Boruta Melinger - CYKL OGRODNIKA - Tulipany

Powietrze przeciął wysoki, przenikliwie piskliwy dźwięk, podobny w swej tonacji do kebaba obdzieranego ze skóry. Papieros wypadł z przemarzniętych palców Boruty w pół drogi, nurkując pomiędzy świeżo podlane kaktusy. Mężczyzna westchnął ciężko i wsunął rękę w gęstwinę kolców. Nie było rady. Ostatni.

 

Odpaliwszy zgubę, zaciągnął się zamaszyście świeżo palonym dymem. Wypuścił powoli powietrze, zapominając przez chwilę o przypominającej teraz jeża dłoni, o bólu i o kolacjach piątkowych w rezydencji Kierownika. Gdzieś niedaleko znowu zadudziło. Ogrodnik obiecał sobie, że w najbliższą niedzielę kupi w końcu zatyczki do uszu.

 

Co piątek na najsłynniejszej mecie w kraju, w Żulimborze, odbywał się polityczny zjazd integracyjny władzy. Do najskromniejszego posła prawdomównicy zjeżdżali goście z całej stolicy, a czasem nawet i z przedmieścia. W zasadzie, nazywano te wizyty integracyjnymi, bo brzmiało to lepiej niż instrukcyjne, ale nikt nie czepiał się nomenklatury – obecna władza charakteryzowała się godną podziwu, nonszalancką filozofią językową. To tylko słowa, nieopatrznie podsumował ją przy którymś z przesłuchań kolejnej komisji Macierejka, naczelny kontrszpion ojczyzny. Ale to już zupełnie inna historia.

 

Tego dnia do Kierownika przybywał z wizytą sam prezydent. Ostatni bliźniak wpadał zawsze wtedy w muzyczny zapał i już kilka dni wcześniej trenował zawzięcie najwyższe gamy na swojej wysłużonej dudzie. Policyjny kordon na zewnątrz rezydencji mocno się przez to przerzedzał, ale nikt jeszcze nie próbował wykorzystać okazji. Harmider za ogrodzeniem był bowiem nie do zniesienia. Mordeczka pospiesznie dokończył podlewanie kaktusów i głaszcząc w przelocie tulipany, skrył się w swojej kanciapie.

 

Przedłużająca się cisza, która nastała kilka godzin później, mogła oznaczać tylko jedno. Nadciągał “Stalówka”.

Boruta nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy i od kogo usłyszał po raz pierwszy ten przydomek. Chyba od Żebra. Tak, to musiał być on. Stalówka…, uśmiechnął się pod nosem. W kuluarach prawdomównicy wołano tak na wodza od czasu pewnego wywiadu, w którym starał się wykazać, że jego urząd wymaga, aby był bardziej twardy niż miękki i on to właśnie robi. Ktoś skomentował wtedy za kamerami, że taka z niego trochę stalówka – niby twardszy niż długopis, ale ciągle się łamie. Zwłaszcza, kiedy podpisuje. Ktoś inny zarechotał, szepty poszły w ruch, a jeszcze przed końcem nagrania pani Basia z catering przekazała to swojej przyjaciółce “w największej tajemnicy”, wieść szybko się więc rozniosła i tak już zostało. Dodatkowo pióra ze stalówkami kojarzyły się z wyszukanym pisarstwem i poezją, a w czasie najostrzejszych jesiennych mgieł prezydent wpadał często w poetycki nastrój, więc przydomek zdawał się pasować jak ulał. No i nikt za stalówkę nie ciągał potem po sądach, choć starano się na wszelki wypadek unikać niefortunnych przejęzyczeń w bezpośredniej konfrontacji.

 

Melinger kroczył wolno w stronę okna, skąd miał dobry widok na wnętrze gabinetu integracyjnego. Zawsze udawał, że pieli cebulę pod parapetem, aby móc przypatrywać się politycznej finezji Kierownika. Ostatni bliźniak wiedział, że Mordeczka udawał, ale i on udawał – schlebiała mu ta atencja względem jego zdolności przywódczych. Ogrodnik w kwiecie wieku przyklęknął jeszcze po drodze przy fioletowych tulipanach, głaszcząc je czule i szepcząc zapewnienia, że ona nie przyjdzie. Odkąd ostatnim razem Milady podlała je Prosecco, nie mogły znaleźć sobie miejsca. Boruta nigdy jej tego nie wybaczył. Kwiaty to było całe jego życie.

 

Podniósł się z niejakim trudem, otrzepał kolana i ruszył dalej. Tej jesieni noce zapadały nieco szybciej niż zwykle, pewnie przez wszechobecny smog, kiedy więc dotarł pod framugę było już zupełnie szaro. Wyjął zza pasa saperkę i począł szturchać czubkiem buta jałową ziemię pod stopami, starając się hałasować tylko tyle ile należało dla zachowania pozorów. W tym samym czasie zapuścił dyskretnego żurawia.

 

Stalówka siedział pochylony nad jakimiś papierami, kreśląc podpisy zamaszystą kaligrafią niedocenianego literata. Po drugiej stronie biurka, rozmoszczony w pokaźnym fotelu Kierownik gładził w zamyśłeniu futrzany bandzioch kobzy. Tęsknił za swoim kotem wagabundą, przepadniętym od tygodnia. W pewnym momencie dostrzegł kątem oka cień Mordeczki po drugiej stronie okna i mrugnął do niego porozumiewawczo, uśmiechając się pod nosem. Zdawał się być w nadspodziewanie dobrym humorze – być może to przez brak Milady, żony Stalówki. Zawsze milczała podczas tych wizyt, jak gdyby nie wiedziała, co powiedzieć, a on tym bardziej. Z kobietami z poza kręgów partyjnych nie miał przecież nigdy do czynienia. Przynajmniej nie sam na sam.

 

W pewnym momencie podwładny Kierownika zmarszczył czoło i zaoponował w kwestii jakiegoś podpisu, unosząc w geście memicznego buntu pyzatą czuprynę. Wyrwany z dobrodusznego zamyślenia Kierownik rzucił nonszalanckim tonem zwyczajowe polecenie, co tylko jeszcze bardziej rozjątrzyło Stalówkę. Przez moment zanosiło się na twarde negocjacje, ale nagle gospodarz wyprostował się jak struna i zadął potwornie w kobzę. W kilka sekund krew odpłynęła z twarzy parafiarza, kompletnie zbijając go z tropu. Blady jak ściana, pochylił się z największym namaszczeniem nad zadrukowaną kartką papieru, aby złożyć kolejny autograf. Boruta Melinger zwany Mordeczką otarł ukradkiem dumną łzę.

 

Kilka godzin później, przykładając głowę do poduszki w tulipany, zasnął utwierdzony w ponownie niezachwianym przekonaniu, że nadal to Kierownik grał na dudzie, a nie odwrotnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Niespełniony poeta - Stalówka, Milady od Prosecco, Kierownik z kobzą ułożoną na brzuchu - hahahahahaha!
    Jak ciepło i sympatycznie opisujesz swoje postaci. Łatwo je skojarzyć z pierwowzorami. Czyta się bosko!
    Relacja Kierownika z ogrodnikiem bardzo mi się podoba. No i miłość ogrodnika do kwiatów:

    "Ogrodnik w kwiecie wieku przyklęknął jeszcze po drodze przy fioletowych tulipanach, głaszcząc je czule i szepcząc zapewnienia, że ona nie przyjdzie. Odkąd ostatnim razem Milady podlała je Prosecco, nie mogły znaleźć sobie miejsca".

    Super!
  • Sajmar dwa lata temu
    Cieszę się :) sam polubiłem Borutę Melingera, bo pisze się jego odcinkową biografię nadzwyczaj lekko, a styl celowo abstrakcyjny tylko ułatwia prowadzenie palców po klawiaturze ;) myślę, że Mordeczka jeszcze długo nie wróci do Piekła ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania