Bo łzy to największy afrodyzjak

Jestem ptakiem – krzyczysz i zrywasz pióra,

rozerwana suknia ląduje na dnie oceanu, a ja

płaczę.

 

Odlatujesz oknem z naszej sypialni, cała ty;

zaplątana we własne słowa, znikasz w słońcu,

by zanurkować w dziewiątej fali na zawsze.

Czytałaś Platona? Co powiedział o języku?

 

Uwielbiasz głośno krzyczeć, gdy dochodzisz,

i smak ostrego słowa, i w nich nie przebierasz,

ja też nie – suka! Wiesz, że dla mnie to synonim

całkowitego oddania, klucz.

 

Powiedziałaś, że nią jesteś, obiecałaś, że zawsze.

Ale uciekasz. Dlaczego musimy w to grać?

Rozrywam poduszkę, bo nie ma prawa do ciepła,

które uleciało, do resztki wilgoci, odcisku ust.

 

Powroty są coraz boleśniejsze, wymagania rosną,

a ja już młodszy nie będę. Znowu poprosisz, nie mnie,

a niewidzialną ścianę o wybaczenie, zraniona duma

nie pozwoli ci błagać.

 

Wiesz, że nie przegryziemy pępowiny, która nas łączy,

ale wytoczymy tyle krwi, ile się da, by wanna stała się

domem, a prysznic ogrodem. Jęk uniesienia obudzi

sąsiadów, i znowu wrzaśniesz, że chcesz znów

 

– jeszcze i jeszcze.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MartynaM dwa lata temu
    Ociekasz seksem, namiętnością w tych swoich wierszach... fajne to.
  • absynt dwa lata temu
    Wiem:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania