Buntownik

Kamil nie lubił chodzić do kościoła. Uważał, że to strata czasu i pieniędzy. Nie rozumiał, dlaczego jego rodzice i nauczyciele tak bardzo naciskali na to, żeby uczestniczył w mszach, spowiadał się i komunizował. Nie wierzył w Boga, ani w żadne cuda i objawienia. Był ateistą i nie bał się tego mówić.

 

W jego małej miejscowości, położonej gdzieś na Mazurach, takie podejście było uznawane za skandaliczne i niemoralne. Kamil był traktowany jak czarny owca, wyśmiewany i wykluczany przez rówieśników i dorosłych. Jego rodzice byli zrozpaczeni i próbowali go przekonać do zmiany zdania. Zabierali go do różnych księży, psychologów i egzorcystów, ale nic nie pomagało. Kamil był nieugięty i uparty.

 

Jedyną osobą, która go rozumiała i akceptowała, była jego dziewczyna, Ania. Ania była agnostyczką i nie interesowała się religią. Była otwarta na różne poglądy i nie oceniała ludzi po ich wierze lub jej braku. Kochała Kamila za to, jaki był, a nie za to, co miał na szyi lub co robił w niedzielę.

 

Ania była jedynym powodem, dla którego Kamil nie uciekł z tej zadupnej mieściny. Chciał z nią być i planował z nią przyszłość. Marzyli o tym, żeby razem wyjechać do Warszawy lub Krakowa, gdzie mogliby żyć według własnych zasad i nie martwić się o spojrzenia i plotki.

 

Pewnego dnia, Kamil postanowił zrobić coś szalonego. Chciał pokazać wszystkim, że nie boi się ich ani ich Boga. Chciał wyrazić swój bunt i swoją wolność. Wziął puszkę z farbą w sprayu i poszedł do kościoła. Była noc, więc nikt go nie widział. Podszedł do ściany przy wejściu i napisał wielkimi literami: "BÓG NIE ISTNIEJE". Potem dodał jeszcze: "KAMIL + ANIA = MIŁOŚĆ".

 

Kiedy skończył, poczuł się dumny i szczęśliwy. Uśmiechnął się do siebie i pomyślał o Ani. Chciał jej zadzwonić i powiedzieć o swoim dziele. Ale zanim zdążył to zrobić, usłyszał głos za plecami:

 

- Co ty tu robisz?

 

Odwrócił się i zobaczył księdza. Był to proboszcz parafii, ojciec Marek. Był to starszy mężczyzna o surowej twarzy i ostrym spojrzeniu. Kamil znał go dobrze, bo często musiał słuchać jego kazań i pouczeń.

 

- Nic - odpowiedział Kamil.

 

- Nic? - powtórzył ksiądz. - A co to jest? - wskazał na napis na ścianie.

 

- To jest prawda - powiedział Kamil.

 

- To jest bluźnierstwo! - krzyknął ksiądz. - Jak śmiesz obrażać Boga i Jego dom?

 

- Nie obrażam nikogo - odparł Kamil. - To jest moje zdanie i mam prawo je wyrazić.

 

- Nie masz prawa obrażać Boga i Jego domu! - krzyknął ksiądz. - To jest grzech ciężki i musisz się z niego wyspowiadać!

 

- Nie muszę się z niczego spowiadać - powiedział Kamil. - Nie uznaję twojej władzy ani twojej religii.

 

- Jak możesz tak mówić? - spytał ksiądz. - Skąd się wzięła ta nienawiść do Boga i Kościoła?

 

- Nie nienawidzę Boga ani Kościoła - odpowiedział Kamil. - Po prostu nie wierzę w nich.

 

- To niemożliwe - powiedział ksiądz. - Każdy człowiek ma w sobie iskrę wiary, która pochodzi od Boga. Ty też ją masz, tylko nie chcesz jej dostrzec.

 

- Nie mam żadnej iskry wiary - powiedział Kamil. - Jestem ateistą i jestem z tego dumny.

 

- Ateizm to choroba duszy - powiedział ksiądz. - To wynik braku miłości, nadziei i sensu życia. Ty potrzebujesz pomocy, synu.

 

- Nie jestem twoim synem - powiedział Kamil. - I nie potrzebuję żadnej pomocy. Mam miłość, nadzieję i sens życia. Mam Anię.

 

- Anię? - spytał ksiądz. - To ta dziewczyna, która jest z tobą?

 

- Tak, to moja dziewczyna i kocham ją - powiedział Kamil.

 

- A ona kocha ciebie? - spytał ksiądz.

 

- Tak, ona mnie kocha - powiedział Kamil.

 

- A czy ona też jest ateistką? - spytał ksiądz.

 

- Nie, ona jest agnostyczką - powiedział Kamil.

 

- Agnostyczką? - powtórzył ksiądz. - To jeszcze gorzej. To znaczy, że ona nie wie, czy Bóg istnieje czy nie.

 

- Tak, ona nie wie i nie przejmuje się tym - powiedział Kamil.

 

- A ty jej nie próbujesz przekonać do swojego poglądu? - spytał ksiądz.

 

- Nie, ja jej nic nie narzucam - powiedział Kamil. - Szanuję jej wolność i jej wybór.

 

- A ona szanuje twój? - spytał ksiądz.

 

- Tak, ona szanuje mój - powiedział Kamil.

 

- To znaczy, że ona akceptuje to, że ty bluźnisz Bogu i Jego domowi? - spytał ksiądz.

 

- Tak, ona akceptuje to, bo wie, że to moja forma wyrażenia siebie - powiedział Kamil.

 

- To znaczy, że ona też bluźni Bogu i Jego domowi? - spytał ksiądz.

 

- Nie, ona tego nie robi, bo to nie jest jej styl - powiedział Kamil.

 

- Ale ona tego nie potępia? - spytał ksiądz.

 

- Nie, ona tego nie potępia, bo mnie kocha takim, jaki jestem - powiedział Kamil.

 

- To znaczy, że ona nie kocha Boga i Jego domu? - spytał ksiądz.

 

- Nie wiem, czy ona kocha Boga i Jego dom - powiedział Kamil. - Ale wiem, że ona kocha mnie i ja kocham ją. I to jest dla nas najważniejsze.

 

- Nie, to nie jest najważniejsze - powiedział ksiądz. - Najważniejsze jest to, co Bóg chce od nas i co my robimy dla Niego. Ty się zbuntowałeś przeciwko Bogu i Jego domowi. Ty popełniłeś grzech ciężki i musisz się z niego nawrócić.

 

- Nie nawrócę się z niczego - powiedział Kamil. - Jestem szczęśliwy takim, jaki jestem.

 

- Nie jesteś szczęśliwy - powiedział ksiądz. - Ty tylko tak sobie wmawiasz. W głębi duszy czujesz pustkę i smutek. Ty potrzebujesz Boga i Jego miłości.

 

- Nie potrzebuję Boga ani Jego miłości - powiedział Kamil. - Mam Anię i jej miłość.

 

- Ania ci nie pomoże - powiedział ksiądz. - Ona też jest zagubiona i zbłąkana. Ona też potrzebuje Boga i Jego miłości.

 

- Nie mów tak o Ani - powiedział Kamil. - Ona jest wspaniała i mądra. Ona wie, co robi i co chce.

 

- Nie wie, co robi i co chce - powiedział ksiądz. - Ona tylko podąża za tobą i twoim złym wpływem. Ty ją zatruwasz swoim ateizmem i swoją bezbożnością.

 

- Nie zatruwam jej niczym - powiedział Kamil. - Uczę ją wolności i tolerancji.

 

- Wolność i tolerancja to puste słowa - powiedział ksiądz. - To tylko wymówki dla grzeszników i buntowników. Ty nie masz prawdziwej wolności ani tolerancji. Ty masz tylko pychę i niewdzięczność.

 

- Nie mam pychy ani niewdzięczności - powiedział Kamil. - Mam tylko odwagę i uczciwość.

 

- Odwagę i uczciwość? - spytał ksiądz. - Gdzie jest twoja odwaga i uczciwość, kiedy bluźnisz Bogu i Jego domowi? Gdzie jest twoja odwaga i uczciwość, kiedy obrażasz ludzi wierzących i szanujących Kościół? Gdzie jest twoja odwaga i uczciwość, kiedy lekceważysz swoich rodziców i nauczycieli?

 

- Bluźnię Bogu i Jego domowi, bo nie wierzę w nich - powiedział Kamil. - Obrażam ludzi wierzących i szanujących Kościół, bo oni mnie obrażają i nie szanują mnie.

 

- Lekceważę swoich rodziców i nauczycieli, bo oni mnie lekceważą i nie rozumieją - powiedział Kamil.

 

- Nie lekceważą cię i nie rozumieją - powiedział ksiądz. - Oni chcą dla ciebie dobrze i starają się ci pomóc. Oni kochają cię i martwią się o ciebie.

 

- Nie kochają mnie i nie martwią się o mnie - powiedział Kamil. - Oni chcą, żebym był taki, jak oni chcą, a nie taki, jaki jestem. Oni chcą, żebym był ich marionetką, a nie wolnym człowiekiem.

 

- Nie jesteś wolnym człowiekiem - powiedział ksiądz. - Jesteś niewolnikiem swoich złych emocji i złych myśli. Jesteś niewolnikiem swojego egoizmu i swojej głupoty.

 

- Nie jestem niewolnikiem niczego - powiedział Kamil. - Jesteś ty niewolnikiem swojej religii i swojej hipokryzji.

 

- Nie jestem niewolnikiem religii ani hipokryzji - powiedział ksiądz. - Jestem sługą Boga i Jego prawdy.

 

- Nie ma Boga ani prawdy - powiedział Kamil. - Są tylko ludzie i ich wybory.

 

- Są ludzie i ich wybory, ale są też konsekwencje tych wyborów - powiedział ksiądz. - Ty wybrałeś złą drogę i musisz ponieść konsekwencje.

 

- Jakie konsekwencje? - spytał Kamil.

 

- Konsekwencje duchowe i społeczne - powiedział ksiądz. - Duchowe to to, że oddaliłeś się od Boga i zatraciłeś sens życia. Społeczne to to, że straciłeś szacunek i zaufanie ludzi.

 

- Nie obchodzą mnie te konsekwencje - powiedział Kamil. - Nie obchodzi mnie Bóg ani sens życia. Nie obchodzą mnie ludzie ani ich szacunek i zaufanie.

 

- To smutne, że tak mówisz - powiedział ksiądz. - To znaczy, że jesteś samotny i nieszczęśliwy.

 

- Nie jestem samotny ani nieszczęśliwy - powiedział Kamil. - Mam Anię i jesteśmy szczęśliwi razem.

 

- Ania ci nie wystarczy - powiedział ksiądz. - Ania cię nie uratuje. Ania cię zniszczy.

 

- Co ty mówisz? - spytał Kamil. - Skąd takie bzdury?

 

- To nie są bzdury, to jest prawda - powiedział ksiądz. - Ania jest twoją zgubą, a ty jej zgubą. Wasza miłość jest fałszywa i grzeszna. Wasza miłość was skazuje na potępienie.

 

- To są bzdury! - krzyknął Kamil. - Ania jest moją ratunkiem, a ja jej ratunkiem. Nasza miłość jest prawdziwa i piękna. Nasza miłość nas zbawia.

 

- Nie zbawia was, tylko was oszukuje - powiedział ksiądz. - Wasza miłość jest oparta na błędnych założeniach i złudnych oczekiwaniach. Wasza miłość nie ma przyszłości.

 

- To nieprawda! - krzyknął Kamil. - Nasza miłość jest oparta na prawdzie i szacunku. Nasza miłość ma sens i cel.

 

- Jaki sens i cel? - spytał ksiądz. - Co chcecie osiągnąć swoją miłością? Co chcecie zrobić ze swoim życiem?

 

- Chcemy być razem i być szczęśliwi - powiedział Kamil. - Chcemy wyjechać z tej mieściny i żyć według własnych zasad.

 

- A co z waszą rodziną, waszymi przyjaciółmi, waszymi obowiązkami? - spytał ksiądz. - Czy nie macie do nich żadnego uczucia, żadnej odpowiedzialności?

 

- Nie mamy do nich żadnego uczucia, żadnej odpowiedzialności - powiedział Kamil. - Oni nas nie kochają, nie rozumieją, nie wspierają. Oni nas tylko krzywdzą, ograniczają, kontrolują.

 

- To nieprawda! - powiedział ksiądz. - Oni was kochają, rozumieją, wspierają. Oni chcą dla was dobrze, chcą was chronić, chcą was prowadzić.

 

- Nie chcą dla nas dobrze, nie chcą nas chronić, nie chcą nas prowadzić - powiedział Kamil. - Oni chcą dla siebie dobrze, chcą nas wykorzystać, chcą nas zmusić.

 

- Do czego chcą was zmusić? - spytał ksiądz.

 

- Do tego, żebyśmy byli tacy, jak oni - powiedział Kamil. - Żebyśmy byli wierzący, posłuszni, konformistyczni.

 

- A co w tym złego? - spytał ksiądz. - Czy to nie jest lepsze niż być niewierzącym, buntowniczym, zbuntowanym?

 

- Nie, to nie jest lepsze - powiedział Kamil. - To jest gorsze. To jest nienaturalne i nieszczęśliwe.

 

- Nienaturalne i nieszczęśliwe? - spytał ksiądz. - Skąd takie sądy? Czy ty wiesz lepiej niż Bóg i Kościół, co jest naturalne i szczęśliwe?

 

- Tak, wiem lepiej niż Bóg i Kościół - powiedział Kamil. - Bo ja słucham swojego serca i swojego rozumu.

 

- Swojego serca i swojego rozumu? - spytał ksiądz. - A czy ty wiesz, co to jest serce i rozum? Czy ty wiesz, skąd się biorą i jak działają?

 

- Tak, wiem, co to jest serce i rozum - powiedział Kamil. - Serce to to, co czuję. Rozum to to, co myślę.

 

- A czy ty wiesz, że to nie wystarczy? - spytał ksiądz. - Że to nie są jedyne źródła poznania i decyzji? Że to są ograniczone i zawodne?

 

- Nie są ograniczone ani zawodne - powiedział Kamil. - To są najlepsze i najpewniejsze narzędzia, jakie mam.

 

- Nie, to nie są najlepsze i najpewniejsze narzędzia, jakie masz - powiedział ksiądz. - Są lepsze i pewniejsze narzędzia, których nie używasz. Są to wiara i sumienie.

 

- Wiara i sumienie? - spytał Kamil. - A co to jest?

 

- Wiara to to, co wierzysz - powiedział ksiądz. - Sumienie to to, co czujesz, że jest dobre lub złe.

 

- A skąd wiem, co wierzyć i co czuć? - spytał Kamil.

 

- Wiesz to z objawienia i tradycji - powiedział ksiądz. - Z tego, co Bóg nam powiedział i co Kościół nam przekazał.

 

- A skąd wiem, że Bóg nam coś powiedział i że Kościół nam coś przekazał? - spytał Kamil.

 

- Wiesz to z autorytetu i świadectwa - powiedział ksiądz. - Z tego, co mówią nam papież i biskupi, co piszą nam święci i teologowie, co pokazują nam cuda i znaki.

 

- A skąd wiem, że papież i biskupi, święci i teologowie, cuda i znaki są wiarygodni i prawdziwi? - spytał Kamil.

 

- Wiesz to z wiary i sumienia - powiedział ksiądz. - Z tego, co wierzysz i czujesz w głębi swojej duszy.

 

- To jest błędne koło! - krzyknął Kamil. - To jest samospełniająca się przepowiednia! To jest manipulacja!

 

- Nie, to jest logika! - krzyknął ksiądz. - To jest harmonia! To jest prawda!

 

- Nie, to jest absurd! - krzyknął Kamil. - To jest sprzeczność! To jest kłamstwo!

 

W tym momencie rozległ się dźwięk syreny policyjnej. Ktoś zauważył napis na ścianie kościoła i wezwał policję. Kamil i ksiądz przerwali swój spór i spojrzeli na ulicę. Zobaczyli radiowóz, który zatrzymał się przed kościołem. Z niego wysiedli dwaj policjanci.

 

- Co tu się dzieje? - zapytał jeden z nich.

 

- Ten chłopak napisał ten napis na ścianie kościoła! - oskarżył go ksiądz.

 

- Co? To ty to zrobiłeś? - zapytał drugi policjant Kamila.

 

Kamil nie odpowiedział. Wiedział, że ma kłopoty. Wiedział, że zaraz go aresztują i zabiorą do komisariatu. Wiedział, że jego rodzice będą wściekli i zawiedzeni. Wiedział, że jego nauczyciele będą surowi i bezlitośni. Wiedział, że jego rówieśnicy będą jeszcze bardziej go nienawidzić i wyśmiewać.

 

Ale nie żałował tego, co zrobił. Był dumny ze swojego czynu. Był dumny ze swojego poglądu. Był dumny ze swojej miłości.

 

Spojrzał na napis na ścianie kościoła: "BÓG NIE ISTNIEJE". Uśmiechnął się do siebie i pomyślał: "To jest moje credo".

 

Spojrzał na drugi napis na ścianie kościoła: "KAMIL + ANIA = MIŁOŚĆ". Uśmiechnął się do siebie i pomyślał: "To jest moje motto".

 

Spojrzał na swoją komórkę, która leżała na ziemi. Chciał zadzwonić do Ani i powiedzieć jej, że ją kocha. Ale nie zdążył tego zrobić. Policjanci podbiegli do niego i złapali go za ręce.

 

- Masz prawo do milczenia - powiedział jeden z nich.

 

- Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie - powiedział drugi.

 

- Masz prawo do adwokata - powiedział pierwszy.

 

- Jeśli nie stać cię na adwokata, zostanie ci przydzielony z urzędu - powiedział drugi.

 

- Rozumiesz swoje prawa? - zapytał pierwszy.

 

Kamil nie odpowiedział. Nie obchodziły go jego prawa. Nie obchodziło go nic. Oprócz Ani.

 

- Aniu... - wyszeptał.

 

I to była ostatnia rzecz, jaką powiedział, zanim policjanci wsadzili go do radiowozu i odjechali.

 

***

 

Ania czekała na telefon od Kamila. Nie wiedziała, co się z nim stało. Wiedziała tylko, że poszedł do kościoła z puszką farby i miał jej coś pokazać. Nie wiedziała, co miał na myśli. Nie wiedziała, co zamierzał zrobić.

 

Była zaniepokojona i zmartwiona. Bała się, że Kamil wpadł w kłopoty. Bała się, że ktoś go zobaczył i zgłosił policji. Bała się, że ktoś go skrzywdził lub zranił.

 

Nie mogła się dodzwonić do niego. Jego telefon był wyłączony lub nieodbierany. Nie mogła się też skontaktować z jego rodzicami ani przyjaciółmi. Nikt nie wiedział, gdzie jest Kamil i co się z nim dzieje.

 

Ania postanowiła wyjść z domu i poszukać Kamila. Wzięła swój rower i pojechała do kościoła. Miała nadzieję, że tam go znajdzie.

 

Kiedy dotarła do kościoła, zamarła z przerażenia. Na ścianie kościoła widniał wielki napis: "BÓG NIE ISTNIEJE". Pod nim był inny napis: "KAMIL + ANIA = MIŁOŚĆ".

 

Ania nie mogła uwierzyć własnym oczom. To Kamil to napisał? To on tak bluźnił Bogu i Jego domowi? To on tak wyznał jej miłość?

 

Ania poczuła mieszane uczucia. Z jednej strony była wzruszona i poruszona gestem Kamila. Z drugiej strony była przerażona i zdenerwowana konsekwencjami jego czynu.

 

Wiedziała, że to był akt buntu i wyzwolenia. Wiedziała, że to był sposób na wyrażenie siebie i swoich poglądów. Wiedziała, że to był dowód miłości i oddania.

 

Ale też wiedziała, że to był skandal i profanacja. Wiedziała, że to był grzech i obraza. Wiedziała, że to był problem i zagrożenie.

 

Ania nie wiedziała, co ma robić. Czy ma być dumna z Kamila i popierać go? Czy ma być zawstydzona Kamilem i potępiać go? Czy ma być wdzięczna Kamilem i kochać go? Czy ma być rozczarowana Kamilem i nienawidzić go?

 

Ania była zagubiona i zbłąkana. Nie miała odpowiedzi na te pytania. Nie miała pewności co do swojej wiary i swojej miłości.

 

Spojrzała na napis na ścianie kościoła: "BÓG NIE ISTNIEJE". Zapytała się w duchu: "Czy to prawda?"

 

Spojrzała na drugi napis na ścianie kościoła: "KAMIL + ANIA = MIŁOŚĆ". Zapytała się w duchu: "Czy to prawda?"

 

W tym momencie usłyszała głos za plecami:

 

- Aniu?

 

Odwróciła się i zobaczyła Kamila. Był blady i zmęczony. Miał na sobie kajdanki i mundur policyjny.

 

- Kamil? - spytała Ania.

 

- Aniu... - powtórzył Kamil.

 

- Co się stało? - spytała Ania.

 

- Zostałem aresztowany - powiedział Kamil.

 

- Za co? - spytała Ania.

 

- Za to - wskazał na napis na ścianie kościoła.

 

Ania zamilkła. Nie wiedziała, co powiedzieć. Czy miała go pocieszyć, czy poganić? Czy miała go bronić, czy potępiać? Czy miała go wspierać, czy zostawić?

 

- Przepraszam - powiedział Kamil. - Nie chciałem cię w to wplątać.

 

- W co mnie wplątałeś? - spytała Ania.

 

- W ten napis - powiedział Kamil. - To ja go napisałem. To ja wyznałem ci miłość.

 

Ania spojrzała na napis: "KAMIL + ANIA = MIŁOŚĆ". Poczuła, jak jej serce bije szybciej. Poczuła, jak jej oczy wilgotnieją. Poczuła, jak jej usta drżą.

 

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała Ania.

 

- Bo cię kocham - powiedział Kamil. - Bo chciałem ci to pokazać. Bo chciałem cię zaskoczyć.

 

- Zaskoczyłeś mnie - powiedziała Ania. - Ale nie w dobry sposób.

 

- Nie w dobry sposób? - spytał Kamil. - Co masz na myśli?

 

- Masz na myśli, że nie podoba ci się ten napis? Że nie podoba ci się moje wyznanie?

 

- Nie, nie o to chodzi - powiedziała Ania. - Podoba mi się twoje wyznanie. Cieszę się, że mnie kochasz. Ja też cię kocham.

 

- Naprawdę? - spytał Kamil.

 

- Naprawdę - powiedziała Ania.

 

- To dlaczego mówisz, że nie zaskoczyłeś mnie w dobry sposób? - spytał Kamil.

 

- Bo nie podoba mi się sposób, w jaki to zrobiłeś - powiedziała Ania. - Bo nie podoba mi się miejsce, w którym to zrobiłeś. Bo nie podoba mi się kontekst, w którym to zrobiłeś.

 

- Co masz na myśli? - spytał Kamil.

 

- Masz na myśli ten drugi napis: "BÓG NIE ISTNIEJE" - powiedziała Ania.

 

Kamil spojrzał na drugi napis: "BÓG NIE ISTNIEJE". Poczuł, jak jego twarz się rumieni. Poczuł, jak jego ręce się pocą. Poczuł, jak jego gardło się zaciska.

 

- Co z nim? - spytał Kamil.

 

- To ty go też napisałeś? - spytała Ania.

 

- Tak, to ja go napisałem - przyznał Kamil.

 

- Dlaczego? - spytała Ania.

 

- Bo tak myślę - powiedział Kamil. - Bo tak wierzę. Bo tak żyję.

 

Ania westchnęła. Wiedziała o poglądach Kamila. Wiedziała, że był ateistą i że nie szanował religii ani Kościoła. Wiedziała, że był buntownikiem i że lubił prowokować i szokować ludzi.

 

Ale nie wiedziała, że posunie się tak daleko. Nie wiedziała, że zbezcześci ścianę kościoła takim napisem. Nie wiedziała, że połączy swoje wyznanie miłości z takim bluźnierstwem.

 

Ania była agnostyczką i nie interesowała się religią. Nie wierzyła ani nie niewierzyła w Boga. Nie chodziła do kościoła ani nie modliła się.

 

- Nie przejmowała się zbytnio kwestiami wiary i moralności. Nie miała nic przeciwko temu, że Kamil był ateistą i że nie szanował religii ani Kościoła. Nie miała nic przeciwko temu, że Kamil był buntownikiem i że lubił prowokować i szokować ludzi.

 

Ale miała coś przeciwko temu, że Kamil zrobił coś takiego. Że naraził się na niebezpieczeństwo i kłopoty. Że zranił uczucia i poglądy innych ludzi. Że zniszczył coś, co dla wielu było święte i ważne.

 

Ania nie była zła na Kamila. Była smutna i rozczarowana. Była zaniepokojona i przestraszona. Była zakłopotana i zawstydzona.

 

- Nie powinieneś tego robić - powiedziała Ania.

 

- Dlaczego nie? - spytał Kamil.

 

- Bo to nieładnie - powiedziała Ania.

 

- Nieładnie? - powtórzył Kamil.

 

- Tak, nieładnie - powiedziała Ania. - To nie jest sposób na wyrażanie swoich opinii i uczuć. To nie jest sposób na bycie sobą i kochaniem się.

 

- To jest mój sposób - powiedział Kamil. - To jest mój styl. To jest moja sztuka.

 

- Sztuka? - spytała Ania.

 

- Tak, sztuka - powiedział Kamil. - To jest moja forma twórczości i ekspresji. To jest moje dzieło.

 

- Dzieło? - spytała Ania.

 

- Tak, dzieło - powiedział Kamil. - To jest moje arcydzieło. To jest moje manifest.

 

- Manifest? - spytała Ania.

 

- Tak, manifest - powiedział Kamil. - To jest moja deklaracja i proklamacja. To jest moje credo i motto.

 

Ania westchnęła. Nie mogła się z nim dogadać. Nie mogła go zrozumieć. Nie mogła go zmienić.

 

- Nie zgadzam się z tobą - powiedziała Ania.

 

- Ale kochasz mnie? - spytał Kamil.

 

- Tak, kocham cię - powiedziała Ania.

 

- To wystarczy - powiedział Kamil.

 

- Czy na pewno? - spytała Ania.

 

W tym momencie rozległ się głos policjanta:

 

- Chodźcie, czas jechać do komisariatu.

 

Policjant podszedł do Kamila i Ani. Chwycił Kamila za ramię i poprowadził go do radiowozu. Ania poszła za nimi. Chciała być z Kamilem. Chciała mu pomóc.

 

Ale też chciała mu coś powiedzieć. Coś ważnego i trudnego. Coś, co mogło zmienić wszystko.

 

Spojrzała na napis na ścianie kościoła: "BÓG NIE ISTNIEJE". Zapytała się w duchu: "Czy to prawda?"

 

Spojrzała na drugi napis na ścianie kościoła: "KAMIL + ANIA = MIŁOŚĆ". Zapytała się w duchu: "Czy to prawda?"

 

Spojrzała na Kamila i powiedziała:

 

- Jestem w ciąży.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania