Boskie dziedzictwo - Rozdział 1 - Spotkanie po latach
- Niewielu odważyło się opowiedzieć tę historię, a jeszcze mniej wysłucha ją w całości... Zaiste straszne to były czasy. Świat zniszczony przez chciwość, żądzę władzy, nienawiść, tylko czekał na zbawiciela, kogoś kto ocali go od zepsucia. W zamierzchłych czasach, zanim bogowie opuścili ten świat dwunastu strażników stało na skraju pokoju, nazywani byli Zodiakiem. Przez kolejne stulecia następne pokolenia strażników czuwały nad światem. Właśnie teraz cykl rozpoczynał się na nowo, strażnicy zostali wybrani, mieli odmieć los świata... jednak nic na to nie wskazywało...
Stella jak zawsze przygotowywała się, aby rozpocząć trening wraz ze swoimi uczniami. Wstała wcześniej, aby wszystko przygotować. Sprawdziła czy piki były twarde, groty naostrzone, a tarcze wystarczająco wytrzymałe, aby zatrzymały na sobie serię śmiercionośnych strzał. Zawsze wszystko starała się robić jak najlepiej, była perfekcjonistką co bardzo dobrze można było zauważyć w jej pracy. Zaangażowanie wręcz przyćmiewało resztę jej zalet. Jednak nie tylko perfekcja zmuszała ją do ciężkiej pracy, również szacunek dla miejsca, w którym się znajdowała. Świątynia była jej domem, a jej mieszkańcy rodziną, jedyną jaką miała.
Kiedy zakończyła przygotowywanie sprzętu postanowiła zająć się sobą. Wyciągnęła z lekko rozpadającej się już szafy swój świątynny strój. Był w całości niebieski, posiadał czarne naramienniki, utwardzone spodnie, na których znajdowały się również niewielkiej wielkości kieszenie. Dziewczyna szybko zmieniła swoje odzienie, a następnie zajęła się swoją fryzurą. Usiadła na małym stołeczku przed wielkim lustrem, które zdawało się być popękane w kilku miejscach. Sięgnęła do swoich kieszeni, aby wyciągnąć z niej czarną gumkę, która znajdowała się tam od wczorajszego treningu. Rozłożyła gumkę na ręce po czym związała nią swoje długie brązowe włosy. Była bardzo szczęśliwa z tego powodu mimo iż mogło wydawać się to dziwne ponieważ, nie było to jakieś wielce wymagające zadanie. Następnie ubrała na lewę ramię worek ze sprzętem, który miał posłużyć podczas treningu i wychodząc ze swojego pokoju ruszyła w stronę sali do ćwiczeń.
W całej Świątyni było jeszcze ciemno - Stella miała dziwne przyzwyczajenie do zaczynania treningów zanim jeszcze słońce wzeszło na horyzoncie. Idąc korytarzem jedynym światłem były lampiony, które mijała po drodze co jakiś czas. O tej porze jedynym co można było usłyszeć była cisza. Było to aż nienaturalne, dla kogoś kto przebywał w świątyni po raz pierwszy mogło to wydawać się przerażające, ale nie dla niej. Stella lubiła ciszę i spokój, pomagały jej się skupić, przemyśleć wiele spraw. Gdzieś po dwudziestu minutach w końcu zatrzymała się przed jasnymi drewnianymi drzwiami. Zrzuciła worek ziemię, który narobił przy tym wiele hałasu. Włożyła rękę do prawej kieszeni, w celu znalezienia klucza, po czym włożyła go do zamka w drewnianych drzwiach. Wrota zaskrzypiały podczas otwierania.
- Wygląda na to, że muszę je naoliwić, no nic zajmę się tym później - powiedziała sama do siebie wchodząc do pomieszczenia. Była to kwadratowa sala podzielona na dwie części. W jednej znajdowały się urządzenia, które można było wykorzystywać na tej drugiej stronie. Sala była wydawała się pusta ponieważ oprócz całego tego sprzętu nic więcej się tam nie znajdowało. Stella wyjęła z worka strzały i położyła naprzeciwko drewnianych tarcz, które służyły za cele. Następnie worek z pikami zawiesiła na metalowym haku na drugim końcu sali. Kończąc już wszystko, co należało zrobić podeszła do jedynego okna w pomieszczeniu i ostrożnie otwierając wyjrzała przez nie. Miała stąd widok na Ogrody świątynne - jedyną część gdzie uczniowie trenowali poza nią. Służyły również jako miejsce dla hodowli zwierząt i uprawy roślin. Były one najniżej położonym fragmentem świątyni. W powietrzu było czuć nawóz, który w momencie zajął całą sale.
Jej zadumę przerwał tłum dzieciaków, który wparował do sali z wielkim hałasem. Średnia wieku wynosiła może siedem albo osiem lat. Stella odwróciła się, widząc jak przez gąszcz dzieci przeciska się jakiś mężczyzna. Był dobrze zbudowany, miał długie czarne włosy, które opadały na jego ramiona. Jego twarz była pokryta taką ogromną ilością blizn, że można by się zastanawiać czy ów mężczyzna jest człowiekiem.
- Myślałam, że dzisiaj mam przeprowadzać egzamin na kadetach - powiedziała Stella wyraźnie zdziwiona zaszłą sytuacją.
- Plany się zmieniły - odpowiedział szorstkim głosem - Uratowaliśmy tę grupę jakieś dwie godziny temu w pobliżu wioski młynarzy.
- Sympozjum? - zapytała, a wszelka radość w tym momencie ją opuściła.
Mężczyzna nic nie odpowiedział - To już czwarta grupa w tym miesiącu, jeśli sytuacja dalej się nie zmieni za chwilę w świątyni będzie więcej osób niż od czasu jej założenia. A teraz wybacz idę zmyć z siebie resztę tej krwi - rzekł wskazując na swój strój.
Mężczyzna ruszył do wyjścia jednak teraz dzieci ustawiły się po dwóch stronach pozostawiając drogę czystą. Kiedy wyszedł Stella zebrała myśli po czym zaczęła swój monolog: Bardzo chciałabym was wszystkich powitać, zostaliście odbici przez naszych ludzi z rąk tych bandytów. Dziewczyna starała się starannie dobierać słowa gdyż wiedziała, że nie wszyscy mogą być przygotowani na bolesną prawdę. Znajdujecie się teraz w Świątyni, tak nazywamy to miejsce, po czym wskazała rękami na otaczającą ją sale, a ja jestem jej strażniczką. Świątynia jest teraz waszym domem, a jej członkowie waszą rodziną.
Stella widziała, że dzieci są bardzo wystraszone więc postanowiła spróbować w inny sposób.No dobrze, lubicie zabawki? - zapytała, a szybka zmiana tematu nawet jej wydała się dziwna.
Przez pierwszą minutę wszyscy stali jakby zamienieni w kamień, po czym z tłumu w jej stronę bardzo niepewnie poruszała się mała ciemnowłosa dziewczynka. Podeszła do niej i nieśmiale zapytała: Ma pani jakieś zabawki?
- Och czy mam zabawki? Oczywiście, że mam - odpowiedziała z uśmiechem. Mam tutaj miecze, łuki, różdżki. Chciałabyś pobawić się różdżką?
- Moja mama nie pozwalała mi czarować, mówiła, że to przynosi jedynie kłopoty. Czy to prawda?Czy magia przynosi kłopoty? - zapytała, a w jej oczach można było zobaczyć smutek.
Stelli ogarnął przypływ nagłego smutku, wiedziała, że prości ludzie boją się magi, a swoje przekonania przekazują swoim dzieciom.
- Nie kochanie, magia to najpiękniejsza rzecz jaką możesz znaleźć na świecie. Następnie wstała i wręczyła jej jej małą zabawkową laskę, która miała przypominać magiczną różdżkę.
Dziewczynka odpowiedziała jej nieśmiałym, ale szczerym uśmiechem.
- No dobrze ktoś jeszcze ma ochotę na zabawę - zwróciła się teraz do tłumu dzieci wciąż stojących nieruchomo.
Dzieciaki spojrzały na dziewczynkę, która wydawała się być zadowolona z nowego prezentu i stopniowo zaczęły podbiegać w stronę Stelli. Po chwili wszystkie dzieci był już w jej pobliżu. Salę ogarnęły krzyki i śmiechy.
- Widzę, że dobrze sobie radzisz - rozbrzmiał głos od strony wejścia do sali treningowej. W tym momencie wszystkie odgłosy ustały, a salę ponownie ogarnęła cisza. Spojrzenia dzieci były skupione na starszym, siwym człowieku w białej szacie, który podpierał się swoją drewnianą laską.
- Mistrzu, jestem zaszczycona twoim przybyciem-odpowiedziała, kłaniając się.
- Wybaczcie nam, ale muszę ukraść waszą opiekunkę na jakiś czas - Rzekł Mistrz z wielkim uśmiechem na twarzy w stronę dzieci. Stello chodź, muszę zamienić z tobą kilka słów. Tymi brzdącami zajmie się teraz Selena. Wskazał swoją lewą ręką na szczupłą dziewczynę o jasnych włosach. Jej ubranie było bardzo podobne do tego, które miała na sobie Stella. Dziewczyny rzuciły w swoją stronę tylko uśmiech po czym Stella opuściła pomieszczenie.
- Co się dzieje Mistrzu, coś nie tak z dziećmi? Starałam się złapać jakoś z nimi kontakt, nie chciałam rzucać ich na głęboką wodę.
- Uspokój się - odpowiedział Mistrz - świetnie sobie z nimi poradziłaś. Gdyby wszyscy nauczyciele byli tacy jak ty naszym jedynym zmartwieniem byłyby ataki Sympozjum na okoliczne wsie.
- Tak słyszałam o tym jaka jest sytuacja. Naprawdę nie jesteśmy w stanie nic zrobić? Nie możemy tak po prostu pozwolić aby terroryzowali ludzi. Ludzi,których mieliśmy bronić.
- Obawiam się, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Przewyższają nas liczebnością, wyposażeniem..
- Ale nie doświadczeniem - przerwała mu Stella.
- Tak, to trafna uwaga, ale ryzyko wciąż jest zbyt wielkie, a strata kogokolwiek z was niestety bardzo mnie przeraża.
Determinacja Stelli właśnie sięgnęła dna. Tak, może masz rację-odpowiedziała ze zrezygnowaniem.
Nie chowaj światła swojej duszy w cieniu smutku i rozpaczy. Masz gościa.
- Gościa? - zapytała z niedowierzaniem. Stella nigdy wcześniej nie miewała gości. Od czasu kiedy trafiła do świątyni nikt jej nie odwiedzał. Zawsze była sama czy tego chciała czy nie.
- Tak gościa.Czeka na nas głównej komnacie. Ponoć to pilne, więc powinniśmy się pośpieszyć.
Stella tylko niepewnie przytaknęła.
Szli korytarzami świątyni, które w przeciwieństwie do momentu kiedy Stella poruszała się nimi, aby przygotować się na trening były już doskonale oświetlone. Na ścianach dominowała biel. Korytarze były skromne. Nie licząc miejsc, w których znajdowały się posągi dawnych bohaterów panowała pustka. Po krótkiej chwili dotarli w końcu do wielkich schodów, które prowadziły ich w dół w stronę miejsca, w którym zawsze zbierali się wszyscy członkowie świątyni. Pomieszczenie różniło się od pozostałej części Świątyni. Znajdowały się w nim bogato zdobione fontanny, wielokolorowe kwiaty, a na ścianach wisiały tysiące obrazów. O tej porze dnia znajdowało się tutaj wielu członków świątyni - głównie kadetów. Przychodzili tutaj między treningami aby odpocząć.
- Chodźmy - powiedział Mistrz wskazując na największe schody jakie znajdowały się Świątyni, a następnie na olbrzymie drewniane wrota. Zatrzymali się drzwiami.
- Proszę cię cokolwiek by się nie stało bądź wyrozumiała.
Stella nie do końca rozumiała co Mistrz miał na myśli. Stanęła na wprost drzwi i pewnym ruchem dłoni otworzyła jej. Jej oczom ukazały się dwie postacie. Jedną z nich była starsza siedząca przy kamiennym stole kobieta w czerwonej długiej sukni,jej ramiona osłaniała przeźroczysta chusta. Miała siwe spięte włosy, a w nich spinkę, która przypominała smoka. Drugą osobą była kobieta z długimi, rozpuszczonymi czarnymi włosami, czarną zbroją, która pokrywała całej jej ciało. Jej twarz pokrywała dębowa maska, które bardzo przypominała maskę szamanów odprawiających jakiś rytuał. Do jej pleców przyczepiony był średniej długości srebrny miecz. Kiedy Stella weszła obie kobiety prowadziły rozmowę.
- A ten?-zapytała wskazując na wiszący obraz, na którym znajdował się jakiś czarnowłosy mężczyzna z białymi końcówkami.
- To Nikolaj, mroźny pastor, pokonany przez kapłana Luvita w czasach kiedy jeszcze Korona sprawowała władzę nad magią. - odpowiedziała Stella z wyraźną pogardą w głosie.
- No proszę jesteś wreszcie - odrzekła kobieta z maską.
Witaj Wando zwróciła się Stella w stronę starszej kobiety, która odpowiedziała jej skinieniem głowy.
- To ma być mój gość? - zapytała z oburzeniem zwracając się w stronę Mistrza.
Starzec nic nie odpowiedział.
- Świetnie, w takim razie muszę przełożyć wizytę - odrzekła ze złością, a następnie skierowała się w stronę wyjścia.
Siostro poczekaj, chociaż mnie wysłucha j- krzyknęła do niej czarnowłosa kobieta.
Strażniczka zatrzymała się, po czym obróciła się w jej stronę.
- Ehh, no dobrze czego chcesz?
- Waleria nie przybyła tutaj bez powodu - odezwała się Wanda.
- Tak to prawda. Spawa jest bardzo ważna.
- Skoro tak uważasz - odrzekła z lekką ironią po czym usiadła przy kamiennym stole. Mistrz oraz Waleria postanowili zrobić to samo.
Kiedy wszyscy zajęli już miejsca Waleria zaczęła. Jak zapewne wiesz Sympozjum w ostatnim czasie zaczęło interesować się Znakami Zodiaku. Zbierają wszystko co tylko może mieć z nimi jakikolwiek związek. Ostatnio, udało nam się ustalić, że zdobyli oni potężny artefakt.
- Zaraz, zaraz co rozumiesz przez"Nam"? - zapytała Stella
-Grupę ludzi, którym zależy na zniszczeniu Sympozjum tak samo jak tobie. - Kontynuując, artefakt jest bardzo niebezpieczny i nie możemy pozwolić aby nadal mieli go w swoim posiadaniu.
- A więc o to chodzi? Po prostu chcesz żebym się tam włamała i przyniosła ci ten artefakt?
- Moja młodsza siostra... Od zawsze byłaś taka sprytna-zaśmiała się Waleria.
- Ale dlaczego ja?-zapytała Stella wciąż zagubiona w całej tej sytuacji.
- Ponieważ jesteś osobą do wykonania tego zadania jaką znam, a poza tym pomyślałam, że będziesz chciała...
- Chciała co?-zapytała lekko poddenerwowana
- Chciała dowiedzieć się czegoś więcej o sobie-odpowiedziała po chwili milczenia.
- Obejdzie się, wiem już wszystko co chciałabym wiedzieć na swój temat.
- Stello proszę - zwrócił się do niej Mistrz.
- Załóżmy, że pojadę z tobą do Sympozjum, pomogę ci ukraść ten artefakt i co dalej? Znowu znikniesz na kolejne kilkanaście lat?
- Stello wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe, dla mnie zresztą też nie. Ale to nie był mój wybór.
Stella siedziała nie mówiąc nic,na krześle przez kolejne pięć minut. Po czym wstała i zaczęła kierować się do wyjścia. Zatrzymała się przed drzwiami.
- Pomogę ci, ale jeśli myślisz, że po tylu latach wrócisz i wszystko będzie okej to bardzo się mylisz.
- Dziękuje - odpowiedziała z wielką ulgą Waleria.
Stella pociągła za klamkę otwierając drzwi, po czym udała się w głąb świątyni.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania