Bóg Alkohol i Kobiety cz 9
Kiedy lecisz w dół, nikt i nic nie jest w stanie ci pomóc. Żaden lekarz, przyjaciel, rodzinna. Budzisz się, obok pustych butelek – po czystej wyborowej. Po ulicach chodzisz jak ostatni lump. Gdzie się nie obejrzysz, gdzie nie spojrzysz -widzisz ją. Długo się w sobie zbierałem po Wiki. Przez ten czas, dopóki nie poznałem Marty, pochłaniałem hektolitry alkoholu. Budziłem się, jadłem suchy chleb , wyciągałem drobne z szafy i szedłem do sklepu po picie. Nie widziałem w tym nic dziwnego, przecież wszyscy piją. To jest zajebiste, to lek na wszystko. Zranioną duszę leczyłem, zalewając litrami gorzały. Pół roku po rozstaniu z Wiki, kiedy już przystopowałem z tą autodestrukcją, na jednym z koncertów poznałem Martę. Jeśli pozory mogą mylić, to ona była tego najlepszym przykładem. Grali jakiś koncert charytatywny, był to początek września :dwa tysiące szóstego roku. Wybraliśmy się kilkuosobową ekipą na koncert popularnej kapeli „ Rezerwat. Kto nie zna kawałku?: Zaopiekuj się mną.
Alkohol, oraz pełno ludzi to coś co uwielbiałem. Wiedziałem że jak będzie wóda i możliwość poznania nowych panienek to w samotnej duszy wypełni się luka, zaleczy się rana, odbuduje się podupadłe ego.
Podczas pokonania tych kilku kilometrów przez miasto, od mojego osiedla do stadionu: gdzie odbywał się koncert, zdążyłem wlać już w siebie kilka piw. Żeby nie dostać mandatu, chowaliśmy się w ciemnych skrawkach ulic i tam spijaliśmy piwa. Po dość, długiej i ciężkiej drodze dotarliśmy w końcu na stadion. Rodziny z dziećmi , miejskie pijaki, wypudrowane panienki z przepakowanymi kolesiami, paskudne i łatwe panienki, szukające kolejnej okazji, cała ta mieszanka tworzyła ten tłum ludzi. Zbliżyliśmy się blisko sceny, gdzie tańczyła grupa młodych ludzi. Stanąłem na uboczu, z kurtki wyciągnąłem piwo w puszcze, rozejrzałem się dokoła, po czym otworzyłem piwo i zacząłem pić.
Tańczyła razem z jakąś koleżanką. Jej jaskrawe blond włosy było widać z daleka, poruszała się dość pewnie w tańcu. Dopiłem piwo, puszkę rzuciłem pod buta i zgniotłem. Ruszyłem w jej kierunku, krążyłem blisko, gdy spoglądała w moją stronę próbowałem zatrzymać jej wzrok. Czekałem, by zagrali w końcu jakiś wolniejszy kawałek, by mieć pretekst do zbliżenia się do niej.
Nie pamiętam, jak ten dzień się skończył, nie wiem nawet o czym z nią rozmawiałem. Wiem tylko że chciałem ją wyciągnąć na jakąś imprezę. I powtarzałem jej – że jest ładna ..itp. Typowy bełkot pijanego kolesia, który ma kłopoty z wypowiadaniem słów, nie wspominając o chwianiu się na nogach. A mającemu wrażenie że jest, „panem świata”. Gdyby nie, jej przypadkowa obecność na moim osiedlu, następnego dnia to pewnie bym o niej całkowicie zapomniał.
Podczas tej dość, anty obyczajowej i zepsutej moralnie i uczuciowo znajomości z Martą. Piłem dość umiarkowanie , musiałem trzymać postawę i fason. Marta była bowiem, typowym szkolnym kujonem, który miał ogromne ambicie. Chodziła do najlepszego ogólniaka w mieści, i marzyła by zostać policjantką. Co niedziele, chodziła do kościoła. A temat Seksu, wydawał się jej nie dotyczyć. Jak to powtarzała – Seks dopiero po ślubie. Wyraz pogardliwego uśmiechu rysuje się na mojej twarzy gdy o tym pomyśle. Zdradzanie chłopaka, z którym była przychodziło jej bez jakichkolwiek wyrzutów i skrupułów. Zakochałem się kobiecie, która była z gościem dla którego mnie zostawiła, w tym czasie sypiając ze mną. – Skomplikowane ?
Ta znajomość kiedyś musiała się skończyć tak jak się skończyła. Do dziś się z Martą nie odzywam. Wiem tylko tyle że niebawem bierze ślub.
Tylko poznawanie kobiet, było chwilowym hamulcem przed upijaniem się. Kiedy je trochę poznawałem, na tyle bezpiecznie by nie urwała się ta znajomość, to z powrotem chlałem ostro. Tak samo było w przypadku, mojej żony Alicji romantyczny chłopak który zatrzymał dla niej autobus i zmienił jego kurs, przepłacając kierowcę. Tylko dlatego że obcierały ją buty. Z chłopaka który spędzał przy niej godziny gdy leżała w szpitalu, został po latach żałosny mąż pijak. Który na pierwszym miejscu zawsze stawiał chlanie. I potrafił wywołać awanturę, by tylko znaleźć pretekst do wyjścia z kumplami i picia. Chlanie zawsze pozwalało uciec w inny wymiar. Dodać baśniowego elementu w otaczającą rzeczywistość. Nie interesowało mnie to co się dzieję dokoła mnie. Całkowicie zapomniałem o swoich ojcowskich obowiązkach. Przy nadarzających się okazjach, gdzie był alkohol i panienki zdradzałem Alicje. W końcu pewnego razu nie wytrzymała i postanowiła się rozwieść. Początkowo byłem strasznie przerażony. Bałem się zmian, byłem przyzwyczajony do opiekowania się mną. I do pobłażliwość i nagle, to wszystko się ma skończyć i mam sobie radzić sam. Po trzech sprawach w sądzie, doczekaliśmy się rozwodu. Dwa miesiące po rozwodzie wyprowadziłem się z domu. Wynająłem mieszkanie naprzeciw bloku mamy.
I rozpoczął się nowy rozdział w życiu. Gdy się trochę urządziłem w nowym miejscu, zaczęły się imprezy. W końcu dostałem to czego tak bardzo pragnąłem gdy byłem w małżeństwie : Swoboda i brak obowiązków. Sprowadzałem kumpli i chlaliśmy swobodnie i do woli. Gdy upłynął ten okres zafascynowania się wolnością. Coraz częściej zostawałem sam na sam że sobą. Przychodziły różne rozmyślania, strach przed przyszłością , poczucie winy, obawa przed samotnością. W środku czułem jak coś mnie zżera. Coraz częściej piłem do lustra. Chodź na zewnątrz wydawać by się mogło że wszystko jest w najlepszym porządku.
To ja tak naprawdę , już na trzeźwo nie potrafiłem żyć. Chlanie było jedynym lekarstwem na Cisze i samotność która jak koszmarny potwór atakowała w nocy. Mimo dopiero dwudziestu siedmiu lat, czułem jak bym był u schyłku życia. Jak bym już przegrał wszystko i pora już odejść. Widziałem tylko jedną wizje przyszłości, że zapije się na jakieś melinie na starość, z jakaś przypadkową dupą, zapomniany przez własne dziecko. I ta wizja mnie przerażała. Siedziałem i patrzyłem w kolejną opróżniającą się butelkę, To chyba strach, przed taką przyszłością sprawił że dziś jestem trzeźwy. I od półtora roku się nie mierze z tym uzależnieniem. Przypadkowo poznałem człowieka, który nie pił już ponad siedem lat, miał na imię Andrzej. Dzięki rozmowie z tym człowiekiem zrozumiałem że chlanie to choroba – To śmiertelna choroba. Potem poznawałem tą chorobę bardziej, by z czasem zrozumieć że sam cierpię na nią.
„ Alkohol to nie choroba picia wódki”
To hasło przewodnie mojej trzeźwości. Nie pije, bo mi smakuje, bo po wódce się zawszę krzywię, albo nią rzygam. Czasem się zmuszam by się jej napić. Nie piłem, bo mi smakowało, było wiele lepszych rzeczy do picia. Ja piłem, by uciec od rzeczywistości , by chodź na chwile zapomnieć o tym że nic mi w życiu nie wychodzi. Do tego wszystkiego niezbędny mi był alkohol, by napisać usprawiedliwienie od odpowiedzialności za życie.
Tak to ta droga która, rozpoczęła się od niewinnego picia na polach za blokami, skończyła się na pomocy dla ludzi uzależnionych od alkoholu. Mam nadzieje że, ten wierny towarzysz życia, poszedł na stałe w inną stronę na bezpieczną odległość.
Gdy upadasz, widzisz jak wszystko dokoła traci barwy. A twoje życie to jedna wielka poczekania przed mając nadejść szybko śmiercią. Nie pomoże ci inny człowiek, on ci może dać tylko wskazówki i zrozumieć, ale nie może ci pomóc. Jedyne co cie może uratować, to coś co większość określa jako…. CDN
Komentarze (2)
,, I do pobłażliwość i nagle,'' - pobłażliwości
,,...się wolnością. Coraz częściej zostawałem...'' - ...się wolnością, coraz częściej zostawałem...
Jeszcze jedna uwaga. Piszesz w tekście w środku zdania słowo z wielkiej litery, na przykład seks lub cisza. Wiem, że chcesz w ten sposób go podkreślić, ale to błąd.
Śledzę Twoje opowiadanie od początku i jestem pod wrażeniem wiarygodności z jaką go piszesz i za to wielkie 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania