Blizna - cz. 1
Zamknij oczy i wyobraź sobie dokładnie małą, dwuletnią dziewczynkę. Na sobie ma blado różową sukieneczkę, z koronką, a jej jasne blond loczki wymykają się spod gumeczki założonej przez swoją mamusię. Uradowana, biega w tą i z powrotem ganiając za wolno toczącą się piłką. Łapała ją drobnymi rączkami, to rzucała, zatrzymywała i przypadkowo wywracała się przez gumową zabawkę. Mamusia patrzyła na nią czule i pocieszała za każdym razem, gdy mała coś sobie zrobiła. Oh... A jaki cudowny i rozbrajający miała uśmiech. Mamusia pamiętała jak to kilka dni temu będąc z nią w markecie nie była w stanie zabrać jej, po tym jak zaczęła zaczepiać umięśnionego, wyglądającego groźnie mężczyznę. Kilka uśmiechów i parę tylko jej znanych słów, przemieszanych z tymi, które już potrafiła wymówić, a ów mięśniak zmienił się w duże dziecko, a jakże była z niej dumna matka. Lenka pozostawiła zabawkę i podeszła do pudełka, wyraźnie zainteresowana tym szarym przedmiotem. Przewróciła je i okrążając, wczołgała się do środka, śmiejąc się jakby nie wiem jak zabawne to mogło być. Mamusia także przyłączyła się do niej, chowając się i pojawiając nieoczekiwanie krzycząc:"a kuku !". Śmiech dziecka wypełniał radością cały dom. To właśnie ten brzdąc sprawiał, iż było to ciepłe, pełne miłości, przytulne miejsce... Do czasu....
Minął rok... minęły dwa lata... Małej Lence urodziła się siostrzyczka. O jakże nie przypadła jej do gustu. Małe, brzydkie coś, które jedyne co potrafiło to ryczeć całymi dniami i nocami oraz psuć jej zabawki.
- Mamusiu! Mamusiu! A Natka ciągnęła mnie za włosy!.... Mamusiu! Natka bez przerwy płacze!.... Mamusiu! Ona zniszczyła mi lalkę!- lamentowała, powtarzając w kółko to samo, niczym jakąś mantrę.
Skarżeń nie było końca, ale czas leciał szybko, a Natka wciąż rosła. Stawała się mniejszą kopią Leny, a na dodatek obie były ubierane w takie same ubrania, co według dorosłych było urocze, a dla niej raczej bardziej denerwujące. Z czasem jednak się do tego przyzwyczaiła, jak i do tego, że nie było już mowy o indywidualnych zabawach. Natka chodziła za nią wszędzie. Z każdym dniem jednak stawało się to , dla niej, coraz bardziej codziennością. Lena zrozumiała, co oznacza być starszą siostrą i wywiązywała się z obowiązków przydzielonych do tego, jakże ważnego stanowiska.
- Mamusiu! chodź tu szybko! Natka powiedziała Lena! Ona powiedziała moje imię! Mamo słyszałaś to?!- wykrzykiwała triumfalnie, słysząc to pierwszy raz z jej ust.
Oczywiście zawsze znalazło się coś do zarzucenia, czy do poskarżenia na młodszą siostrzyczkę, ale pomiędzy obojgiem z czasem zaczęły się tworzyć trwałe więzi.
Byłam wtedy jeszcze dzieckiem, a tą opowiastkę znam od mojej kochanej mamy. Uważa, że kiedyś uśmiechałam się bez przerwy, że kiedyś byłam w stanie poruszyć najtwardsze serca, że nigdy nie musiała się o mnie martwić. Kiedyś... Świat jest złudny, a ludzie niszczą ludzi. W takim świecie żyjemy. Taki świat sami stworzyliśmy... Rasa ludzka... pf... raczej rasa, która dla dobra tego świata powinna wyginąć. Ta rasa zbliża się do przycisku samozniszczenia... Coraz to bliżej i... Bliżej.......Tik-tak..... Czas leci....... B-U-M !

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania