Brazylijskie słońce

Nawet pająki nie tkają

Sieci tak miękkich

Jak jego włosy

W których brazylijskie słońce

Przegląda się leniwie

Uśmiecha

 

Pszczoły

Zgubiły drogę do ula

Bo żaden miód

Nie jest tak słodki

Jak jego usta

A żadne futro tak miękkie

Największa pokusa

 

W jego ustach

Wszechświat schował gwiazdy

Otulam się nimi

Garściami zrywam

Wcieram w skórę

Jak nektar

Językiem smakuję

 

W jego rękach

Kociak ociera się i mruczy

W rytmie bicia mojego serca

Jestem miękka

Duża

A jednak maleńka

 

W oczach skrył grzechy

Całego piekła

Zagubiona szukam drogi

Uciekam

Kalecząc stopy

Spadam w przepaść

 

Nie ma powrotu

Nie ma

 

Wtulona w jego tatuaże

Czekam

Na odrobinę ciepła

Palcami krążę po liniach

Mój ideał

Patrzy z jego lustra

Śmieje się

A ja nie mam powietrza

 

Nie potrafię oddychać

Odkąd się uśmiecha

W piersi czuję

Najmniejszy ruch jego ust

Wygięcie tak subtelne

Jak babie lato

Czuję w trzewiach

Nikt tak pięknie nie wymawiał

Mojego imienia

 

Jego głos mnie wypełnia

Krąży we krwi

W sutkach

Karmi mnie tym brzmieniem

Wbijam w słowa

Wygłodniałe palce

Chwytam ustami

 

Wdycham

Brazylijskie słońce

Nigdzie nie świeci jaśniej

Niż w jego uśmiechu

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Grafomanka 3 miesiące temu
    Przegadany. Jakby odchudzić trochę, to nawet fajny byłby wiersz.
    Nie oceniam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania