Bo z zupy dymna zasłona – Kocwiaczek

Roman był spokojnym i rozsądnym mężczyzną. Nie rzucał się w oczy, jednak czujnie obserwowował otoczenie. Choć pewny siebie, nigdy się nie wywyższał, ale i tak współpracownicy uważali go za wyjątkowego ekscentryka. Nie miał bowiem ani żony, ani dziewczyny, a czterdzieści trzy lata oraz kompletny brak zainteresowania płcią przeciwną i używkami, dyskwalifikowały go jako kompana męskich wypadów. Nic sobie z tego nie robiąc, żył jednak spokojnie, jeździł ukochaną Hondą i wykonywał powierzone zadania, najlepiej jak potrafił.

Pracował jako kucharz w cztero-gwiazdkowym hotelu. Specjalizował się w zupach i nie miał sobie równych. Kremy, zacierane, chłodniki – wszystkie sprawiały, iż kubki smakowe wariowały jak szalone. Zawsze wynajdował nietuzinkowe składniki i sam oceniał czy danie nadaje się do szerszej degustacji. Można było powiedzieć, że miał fioła na punkcie kontroli. Samego siebie, rzecz jasna.

To było w ostatni dzień grudnia. Impreza sylwestrowa na tysiąc czterysta osób, zbliżała się tuż, tuż... a Roman nie miał żadnego oryginalnego pomysłu. Tylko to mogło wytrącić go z równowagi. Nigdy nie czuł się tak bezsilny. Po dwóch godzinach kreślenia po kartkach, gotowania mięsnych wywarów, i w końcu rzucania w złości warzywami, usiadł na taborecie i jął płakać jak małe dziecko. Kelnerzy przystawali, by potem szybko uciekać wzrokiem, nieprzyzwyczajeni do okazywania przez Romana jakichkolwiek uczuć.

Wreszcie gehennę przerwał barman i postawił przed Romanem kufel z piwem:

— Wypij – powiedział. – Dobrze ci zrobi.

Kucharz podniósł przekrwione oczy i wbijając wzrok w bursztynowy płyn, rzekł:

— Nie mogę, to przecież alkohol.

Barman pokiwał głową z politowaniem:

— Jedno piwo, to lekarstwo, dwa: smakołyk, trzy: dobra zabawa, a cztery: spokojny sen. Więcej, to zgon – kończąc wypowiedź, uśmiechnął się i poklepał Romana po ramieniu. – Zobaczysz, po wypiciu poczujesz się lepiej.

Zostając sam na sam, w obliczu totalnej klęski, po raz pierwszy przez głowę kucharza przebiegła myśl: " A co mi tam?". Wstał i drżącą ręką uniósł kufel. Skosztował mały łyczek i szybko się skrzywił. "Gorzkie, ale zimne i mokre" – stwierdził w duszy. Wówczas go olśniło.

Pobiegł do spiżarni i przyniósł chlebki do żurku, najostrzejszy ser, cebulę oraz całą kratkę piwa z zaplecza. Pomyślał, że pod wpływem temperatury, alkohol wyparuje, a pozostawiona kwintesencja wywaru, wraz z cebulą i serem stworzą przepyszną zupę. Podana w chlebku, wraz z grzankami, stanowić będzie idealne zwieńczenie wieczoru. Planował bowiem podać ją na sam koniec zabawy, aby goście z pełnymi od ciepłej zupy brzuchami, wrócili do siebie i zaczęli nowy rok z wspomnieniem jego dania.

Jak powiedział, tak zrobił. Zupa została podana i wszyscy zachwycali się jej smakiem.

Niestety kucharz nie przewidział, że potrawa, chociaż pyszna, bedzie miała katastrofalne efekty uboczne. Opary nieświeżych oddechów i gazów gastrycznych spowodowały kilka następujących po sobie wydarzeń:

Najpierw oczadzono salę balową. Sztynk spowodował odpadnięcie tynku, zerwanie firan oraz oderwanie kryształowych żyrandoli.

Następnie wybuchła panika. Goście, tratując się nawzajem, zaczęli uciekać na zewnątrz budynku i w nadziei na ucieczkę, wsiedli do samochodów, z chęcią rozjechania się do domów.

Niestety klimatyzacja drogich aut nie wytrzymała natężenia wydzielonych tlenków oraz wodorków i szyby powlekła para. Jedne samochody poczęły się zderzać, w innych zaś kierowcy i pasażerowie zapadli w śpiączkę.

Ale to nie koniec rewelacji. Ci, którym udało się uciec i uniknąć śmiercionośnych oparów, z wiatrem we włosach i otwartymi oknami, zostali przyparci... do siedzeń przez istne bombardowanie pochodzące z żołądka. Mieszanka wybuchowa była tak silna, że przeżarła fotele oraz podwozie i miłośnicy sylwestrowych harców pozapadali się w siedzeniach. Karambole na drogach dokonały dzieła: tylko ręce oraz nogi wystawały niczym kikuty z kadłubków ponad resztkami zwęglonych wraków.

Byli też i tacy, co zdążyli dobiec do lasu. Tam wywracające wnętrzności wylądowały w dołach, wyżartych od spływającej toksyny. Te zaś przekształciły się w leje, leje w sieć pęknięć, pęknięcia wywołały wstrząsy, wstrząsy ruch płyt tektonicznych, wybuchy lawy i w końcu erupcję jądra ziemi.

Zanim wszystko pieprznęło, Roman, uraczony trzema browarami, uśmiechnął się szeroko. Chociaż sam nie skosztował dania, jego zupa odniosła spektakularny sukces. Tylko barman złapawszy się w porę za głowę, wypił cztery piwa na raz i usnął spokojnym snem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (34)

  • kigja 23.10.2020
    Hahahaha
    Fajne :)
    I wiem czyje:P
  • kigja haha nie bądź taka, wskaż pismaka! xD
  • kigja 23.10.2020
    Dobre?

    Nie bądź taka,
    wskaż pismaka.

    Nie wskażę pismaka,
    bo nie jadłam Big Maca

    ???
  • kigja bo i tak nie zgadniesz hihihi
  • kigja 23.10.2020
    Niepowtarzalny Styl z Opowi
    A właśnie, że zgadnę!
    :-/
  • kigja
    zgadniesz jak zjesz Big Maca
    a potem będzie sraka
    ??????
  • kigja 23.10.2020
    Niepowtarzalny Styl z Opowi

    Dopadł cię brak kultury?
  • kigja I kto to mówi hihihi
  • kigja 23.10.2020
    Niepowtarzalny Styl z Opowi
    Pół godziny myślenia nad odpowiedzią?
    yetti to ty?
    ???

    Kestem miła. Jeszcze.
  • kigja wszędzie widzisz betti hahahha, poluzuj gumkę i śmiej się
    betti nie ma hasła
  • kigja 23.10.2020
    Niepowtarzalny Styl z Opowi

    Huk z yetti?
  • Szpilka 23.10.2020
    Hahahahahaha, ale ekstra, a ten żur w chlebusiu niebo w gębusi. Bardzo schludnie napisane i coś mi podopowiada, że to dzieło Akwadara ?
  • A ku ku Akwadar strzela z łuku hihihi
  • Kocwiaczek 03.11.2020
    To młua:)
  • Szpilka 04.11.2020
    Kocwiaczek

    Czyli pudło, "następną razą" trafię ?
  • Kocwiaczek 01.11.2020
    Powyżej czterech piwo, to zgon??? Hmm... gdyby to było czasem takie proste :D No, może faktycznie następny dzień jest ciężki, ale do przeżycia :) Pokręcony tekst. Może ciut za długi, ale waham się pomiedzy Akwadarem, a Grzegorym... Niech będzie Grzegory, bo kogoś wskazać to mus.
  • O i to w porzo. Grzegory? Możliw że to on hahahahaha Zobaczymy kochaniutka. Hahahahahha
  • Dekaos Dondi 01.11.2020
    Hmm... cały czas ryzykuję pudłem... Pasja:)
  • Pasją powiadasz. I tylko tyle? XD
  • Kocwiaczek 03.11.2020
    A tym razem pudło:D
  • Dekaos Dondi 01.11.2020
    Nie dublujący↔Foremka tytułu mi jakoś... pasuje:)
    Ale cóż→to to to lotek:)
  • No totolotek i możesz wygrać milion albo nic hihihi
  • Dekaos Dondi 01.11.2020
    Wolałbym wygrać milion Camembertów. Na Ł i k ę t→ powinno wystarczyć:))
  • Hahahhahaha marzenie :)))))))
  • Pasja 02.11.2020
    Takie zakończenie roku to totalny odjazd. Roman miał patent na idealne wejście w Nowy Rok... nie potrzeba fajerwerków, bo grzmoty były jak z armaty. Dobrze napisane.
    Typuję Kocwiaczka. Pozdrawiam
  • Coś ten Kocwiaczek modny hihihi
  • Kocwiaczek 03.11.2020
    Trafiony! Brawo:)
  • Dekaos Dondi 02.11.2020
    Przeczytałem jeszcze raz. Gotowy scenariusz, na filmową scenkę, obrazowo→czuciowo napisany.
    Tylko bez wyzwolicieli zapachów, umieszczonych obok ekranu.
    Bo by mogła, opustoszeć sala:))
  • Heheeheh gazy jak gazy XD
  • Shogun 02.11.2020
    No, dobre te nasze kameleony haha :D
    I to jest dopiero "mocna" impreza sylwestrowa, któż to taką wyprawił? Stawiam na Kocwiaczka :)
  • Co ty nie powiesz. Jesteś pewny? hihihi
  • Shogun 02.11.2020
    Niepowtarzalny Styl z Opowi czy pewny to ni wim, alem mam przeczucie haha :D
  • Kocwiaczek 03.11.2020
    Heh, ciężko się przed tobą ukryć w dłuższych tekstach ;)
  • Shogun 03.11.2020
    Kocwiaczek ano, w dłuższych tekstach więcej typowych "manier" dla Autorki się pojawia, które Lisek zna ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania