Boskie dziedzictwo - Rozdział 2 - Wizja

- Spotkania, jakże przykre i okropne mogą być. Stella była ich ofiarą. Odczuwała z tego powodu złość, ale także ulgę. Powrót jej siostry nie mógł być przypadkowy, a ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę...

 

Za oknami było jeszcze ciemno kiedy Stella przygotowywała się do medytacji. Wiedziała, że zanim wyruszy musi pozbyć się wszystkiego co mogłoby jej przeszkodzić w poprawnym wykonaniu zadania. Chciała oczyścić swój umysł, zebrać myśli, dokładnie przemyśleć to co stało się wczoraj podczas ich rozmowy. Sięgnęła więc po metalową puszkę, która znajdowała się na drewnianej półce obok ramki na zdjęcie. Objęła puszkę obiema dłońmi po czym jednym ruchem palców uruchomiła mechanizm otwierający zamek. Wierzch puszki otworzył się z lekkim skrzypieniem. W środku znajdowały się płatki lotosu - lotos jest dobrze znany ze swoich właściwości wspomagające koncentrację, które wczoraj zebrała ze świątynnego ogrodu. Wyjmowała po jednym płatku po czym starannie kładła je na podłodze starając się utworzyć z nich krąg. Kiedy już wszystkie płatki znalazły się na swoim miejscu, odłożyła pustą puszkę na półkę i sięgnęła po bukłak z wodą. Usiadła w kręgu, skrzyżowała swoje nogi po czym otworzyła pojemnik. Równomiernie jak Stella poruszała rękami w rytmie kojących fali, zawartość pojemnika na wodę zaczęła go opuszczać. Po chwili mały strumień wody już pędził w okół niej w kółko i w kółko bez końca. Jej ręce była teraz złożone, a ona sama wyprostowana i skupiona.

Odrzuciła wszystkie myśli, które mogłyby ją rozpraszać starając się teraz wejść w głąb swojej duszy. Całe jej otoczenie zaczęło zanikać. Stella czuła jak opuszcza swoje ciało. Snuła się teraz w mrocznej otchłani. Nie mając pojęcia gdzie jest, ani co zrobić. Czarna mgła otaczająca całe to miejsce, w którym się znajdowała stopniowo zaczęła opadać.

Początkowo obraz był niewyraźny, ale z każdą chwilą była w stanie więcej zobaczyć. Jej oczom ukazał się kamienny dziedziniec, pośród którego stały różne dziwne posągi przedstawiające zwierzęta, ludzi oraz coś co nie przypominało żadne z żyjących stworzeń jakie znała. Z początku ogarnęło ją przerażenie, ale ciekawość wygrała. Podeszła do jednego z posągów przypominającego gargulca, aby przyjrzeć mu się bliżej. Jego głowa dużo większa niż reszta ciała, z paszczy wystawały mu olbrzymie zęby. Stella uniosła dłoń aby położyć ją na szyi gargulca. Jednak kiedy to zrobiła zauważyła, że jej dłoń przenika przez kamienne ciało parszywego stwora. Odruchowo cofnęła dłoń. Z niepokojem spojrzała na swoje dłonie, były przeźroczyste, niestabilne zupełnie jakby była tylko jakąś projekcją astralną. Tak projekcja pomyślała, musiało jakoś udać się jej opuścić własne ciało. Tylko dlaczego znalazła się akurat w tym miejscu? Nie byłą w stanie odpowiedzieć sobie jeszcze na to pytanie, ale widziała, że musi być jakiś powód. Wiedziała, że rozwiązanie musi kryć się w tym wielkim zamku. Postanowiła więc znaleźć odpowiedź i jak najszybciej wynieść się z tego przyprawiającego o dreszcze miejsca.

Ruszyła przed siebie omijając kamienne posągi w stronę zejścia na niższy poziom. Zatrzymała się przed zejściem na dół. Schody wyglądały na stare więc w każdej chwili mogły się zawalić. Stella ostrożnie i powoli schodziła w dół mocno trzymając się przy tym poręczy. Jej oczom ukazały się ogrody, wielkie, piękne ogrody. Kwiaty pięknie pachniały, krzewy były poprzycinane, fontanny miały piękne zdobienia. Ogarnął ją przypływ szczęścia. Posępność tego miejsca jakby nagle prysła. Stella byłaby nawet w stanie zamieszkać w tak pięknym pałacu.

Ktokolwiek zamieszkuje ten zamek musi być niezłym szczęściarzem - pomyślała. Mieszkaniec no właśnie. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale przecież ktoś musi zamieszkiwać to miejsce. Może to właśnie jego szukam - myśl szybko przepłynęła przez jej umysł i teraz tylko na tym się skupiła. Znaleźć posiadacza tego pięknego ogrodu, wypytać go o wszystko co może jej się przydać i wrócić. Plan w założeniu prosty, pozostało tylko wykonanie. Rozejrzała się do o koła szukając czegoś co mogłoby przykuć jej uwagę. I właśnie tak się stało. Jej wzrok skupił się największym budynku w całym zamku. Stella bez zastanowienia się tam skierowała, jakby wiedziała, że to właśnie tam będzie na nią czekać ów tajemniczy władca zamku.

Jedyną drogą aby się tam dostać, a przynajmniej tak jej się wydawało było przejście przez kamienny most oddzielający ogrody oraz tę wielką budowlę. Stella przyśpieszyła kroku. Przeszła przez starannie przystrzyżony trawnik, zdeptała pielęgnowane rabatki. Wszystko, aby jak najszybciej znaleźć się na kamiennym moście. Po mniej więcej dwóch minut stała już naprzeciwko wejścia do budynku. Ruszyła przez most, a jej uwagę ponownie przykuły kamienne rzeźby, które znajdowały się nieruchomo po obu stronach kamiennych barierek. Tym razem przedstawiały różnego rodzaju ptaki. Stella rozpoznała tylko kilka z nich, był tam kruki,gawrony i sroki. Miała wrażenie, że ją obserwują tymi swoimi małymi ptasimi oczkami. Przyśpieszyła chcąc już znaleźć się po drugiej strony. Po chwili stała już przed olbrzymimi drewnianymi wrotami.

Ponownie zapanowała głucha cisza. Nie wiedząc do końca jak otworzyć wrota, które zagradzają jej drogę postanowiła zapukać mając nadzieję, że w środku znajduje się ktoś kto usłyszy stukot i otworzy dla niej wrota. Wyciągnęła rękę po czym wykonała szybki, ale niepewny ruch ręką chcąc uderzyć wrota. I w tedy jej ręka przeniknęła przez grube wrota zostając po drugiej stronie. Znowu poczuła przerażenie, jednak po chwili zaczęła się śmiać jakby usłyszała najzabawniejszy żart jaki ktokolwiek w życiu wymyślił.

- No tak, przecież mogę po prostu przeniknąć-powiedziała sama do siebie powstrzymując się od śmiechu. Stanęła przed drzwiami po czym odważnie wykonała krok przed siebie, a zaraz potem następny znajdując się po drugiej stronie drewnianych drzwi.

- Wow, to było dziwne - rzekła sprawdzając czy wszystkie części jej ciała znajdują się na miejscu. Kiedy stwierdziła, że nic nie brakuje postanowiła trochę się rozejrzeć po pomieszczeniu. Znajdowała się teraz w wielkiej sali, w której panowały egipskie ciemności. Spojrzała w stronę okien, aby sprawdzić dlaczego w pomieszczeniu było tak ciemno, jednak jedynym co zobaczyła był wielkie kotary. Miały chyba z trzy metry wysokości, a każda z nich zakrywała jedyne źródło światła w pomieszczeniu. Musiała jakoś poradzić z panującym tu mrokiem, nawet gdyby chciała odciągnąć zasłony jej niematerialna postać szybko by o sobie przypomniała. W pomieszczeniu nie było żadnych zakrętów, bocznych korytarzy, jedyna droga prowadziła prosto. Przemierzając pogrążony w mroku korytarz ogarnęło ją lekkie napięcie. Nie wiedziała czego może się tutaj spodziewać, a wizja spotkania owego władcy tej posiadłości nie wydawała się już taka świetna jak wcześniej. Jedynym co podtrzymywało ją na duchu była jej własna eteryczna postać.

Po chwili dotarła do wielkich, półokrągłych schodów prawdopodobnie prowadzących na wyższe poziomy. Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu. Było dobrze wyposażone, jednak Stella miała wrażenie, że nikt ich nie używał od co najmniej stu lat. Podnóżki oraz pufy skrywała gruba warstwa kurzu,wazony na kwiaty wyglądały teraz jakby były kolejnymi z wielu rzeźbami, a drewniane etażerki świeciły pustkami.

- Zupełnie jakby ktoś opuścił to miejsce w cholerę - wypowiedziała, a jej słowa rozbrzmiały w całym zamku. Ale dlaczego ktoś miałby opuszczać to piękne miejsce - pomyślała - może ten zamek jest nawiedzony- kolejna myśl tkwiła teraz jej w umyśle. Odruchowo obróciła się, aby sprawdzić czy nie stoi za nią żaden duch. Na szczęście znalazła tylko jeszcze więcej kurzu. Spojrzała teraz w stronę drzwi, które znajdowały się na lewo od wielkich schodów. Na nieszczęście były zamknięte, lecz teraz nie stanowiło to dla niej problemu. Kolejny raz wykorzystała swoją umiejętność przechodzenia przez obiekty.

 

- Zaczyna mi się to podobać - powiedziała do siebie, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech. Ponownie rozejrzała się po okolicy, aby tym razem stwierdzić, że musi się znajdować w kuchni. Tutaj również panował mrok. Pomieszczenie było podzielone na dwie części. W jednej znajdowały się szafy, kredensy, które prawdopodobnie pełniły funkcję spiżarni. Po drugiej stronie Stell zauważyła różnego rodzaju, drewniane blaty, na których stały popękane gliniane wazy. W rogu stało wielkie na trzy metry palenisko. Zaraz obok piec do wypiekania obok i maselnica. Na ścianach wisiały poprzypinane wszelkiej maści przyprawy. Stella kręciła się po pomieszczeniu starając się znaleźć cokolwiek co mogłoby jej pomóc zrozumieć dlaczego przebywa w tym miejscu. Po około czterech minutach, dokładnie sprawdzając każdy zakątek zamkowej kuchni nie znajdując nic interesującego postanowiła wrócić. Ruszyła spod wielkiego paleniska kierując się zamkniętych drzwi cały czas wytężając swój wzrok. Nagle coś przerwało głęboką ciszę, która towarzyszyła strażniczce od momentu kiedy się tu zjawiła.

Stella przechodząc koło wyjątkowo odrapanego drewnianego blatu potrąciła coś w rodzaju porcelanowego dzbanka na herbatę, który z wielkim hukiem spadł na posadzkę rozbijając się na malutkie kawałeczki. Stella wystraszyła się, tracąc równowagę i lądując plecami na podłodze. Włosy opadły jej na twarz zasłaniając cały widok. Wykonała szybki ruch dłonią w celu odwinięcia włosów po czym zamarła. Dopiero teraz zauważyła, że przez jej ciało przenika największy jaki w życiu widziała nóż kuchenny. Serce zaczęło jej szybciej bić, a oddech przyśpieszył. Podniosła się tak szybko jak tylko umiała, a nóż z powrotem znalazł się na podłodze.

 

- Było blisko... zbyt blisko - rzekła wciąż nie mogąc uwierzyć, że gdyby nie jej eteryczna postać prawdopodobnie wykrwawiła by się teraz w tym przeklętym miejscu.

 

Podeszła do roztrzaskanego dzbanuszka chcąc sprawdzić jakim cudem udało jej się go poruszyć skoro przedtem wszystko czego dotknęła przenikało przez jej ciało. Niepewnie schyliła się wyciągając rękę w stronę odłamków, które były rozproszone po całej podłodze, kiedy dziwny czarny dym zaczął wydobywać się z każdego odłamka. Stella odruchowo zrobiła krok w tył. Po chwili dym złączył się w całość i przybrał postać puszystego kota. Stella stała bezruchu jakby ktoś właśnie rzucił zaklęcie i zamienił ją w kamień. Kot zaczął się łasić latając w okół niej i zostawiając za sobą resztki dymu, który znikał po chwili. Po chwili osłupienia postanowiła przemówić do "mieszkańca" tego zamczyska.

 

- Wiesz, może jak się stąd wydostać?-Stell starała się mówić tak aby nie wyjść na wariatkę, ale okoliczności po prostu na to nie pozwalały.

 

Kot od miauknął, a Stelli wydało się, że miało to oznaczać coś w rodzaju Tak.

 

- Czy ty mógłbyś... czy ty mógłbyś mi pomóc opuścić to miejsce?

 

Kot podszedł owinął się wokół jej lewej nogi po czym skoczył w górę rozpływając się w powietrzu. Stella stała wpatrzona w miejsce, w którym przed chwilą znajdował się kot nie wiedząc co powinna teraz zrobić. Odpowiedź nadeszła szybciej niż się tego spodziewała. Całe pomieszczenie zaczęła spowijać nieprzenikniona ciemność. To z czym do tej pory musiała się zmierzyć wydawało się teraz jedynie małą niedogodnością. Minęło może pół minuty kiedy kuchnia z powrotem zaczęła się rozjaśniać. To co zobaczyło bardzo ją zdziwiło. W pomieszczeniu znajdowało się teraz ponad dwadzieścia osób, z przewieszonymi fartuchami. Wszystkim bardzo się śpieszyło, nikt nawet zorientował się, że w ich kuchni pojawiła się nagle znikąd nowa osoba. Podeszła do starszej kobiety, która właśnie wyrabiała masło.

 

- Przepraszam, mogłaby mi pani powiedzieć gdzie się aktualnie znajduję? - zapytała Stella, nie chcąc przeszkadzać staruszce w pracy?

 

Staruszka nie odpowiedziała. - Może nie usłyszała?-pomyślała - zapytam jeszcze raz.

 

- Bardzo przepraszam, mogłaby mi pani pomóc - zapytała ponownie. Staruszka jednak nadal była pochłonięta pracą.

 

- Tutaj dzieje się coś bardzo dziwnego... - wyrzekła nagłos, jednak nie dokończyła gdyż służka wstała od maselnicy i udała się w stronę jednej z szafek kompletnie nie zwracając uwagi na Stellę. Strażniczkę przeszedł dreszcz. Nikt jej nie widział, nie słyszał a do tego przenikała przez przedmioty. Nie wiedząc co ma teraz zrobić postanowiła rozejrzeć się po kuchni. Jej uwagę zwróciła kobieta o ciemno brązowych włosów, która wydawała się wszystkim tutaj zarządzać. Wszystko wydawało jej się takie realistyczne, słyszała nawet rozmowy prowadzone przez tychże ludzi.

 

- Gdzie jest pieczywo? - zapytała kobieta rzucając swoim podwładnym surowe spojrzenie - powinno było wyjść już na stół pięć minut temu.

 

- Już prawie gotowe-odpowiedziały jednocześnie dwie kobiety, wyjmując chleb z rozgrzanego pieca.

 

- Wino macie podawać wyłącznie w w złotych kielichach, Księżna Margaret nie lubi kiedy zastawa się nie błyszczy.

 

Kobieta wyciągnęła rękę po zwitek pergaminu, który był przywieszony do jej prawego boku. Przez następne pół minuty wpatrywała się w papier uważnie go studiując. Chwilę później podbiegła do niej młoda dziewczyna o długich czarnych włosach, jej twarz była cała pokryta mąką. Kobieta oderwała się od pergaminu i teraz jej uwaga była skupiona na młodej dziewczynie.

 

- Skończyły nam się wszystkie worki z cukrem - dziewczyna przemówiła, mamy może jeszcze...

 

Kobieta przerwała jej w połowie zdania po czym przemówiła - czwarta półka od strony okna w magazynie.

 

Dziewczyna tylko przytaknęła po czym wybiegła z kuchni w pośpiechu. Kobieta wydała się Stelli bardzo zorganizowana. Wydawało jej się, że mogłyby się nawet polubić gdyby nie to, że była tylko jakąś wizją. Rozmyślanie Stelli przerwało pojawienie się w kuchni starszej kobiety w bogato zdobionej szmaragdowej sukni. w jej włosach znajdował się diadem, a z rąk zwisała kolejna porcja materiału. Stella była wręcz zachwycona, nigdy nie widziała takiej pięknej sukni. Zawsze ograniczała się do strojów świątynnych, a nawet jeśli opuszczała tereny Świątyni to zawsze pomagała ubogim wieśniakom, a królom w ich wspaniałych pałacach.

 

- Widzę, że wszystko masz pod kontrolą Tereso - odezwała się starsza kobieta szeroko się uśmiechając.

 

Teresa, a więc tak się nazywała - pomyślała Stella.

 

- Jak zawsze daję z siebie wszystko królowo - odpowiedziała Teresa jednocześnie pomagając dziewczyną przytrzymać wielką tacę z wędlinami.

 

- Widzę, że mając ciebie nie muszę się obawiać o losy dzisiejszego bankietu.

 

Teresa posłała jej tylko nieśmiały uśmiech.

 

Królowa odwróciła się po czym z gracją pomaszerowała w kierunku drzwi. Położyła dłoń na klamce i przemówiła.

 

- Aha i jeszcze jedno, kiedy już uporasz się z tym wszystkim przyjdź do nas. Trzymam jedno miejsce dla ciebie.

 

- Dziękuje-odpowiedziała Teresa, a Stella miała wrażenie, że to najszczersze słowa jakie kiedykolwiek usłyszała w swoim życiu.

 

Kiedy królowa wychodząc zamknęła za sobą drzwi, pomieszczenie ponownie ogarnęła nieprzenikniona ciemność, a po chwili wszystko wróciło do normy. Nie było już żadnych ludzi, paleniska były wygaszone, a spiżarnie puste - wizja zniknęła. Stella usłyszała ciche miauczenie w okolicy drewnianych drzwi. Podeszła bliżej i zobaczyła czarnego kota, który lizał teraz swoje futerko.

 

- Tu jesteś-Stella odetchnęła z ulgą. - To jak będzie pomożesz mi?

 

Kot lizał się jeszcze chwilę po czym popatrzył na nią, a następnie wskazał głową na drewniane drzwi, przez które przeszła aby się tu dostać.

 

- Chcesz, żebym przez nie przeszła?-zapytała, a rozmowa z tym czarnym kociskiem ponownie wydała się absurdalna.

 

Kot ponownie od miauknął tak jak wtedy kiedy pierwszy raz zapytała się go czy mógłby jej pomóc. Stella podeszła do zamkniętych wrót, rzuciła ostatni raz spojrzenie na kota, który siedział teraz na jednym z blatów po czym przeszła przez nie. Pomieszczenie wyglądało tak samo, a przynajmniej tak wydawało się Stelli. Odwróciła się chcąc sprawdzić czy kot za nią podąża. Zobaczyła chmurę dymu, który sformował się w dobrze już jej znajomego czarnego kota. Poruszał się powoli, leniwie zmieniając łapy. Kiedy w końcu doczłapał się i usiadł przed Stellą to ponownie rzuciła mu pytanie.

 

- No dobrze, to co dalej?

 

Kot zamerdał parę razy ogonem po czym wspiął się na piedestał dzielący schody na dwie strony. Stella przez cały czas uważnie mu się przyglądała. Kocisko zaczęło gonić swój ogon, cały czas zwiększając prędkość.-Ciekawe co tym razem planuje?-pomyślała. Jej myśl przerwał wybuch czarnego kota, dosłownie jego ciało wybuchło zostawiając tylko chmurę dymu, która po chwili zajęła całe pomieszczenie.

 

- Nie obraziła bym się gdyby mój towarzysz był chociaż trochę bardziej porządny-powiedziała sama do siebie, a jej słowa znikały pośród kłębów dymu. Przypomniało jej się jak kilka lat temu jeszcze podczas szkolenia musiała pokonać żywiołaka burzy. Teraz przynajmniej nikt nie starał się w nią trafić gradem błyskawic. Poruszała się naprzód chcąc złapać chociaż trochę świeżego powietrza. Jej nadzieja okazała się jednak bardzo złudna. Oparła się o ścianę po prawej stronie pomieszczenia po czym osunęła się na ziemie. Nie mogąc złapać oddechu zaczęła się dusić. - Czy to już koniec? - pomyślała. Czy naprawdę dała się oszukać jakiemuś głupiemu kocisku? Zamknęła oczy jednak nie zauważyła żadnej różnicy.

Siedziała pod ścianą czekając na najgorsze, jednak to nie nadeszło. Zamiast tego usłyszała masę głosów oraz śmiechów w pobliżu niej. Otworzyła oczy, w pomieszczeniu nie było już śladu po , znowu mogła złapać oddech. Zagrożenie minęło. Teraz jej uwaga była skupiona na fikuśnie ubranych ludzi, którzy stali w wielkiej kolejce, a każdy z nich trzymał w rękach starannie ozdobione pudełka.

- Prawdopodobnie niosą prezenty - pomyślała Stella - ciekawe kto jest tym szczęśliwcem? Podniosła się, lewą ręką przytrzymując się wazonu na kwiaty, który był nimi teraz wypełniony po brzegi. Podeszła ostrożnie do ludzi w stojących w kolejce, aby bliżej im się przyjrzeć. Kobiety były ubrane w bogato zdobione suknie z falbankami, a na głowie każda z nich miała kapelusz z kolorową wstążką. Mężczyźni natomiast mieli na sobie bardzo obcisłe spodnie oraz kunsztowne marynarki. Po chwili dotarła na koniec olbrzymiej kolejki, z tego miejsca ci wszyscy ludzie wyglądali jeszcze bardziej zdumiewająco. Stella zobaczyła jak ludzie wręczają prezenty kobiecie stojącej przed wielkimi schodami. To była ta sama kobieta, która weszła do kuchni.

- Królowa - pomyślała - Cóż przynajmniej udało mi się odnaleźć władcę tego zamku. Nie była zbytnio uradowana, gdyż wiedziała, że i tak nikt jej teraz nie widzi, nie słyszy, a co dopiero pomoże wydostać się z tego miejsca. Postanowiła podejść jeszcze bliżej. W tym samym momencie do królowej podeszła kobieta w średnim wieku z ciemnofioletowymi, rozpuszczonymi włosami włosami. Ciało skrywała długa czarna, zrobiona z ptasich piór peleryna, która opadała na posadzkę. Za nią stało pięć kobiet, równie dobrze ubranych, jednak każda z nich miała odmienny styl zupełnie jakby reprezentowały różne regiony.

 

- To dla nas zaszczyt, móc powitać Koronę w naszym pałacu - odezwała się Królowa.

 

- Możemy powiedzieć dokładnie to samo moja droga - wskazując na kobiety, które stały za nią.

 

- Korona - przełknęła Stella, nie mogąc wyjść z wrażenia. Stella bardzo dobrze wiedziała kim jest Korona i co sobie zawdzięcza. Kiedy jeszcze miała szkolenie w Świątyni, musiała przeczytać wiele ksiąg na temat historii świata. Korona była jednym z tematów, jakie dokładnie przestudiowała. Była to wręcz legendarna organizacja stworzona z najpotężniejszych i najbardziej utalentowanych czarodziejek, które żyły w owych czasach. Jej odpowiednikiem było Berło-organizacja stworzona z najpotężniejszych czarodziei. Oba ugrupowania zostały stworzone na mocy decyzji Władców z okolicznych terenów, aby sprawować kontrolę na magią. Jednak to wszystko odbywało się ponad pięćdziesiąt lat temu, kiedy jeszcze jej matka żyła. Jej matka - w Stelli zapłonął płomyczek nadziei, może jest gdzieś tutaj pośród tych wszystkich ludzi. Chciała już pobiec, aby przeszukać cały zamek, ale przypomniała sobie, że i tak nikt by jej nie zobaczyła. Płomyczek zgasł, a Stella dalej przysłuchiwała się rozmowie.

 

- Mam nadzieję, że chociaż dzisiejszy dzień będzie spokojny - odezwała się Królowa.

 

- Oby-odpowiedziała krótko - jakby co moje dziewczyny są gotowe i po raz kolejny wskazała na kobiety, które stały tuż za nią.

 

Kolejne pięć minut spędziły na rozmowie o polityce. Polityka-to nigdy nie był temat, który szczególnie interesował Stelle. Za dużo gadania, za mało działania. Dopiero teraz Stella zauważyła jak całej rozmowie przysłuchuje się mała dziewczynka w ślicznej różowej sukience z falbankami. Miała może z siedem lat,a w prawej ręce trzymała za ucho pluszowego królika. Za drugą rękę trzymała ją młoda kobieta o kasztanowych włosach, ubrana w stalową tunikę. Stella odniosła wrażenie, że skądś ją zna, ale nie była teraz w stanie sobie przypomnieć. Strażniczka postanowiła ruszyć w ich stronę. Pokonała dzielące ich stopnie i stanęły twarzą w twarz. Dziewczynka stała przez dłuższą chwilę nieruchomo po czym uniosła głowę w górę i popatrzyła na kobietę, która wciąż ściskała jej rękę.

 

- Kiedy będę mogła porozmawiać z mamusią?

 

- Twoja mama jest bardzo zapracowana, ale jestem pewna, że jak tylko przyjęcie się skończy znajdzie trochę czasu dla ciebie-odpowiedziała dziewczyna.

 

- Ja... chciałabym porozmawiać z nią wcześniej - odrzekła dziewczynka, a jej twarz wyraźnie posmutniała.

 

- No dobrze pomówię z nią, może znajdzie trochę czasu na rozmowę z tobą w przerwie na pokaz iluzji.

 

- Jesteś najlepszą opiekunką jaką miałam

 

- Ja też się cieszę, że cię mam-odrzekła dziewczyna, gładząc dziewczynkę po włosach-No dobrze, a teraz chodźmy Aurelio, mamy wiele do zrobienia. Dziewczyna wzięła małą na ręce po czym odeszła w stronę drzwi. Stella zamarła. Aurelia, dokładnie tak nazywała się jej matka. Czy to mogła być ona, po tylu latach w końcu ją zobaczyła.

 

- Hej zaczekaj - krzyknęła - stój, muszę z nią porozmawiać, stój..

 

Stella dobiegła do metalowych wrót, kiedy kobieta rozpłynęła się jak we mgle. Zniknęła, a wraz z nią dziewczynka, jej matka. Ogarnął ją smutek. Odwróciła się aby zobaczyć, że teraz wszyscy ludzie znikają tak jak przed chwilą opiekunka jej matki. Rzuciła ostatnie spojrzenie na królową, która kierowała swoich gości na lewo.

 

- Babcia-pomyślała, po czym wszystko zniknęło. W pomieszczeniu na powrót zrobiło się ciemno, upiornie, a wszystkie zdobienia obróciły się w proch. Wszystko zniknęło. Usiadła, na chodach, zakrywając oczy dłońmi. Po chwili usłyszała ciche miauczenie, które z każdą chwilą narastało. Stella opuściła ręce, aby to sprawdzić. To znowu był ten kot, leząc, powolnie kładąc łapę na każdy stopień.

 

- Czego ty jeszcze chcesz?-zapytała się w odczuwalnym gniewem w głosie - ile jeszcze razy będziesz pokazywać mi te wizję, raniąc moje serce?

 

Kot usiadł koło niej skupiając teraz na niej całą swoją uwagę.

 

- Zabierz mnie stąd, nie mam ochoty przebywać w tym miejscu ani chwili - krzyknęła.

 

Kot od miauknął, zupełnie jakby zrozumiał każde słowo, po czym ruszył w stronę metalowych wrót. Kiedy zatrzymał się przed drzwiami, miauknął najgłośniej jak potrafił po czym zarzucił głową prosto w stronę wrót.

 

Stella niechętnie podniosła się ze stopni, następnie znalazła się koło kota czekając na jego kolejne polecenie.

 

- Mam nadzieję, że to już ostatnie co mi tutaj pokarzesz. - Gotowy? - zapytała. Kot ponownie od miauknął. Następnym co zrobili było przejście razem przez wielkie wrota.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • BeerAfterShow 31.01.2017
    Z powodu osobistych zboczeń brakuje mi trochę opisów, ale poza tym 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania