Bugs bunny
O rety! Niestety.
Piszą o mnie gazety.
Że jestem kretyn.
Kiedyś grałem w"metin".
To są bzdety.
Nóż kurwa po raz drugi niestety.
Mam wszędzie mety.
Nie wale met amfy.
Nie chodzę na gokarty.
A to nie są żarty.
Polemika małpy.
Każdy z nas jest człekokształny.
Mamy farty.
Unikam wyjazdów na narty.
Miniaturowe karty.
Śnią się śliczne panny.
W Zaduszki rzucam auty.
Dużo fauli.
U Pauli.
Nigdy nie byłem.
Za to byłem w szczecinie.
Na chwilę.
Czasami jem brzoskwinie.
Mam wszystko w tyle.
Nie wije.
nie pije.
Kosz z wikliny splatam.
Jak czyjś tata na emiratach.
Ja jestem na sporych ratach.
To się opłaca.
Twój tata ma bata.
Mama kaca.
Siostra ma brata.
Różowa raca.
Kochasia.
Kasia.
Problemów cała masa.
Ty chcesz kutasa.
Walczyka tańczysz.
I rumbe i mambe.
Ja jestem dałnem.
Nie fajne.
Ale strasznie powabne.
Wszystko jest w gruncie rzeczy czarne.
Nie białe lecz marne.
CHuralne.
Bardzo upalne.
To ładne.
Fajnie się rymuje.
Jak w ziemniakach pyry.
Szukam waginy.
Nie mam czasu na kpiny.
Nie szukam dziewczyny.
Nie jem bigosu.
Bo mięsem się brzydze.
Tak jak brzydze się skinem.
Lub damy wybrankiem.
Czy posagiem, czy przypadkowym fantem.
Często jestem na rampie.
Głupi wampie.
Jestem jak lord albo van sir.
Skrzypią drzwi.
Trzeszczy wersalka.
Wersy gubie na strunie.
Kopie bibułe.
Koi mnie łupież.
Zmieniam nutę na nutę.
Wiolinowy klucz codzień gubię.
Mów mi przygłupie.
W chałupie.
Na strupie.
Strupy.
szybkie mam buty.
Ganiam od dupy do dupy.
Na skróty naduty.
Sieje mentlik.
Nie jadam warzyw.
Na straży stoję.
Nie jestem gojem.
Czy poplecznikiem.
Nie spotkasz mnie z kwiatem.
Na zbite nie mam.
Nie gniewam.
Nie szczekam.
A czekam.
Szczęście widzę w kobietach.
Jestem na lekach.
Od Pana prezesa.
Moneta.
Jak feta.
Robota robota.
W główie pies na kota Brzecha.
Kareta, poker, roleta.
Fajna tandeta.
Za neta.
Pakiety pełne.
Mam rentę mam drogi kręte.
Biorę na wędkę co zechce.
I rybę i ssaka i ptaka na ramach.
Makabra w koło.
Jest bardzo kolorowo.
kopii kopie kopiuje.
Razem z przybranym wujem.
Z raperów mam teksty najlepsze.
Lecz fanów.
Zlicze na jednej ręce a raczej dłoni.
Palcami.
Dalej najebani, dalej pijani.
Cali nastukani.
Węglowodanami zapychani.
Przez mamy.
Co mają nasrane na bani.
Nad nami nad pielgrzymkami.
Wirują sztosy i Losy marne losy.
Warte tyle co pojedyńcze kłosy.
Wszędzie mam profil.
Oglądam ruskie pornosy.
Jak coś sądzę to wrzosy.
Jak sieje to bosy. .
Mam brudne stopy.
Mam papierosy.
Jestem ochoczy.
Gdy nie mam kosy.
Nie chodzę sam po nocy.
Na włosy pluje.
Nie jestem łysy.
Nie wyje.
Nie ryje.
A gnije, z pokus.
Na pilot, wpiepszam dragi.
Codzień jestem naćpany.
Jak bugs bunny.
Soł fanny.
Rubieżne damy. Wszystkie kochamy.
W głowie mamy stany.
Obce klany.
Mam many many.
O zgrozo.
A mogą.
Co mogą.
No nie wiem.
Jest mnogo.
Na fali płynie.
Jak winy przyczyny.
Przeklinam Na grzyby na motorowe piły.
Na mroczne okultystyczne siły.
Me wyznanie ma związek z szatanem.
Z dzbanem chodzę po wodę.
Na Mode najlepiej pić sode.
Gwiazdy tańczą na lodzie.
Jak po deszczu parasole.
Trzymam kciuki.
Za twoje wnuki.
Zastawiam wnyki.
Na głupie cipy.
Przewalają się naprute suki.
Na luki w szalunku, mam piankę.
Ty żresz pasztet, a ja mam smaka na ananasa.
Jem tylko owoce.
Jak jakiś docent.
W polu już nie robię.
Chodź nie raz zrzucałem zboże.
To tak czy siak.
Do kościołów świątyń nie chodzę.
Mam boską urodę.
Pije ognistą wodę nacodzień.
Ty straszysz mnie mrozem i Lodem.
Skwarem Mnie pieczesz.
Torturujesz i bijesz.
Jak zdzire.
Na chwile tu jestem.
Z przekazem zdrowym nie chorym.
Z rymem srogim.
Jak King kong lub joker.
Namierzam foke.
Jak szybki Lopez.
Mam całą Piechote.
Od grubych ryb do płotek.
Nie czytam, nie sieje plotek.
Wlazł kotek na płotek.
Rozkłatam tarot.
Trzepie do Cichopek.
Cały w spermie mam fotel.
Jak klocek.
Leżę po ropie.
Na stopie wrzód.
Na nosie dużo kropek.
To sok jest życia.
Dąże do oświecenia.
Po drodze palę skręta.
W kołysce mam kłode drewna.
Nie byłbym dobrym ojcem.
A Paris Hilton powinna dać mi z jeden hotel.
Za to dałbym jej sofę.
Na stopień.
Dobry trzeba zasłużyć.
I piąć po szczeblach.
Z dołu do góry.
Aż ponad chmury.
Ty siuru Bury.
Ja jestem twym guru.
Pragnę cholerny.
Wirusów, raka.
Chce chorować ciężko.
I zdrowieć prędko.
Zabiłbym się ale życia szkoda.
Pływam jak piraci na nieznanych wodach.
Na kodach gram zawsze.
Bo łatwiej i fajniej.
Śpiewam hymn.
Zanim zasnę.
Jestem patriotą, poliglotą.
Walczę z chołotą.
Mam pod paznokciami błoto.
Gram w Lotto.
Mam motto.
Docieram do ciebie.
Przejżystą mową.
Dosłowną, łagodną bez pierdolenia zbędnego.
Jak pije to dużo.
Jak żygam to pod siebie., nie w sedes.
Mam pełno butelek.
Jestem trochę jak zgredek.
W operze są jeże.
A w cyrku jerzdżę na rowerze.
Nie wierzę w ani jedno twe słowo.
Tu jest jakoś ubogo.
Na stole zastawa.
We śnie dręczy mnie zjawa i Mara.
Była by z nas świetna para.
Gdy cię widzę spadają mi gacie.
Na macie bym brał cię.
Gram ogromne stawki nie jadę za grosze.
Mów mi irokez.
Znam tą szose jak własną kieszeń.
Ponury wrzesień. Ponure dziecię.
Myśli krążą po świecie.
Na necie.
W opiece mam was ludzi. Jam bogiem.
Im dam ogień, wam łoże.
A tamtym wodę.
Innym podstawie nogę.
To chore.
Choruje na głowę na wątrobę.
Od sklepu do sklepu chodzę.
Poprawiam fose.
Bo wroga czuje nosem.
Gram klauna z powagą bez żartów.
Bez ściemy.
Na sceny wchodzą różne ameby.
Bez skili bez bitu.
Ja bity Krasne kradne z ju tuba.
Działam cuda.
W każdym mym tekście jest tylko obłuda.
Ja nie wale w chuja.
Wiankuw nie spłatam.
Figli nie robie.
Smrodem nie ronie.
Na podium zawsze pierwszy.
W czymkolwiek wygrywam.
Z każdym, gram sam w sporty zespołowe bez rywali bez widzów.
Bo po co mi oni.
By rozpraszali. Harcowali.
Panienki dupy dawały.
Na granicy granic.
Na światów końcach.
Stoi drogowskaz.
W prawo do nieba.
Z Lewej do piekła.
Ja kurwa idę w środek.
Do zapomnienia.
Bo życie to ściema.
Tandeta tandetą.
Rupiecie same.
Wyjadanie flaków na surowo z głodu.
Się pewnie zdarza.
Czasami brat brata w lochach o głowę skraca.
Na kaca najlepsza herbata.
Nie kawa. Kawa to dramat.
Zabijam z łatwością.
Nie ważne czy jesteś mym wrogiem czy siostrą.
Na bakier jestem z tym co godne.
Mam braki w wiedzy.
Krzyczą zza między moi oponenci.
By cię zniechęcić.
To ćpuni wysypują im się skręty.
Ja często trafiam na zakręty.
Na bezdrożach zawsze mam zapchany wentyl.
Gdy jestem na budowie to tnę lub noszę pręty.
Brzuch mam wzdęty.
Choruje jeszcze na pięty.
A teraz którędy.
Wersy kończę gdy skończę.
Ten tekst ma zadatk na książke.
A ty i tak gubisz wątek.
A to zwykłe coś co warte pieczątek.
I wysokich ocen nawet gdy się jest skąpcem.
Tragarz traga.
Łowca poluje i łowi.
Zbieracz zbiera.
Szerszeń żądli i osa i pszczoła chyba.
Każda z was chętnie mi dupę wypina ale tylko na video.
Na rżysku nie dobrze lżeć.
Ale w bagnie tonąć nie lepiej.
Jest styczeń lub jesień.
Ja jestem młodym facetem.
Od razu byłem na mecie.
Od końca wszystko zaczynam.
Biegnę Do startu.
Biorąc wszystkich z bara.
Zaczepiam po czym obstukuje im pyski.
I jestem niewinny.
Bo zwinny i szybki.
Jak na oleju frytki.
Zjadłbym włosy z grzywki.
Albo lepiej tosta.
Bo pewnie tak można.
Na dobre i na złe, i jakaś obskurna postać. Jakiś koszmar.
Na jawie mam igły i nitki.
Szyję różne wersy.
Na sterty z trupów.
Wrzucam ręką befsztyk.
Jak kret albo kreta wezyr.
O rety. Co ma kret do wezyra lub nić do wersów.
W tym szumnym skercu.
Na sercu leży ran wiele.
Czyli że dużo, cała masa.
Strzelam na dwa metry spermą z kutasa.
GONI mnie rata i rata na ratach w ratach z ratami po ratach.
Skrzypią skrzypce.
Śmierdzi turkusem i widmem.
Na rybki nie chodzę, ale chętnie bym poszedł na głęboką wodę.
Chodź topiłem się nieraz w płytki rowie.
Na zdrowie.
Mam fazę na gazie.
Na bazie.
Pluje na twoje marne zwrotki.
Mi się śnią koty ci kotki.
Jesteś żałosny.
Jak sikanie w nocnik.
Ja jestem pomocnik.
Hohsztapler, uzurpator.
Władca ludzkich podniet.
Na wiosnę budzę się ze snu.
Jak suseł ale nie jestem zwierzem.
Wszystko szare bure i ponure.
Jestem też królem 8 swym własnym błaznem.
Jestem sztygitny.
Jestem jak pancerz.
Jak pancze.
Wale szoty z wudy jak coś co chleje dużo.
Widzę mewy w górach, szczyty nad morzem.
Bo jestem pojebany, nieraz chodziłem zaszczany, obrzygany.
W chuj mam landy i stany Kochany.
Kocham tylko sanah i Taylor.
Ej aj czyta w myślach.
To nie fikcja.
To recital lub sitcom.
Ogólnie to jest hit ZIOM. Albo tak się tylko wydaje.
Nie mniej mam zajawke.
I to raczej bardziej kul niż nie fajne.
Poczwary, raszple i inne harce.
Tyle samo wszystko warte.
Nad marcem.
Na moczarach w bagnie tonę.
Bo chcę? Bo mogę?
Mam zdrowie i wygłądam całkiem dobże.
Jak młody niepoobijany bokser.
Moje rymy są nie do podjebania.
Z Markiem dymała się hania.
Ja szpanuje zerdzewiałym hakiem.
O czym są moje opowieści?
Wierz mi że warto je poznać i zgłębić.
Ze scen robię scenki ze scenek sceneczki.
Mogę pisać i pisać aż bym się wypisał.
Bym gdzieś się wpisał.
Nafikał. Nabrykał.
Jak coś złego to Michał.
On często po wudzie zdyvchał.
Chcąc nie chcąc to ja czyli Karol jestem najlepszy.
Mój patron to Kacper.
Jeśli jeść grzyb to najlepiej Kanie lub pieczarke z jajkiem, to dla mnie smaczne.
To takie dark jest jak i jasne.
Cokolwiek mi jest fajne.
Serce me rozdarte.
Zawsze z fartem.
Kiedy ranne zorze wstają wtedy widzę te zgrabne.
Bujam się po drogach i mam gracje.
Jest Super hiper ekstra.
Aż cierpień już w mym życiu nie ma.
Czy to ściema.
Pisanie dał o mi wolnoś.
Nieraz udowodnił em że mam bystry umysł.
Raczej czeka mnie nobel albo jobel.
Nie jestem Don kichotem czy atosem aramisem portosem bardziej dartaganem.
Słownik zmienia mi słowa i wychodzi nonsens.
Porody są raczej nieznośne.
Wtedy krzyki kobiet są głośne.
Jest postęp, progres.
A może nawet regres.
Na roraty zjem z mięsa zawijany z szynką kotlet.
Nieznośne rymy, nie nośne kaktus czy róż kolce.
Mów mi mały książę.
Dziś wszystko jest radosne.
Potwory skradają się w ciszy.
To jest strasznie mocne.
Faworki, precle i gości goście.
Wszystko się rymuje wszystko proste.
Samotne noce.
Samotny wątły problem.
Nie dobrze.
To nie godne.
Nie modne.
Sztos sztosem sztośnie.
Gorące rymy za gorącą fotkę.
Pisze na zamówienie za drobne.
Krocze przez życie, wołając wrzeszcząc donośnie.
To przykre i pogodne.
Jak nimfy wodne.
Jak syrenki, skżaty jak podstęp.
Bawię się słowem.
Kuriozalnym godłem.
Na herbie mam mątwe.
Mam na własność Polskę.
To mój kraj nie twój.
Więc spierdalaj stąd łotrze.
Swoją drogą coś ktoś
Zrobiłby podobnie.
Jesteśmy w pokoju na wojnie.
Sieje tym jak zaraz jak egipską plage wkradam się w umysły jak boleriozą kleszcze. Jak wirusy i bakterie z pod mikroskopu drobny lecz potężny jestem.
Więc żegnam to koniec tych wywodów.
Albo nie jeszcze.
Może powiem jeszcze wiele.
Bo mi jakoś w tym okienku w tej karcie dobrze.
Nie rozmieniaj się na drobne.
Nadobnie skromnie zawsze z humorem.
Nawet gdy jest pogżeb.
Jak zawinąć to tylko na drabinie lub sosnie.
W kurwe sromotmnie.
Jakie proce takie zbrodnie.
Ja zabijam jak Kruger albo groźniej.
Jestem czymś co podłe.
Nudzi mnie ten tekst ale to nie mój problem.
Interesy robię postronnie.
Jak koń nie jestem.
Bardziej jestem topless. Owsa nie jem. Nie jem zbórz i raczej zachowuje się łagodnie. Ozdobnie.
Matrix wszędzie a ja wziąłem niebieską pigułke jak bym był jakimś durniem.
O kurde.!
Na płutnie mam co? może lumpex?
?jakim cudem są takie kłótnie.
Mam w głowie lutnie. Luty puchnie.
Kwiecień cuchnie. Zimą jest cudnie. Lecz bywa różnie.
To Trudne.
Obłudne.
Próżne.
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania