Blue Monday
Gdyby Krystyna była mężczyzną, można byłoby powiedzieć, że jest w wieku średnim. Ale jej atrybuty płciowe stanowczo zaprzeczają, że nim jest. Płeć odmienna, wiek ten sam. Skoro nie średni, to jak nazwać szczerzącą zęby pięćdziesiątkę, by w nazwie zawierała się esencja a nie liczba?
Wygląd Krystyny- jej twarz i cała postawa ciała przywodzą na myśl opustoszałe plaże w środku zimy. Tak, Krystyna jest w wieku posezonowym.
Jej posezonowość jest refleksyjna i dzika jak coś czego już dawno nie ma. Jest jak lody bambino i świeże ryby z budki. Smutek, oj smutek. Jest tak bardzo smutno w Krystynie i w świecie, który odzwierciedla jej wnętrze, że nawet zima występuje bez śniegu. Perwersja i Gomora.
Wprawdzie Krystyna ma swoje chwile radości – niewątpliwie jest szczęśliwa, kiedy usłyszy w jakimś serialu swoje imię. Wtedy na moment, nie jest już anonimowa. Cała Polska słyszy o Krystynie, mimo, że ona siedzi na kanapie i w ogóle nigdy w telewizji nie była. Ale przecież mogłaby być i szczerze powiedziawszy w tamtej chwili, jest w niej na pewno całą sobą.
Może się wydawać, że życie po sezonie, to nie życie. Smutek wypiera wszelką myśl o radości w smutku. Całkiem logiczne jest więc pozbieranie wiaderek, grabek i szpadelka i odejście w siną, zamgloną dal. Na szczęście, dla autorki tego tekstu, Krystyna logiką nigdy się nie posługiwała, dlatego właśnie teraz tu jest. A dokładniej, w takim miejscu na ziemi, o którym nawet scenarzystom telenowel się nie śniło.
Krystyna się wprowadziła do mojej głowy. Bez pytania, tak po prostu wniosła walizki i rozsiadła się wygodnie w moim ulubionym fotelu w prawej półkuli mózgu. Na początku mnie to oczywiście zdenerwowało, przyczyna leżała daleko poza fotelem, choć ulubionym. Prawa półkula mojego mózgu jest dosyć ciasna, bo mało używana. Zarosła się trochę jakąś trawą, czy coś. Ciasno dla jednej osoby, a dwie to już absolutny tłok. No ale przecież, nie wygonię Krystyny. Obca, ale swoja. Tak więc siedzimy sobie z Krystyną w mojej głowie – ona siedzi- ja bardziej kucam, żeby nie zahaczyć o most, bo obiad się gotuje, a jak uszkodzę most to nie pogryzę. Zresztą, nie wiem, bo teraz jestem z prawej strony mózgu a to lewa wie takie rzeczy. Tak czy siak, niezależnie od pozycji próbuję nawiązać kontakt z moją lokatorką. Dzieje się to w osobliwie rytmiczny sposób, bo język i interpretacja też z lewej strony.
Śpiewam więc przebój Ireny Santor o nieistniejących plażach a Krystyna buja się w fotelu w takt piosenki, raz za razem przerywając mi wytrzeszczem niebieskich oczu. Po co i dlaczego? Wciąż nie wiem, ale wyobrażam sobie, że w ten sposób opisuje mi swoje wewnętrzne życie.
Skoro nie mogę zinterpretować to puszczam wodze fantazji, za które łapie moja przyjaciółka – tak muszę powiedzieć, skoro mieszka u mnie w głowie – i wywleka mnie z mojej cieplutkiej przystani na niespokojne wody. Co od razu przypomina mi o tym, że będąc dzieckiem się topiłam i uratował mnie ochotniczy, młody strażak. Jedno z wielu wspomnień, które powinno być miłe, bo dobrze się skończyło a takie nie jest. Potem znowu nic, ciemny wąwóz i szum nadlatujących samolotów. Myślę sobie, Kryśka daj spokój – i uświadamiam sobie, że kiedy ja myślę to Kryśka znika.
Skupiam więc uwagę, żeby nie zaistniała w niej żadna myśl- głupio tak znikać kogoś bez zapowiedzi, tym bardziej Krystynę. Przecież generalnie miła jest, po przejściach różnych podziemnych i ponad gruntowych.
Przerabiam więc Krystynę w głowie na mitologiczną syrenę – niech śpiewa swoją pieśń. A ona zawodzi o aniele z owłosioną klatą, herosie z dużym instrumentem, którym to za cholerę nie wiem co robi, bo z wrażenia Krystyna milknie. Moja gościnność jest zaskoczeniem dla samej mnie. Krystyna zdaje się, w ogóle nie zważać, że jej fantazje stoją w zupełnej sprzeczności z moimi, a przecież to moja prawa półkula mózgowa jest.
Stare polskie przysłowie ostrzega – dasz palec wezmą całą rękę. Oni zawsze coś zabierają. Krystyna jest zupełnie jak oni. Czające się cienie, gdzieś w otchłani za fotelem, który wiadomo, gdzie stoi.
I nie szkodzi, że Krystyna opowiada o aniołach, nawet nie ma znaczenia, że codziennie jednego mijam. Czasami zatruwam bardziej środowisko, bo wydłużam drogę, by tylko przejechać koło niego, po czym i tak o tym zapominam. Dobrze, że Krystyna się wprowadziła do mojej głowy w ten piękny poniedziałek, inaczej w ogóle bym zapomniała, że mam głowę.
Jest styczeń. Dawno już po sezonie.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania