Bogowie i człowiek

10.10.06 - 18:46 Czytano: [1381]

 

Dział: Kworum poetów

 

BOGOWIE I CZŁOWIEK

 

Rozmowa po śladach przeszłych,

tylko cisza sterczy jak kikut. – Z.J.P.

 

..........................

 

„Jeśli ty mnie szukasz – P r a w d a woła –

To z namiętnościami czasowemi

Węzeł swój roztargnij, synu ziemi!

Bo nie dojrzysz i cieniu mego zgoła...” – C.K.N.

 

„Bogowie i człowiek”, to tytuł wiersza Cypriana Kamila Norwida. - Podchodzę do Mistrza. We wtorek (3 października 2006 r.) dotykam jego „Poezje” – tylko tyle w tytule, a wystarczający na kilka, na kilkanaście epok. Później może być wielka wojna, i spali to wszystko, co było. Nawet fortepian Fryderyka Szopena. Byłem jako już dorosły na tej ulicy Nowego Świata w Warszawie, przyglądałem się temu budynkowi. A Mistrz pisał, stał tam i widział, i pisał oczami, co stało się z fortepianem Fryderyka. Pewnie przyjaźnili się wzajemnie. Szkoda, że mnie przy was nie było. Taka epoka dla artystów i twórców to wielkie poświęcenie. Ja zagmatwany w komunistycznej rasie, wciąż błądzę, szukam człowieka; tak trudno...

 

Cyprianie pisz ponownie do Fryderyka, że: „A w tym, coś grał: taka była prostota (...) I była w tym Polska”... Ale tak dla przypomnienia, czy byłeś u „Pani Baranowej, która przyjmuje bardzo pięknie” – mnie wtedy tam nie było, czy myślisz Mistrzu, że i mnie by ona przyjęła w swoim domu, a w salonie ugościła winem? Ślady są wszędzie, jeśli je widzimy nawet i po 150 latach. Przecież gdzieś dobrzy ludzie kierują się po śmierci, muszą się kierować w takie miejsca, gdzie wszystko jest dobre – nie tylko poezja, nie tylko muzyka, nie tylko skryta miłość do człowieka.

 

Piszesz: „Kiedy błądziłem w Piekle (...) – i szedłem dalej w powietrzu i porze, I świetle”... Jeśli nawet po drodze tak trudnej, by spamiętać to wszystko, bo pamięć też wysycha nawet jeśli ją kilkakrotnie budzisz do własnych celów, to powiedz mi Mistrzu, ile tej Polski nosiłeś w sobie, czy cała była ona w Tobie? Piszesz: „Tam – milion rzęs”... Wiem, że wiele razy płakałeś, po kryjomu są najpiękniejsze łzy, z woli i ciała i duszy. Wiem, płakałeś za Polskę – choć tak trudno wielu innym zachować się podobnie. Tak, wiem: „Wstaniesz – i pójdziesz, kamienny z rozpaczy, I nie zatrzymasz się”...

 

Czy myślisz że Bogowie Ci pomogli przetrwać, dotrwać do celu? Gdzie są Bogowie nie ma człowieka, bo: „Czułość bywa jak pełny wojen krzyk”, tak, musiałeś bywać tam, a niepokój o Polskę doskwierał Ci tę jałmużnę w codziennych wymiarach, i na początku i na końcu, i prawie w każdym wierszu. Czytam te Twoje ślady Mistrzu, a tak mało radosnych opisów, nawet i jasność nieba i jasność w czasie poranku zgrzyta twardym słowem. – Czyżbyś był wiecznym żołnierzem niespełnionym ku zwycięstwom? Twoje oczy to wicher namalowany na obrazach.

 

„Jak niewiele jest ludzi i jak nie ma prawie

Pragnących się objawić!... (...)

Ni w s p ó ł c z e ś n i, ni bliscy, ani sobie znani..”

 

Tylko pozory. Pozory są pajęczyną wplataną niewolnikom. Żyjemy stadami, choć w tej stadninie ludzkiej kołyszemy nienawiść niemowlęcym poruszeniem. Czy wiemy o tym, czy udajemy. Skąd się to bierze? Matka nam o tym nie mówiła. Ojciec nam o tym nie mówił. Przechodziliśmy to całe stadium dojrzewania, z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, z dekady na dekadę. Czy moglibyśmy to zmieścić nasze życie człowieka w jednym li tylko sezonie? Są owady żyjące tylko jeden sezon, choćby tak przyjazny do ludzi, motyl. Motyl, symbol piękna. Technika przyjścia na świat. Technika latania. Skrzydła większe i ważniejsze od całości. Kolory i wzory. – Kto to czyni Mistrzu? Kto czyni to piękno bez ludzkich rąk przecie.

 

.. ..

 

Ziemia ludzkich spraw z korzeni...

 

Sznuruję ciekawość, schylam się do ziemi,

dotykam to ciepło życia, jest w nim zamęt...

Rozpamiętuję dziecinny hałas, podlotka zaloty,

ojciec w oknie liczył moje podwórkowe grzeszki.

 

Nie wiem czy wróciłem o czasie, zegar na piasku

skrzywił cień oddalającego słońca, było późno.

Matka przy kuchni smażyła placki, na patelni

olej się skarżył, a w głośniku sekretarz partii.

 

To zapożyczona epoka szara i śmieszna, lud

powstał z korzeni, z ogrodów ukrytych Szatana!

I tak pamiętam Cyprianie te moje zacne ciała,

to zalesie pagórków, krzaki i wojny na piasku.

 

Zygmunt Jan Prusiński

5 października 2006 - Ustka

 

Pewnie Mistrzu byś mnie skrzyczał, gdybym Ci podrzucił ten wiersz w tej chwili napisany. Za świeży do światła przenieść go, niech w ciemności dojrzewa... Ale Ty, wojowniczy pasjans z kart układasz i piszesz: „Tak kły pszeniczne ruszają się z ziemi, Wyzieleniając, za grzmotem...”

 

Prostota z ułamkami. Czai się zawsze niepokój... Czy wiesz Mistrzu, że Polska dalej nieułożona wryła się w skalną ziemię. Słyszę uciekających – nie przed policyjną pałką czy lufami czołgów. Dzisiaj inna to broń, inna taktyka przeciwko ludzkości. To nienawiść. Nienawiść (w parlamencie) łomoce duchem zaszłości. Ludzie uciekają z własnej ojczyzny. Ludzie – a w niej najwięcej (młodego kwiatu)., młodzież polska zostawia swój ślad jak najdalej od Polski. – To nie Twoja emigracja, to nie moja emigracja, to jest dziwna „emigracja”, bo w pokoju... Przy Twojej emigracji był okupant, przy mojej emigracji był także okupant, a jaki okupant jest teraz obecny? A Ty już wtedy pisałeś o tym cholernym socjalizmie:

 

„Ludzie, choć kształtem ras napiętnowani,

Z wykrzyknikiem r ó ż n ą m o w ą wargi,

Głoszą: że oto ź l i i już i w y b r a n i,

Że już h o s a n n a tylko, albo skargi!...”

 

A skąd o tym wiesz, człowiek przeszłość ma zawsze pozrywaną, no bo nie jest był zapamiętać na tyle, ile może. Pozrywane są nitki pamięci, gdzieś zaplamiony obraz w szczątkach lub we fragmentach. Ty miałeś swoją „przeszłość” – której ja nie umiem dotknąć, tym bardziej rozpoznać... Bo:

 

„Nie Bóg stworzył p r z e s z ł o ś ć, i śmierć, i cierpienia.

Lecz ów, co prawa rwie;

Więc – nieznośnie mu dnie;

Więc, czując złe, chciał odepchnąć s p o m n i e n i a!”

 

Od ciemności do ciemności., ta ciemność i dziś ma swoje miejsca. Ludzi łatwo odróżnić, ale łatwo też poróżnić. I wtedy taki klon myśli przydaje się: „Płomień w niebo rzucą, ofiarny...” Ale gdyby dostąpili skrawek tego nieba, nie myślisz Mistrzu, że by i to zepsuli, na poczet skrajnej zawiści. Denerwują mnie takowe odpowiedzi, że człowiek grzeszyć musi. A dlaczego? Czemu nie wybiera „wysiłku” na rzecz umiłowania ziemi. – Gdyby nie ta ziemia, gdzie by postawił swój dom? Gdzie by wiedział, iż ta ziemia to jego ojczyzna? W „Pielgrzymie” napisałeś:

 

„Przecież i ja – z i e m i t y l e m a m,

I l e j e j s t o p a m a p o k r y w a,

D o p ó k i i d ę!...”

 

No właśnie, „człowiek”; który jest ważniejszy? Jeśli jest ten jeden gdzieś w czeluści ukryty słowami filozofów i technologów od religii, to jak nazwać tych, którzy przez całe nasze życie się przewijają we władzach. Byli potomni, i są nadal – bogami się zwąc, lub i każą się zwać. Ty Mistrzu masz swoją odpowiedź zupełnie powikłaną, bo co do kapłana – prędzej do apostoła, tak, niech każdy będzie takim apostołem swojego czasu. Ty ogłaszasz:

- „C z ł o w i e k?... j e s t t o k a p ł a n b e z w i e d n y i n i e d o j r z a ł y” –

 

.. ..

 

Twoje „Dno jedynie – stale-o j c z y s t e.” Dno moje upadłe, bom tej szczęśliwości nie zaskarbił sobie. Tak trudno odszukać siebie, choć w lustrze na co dzień przeglądanym, nawet ukradkiem, nawet idąc patrzymy na swoje odbicie... Zapamiętujemy rysy jak urok zatok. Tak, rozumiem Twoje zaklęcie, bo szlachetność jest rzeczą trudną:

 

„Ach!... czy nie ma już miejsca na świecie

Dla N i e w i n n o ś c i?”

 

Skazani jesteśmy na (niezwykłość w zwykłości), na balans p o m i ę d z y...

Zostawiłeś ten szkielet tylko u niedobitków, bo tchórze mają swoje światy. Komu mam mówić o Tobie, kiedy piszesz potomnym i to zaklęcie:

 

„A Ojczyzna – czy tylko

Jest t r a g e d i ą-o j c z y z n y?”

 

Nie kusz mnie bym odpowiedział. Zresztą nie jestem pewny, czy umiałbym odpowiedzieć. Jak piszesz, „Sieroctwo”, to w moim pojęciu jest ono zaprawdę długiem wielo-potomnym...

 

W ogrodach jest późno na zachwyt

 

Tudzież moje istnienie, w kartach nic nie ma,

czarne kolory jak chmury przed burzą, zlewa się

ołowiana apokalipsa w literaturze i na obrazach.

Migotliwie rozpoczynam podróż, w poezji jest

taki pociąg bez maszynisty i konduktora, rozkwita

pamięć po odeszłych i odchodzących; wczoraj

pofrunął Marek Grechuta – śpiewnie do nieba.

Jesienne podróże są ciche, wkoło zasypiają tangary,

robi się ciaśniej na przyczółku, ziewa puszysty

orszak ku sukcesom, polityka wdziera się nawet

do sypialni, posypana pudrem czas wstyd zakrywa,

a my tacy niedołężni i z nadwagą, do snu wracamy.

Kolebka Twojej Polski była zupełnie inna, nie ma

dziś podobnego Norwida – są tylko pokraczne słowa.

 

Zygmunt Jan Prusiński

10 października 2006 – Ustka

 

Mistrzu, to Twoja wina. Wplątałem się w gąszcz zawiłych roszczeń do wolności. Mezalians odkupienia jest iluzją, jest uwodzeniem o stan posiadania. Mieszkam w zaniedbanym domku rybackim – komunalnym, cuchnie wilgocią; grzybica robi swoje. – Kto tu w ogóle coś robi? Za wolność musisz płacić! Nie ma, zlituj się, w ogóle nie wiem kto się lituje.

A Ty mi tu śpiewasz:

 

Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona,

A niżli skona pieśń, naród pierw wstanie.

 

Posłowie:

Byłeś potrzebny Cyprianie Kamilu, wobec tamtego czasu i tego, w którym nie uczestniczysz. – Komu dzisiaj te Twoje słowa, słowa odkupienia? Kto dzisiaj zagląda na te strony, gdzie wiersze pachną Tobą samotniku – wędrowcze - pustelniku? Wiersze to jak ten pociąg bez maszynisty i konduktora. Ale wiem, byłeś światu potrzebny! Byłeś Polsce potrzebny! Byłeś literaturze potrzebny! Wreszcie, byłeś mi potrzebny, żebym mógł Cię dotknąć, żebym mógł ujrzeć Twój ostatni ślad na ziemi... w wierszu.

 

Zygmunt Jan Prusiński

Ustka. 10.10.2006 r.

 

Dodaj komentarz

 

Zygmunt Jan Prusiński - 25.10.06 8:23

List do Pani Wandy z Krakowa!

Dziękuję za uznanie. Tak rzadko ludzie sobie (coś za coś) dziękują. W moim świecie mało mam takich podobnych wzruszeń. Kiedy się ogłosiłem, że jestem "NARODOWYM poetą", to kilku było o to oburzonych. Pamiętam słowa onegdaj doskonałego poety ze Słupska, Mirosława Kościeńskiego, głównego laureata między innymi "Czerwonej Róży" w Gdańsku, cytuję: "Zygmunt, żeby cię nie zaszufladkowano". Dlaczego? Dlaczego nie można głośno powiedzieć: LUDZIE! Ludzie, jestem narodowym poetą!!!

 

Pani Wando z Krakowa, Norwid we mnie jest - czuję go, to samo tyczy się Zbigniewa Herberta - jest we mnie, też go czuję. To taka moja szczerość zagubionego w komercyjnym świecie, rozumie mnie Pani. Gdyby tak zjawiła się Pani w Ustce, to proszę mnie odwiedzić, a póki co podaję mój adres: poetazjp@op.pl Zapraszam do dyskusji. Zygmunt J. Prusiński, Ustka. 25.10.2006 r.

 

Wanda / Kraków - 11.10.06 23:42

Bardzo ciekawa konwersacja, zazdroszczę Prusińskiemu łatwości w nawiązaniu kontaktu z taką znakomitością jak Norwid.

Płynął jakby na wietrze, szturchany przez czubki drzew.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania