Brudny Jack

Koń dosiadany przez jeźdźca ubranego na czarno i w kapelusz z szerokim rondem, ledwo wlókł umęczone nogi przez pustynne piaski.

Natomiast spragnionego człowieka prześladował odgłos chlupotu ostatniego łyku bezcennej wody w bukłaku zawieszonym przy siodle.

A po walce z wrogą bandą w karabinie Henry’ego* tkwił ostatni nabój.

Przed nimi wyrosło wzniesienie.

Zdał sobie z sprawę, że będzie ono ostatnim, jakie jeszcze zdoła pokonać resztkami sił, które mu pozostały, jeśli ze szczytu nie dostrzeże rzeki albo innego źródła wody...

***

Do gwarnego saloonu rozwalając kopniakiem drzwi, wpadł uzbrojony Brudny Jack.

Podobizna tego bandyty z dopiskiem: „1000$ Poszukiwany żywy lub martwy!” porozwieszana była na wszystkich ścianach pomieszczenia.

Na sali zamarło życie i zapanowała cisza do spółki ze strachem. Jeden z kowbojów, skuszony najwidoczniej chęcią łatwego zarobku, dyskretnie zaczął sięgać po rewolwer. Czujny Jack tylko spojrzał na śmiałka niebieskimi jak niebo oczyma i bez słowa ostrzegawczo pokręcił głową. Odwaga uleciała z poganiacza krów niczym stado spłoszonych gołębi.

– Wszyscy...! – wycedził bandzior – poza tobą – wycelował karabin w barmana – wynocha! – Nie mówił głośno, ale jego słowa zabrzmiały jak wystrzał z pistoletu.

Nikt nie ośmielił się zaprotestować. Pierwszy zareagował Długi John. Złapał swoją Lolitę w pasie i puścili się na oślep w stronę drzwi. Po sekundzie reszta obecnych na sali przewracając krzesła i stoły, również rzuciła się do wyjścia.

– Ty! – Brudny Jack wychylił się ponad kontuarem, zwracając do skulonego ze strachu barmana. – Sprzedałeś mi to! – Z impetem plasnął kawałkiem pomiętego papieru na bar, przygniatając z całej siły otwartą dłonią. – Co to jest?!

– T... t... toooo? – wydukał z trudem mężczyzna, wstając i przyglądając się kartce papieru z narysowanymi, dziwnie powyginanymi liniami i krzyżykiem na środku.

– Tak, to! Pytam, co to jest?!

– To jest mapa… przecież. – Przerażenie z niewielką jednak nadzieją na zachowanie życia, pozwoliło w końcu sklecić sprzedawcy wody ognistej, poprawne zdanie. – To jest dobra mapa.

– Dobra mapa?! Ale na przełęczy El Nocniko nie ma złota, jak jest zaznaczone na tej… dobrej mapie! Możesz, mi to wytłumaczyć?

– Przepraszam Jack, wiesz... – barman łamiącym się głosem próbował ułagodzić przestępcę. – Ja mam rodzinę na utrzymaniu, a te mapy nie szły... To ponastawiałem krzyżyków i napisałem... No, sam wiesz...

– Coo?! – Wściekłość zbira sięgnęła zenitu. – Sprzedałeś mi mapę za całe dwa dolary i... – niemal zakrztusił się cisnącymi na usta przekleństwami. – Wiesz, za co cię teraz zabiję?! – Bandzior dostrzegł minimalne zaprzeczenie głową. – Nie za to, że sprzedałeś mi lichą mapę! – Jack upajając się chwilą, kiedy naciśnie spust swojego karabinu, mówił dalej: – Nie za to, że sprzedałeś ten sam kawałek papieru Śmierdzącemu Mario, i że musiałem walczyć z nim, i jego bandą opodal tej zatęchłej przełęczy! – Mężczyzna dyszał ciężko, droga przez pustynie zostawiła na nim widoczne piętno. – Nie zabiję cię za tamte rzeczy!

– Nie zabijesz mnie? – z niepewnością i rodzącą się nadzieją w głosie wyjęczał barman.

– Oczywiście, że zabiję! – ryknął jak raniony grizli Brudny Jack, przewiercając wściekłym spojrzeniem swoją ofiarę. – Zabiję cię za to, że na tej przebrzydłej pustyni przez ciebie padł mój ukochany koń! Liczę do dziesięciu… – morderca zorientował się, że nie może policzyć na palcach, gdyż w rękach dzierżył broń, więc natychmiast zmienił zdanie. – Albo nie, policzę do pięciu – przerażony sprzedawca podrabianej whisky, nie mogąc wydobyć nawet słowa błagania o litość, tylko spoglądał w wylot lufy karabinu. - Jeden. Możesz się teraz pomodlić...

– Obiad! – dobiegło z kuchni wołanie Groźnej Mary, przerywając na chwilę egzekucję skazańca.

Wszyscy w okolicy wiedzieli, kto tak naprawdę rządzi w miasteczku. Nie był to szeryf, ani nie był to nawet szef bandy -Wielki Gregor, którego Brudny Jack był prawą ręką. W promieniu dwudziestu mil od tej speluny nic i nikt nie ośmieliłoby się, rzucić wyzwania drobnej, lecz zabójczej właścicielce saloonu.

Na czole Jacka wystąpiły zimne krople potu. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wyłamane drzwi, poprzewracane stoły i krzesła...

– Lepiej idź na obiad – przemówił przymilnie barman. – Wiesz przecież, co Mary ci zrobi, jak to wszystko zobaczy – pewność siebie bandyty topniała niczym śnieg w środku lata w Yellowstone – później dokończymy – stwierdził sprzedawca trunków wyskokowych. – Zabijesz mnie po obiedzie, poczekam tu na ciebie.

Bezlitosny zabójca przez chwilę rozważył, co ma zrobić.

– Nie jestem głodny! – w końcu zawołał bojowo, gotowy dokończyć krwawe dzieło.

Jednak to, co się stało, przeszło najśmielsze oczekiwania zabijaki. W chwili, gdy wypowiedział ostatnie zdanie, w drzwiach niczym demon z piekła pojawiła się Groźna Mary.

– Jak to, nie jesteś głodny?! – Kobieta wyszła i rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej oczy już rozszerzone zdumieniem, w jednej chwili powiększyły się do rozmiarów konfederackich, srebrnych pięćdziesięcio-centówek. – Jacuś, a coś ty zrobił z tym pokojem?! – zapytała będąc w ciężkim szoku.

– Bo, on... – próbował się tłumaczyć przestępca – bo on mi sprzedał złą mapę. – Dziecko wskazało na pajaca pod stołem. – I ja… muszę...

W przedpokoju dały się słyszeć otwierane drzwi i po chwili obok mamy, stanął ojciec.

– Cześć, Marysiu – niczego nie spodziewający się mężczyzna ucałował gotującą się z nerwów żonę w policzek, po czym, jakby nigdy nic zapytał: – Co słychać?

Kobieta obdarowała męża długim, wymownym spojrzeniem niczym grożący eksplozją wulkan, wysyczała:

– To słychać, Grzesiu! – wskazała na pokój i dodała: –Tak się kończy twoje oglądanie westernów z małym chłopcem!

Ojciec Jacka rozejrzał się po pokoju, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Ich mały sześcioletni syn z rondlem na głowie i z karabinem na piankowe rzutki w rękach, był usmarowany sadzą z kominka. Zabawki, figurki indiańskich wojowników i kowbojów walały się po podłodze, na rozciągniętym prześcieradle z czarnymi śladami malutkich dłoni wokół przewróconego konika na biegunach. Wszystkie zdjęcia i ściany pomazane były niezmywalnym pisakiem, wyraźnie ktoś nieporadnym stylem usiłował coś na nich napisać. Ponadto koc i nocnik tworzyły dziwną konstrukcję niewiadomego przeznaczenia...

Tata Jacka jeszcze jakiś czas rozglądał się po zdemolowanym pokoju, aż w końcu westchnął, objął żonę i powiedział:

– Przynajmniej wiemy, kochanie, że nasz syn ma bogatą wyobraźnię...

*karabin Henry’ego – późniejsza ulepszona wersja tej broni nosiła nazwę Winchester

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Anonim 01.05.2019
    Już chciałem Cię zjechać, że do kitu poprowadziłeś akcję, że tłumaczysz postać Mary, zamiast to pokazać. Już chciałem powiedzieć, że jest kiepsko napisane... (Swoją drogą takie zmiany nie zaszkodziłyby temu tekstowi, wręcz odwrotnie.)
    Ale końcówka mnie kupiłeś! To jest to, co w tekstach lubię najbardziej: uwierzyć, że jestem w środku. Bo niektórzy opisują, np, jakimi są paranoikami, co za dziwne rzeczy im się wydawały, ale właśnie - opisują to, zamiast sprawić, bym, czytając, uwierzył.
    Także, chłopie, no, ten. Świetne i nie ma, że inaczej!

    Pozdrawiam.
  • No to miałem szczęście, że mnie nie zjechałeś:)
    Cieszę się, że jednak ostatecznie podpasilo i dzięki za tak pozytywny odbiór i komentarz:)
    Pozdrawiam również!
  • Justyska 01.05.2019
    Nie no... mega sympatyczne. Trafia do mnie wiadomo, u mnie trwa regularna wojna. Dzis zniszczono dwa smiglowce i palac ninjago ;)))
    Ppzdrawiam!
  • Tak coś czułem Justysia, że ty jesteś w temacie:)
    Może powinnaś spisać chociaż część z tego co się u Ciebie dzieje, z tego co mówisz wnoszę, ze byłby to bestseler:)
    Dzięki za zerknięcie i komentarz:)
  • MarBe 12.05.2019
    Dzieci potrafią przenieść się w czasie i miejscu siedząc w pokoju na dywanie. Jednak z wiekiem ich zdolności podróży mijają gdy okres dojrzewania niespodziewanie dopada.
    Pozdrawiam.
  • Coś w tym jest co mówisz, szczęśliwi ci, którzy nawet w dorosłości potrafią i nie wstydzą się odnaleźć w sobie dziecka.
    Dzięki bardzo za wizytę i komentarz!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania