Bomba z rzyci & Niepowtarzalny Styl z Opowi
Rodzina Linneuszy wyszła spod niewielkiego kamienia na spacer. Na łące jak to na łące różne ciekawe rzeczy i sytuacje można wypatrzyć. Mała Linnka pobiegła od razu do Wija Ddrewniaka, aby poskakać na skakance z trawy, a młody Linn jak zawsze nienasycony łapał owady.
- Tato, tato patrz jaki olbrzymi posąg tam stoi. I tam i tam - zapiszczał - boję się tato.
- Głuptasie to ludzkie krowy, a nie posągi - odpowiedział i dalej mówił - wyprowadzają codziennie, a nawet niecodziennie - zamyślił się - ech szkoda słów - wzdychnął i zamilknął.
Mały Linn wskoczył na ręce matki i trząsł się ze strachu.
Co to za mężczyzna - pomyślał ojciec. Co innego Uchowiertka. Może Pan się zabawił i namieszał w damsko-męskich sprawach? Myślał intensywnie. Idąc w ciszy nawet nie zauważył, kiedy oddalił się od rodziny. Pani Linn zaczęła poszukiwania. Nawołując męża zrzuciła z ramion syna i goniła po łące jak szalona. Młody zaś ciekawy życia odważył się zbliżyć do posągów. Aby nie być na linii wzroku, stanął z tyłu i obserwował z dołu monstrum. Nagle krowa podniosła ogon w górę i wypuściła bombę. Plasnęło jak talerzową miną i z Linneusza została plama.
Nastała żałoba, płacz i zgrzytanie zębów.
A jakie zdziwienie, kiedy na stole sekcyjnym otwarto jamę brzuszną i zamiast narządów ujrzano ideologię… Ha, ha, ha śmiech patologa Ślimaka grzmiał po całej łące ze zdziwienia.
Komentarze (17)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania