Bring Me To Life I

Rozdział 1.

 

Zastanawialiście się kiedyś nad swoim życiem? Czy wasze problemy są najważniejsze? Nie zdawałam sobie, że w jednej minucie moje życie legnie w gruzach. Ze szczęśliwej dziewczyny pozostało jedynie wspomnienie. Ulotne i nietrwałe. Biegłam w stronę parku. Nie było widać żadnej żywej duszy. Nawet i lepiej. Nie chciałam,aby ktoś widział mnie w tak tragicznym stanie. Słone łzy spływały mi po policzkach. Wyglądałam jak wrak człowieka i właśnie się tak czułam. Czy śmierć będzie dla mnie ukojeniem? Czy tak bardzo spieszno mi do tego? Pragnę spełnić swoje najskrytsze marzenia, ale może nie będzie mi to dane. Dlaczego? Usiadłam na pobliskiej ławce. Panowała istna cisza. Podkuliłam nogi pod brodę i spoglądałam w martwy punkt. Poczułam jak ktoś siada obok mnie. Chciałam być sama, a ktoś ma czelność odbierać mi spokój.

-Przepraszam, ale to miejsce jest zajęte. Chciałabym zostać sama.-starałam się mówić opanowanym tonem, ale głos mi drżał od płaczu.

-Z tego co zauważyłem, to raczej na nikogo nie czekasz. I widzę, że płaczesz, więc na pewno sobie nie pójdę. Nie spławisz mnie. To chciałaś zrobić czyż nie?-usłyszałam męski głos.

Czułam na sobie jego spojrzenie, więc postanowiłam zobaczyć z kim mam do czynienia.Wysoki brunet, o ciemnych jak noc oczach. Był bardzo przystojny, może zaczęłabym z nim flirtować,ale nie w tym momencie. Moje myśli były zaprzątane czym innym.

-Wiesz, czasami lepiej się zwierzyć osobie, której w ogóle nie znasz. Uwierz, to pomaga. Wiem coś, o tym. - mówił bardzo spokojnym głosem, a wręcz kojącym na mój straszny i rozpaczliwy ból.

-Nie, nawet Cię nie znam, więc nie będę obcej osobie zwierzała się z moich życiowych problemów.-warknęłam.

-Jak uważasz. To może chociaż zdradzisz mi swoje imię? Nie lubię do kogoś zwracać się bezimiennie. -zażartował.

-Po co ci to wiedzieć? I tak już nigdy się nie spotkamy.- powiedziałam wyprutym z emocji głosem.

-Nie byłbym tego taki pewien.

-Może Ty, ale ja to wiem. Czemu ze mną tu siedzisz?- ciekawiło mnie to. Nie wygląda na osobę, która wieczory spędza na spacerkach w parku.

-Bo zrobiło mi się Ciebie szkoda. -spoglądaliśmy sobie w oczy.

-Nie potrzebnie. -wstałam z ławki, po czym zaczęłam kierować się w stronę do domu.

Całą drogę powrotną zastanawiałam się co będzie dalej. Wiem, że nie mogę się poddać, bo to najgorsze co może być. W końcu dotarłam do dużego domku jednorodzinnego. Przeprowadziłam się tu z rodzicami i moją młodszą siostrą. Wchodząc na ganek chciałam z przedniej kieszeni wyjąć klucze i telefon. Okazało się, że komórka mi gdzieś po drodze wypadła.

-Ja to mam szczęście.- rzuciłam z sarkazmem. Po domu walały się jeszcze nierozpakowane kartony.

Wczoraj przeprowadziliśmy się z Los Angeles. Zostawiłam za sobą wszystko, ale niestety jest jeszcze coś.Miesiąc temu dowiedziałam się, że mam białaczkę. Leczyli mnie tutaj, bo znajduje się w tej miejscowości najlepszy szpital w kraju. Jednak dojazdy zbyt dużo czasu nam zajmowały, dlatego rodzice postanowili się tu przeprowadzić. Odbierając dzisiejsze wyniki, dowiedziałam się, że jest gorzej. Przywitałam się z rodzicami i poszłam na chwilkę do pokoju. Muszę jutro pójść po farbę,aby pomalować pokój, bo obecny kolor mi się nie podoba. Nagle z dołu usłyszałam głos mojej mamy, wołającej mnie,abym do niej zeszła.

- Hej - rzuciłam wchodząc do kuchni.

-Skarbie, jak się czujesz? - powiedziała zmartwionym głosem.

-Już lepiej.- nie chciałam jej bardziej martwić. Wystarczy, że wie o mojej chorobie.

-Cieszę się.- uśmiechnęła się pokazując szereg zębów.

-Ja tym bardziej. Jutro chcę pójść do sklepu po rzeczy potrzebne do urządzenia mojego pokoju.

-Świetny pomysł, mam iść z tobą?

-Nie, nie trzeba. - podeszłam do lodówki i wyciągnęłam deser. Miałam straszną ochotę na niego. Po zjedzeniu, udałam się na górę, aby wziąć prysznic. Chciałam dalej płakać,ale wiem, że nie mogę.

Położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Śniłam o koncercie Iron Maiden. Tak, jestem ich wielką fanką. Kiedy miałam już stanąć u boku mojego ulubionego wokalisty z błogiego snu wyrwała mnie moja młodsza siostra Ashley. -Wstawaj śpiochu, nie marnuj dnia na spanie. - zawołała melodyjnym głosem. Była to 11-letnia blondyneczka o niebieskich jak morze oczach. Bardzo ją kocham, jest jedną z najważniejszych dla mnie osób. Nagle przed oczami staję mi obraz jej dorastającej, mnie już zapewne nie będzie kiedy doczeka swych osiemnastych urodzin. Wiem to,że będę jej strzec tam z góry. Jako anioł stróż.

- Już wstaję. - uśmiechnęłam się do niej.

- Mama powiedziała,że pójdę z nią na zakupy po nowe ubrania. Jedziesz z nami? - Przeanalizowałam to wszystko. I tak miałam się wybrać po rzeczy potrzebne do urządzenia pokoju, więc postanowiłam wybrać się z nimi.

-Dobrze, zgadzam się.

-Jejku, jak się cieszę. Pomożesz mi wybrać jakieś ładne buty? - zapytała z przejęciem.

-Oczywiście, a teraz zmykaj muszę się przebrać, przecież nie będę chodziła w piżamie. O której jedziemy?- chciałam przed wyjściem pójść na mały spacer.

Odkąd tu przyjeżdżałam, zawsze po wizycie u lekarza, szłam się dotlenić. Rodzice zostawiali mnie na godzinkę samą, wiedzieli,że jest mi to potrzebne. Jak już mowa o rodzicach, to moja mama jest weterynarzem, a tata ma własną firmę. Zawsze wszyscy wzajemnie się wspieramy. -Z tego co wiem to o 14.

-Dobrze.- na więcej jakoś nie było mnie stać.

-Zrobisz mi warkoczyka, bo ty tak ładnie je robisz? Proszę!- jej radość i mnie się udzieliła.

-Pewnie, przynieś szczotkę i gumkę- już po dwóch minutach była z powrotem.

Po zrobieniu małej fryzury, postanowiłam się ubrać. Założyłam krótkie spodenki i do tego koszulkę z logiem Nirvany. Włosy spięłam w luźnego koka. Wychodząc z łazienki rozejrzałam się po pokoju. Musiałam w końcu zabrać się za wypakowywanie rzeczy z kartonów, ale to dopiero jak pomaluje pokój. Nie powiedziałam nic o sobie. Nazywam się Loraine Black, ale większość mówi do mnie po prostu Lori. W grudniu skończyłam siedemnaście lat. Na pozór zwyczajna ze mnie dziewczyna. Niczym się nie wyróżniam, prócz tego, że mam białaczkę. W korytarzu ubrałam martensy i wzięłam mp3. W słuchawkach rozbrzmiewały piosenki Iron Maiden. Nie znałam celu mojej drogi, ale to nie było ważne.

Patrząc przed siebie, zauważyłam jadący czarny motor. Kierowca miał na sobie kask. Tworzyli wręcz jedną całość. Nie mogłam oderwać wzroku. Od zawsze interesowały mnie szybkie maszyny.Rodzice nigdy nie pozwoli mi się nauczyć jeździć. Jak byłam młodsza miałam strasznie dużo postanowień. Jedno z nich to, że jak do skończenia czterdziestu lat nie wyjdę za mąż, to kupię sobie harleya i zwiedzę świat. Jednak nie jest mi to pisane, bo nie wiem czy za kilka miesięcy nie umrę. Kierowca zniknął z pola mojego widzenia. Weszłam do pobliskiej kawiarni,ale wszędzie było pełno ludzi. Kolejka strasznie długa, dlatego zrezygnowałam z kawy i poszłam do supermarketu. Moja orientacja w terenie jest znikoma, dlatego musiałam dwa razy pytać ludzi, gdzie znajduję się sklep, którego szukam.

Kiedy znalazłam to co chciałam, zaczęłam pakować do koszyka żelki, sok pomarańczowy, cole, chipsy i czekoladę z orzechami. Dla większości to niezdrowe jedzenie,ale cóż. I tak mało życia mi pozostało. Po zapłaceniu za wszystko, skierowałam się ku wyjściu. Zobaczyłam koło budynku ten sam motor, który wcześniej widziałam. Wchodząc na ganek domu, ujrzałam na podłodze małą paczkę. Była zaadresowana do mnie.

- Dziwne, przecież nikogo tutaj nie znam. - głośno myślę, jedna z moich wad. W salonie otworzyłam pudełko, w którym znajdował się mój zagubiony telefon i liścik.

Oddaję zgubę. Niedługo się znowu zobaczymy. Tajemniczy wielbiciel.

Ps. Sporo słodyczy kupiłaś.

-Od kogo to może być? - wyszeptałam. Skąd on może wiedzieć, o tym co kupiłam. Nie zastanawiając się długo, wrzuciłam to wszystko do kosza, prócz mojego telefonu. Potem pojechałam na zakupy.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Prue 09.02.2015
    Dam 3; Z całego opowiadanie ten fragment mi się spodobał. Dialog jest dość nienaturalny, lekko sztywny.
    "Zastanawialiście się kiedyś nad swoim życiem? Czy wasze problemy są najważniejsze? Nie zdawałam sobie, że w jednej minucie moje życie legnie w gruzach. Ze szczęśliwej dziewczyny pozostało jedynie wspomnienie. Ulotne i nietrwałe. Biegłam w stronę parku. Nie było widać żadnej żywej duszy. Nawet i lepiej. Nie chciałam,aby ktoś widział mnie w tak tragicznym stanie. Słone łzy spływały mi po policzkach. Wyglądałam jak wrak człowieka i właśnie się tak czułam. Czy śmierć będzie dla mnie ukojeniem? Czy tak bardzo spieszno mi do tego? Pragnę spełnić swoje najskrytsze marzenia, ale może nie będzie mi to dane. Dlaczego? Usiadłam na pobliskiej ławce. Panowała istna cisza. Podkuliłam nogi pod brodę i spoglądałam w martwy punkt. Poczułam jak ktoś siada obok mnie. Chciałam być sama, a ktoś ma czelność odbierać mi spokój."
  • KarolaKorman 09.02.2015
    Urywek wcześniej wskazany, to naprawdę dobry początek, po czym jest tylko chaos. Skaczesz z tematu na temat nie kończąc poprzednich kwestii. Ode mnie też 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania