Bo mimo pieniędzy nie było nam dobrze

– Przepraszam…

Spadam.

Jest ciemno. Mimo to wiem gdzie jestem. Żadne miejsce nie jest ciemniejsze niż to. Czerń nie jest zwykła – ona pożera, wciąga, zatapia. Tak właśnie wyglądam od środka. Gdy rozdzieram powłokę idealnego syna, tylko to widać. Moje serce bije, lecz tylko jego odgłos wypełnia pustkę.

Ojciec patrzył na mnie z rozczarowaniem i przerażeniem, gdy podchodziłem do krawędzi. Miałem ochotę mu powiedzieć, że to jego wina, ale nie mogłem, moje gardło odmawiało posłuszeństwa. Teraz już a późno.

Widziałem łzy mamy, słyszałem krzyk przerażenia… Żałowałem, że mnie dogonili i że skaczę na ich oczach, ale nie mogłem się powstrzymać. Tylko krok dzielił mnie wtedy od opuszczenia tego okropnego miejsca. Od opuszczenia świata.

Bałem się, że coś spieprzę. Że zamiast umrzeć wyląduję na wózku i będę kaleką do końca. Już nie będzie drugiej szansy na skok. Chociaż rezydencja rodziców była tak duża, że równie dobrze mógłbym rzucić się ze schodów.

Czuję wszechogarniający ból. Piecze, szarpie mną jak wygłodniałe zwierzę. A później jedyna reakcja jaką mogę dostrzec to bicie serca, które nagle się urywa. Ból też znika, ale nie tak gwałtownie. Unoszę się w próżni. Nie wiem co się stanie, ale jest mi to obojętne. Może stać się wszystko, ale ja odczuwam jedynie ulgę, że mam to już za sobą. Jest wiele teorii na temat śmierci. Czy będę z kimś rozmawiał? Nieważne, nie dbam o to.

Umarłem.

Boże, jaka ulga…

Do mojej świadomości raz po raz dociera komunikat, że już po wszystkim. Spada ze mnie ciężar, który nosiłem od dzieciństwa. Ważne przemówienia, ludzie, przyjęcia, bale, spotkania, pieniądze, znajomości, polityka… Byłem za słaby, żeby to wytrzymać, byłem niewystarczający i niepotrzebny; a teraz już nikomu nie zagrażam swoją wrodzoną beznadzieją.

Przypomina mi się samotność, którą odczuwałem przez całe życie. I już jej nie doświadczę, już… Już tego nie ma. Będzie mi brakowało jedynie mamy, która próbowała co jakiś czas nawiązać ze mną kontakt. Rozpaczliwie próbowała mnie pokochać, być jak wszystkie matki dookoła.

– Jesteś teraz szczęśliwy? – spytał jakiś głos.

Nie interesowało mnie skąd on dochodzi, więc tylko odpowiedziałem:

– Najszczęśliwszy.

– To dobrze, w sumie nie mam tu więcej pytań do samobójców. Wykazałeś się wielką odwagą… Chociaż, wiesz co? Nie chce mi się tego mówić kolejny raz. Mogę pominąć ankietę i po prostu o coś się ciebie spytać?

Zaciekawił mnie, więc rozejrzałem się dookoła. Zobaczyłem go. Miał białą szatę, zielone oczy i plik kartek w ręku. Podpłynąłem do niego.

– Jasne.

– Świetnie – puścił papiery które teraz fruwały dokoła niego. Wyglądało, jakbyśmy byli w kosmosie, żadnej atmosfery ani praw fizyki. – Jak to zrobiłeś?

– Ale co?

– No… – zawahał się. – Jak zginąłeś​?

– Skoczyłem z dachu rezydencji rodziców.

Zmrużył oczy i zaczął szukać czegoś w pliku papierów unoszących się dokoła nas. W końcu znalazł to, czego szukał. Szybko czytał drobny druczek, aż w końcu rzekł:

– Tu jest napisane, że skoczyłeś na ich oczach – posłał mi podejrzliwe spojrzenie.

– Yhm – potwierdziłem. Niezbyt mnie to wtedy interesowało. Rozglądałem się dokoła, ale nic nie dostrzegłem. Dopiero po chwili czerń powoli zaczęła się rozjaśniać, aż w końcu obraz wokół mnie przybrał barwy wschodzącego słońca. Było mi tedy tak przyjemnie, błogo i lekko… Jak nigdy dotąd.

– Dobrze… A twoje rodzeństwo? Było na miejscu, gdy skoczyłeś?

Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego z irytacją.

– Nie mam rodzeństwa. Ile będę tu jeszcze siedział? Kiedy coś się stanie?

– Mój drogi, masz starszą siostrę. I starszego brata też… Wow, nie jednego, masz dwóch starszych braci.

– Wcale nie – zaprzeczyłem. – Jestem jedynakiem. Od zawsze byłem sam.

Nie zwrócił na mnie uwagi, zrobił za to wielkie oczy i przez chwilkę odebrało mu głos. Gwizdnął przeciągle.

– Wygląda na to, że każde z nich nie żyje. Wszyscy to samobójcy.

Teraz mnie zaskoczył.

– Co? Jak to?

– Pamiętam ich, byli naprawdę odważni…

– Żartujesz sobie ze mnie? Skąd ty w ogóle masz te informacje? Kim ty w ogóle jesteś, co? To jest jakiś sen, hm? Zaraz się obudzę? Bo wiesz co, było pięknie i błogo do czasu aż wszystkiego nie spierniczyłeś. Wyrecytuj ankietę i odeślij mnie tam, gdzie powinienem być, a nie pieprz głupot – krzyknąłem mu w twarz i machnąłem ręką od niechcenia.

Posłał mi zdziwione spojrzenie.

– Nie chcesz znać swojego ro…

– Nie! Chcę mieć spokój, bo po to właśnie skoczyłem!

– Spokojnie… W takim razie muszę zaserwować ci pytanie: kim naprawdę jesteś?

Zmarłem, a cała złość uleciała ze mnie jak powietrze z balona.

Kim byłem?

Odpowiedź jest prosta: nikim. Zawsze byłem nikim. Tylko szarą, pustą marionetką w rękach ojca i sztucznym dżentelmenem matki.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Wcale nie musisz mi tego pytania zadawać, ty… Ty… Robisz to, żeby mnie przybić i… – zacząłem, ale nieznajomy tylko zmrużył oczy, pstryknął placami i pomachał mi na pożegnanie. Później zobaczyłem pokój.

Pomieszczenie było umeblowane dość skromnie. Stała tam komoda, sofa, jeden fotel i regał na książki. Na ciemnej, drewnianej podłodze leżał dywan w tym samym kolorze co sofa, czyli czerwonym. Ściany zostały pomalowane na pomarańczowy, a pod sufitem wisiała beżowa lampa. Za sofą można było dostrzec lustro, a naprzeciw regału na książki umieszczone było okno balkonowe z widokiem na las. Towarzyszył mi również delikatny odgłos wody – to jakby strumyk w lesie.

Bałem się. Nie powinienem, już wszystko było za mną, nic nie mogło się wydarzyć. Ale… Może się myliłem? Może teraz będzie gorzej?

– W końcu! Tak długo czekaliśmy! – usłyszałem dziewczęcy głos.

– Heath! – krzyknął ktoś i poczułem, jak jego ręce obejmują mnie z całej siły. Odwróciłem się w ich stronę i zobaczyłem trzy osoby. Bardzo do siebie w sumie podobne. Pierwsza; dziewczyna. Niebieskoszare oczy i długie włosy o kolorze gorzkiej czekolady. Dwóch pozostałych chłopców tez tak wglądało. Taki sam kolor oczu i włosów. Tylko wyżsi od niej byli. Mieli może po piętnaście lat, one zresztą też.

– Kim jesteście…? – spytałem powoli i przełknąłem ślinę.

– Ja jestem Alanna – powiedziała dziewczyna. – A tą są Adierl i Travon. Twoje, tak zwane, rodzeństwo. Harry pewnie cię nie uprzedził, że do nas trafisz. Wątpię w ogóle, że ci o nas wspomniał…

– Wspomniał – przerwałem jej. Domyśliłem się też, że Harry, to zielonooki mag. A chłopak, który mnie objął miał na imię Adrien. Travon siedział cicho, jeszcze nic nie powiedział. Tylko się mi przypatrywał. – Ale od zawsze byłem jedynakiem. Nikt mi nie wspomniał, że miałem rodzeństwo. Nie udowodnicie tego. Nie macie jak…

– Danymi osobowymi może nie, bo Harry jest idealnym przykładem na to, że tutaj wiemy wszystko o Świecie Niższym. Ale jeśli ci powiem, że wszyscy przerabialiśmy te bale, idiotyczne spotkania, ohydne jedzenie i politykę? Nie czuliśmy się samotni tak jak ty, ale wiedzieliśmy, że nawet razem nie przetrwamy tego koszmaru. Skoczyłeś z dachu ich rezydencji, prawda? My też. Stanęliśmy na krawędzi, chwyciliśmy się za ręce i skończyliśmy to bagno razem. Każdy z nas był szmacianą lalką. A ja dodatkowo porcelanową laleczką, moja przyszłość była oblana modelingiem. A oni? – Wskazała na braci. – Oni to przyszli sławni i bogaci politycy. A ty? Też milioner, prawda? Czym miała się zajmować twoja firma?

Teraz już nie miałem wątpliwości, że byli moi rodzeństwem.

Spuściłem wzrok.

– Miałem coś tam sprzedawać – bąknąłem.

Teraz patrzyłem na nich z trochę innej perspektywy. Nie widziałem w nich oszustów, tak jak wcześniej. Teraz to byli ludzie, którzy przeszli piekło. Niewidoczne dla innych, ale jednak swojego rodzaju piekło. I nawet, jeśli okazałoby się, że faktycznie wcale nie są moim rodzeństwem; to nie odgrywałoby już żadnej roli. Na razie miałem kogo kochać, jak jeszcze nigdy dotąd.

Bo ich też bolało, bo oni też skoczyli, bo ich też wypełniała oblepiająca czerń. Bo mimo pieniędzy nie było im dobrze. No bo jak tu być szczęśliwym, gdy codziennie rano uświadamiasz sobie, że nikt nigdy cię nie pokochał?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania