"Boska cząsteczka"

Ericsson i jego teoria dziesięciu tysięcy godzin skutecznie odebrał mi radość z nie robienia niczego, w ten nieśmiało słoneczny niedzielny poranek. Nie wiem czemu dziś właśnie przyszła do mnie myśl o tym, że wystarczy czterysta szesnaście dób, ciągłego robienia czegoś, by osiągnąć w tym czymś perfekcję. Trochę ponad rok a można stać się wirtuozem gry na instrumencie, można zbudować statek kosmiczny, zacząć chodzić na rękach. Można pilotować odrzutowce, stać się kreatywnym księgowym i w ogóle również także primabaleriną. W sumie fajna teoria, optymistyczna, ale już podważana przed naukowców, którzy nie mogą po prostu czegoś zostawić, by tego nie podważyć. I nie ważne, że w zasadzie nikogo nie interesują dowody, skoro pomysł, że można osiągnąć sukces tylko po paru tysiącach godzin potu i wyrzeczeń, sprawia, że w ludziach budzi się nadzieja. Przecież siedząc nad trzykilogramową książką, człowiek musi mieć jakieś złudzenie, że na ostatniej stronie, zamiast napisu koniec, pojawią się otwarte drzwi do sukcesu.

Jednym z argumentów podważających tę teorię, jest fakt, iż do osiągnięcia sukcesu, oprócz ćwiczeń potrzebne są też umiejętności, a czym one są, skąd pochodzą i dlaczego niektórzy rodzą się z takimi np kanciastymi a niektórzy z bardziej okrągłymi, to naukowcy już nie wiedzą. Ale wiedzą, że istnieją, tak jak wiedzieli od zawsze, że istnienie „ boska cząsteczka” ale długo nie mogli jej znaleźć. Ale o tym później.

Ponieważ wiadomo powszechnie, że moim hobby jest miłość, więc przyłożyłam sobie teorię dziesięciu tysięcy godzin właśnie do niej. Nie powiem, żebym nie poczuła ulgi na myśl, że wystarczy mi tylko przez kilkanaście miesięcy ćwiczyć się w tejże, by osiągnąć sukces. Abstrahuję od tego, że niekoniecznie sukces w miłości kojarzy mi się z podpisaniem jakiegoś dokumentu, ale mogę dziś pokusić się o uproszczenie problemu i przyjąć, że sukces w miłości to małżeństwo – oczywiście w moim przypadku, jednopłciowe, no i zakładając, że akurat żyję w państwie, które na to zezwala.

Jakby tu zacząć. Po pierwsze nie rozumiem, dlaczego ludzie posiadając taką przydatną wiedzę jej nie wykorzystują. Wiadomo, że miłość jest absolutnie niezbędna do prawidłowego funkcjonowania w tym świecie. A prawdziwa miłość do samego siebie, jest czymś w rodzaju cząsteczki Higgsa w fizyce.

Wyobraźmy sobie, albo dobra ja sobie to wyobrażę – tyle co przyszłam na świat. Moi rodzice wiedzą, że potrzebuję dziesięć tysięcy godzin praktykowania miłości i do końca życia jestem ekspertem, wiedzą o tym i zachęcają mnie do ćwiczeń. Robią to w prosty sposób, przytulają mnie, zapewniają bezpieczeństwo i robią te różne rzeczy bym zapoznała się z przedmiotem moich ćwiczeń. Robią to nieprzerwanie przez dziesięć tysięcy godzin, nie chodzą do pracy, nie śpią, nie mają życia w ogóle. Czterysta szesnaście dób poświęcenia i potem już nic nie trzeba robić. Byłoby idealnie. Ale tak nie jest. Rodzice to jednak też ludzie, więc spać muszą, pracować muszą i inne rzeczy też muszą. Dzieciństwo mija szybko a ilość godzin ćwiczenia się w miłości kurczy się z czasem stawania się przez dziecko bardziej samodzielnym.

Dodatkowym problemem staje się brak konkretnych umiejętności, czyli czegoś co się ma a nikt nie wie czym to jest, szczególnie niektórzy przypadkowi rodzice. Bo jak ktoś kto nie wie, że umie kochać, ma przekazać komuś wiedzę o miłości? Tak więc okres niemowlęctwa, jakkolwiek idealny dla przećwiczenia miłości, często mija nie wykorzystany. Ale to dopiero początek życia, więc ma się czas. Potem jest przedszkole – jak już przerobimy syndrom odrzucenia, albo inaczej nazywany separacyjnym, na powrót możemy skupić się na miłości. Ale czas, który możemy jej poświęcić się niemiłosiernie skurczył, bo trzeba zacząć uczyć się liczyć, czytać i brać udział w grach, by jakoś odnaleźć się w społeczeństwie. Przedszkole mija, czas na szkołę. Szkoła to długi okres, więc ogromny potencjał dla miłosnych ćwiczeń. Zamiast na miłości jednak, skupia się uwagę dzieciaków na ćwiczeniu ich w podporządkowaniu, ocenianiu i wmawianiu innym i sobie, że nigdy nie będzie się dość dobrym, bo nauczyciel też człowiek i może wybierać sobie, czy dziś ma dobry humor i cię doceni. Często ma zły humor a wtedy w jego świecie, ty jesteś czymś co to uosabia.

Nie są to jednak lata zmarnowane. Szkoła robi z nas ekspertów w byciu niewystarczającymi w każdej dziedzinie.

Dorosłość przychodzi szybko a wraz z nią kolejne próby skupiania się na ćwiczeniach w miłości. Z różnym skutkiem i natężeniem. Komu się chce bowiem ślęczyć nad zadaniami, które zostały porzucone w dzieciństwie? Lepiej skupić się na czymś bardziej współczesnym i efektywnym, karierze i innych tego typu dorosłych rzeczach. Dopiero z czasem okazuje się, że nie przerobione ćwiczenia z dzieciństwa, skutkują rozczarowaniami również w dziedzinach nie kojarzonych z nimi bezpośrednio.

Nic to jednak, dziesięć tysięcy godzin to naprawdę niewiele, patrząc z perspektywy względności czasu i perspektywy kosmicznej. Można więc spokojnie zaczynać każdego dnia. Nawet w niedzielę w wieku czterdziestu dwóch lat. I tutaj właśnie następuje powrót do „ boskiej cząsteczki” , bez której nic nie byłoby takie jakie jest we Wszechświecie. Bo to, że o czymś nie wiemy, że jest, wcale nie znaczy, że tego nie ma. Z czasem, który nie istnieje, ukazuje się ona we wszystkim czym jesteśmy. I tak jest z miłością do samego siebie. Mamy to w sobie i to coś powoduje, że świat jest dokładnie taki jak to co mamy w sobie. „Boska cząsteczka”, która mimo porzucenia ćwiczeń, dalej pulsuje w krwi, czekając na odpowiedni moment by zostać zauważoną.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Lotos 09.05.2021
    Interesujący tekst, ciekawe przedstawienie "Boskiej cząstki" Co do miłości to w starożytnej Grecji, też była przyczyną wszystkiego, chociaż tam to było bardziej pożądanie czy też chuć, ale to zjawisko się rozwijało, przeobrażało.
  • Shogun 09.05.2021
    Bardzo intrygujący tekst z ciekawymi przemyśleniami.
    Boska cząstka = miłość
    Niby oczywiste, a jednak nie dla wszystkich...
  • Dziękuję bardzo za komentarze

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania