Brak weny dał o sobie znać, więc nie ma tytułu
Mimo późnej pory w mieszkaniu było dosyć jasno. Prawdę mówiąc, było tyle samo światła co za dnia. Wszystko dzięki temu, że mieszkam w centrum, więc za oknem co sekundę przejeżdżało parę setek samochodów. Oczywiście mogłem przyciemnić szyby bądź skorzystać z tego, że jestem staromodny i opuścić żaluzje, ale nie zamierzałem jeszcze kłaść się spać. A odkąd zdelegalizowano napęd spalinowy, było tu przynajmniej względnie cicho.
Co prawda moja robota nie wymagała jakiegoś przesadnego skupienia, lecz mimo wszytko wolałem pozostać skoncentrowanym. Ze słuchawek wydobywały się kolejne nuty “Spring Waltz” Fryderyka Chopina, uderzające w me bębenki na wzór kolejnych kropel deszczu. Pusty pokój mieszczący w sobie jedynie łóżko, krzesło oraz biurko, na którym spoczywał laptop sprawiał wrażenie mrocznego, nocnego nieba, a miliony świateł na zewnątrz były ozdabiającymi go gwiazdami. Z kolei litery wyświetlone na ekranie przypominały gęsty las, tkwiącym pod tą nocną kopułą.
"Kurde, faktycznie powinienem ograniczyć tę muzykę. Zaczyna mi odwalać. Niemniej jednak miałem pewność, że ma rozmówczyni przymknie na to oko. W końcu Anabel też tak robiła" — Pomyślałem, po czym westchnąłem głęboko i smutno. Pomimo tego, że moja córka zginęła dwa lata temu, ciągle odczuwałem z tego powodu smutek. Ale teraz mam całą jej świadomość na dysku. Wystarczy tylko uruchomić program, a odzyskam moją córkę. Naciskam enter i nagle…
Błąd programu. Krzyk wściekłości i rozpaczy wydobywa się z mego gardła, a z oczu wypływają potoki łez. Nagle do środka wchodzi mała, mająca może z siedem lat dziewczynka.
— Tatko, wstyd nam przynosisz, zachowuj się normalnie.
— Anabel! Dramę rozwaliłaś! Miałaś być martwa!
— W tak słabym tekście i tak by jej nie było — rzekła, wkładając lizaka do buzi. — Idź spać. Jutro musisz iść do pracy.
— Ale…
— Żadnych ale, bo znowu się spóźnisz.
— Tylko godzinkę później, proszę — wypowiedziałem te słowa tak błagalnym tonem, na jaki tylko było mnie stać.
— A pamiętałeś posprzątać pokój?
— Nie… — mruknąłem cicho.
— No właśnie. — Odwróciła się na pięcie i wyszła. Zanim jednak zamknęła drzwi rzuciła na odchodne. — Masz szlaban.
Komentarze (15)
"co sekundę przejeżdżało parę setek samochodów" - Zmieniłabym to na "co sekundę przejeżdżały jakieś samochody", bo to wyrażenie, które zastosowałeś, jak dla mnie oznaczałoby, że przykładowo 500 samochodów w sekundę przejeżdża tę ulicę.
"A odkąd zdelegalizowano napęd spalinowy było tu przynajmniej względnie cicho" - przecinek przed "było"
"były ozdabiającymi go gwiazdami. Z kolei litery wyświetlone na ekranie były" - były x2
"Nie miej jednak" - niemniej*
Całkiem przyjemne opowiadanie z fajnym zakończeniem. Zostawiam 4,5 czyli 5, wesołej reszty świąt :)
"Kurde, faktycznie powinienem ograniczyć tę muzykę. Zaczyna mi odwalać. Nie miej jednak miałem pewność, że ma rozmówczyni przymknie na to oko. " - proponowałabym zaznaczyć jakoś myśli bohatera, później piszesz w trzecioosobowej formie.
Resztę wypisała Rasia
Opowiadanie zabawne, podobało mi się odwrócenie roli, choć gdy tylko napisałeś o tym panicznym strachu, który wyszedł tak sztucznie, myślałam, że będziesz na straconej pozycji, wybrnąłeś dziewczynką. Podobał mi się początek, zacząłeś bawić się w poetę, choć zważywszy na charakter głównego bohatera, to właśnie on nieporadnie stawiał kroki, a ty po prostu idealnie to odwzorowałeś.
Fajna zmiana końcowa, 5 :)
"Niemiej" - zjadłeś jeszcze to biedne "n" - niemniej
Jak na brak weny to i tak wyszło dobrze... :) Wejście Anabel było fajnym zwrotem akcji, rozbawiło mnie to - taki siedmioletni dyktator z lizakiem - na swój sposób jednak przerażające, bo taka przyszłość, gdzie dzieci rządzą rodzicami, wydaje się możliwa XD
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania