta kilometrów – i odpadł tylny błotnik.

chiński, prawie nowy motorower, chińska bezjakość.

 

co gorsza – tablica rejestracyjna wysunęła się

z plastikowej ramki. wiem, powinienem był przykręcić,

albo w ostateczności wziąć na super glue, ślinę, wymiociny,

przykitować, łapnąć silikonem, akrylem.

cokolwiek durnego zrobiłbym w tej materii

– byłoby rozsądniejsze, niż de facto olanie sprawy.

a tak: brzdęk! – i pofrunęła, suczysko,

rowowe. znikło jej się z pola widzenia.

 

jeśli znajdzie jakiś łobuz

– przymocuje do pierwszego lepszego jednośladziny

i będzie jeździć na zbrodnie, tankować i odjeżdżać

bez płacenia za paliwo, przekraczać prędkość o dwieście

milimetrów na godzinę, a do mnie, prędzej czy później,

zaczną przylatywać mandaty, wezwania na komendę,

w najgorszym razie: wyroki z e-sądu. wiem, przesadzam.

 

no frustracyja nieziemska. a jak mnie bierze załamańsko

– to nie ma zmiłuj, wieżowce obracają się w grudki.

 

staję się jednośladowym męczennikiem, Tomaszem Komendą

motorowerstwa, zaraz przyjdzie nakaz zapłaty półtora

miliona złotych plus VAT, już wyznaczono termin

egzekucji przez rozdeptanie słoniem albo gorzej i durniej,

Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski,

pomocnicy egzekutorów już podłączają krzesło do prądu,

ostrzą topory, plotą pętle, nabijają muszkiety!

 

mógłbym porównać swoją stabilność emocjonalną

do trwałości dwukołowego gracidła. ale się toczę, niemrawo,

poniżej poziomu mgły. powinienem dostać odznakę

Dzielny Abstynent – bo korci, żeby se strzelić. i bynajmniej

nie focha. jednak nie daję się namówić podszeptom.

 

dostrzegam coś w gonitwie myśli, obłędnej kołowaciźnie,

chaosie, zarzucaniu się głupimi obrazkami lęków.

Checker Taxicab, poczciwa, stara taksówka z amerykańskich

filmów, powoluchnu rozjeżdża kryształowe kwiatki,

jakimi usiana jest łąka. chrzęst.

 

z samobieżnego wraku odpadają nadkola, żółte drzwi.

jeszcze więcej chrzęstu! oto ślamazarzynanie

sztucznej przyrody. wrak toruje sobie drogę ślimaczetą.

 

neologizmuję z uśmiechem. jakbym wziął rozbieg

i rzucił się do Bugu – tyleż wielką, co kretyńską ucieczką

w samobójstwo wykiwałbym wszystkich oszustów,

przywłaszczaczy, złe policje, sędziów bez oczu.

 

nie miałby wtedy kto płacić niesłusznie

wystawionych mandacideł. więc na pewien, kompletnie

wariacki sposób – wygrałbym, wyszłoby na moje!

 

przykręcam mgielne błotniki. złodzieje kradną

litery i cyfry z blach, inni – wżerają się w aluminium.

toczy się, toczy, bujda na zardzewiałych amortyzatorach,

ściema resorowana grubymi nićmi.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • słone paluszki 7 miesięcy temu
    staję się jednośladowym męczennikiem - w trąbkę z podobaniem

    Easy & Crazy Rider.
    Rozhulany ten tekst.
  • Florian Konrad 7 miesięcy temu
    Tak jak i cały ja!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania