BOHATEROWIE BAJKI KTÓREJ NIE BYŁO

- Cześć, co tak dumasz?

- …

-Ej na pewno nie była warta tego wszystkiego, nie obwiniaj się.

-Możesz się ode mnie odpieprzyć?! O nic więcej nie proszę.

-Ale stary...Jestem tu właśnie po to by cie uświadomić. Na rozterki jest już za późno. Podjąłeś decyzję a stąd już powrotu nie ma. Rozejrzyj się. Nie jest tak źle. A więc kobieta zgadłem?

-Jaka znowu kobieta? Czy wszyscy podcinają sobie żyły przez kobietę?

-Tak myślałem, ale ok. Widzę, że powód był inny.

-Tak!! Inny!!! Ale póki co nie mam ochoty o tym gadać. Spływaj!

-Jak sobie chcesz. Tylko uprzedzam, że nie wszyscy są tutaj tak mili.

 

Robert rozejrzał się wkoło i ogarnął go lęk. Mimo, że od trzech godzin już nie żył bał się bardziej niż kiedykolwiek. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie życie po śmierci. Tak naprawdę to miał nadzieje, że nic takiego nie ma. Pustka, niebyt, wieczny spoczynek...Na to właśnie liczył. Tymczasem siedział podobnie jak te kilkadziesiąt minut temu w białym kaftanie na podłodze długiego korytarza w instytucie na Sobieskiego. Nadgarstki jego owijał purpurowy od sączącej się krwi bandaż, ale po tej stronie rana była niemal niewidoczna… Podobnie jak personel, pacjenci z sali czy goście w poczekalni. Widział jedynie szary, mroczny hol, którego pokrywał stary, obdrapany, sypiący się na posadzkę tynk, oraz dziesiątki zagubionych, przemykających tunelem dusz. Poczuł rozczarowanie. Rozczarowanie i ogromny zawód. Jakby ktoś go oszukał, zdradził...Świat w którym się znalazł był największym zaskoczeniem jakie mógł sobie wyobrazić.

 

-No i jak?! Lepiej?

-Aaa...To znowu ty...

-Zgadza się. To ja, a ściślej rzecz biorąc Sławek....No dajże już spokój. Musisz się stąd ruszyć bo zwariujesz. Miejsce te jak widzisz nie wyzwala pozytywnej energii.

-Niech ci będzie...Co proponujesz?

-Byłeś kiedyś w fabryce Wedla?

-Nie...

-No widzisz. Teraz możesz to nadrobić. W ogóle możesz wszystko...Mi z początku też nie było łatwo. Ale przywykłem. Tak ta dobrą sprawę taka forma egzystencji ma swoje dobre strony. Nie musisz martwić się o żarcie, potrzeby fizjologiczne, pracę, rodzinę, rachunki...

-Co z tego! – Przerwał Robert – Co teraz bez tego wszystkiego to warte? Nawet nie mogę zerwać sobie róży...Wolałem zdecydowanie swoją fizyczną postać.

-Niedługo zmienisz zdanie. A teraz chodź. Coś ci pokaże.

 

Chłopcy skierowali się na Prage. Robert ciągle przeżywał swoją obecną sytuację, lecz z każdą kolejną spędzoną z nieznajomym minutą czuł się znacznie lepiej. Głównym powodem tego był szok jakiego doznał zaraz po śmierci, i położenie w jakim się znalazł. Ten sam szpital, te same ubranie na sobie...Jednak z chwili na chwilę jego stan się poprawiał.

 

ALEJA WEDLA

 

-Czemu mnie tu przyprowadziłeś? – Spytał Robert.

-A co wolałeś zostać u czubków?

-Nie, ale dlaczego akurat tu...

-Bo nie wyobrażam sobie bardziej przyjaznego miejsca. Nie mów, że nigdy nie lubiłeś słodyczy...

-Lubie, to znaczy...Lubiłem, chociaż miałem od tego trądzik.

-E tam...Ja zawsze chciałem zostać cukiernikiem. Ale życie potoczyło się niestety inaczej...

-A właśnie...Skoro jesteśmy przy temacie. Jak to było u ciebie Sławek...

-W sensie w jaki sposób się tu znalazłem? Zara ci wszystko streszczę...Zobacz, zobacz tylko... Widziałeś kiedyś równie fascynujący mechanizm? Wiesz co można w ten sposób wyczarować?

-Ekstra...

-Ekstra? Tylko tyle masz do powiedzenia? Rzeczywiście ciężko cie zadowolić. Co cie w takim razie interesuje co? Szybkie fury? Jazz? A może astronomia? Powiedz...

-Strasznie jesteś upierdliwy...Ale zdaje się to ja pierwszy zadałem pytanie...

-W porządku...Ale pamiętaj, że jeszcze z tobą nie skończyłem...Czyli co... Aha . No dobra. Więc od początku.

Byłem dzieciakiem z dobrego domu. Miałem dobre życie i pozornie wszystko czego tak naprawdę chciałem. Pieniądze na wyjazdy do Karpacza, spływy kajakowe w Borach Tucholskich...Miałem też przyjaciół i wielkie plany na przyszłość. Wszystko pięknie. Niestety pewnego dnia, niedługo przed moimi trzydziestymi urodzinami, zdiagnozowano u mnie schizofrenię. Właściwie od jakiegoś czasu leczyłem się u specjalisty, ale zaczęło się pogarszać. Sześć miesięcy później skoczyłem pod ekspres pośpieszny pod Piasecznem. Nie jestem w stanie wytłumaczyć ci co wówczas mną kierowało i co siedziało mi wtedy w głowię. Nic nie pamiętam. Jakby ktoś wymazał mi to z pamięci. Może to i dobrze....W każdym razie tutaj nic mi nie jest. Bo ty jesteś prawda? Powiedz, że jesteś?!!

-Spokojnie. Jestem. Aczkolwiek nie istnieje.

-No takk...Przepraszam cie. Nie wiem co się ze mną dzieje...

-Po prostu robisz dobrą minę do złej gry...

-Że co?

-Nic, nic...Współczuję. A więc mamy coś wspólnego...

-To znaczy?

-Miałem podobny problem. I miałeś rację...Kobieta...Tyle, że zginęła w wypadku samochodowym. Bardzo się kochaliśmy, w przyszłym roku mieliśmy się pobrać. Niestety...Po tym wszystkim doszedłem do wniosku, że nie dam rady...Nie miałem zamiaru dłużej się oszukiwać, łudzić, że życie się jeszcze ułoży. Uciekłem chwilowo w pisanie, piłem by uśmierzyć ból, brałem narkotyki...Potem poradnie, szpitale...Ale nikt nie był w stanie mi pomóc. Oprócz...

-No taa. Żyletki...Rzeczywiście przykra sprawa...

-A ci wszyscy z instytutu?

-Co?

-Czy oni też się zabili?

-Zgadza się. Wychodzi na to, że zostają...

-Tak, tak...tylko samobójcy.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • stz 09.07.2015
    Poza ostatnim zdaniem dosyć płytkie. Duży plus za polskie imiona i miejsca. Daję 4.
  • stz 09.07.2015
    Może powiem inaczej: nie płytkie, tylko zbyt prosto w twarz przekazane.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania