Bóg nad Nami czuwa
Z pewnością każdy z was niejednokrotnie zastanawiał się nad sensem ludzkiego istnienia. W głowie pojawiały się różne pytania dotyczące ludzi, świata i ... Boga. Według statystyk chrześcijanie stanowią 32% światowej populacji, z czego wynika, że są oni największą grupą religijną na świecie. Każdy człowiek posiada własny rozum i wolę, dzięki którym może samodzielnie decydować o sobie i swoich poglądach. Wielu z oddaniem służy Panu i postępuje według Prawa Bożego zesłanego w postaci Tradycji i Pisma Świętego. Znaczną część na świecie stanowią ludzie niewierzący. Nie przestrzegają przykazań i nie wierzą w istnienie Boga. Co jest prawdą, skoro zdania są tak podzielone? Kto ma rację? W co warto wierzyć? Często zadawałam sobie te pytania, aż do momentu wydarzenia, które na zawsze odmieniło moje życie...
Miałam wtedy 16 lat. Okres buntu. Trudny czas. Wychowywałam się w przeciętnie zamożnej rodzinie. Od zawsze byłam marzycielką. Miałam zaplanowane życie: szkoła, studia, praca, rodzina, dzieci .. Standard. Moim chyba największym marzeniem było spotkać prawdziwą miłość. Chciałam poznać fajnego chłopaka, który będzie się o mnie troszczył i mnie nie zawiedzie. Kiedy byłam nieco starsza poznałam Adama, wysokiego bruneta, o głęboko brązowych oczach. Mogłam śmiało stwierdzić, że jest moim ideałem, Szybko zostaliśmy parą. Przez pewien czas było cudownie jednak potem Adam z dnia na dzień wyjechał bez słowa wyjaśnienia i tak czar prysł. Teraz wiem, że dobrze się stało.
W dzieciństwie wraz z rodzicami mieszkaliśmy u babci. W sąsiednim domu była para staruszków których co roku w okresie wakacji odwiedzał wnuk zza granicy. Był ode mnie starszy kilka lat. Szybko złapaliśmy kontakt i zostaliśmy przyjaciółmi. Każde wakacje spędzaliśmy razem. To on zawsze doradzał mi w sprawach sercowych. Miałam do niego duże zaufanie, mimo że mieszkał na drugim końcu świata świetnie się dogadywaliśmy. Potem kilka lat się nie widzieliśmy. Ja wyprowadziłam się do innego miasta, kontakt praktycznie zanikł.
Była niedziela, rodzinne spotkanie u babci. Wyszłam się ochłodzić. Szłam drogą rozmyślając o przeszłości. Przechodząc obok domu państwa Jeżyckich ( dziadków dawnego przyjaciela), skierowałam głowę w tamtą stronę. To, co tam zobaczyłam, a raczej kogo mocno mną wstrząsnęło. To był Krystian, mój przyjaciel. Podszedł do bramy i tak przez kilka sekund staliśmy w milczeniu ze łzami w oczach. Zmienił się, zmężniał. Podszedł, przytulił. Chyba wtedy do mnie dotarło, że tak naprawdę zawsze go kochałam. Nie wiem czy czuł to samo, nigdy też nie wyznałam mu swoich uczuć. Tamten dzień spędziliśmy na wspominaniu przeszłości. Przepraszał za urwanie kontaktu. Zapewniał , że mimo wszystko zawsze o mnie pamiętał. Kolejnego dnia zaprosił mnie na przejażdżkę. Szybko się pokłóciliśmy i poprosiłam żeby odwiózł mnie do domu. Następnego dnia wyjechał. Ja poszłam do szkoły, zajęłam się nauką i praktycznie o nim zapomniałam.
Pewnego dnia podczas zajęć z języka angielskiego poczułam silny ból w tyle głowy, po czym straciłam przytomność i ocknęłam się dopiero w szpitalu. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam zapłakanych rodziców. Nie wiedziałam co się dzieje, po serii badań okazało się, że jestem śmiertelnie chora. Załamałam się. Było mi ogromnie ciężko. Nie rozumiałam dlaczego dotknęło to akurat mnie i moją rodzinę. Znajomi się odwrócili, zostałam tak naprawdę sama. Wielokrotnie myślałam o śmierci. Nie widziałam sensu, by dalej żyć. Wszystko, dosłownie wszystko zaczęło mi być obojętne, nie chciałam z nikim rozmawiać, zamknęłam się w sobie. Całymi dniami płakałam i żałowałam, że najpiękniejsze chwile mnie ominą. Pogrążyłam się w ogólnej rozpaczy. Dzień spędzałam na czytaniu wyznań osób walczących z moją chorobą, teraz wiem, że nie powinnam była tego robić. Dawano mi niecałe 2% szans na przeżycie, choroba była mocno zaawansowana.
Kiedy wieczorem wracałam do sali obok szpitalnej Kaplicy, w głębi serca usłyszałam głos nawołujący bym weszła do środka. Zdecydowałam się na taki krok i otworzyłam drzwi. Stanęłam po środku Kaplicy w niechlujnie zapiętych włosach i długiej pidżamie. Poczułam się bardzo spokojna, nie myślałam o chorobie, przez moment zapomniałam o wszystkich problemach. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Stałam tam przez około trzydzieści minut zapatrzona w obraz z ikoną Jezusa z napisem " Jezu Ufam Tobie". Te słowa brzmiały w mojej głowie nawet po wyjściu. Poszłam do sali, położyłam się i otworzyłam laptopa. W Internecie poszukałam informacji na temat cudownych uzdrowień, niesamowitych świadectw. Wtedy po raz pierwszy w mojej głowie pojawiła się chęć bliższego poznania Boga. O niczym nie powiedziałam rodzicom. Przez cały miesiąc regularnie chodziłam do Kaplicy, w skupieniu się modliłam i czytałam fragmenty Pisma Świętego.
Po badaniach weszłam na jeden z portali społecznościowych i zobaczyłam ze w skrzynce zalega jedna nieprzeczytana wiadomość. Była to wiadomość od Krystiana z dnia w którym wyjechał. Przepraszał mnie za swoje zachowanie i prosił o numer telefonu. Podałam. Następnego dnia zadzwonił i bardzo długo rozmawialiśmy. Nie powiedziałam mu o mojej chorobie. Krystian wyznał, że od dawna jest we mnie zakochany tylko do tej pory nie mógł zdobyć się na odwagę by mi o tym powiedzieć. Mówił, że miał kilka dziewczyn ale każdą porównywał do mnie i nigdy nic z tego nie wychodziło. Mówił też, że dla niego liczy się charakter, a mój pasuje mu idealnie i żartował też, że urodę w gratisie mam.
Kiedy odłożyłam słuchawkę zrozumiałam, że to właśnie Bóg wysłuchał moich próśb i jedna z nich właśnie się spełniła- nawiązanie kontaktu z Krystianem. Codziennie jeszcze głębiej przeżywałam modlitwę. Codziennie też rozmawiałam z Krystianem, jednak nie zdobyłam się na odwagę, by wyznać mu prawdę o stanie mojego zdrowia, które nie ulegało poprawie. Zbliżały się kolejne wakacje, a co za tym idzie przyjazd mojego przyjaciela. Byłam załamana, ponieważ wiedziałam, że nie ukryję przed nim dłużej faktu o mojej chorobie. Chyba bałam się odrzucenia z jego strony.
Nadszedł Pierwszy Piątek, czas, kiedy w szpitalu pojawia się duchowny. Postanowiłam, więc zrobić rachunek sumienia i przystąpić do spowiedzi. Muszę przyznać, że bałam się, ponieważ od bardzo dawna nie spowiadałam się i nie chodziłam do Kościoła.
Podeszłam i szczerze ze łzami w oczach wyznałam swoje grzechy. Poczułam jakby ktoś wlał we mnie nową energię. Poczułam się taka czysta i szczęśliwa. Kiedy przyjmowałam Komunię moje serce przepełniało szczęście.
Po tygodniu dostałam złą wiadomość, okazało się, że wyniki badań znacznie się pogorszyły. Nie załamałam się lecz zaczęłam się jeszcze głębiej modlić, tym razem błagałam o uzdrowienie, nie liczyłam na zbyt wiele, bo wiedziałam jakie mam szanse ale przecież 2% to też coś.
Godziny poranne, a w moich drzwiach pojawia się... Krystian. Skąd on wiedział, gdzie jestem? Ach tak, babcia musiała się wygadać. Przywitaliśmy się. Bałam się, że jeśli zobaczy mnie w takim stanie natychmiast wyjdzie i nie wróci. Ale nie. Stał z ogromnym bukietem krwisto czerwonych róż. Mimo złego stanu, naprawdę się ucieszyłam. Siedział ze mną całymi dniami. Bardzo dużo rozmawialiśmy. Po pewnym czasie wyjawiłam mu, że od kilku miesięcy poznaję Boga, staram się mu ufać. Krystian wszystko rozumiał, jakby sam tego doświadczył. Po jakimś czasie wyznał, że przez lata kiedy się nie odzywał był ciężko chory i wtedy stał się osobą bardzo wierzącą. Ustaliliśmy, że kiedy tylko moje zdrowie ulegnie poprawie wybierzemy się na Pielgrzymkę do Częstochowy. Bardzo mnie wspierał w trudnych chwilach. Po okresie 3 miesięcy mój stan był na tyle stabilny, że rozważenie naszych planów wreszcie stało się możliwe. Wraz z rodzicami wszystko ustaliliśmy i dwa tygodnie później ruszyliśmy w autokarową Pielgrzymkę. Był to chyba najpiękniejszy dzień, spełnienie marzeń. Nie czułam się do końca dobrze, ale sam fakt, że mam obok Krystiana, chłopaka, który mnie wspiera dodawał mi dużo energii. Kiedy byliśmy już w Kościele w pełni skupiłam się na Eucharystii. Czułam lekki ból z tyłu głowy ale nie było to dla mnie priorytetem z tamtej chwili. Z całego serca prosiłam Pana o uzdrowienie, teraz moje życie miało sens, miałam po co żyć. Po Komunii rozejrzałam się wokół, na ścianach było mnóstwo kul ofiarowanych od uzdrowionych. Wierzyłam, że i jak mogę otrzymać taką szansę. Uklękłam, przeżegnałam się i poczułam ciepło, na całym ciele. Wręcz przeszywało mnie to. Po Mszy Świętej zwiedzaliśmy Jasną Górę. Po wszystkim wróciliśmy do autokaru. Jutro miałam mieć powtarzane badania.
Kiedy zajęliśmy miejsca i autokar ruszył, Krystian chwycił mnie za rękę, spojrzał w oczy i zapytał, czy zostanę jego dziewczyną, z radością się zgodziłam i przytuliłam się do niego.
Następnego dnia pojechałam do szpitala, oczywiście towarzyszył mi mój ukochany, bardzo się denerwowałam. Krystian mnie uspokajał mówiąc, że jest obok i mam się niczego nie bać. Postanowiłam mu zaufać, przed badaniami jeszcze na chwilę zajrzałam do Kaplicy, by się pomodlić.
Tydzień później znowu musiałam jechał do szpitala. Lekarz powiedział, że to pilne. Bardzo się bałam.. Weszłam do gabinetu, wyraz twarzy doktora był bardzo tajemniczy. Powiedział, żebym spojrzała na zdjęcie i powiedziała co się nie zgadza. Jako, że nie znałam się na tym, powiedziałam, że niczego tutaj nie widzę. Lekarz nagle pełen entuzjazmu stwierdził, że on też niczego niepokojącego tutaj nie zauważa. Zapytałam jak to jest możliwe. Doktor jedynie ze zdumieniem pokiwał głową i powiedział, że to cud. Tak to prawda, Bóg wysłuchał moich próśb i uleczył nie tylko moje ciało ale przede wszystkim moją duszę. Dodatkowo postawił na mojej drodze cudownego mężczyznę.
Za trzy miesiące bierzemy ślub, po chorobie nie ma śladu. A wszystkie wydarzenia sprzed dziesięciu lat poszły w niepamięć. Dzięki Ci Panie. Cieszę się, że zaufałam Bogu i dzięki temu wygrałam życie.
Nie sugerujcie się statystykami, zaufajcie sercu i Bogu. On dopełni Cię w szczęściu i odmieni Twoje życie.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania