buty o 12
Powoli otworzył oczy, leżąc zgarbiony na rękach. Sądził że ujrzy swoje bose stopy na piasku jednak było inaczej. Poczuł się nieswojo ponieważ miał założone porządne skórzane buty w kolorze owoców wiśni. Nie czuł twardego kamiennego podłoża, granitu czy marmuru, które szarością robiły przestrzeń jak by jego stopy unosiły się nad posadzką. Nic dziwnego że nie czuł na sobie nic oprócz powietrza które było wentylatorem u sufitu pomieszczenia w którym się znalazł. Mało brakowało a ta lekkość by go wkręciła w wir rozrzucając po ścianach. Wyprostował się, dalej siedząc na barowym stołku, obróconym w kierunku sali. Poprzez stoliki i stołki widział całą swoją sylwetkę opartą o barek z nogą lekko podkurczoną, odbijając się od lustra. Uśmiechnął się do siebie, tak samo jak Narcyz w tafli wody. Mruknął coś pod nosem i popatrzył na zegarek.
Do baru „Pod Upadłym Aniołem” wszedł Wolf Franek z ręką wyciągniętą w kierunku Michaela Sosona.
- Ładne masz buty Mike, wygodne? Długa droga jeszcze przed Tobą?
- Nie wiem czy długa ale bardzo kamienista i nagrzana, więc się przydają. Nie ma to jak ciepły piasek nad wodą i bose stopy pluskające się w falach co raz za razem podpływają chcąc się wyrwać ogromowi reszty wody.
Franek ubrany w gangsterski gang trochę osłupiał. Wyprostował mu się śledzik pod szyją. Chciał tylko być miły, w końcu znają się wieki. Więc zapodaje dalej:
- Słuchaj Mike, to ile czasu zajmuje zrzucenie takiego cennego stroju jaki masz na sobie? Marynareczka, krawacik, dobre spodnie, wszystko pod kolor, nie wspomnę już o tych wiśniowych butach?
- hmmm… Jak Ci to powiedzieć. Nie wiem jak się nazywasz i co ode mnie chcesz ani jak się tutaj znalazłem otwierając oczy. Wiem jedno, dochodzi dwunasta. A o dwunastej… o dwunastej Słońce jest najbliżej nas. Tego jestem pewien, bo jest mi strasznie gorąco. Stóp nie czuje w tych butach. Chcesz się w nich przejść? Chcesz przejść się w moich butach?
- Stary!? Ja tylko pytałem czy długo się rozbierasz?
- Rozbieranie jest szybsze. Nie ma dwóch zdań. Ale bardziej kosztowne. Musisz wszystko zrzucić co kompletowałeś latami. Rozumiesz co ja do Ciebie mówię Franuś?
- Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Burknoł Wolf i poluzował krawat.
Mówili mi że jesteś, jakiś taki… twardy, ale nie wiedziałem że aż tak. Mówisz do mnie jak do obcego chłopca a to właśnie mnie wysłali po Ciebie. Znamy się przecież ze szkoły, kumple z jednej ławki. Ostatniej z resztą.
Mike wypuścił dym i przetarł czoło. Zadawał sobie w środku tylko pytanie co jest grane? Dał by sobie przysiąc że Wolfa widzi pierwszy raz w życiu. Przynajmniej przez pierwsze minuty, zanim zdążył go wkręcić wentylator. Czuł że teraz wkręca go Frank. Czuł się zmęczony po podróży, jednak samej podróży nie pamiętał. Wszystko było nowe i pierwszo odczuwalne. Zagasił papierosa w popielniczce która stała na barze koło szklanki z wodą i drugą pełną kawy. Przyłożył usta do małej czarnej filiżanki z kawą i zrobił łyk, co go nieco wzdrygnęło. Bo choć palił i pił to robił to pierwszy raz, kolejny raz po raz pierwszy. Obrócił się do Wolfa i podał mu rękę, którą ten cały czas miał wyciągniętą jak by prosił o buty.
- Oprócz tego słońca co tak grzeje, wiem też że mieliśmy się spotkać właśnie tutaj w samo południe. Ja jestem, Ty jesteś i Słońce na dwunastej. Cała reszta rozmywa się w dymie.
- Wiem, wiem. Mówiła mi że Cię spotkam, i że mówisz w jakimś dziwnym języku, ale nie wiedziałem że to będzie Polski… Miała przyjść Cię odebrać Natasza, dorabia w tej dziurze, ale musiała zrobić zakupy i nie wróciła z targu na czas. Dlatego zadzwoniła do mnie. No i się widzimy. Mówiła mi tylko bym koniecznie zdążył przed dwunastą. Nie zdążyłem konkretnie spytać czy południe czy o pół nocy jej chodziło, bo się rozłączyła ale jestem, a w zasadzie zdążyłem przed dwunastą.
Nagle pierwsze uderzenie dzwonu, zadrżało. Dym poderwał się ku górze. Przez zasłonięte żaluzje wpadały promyki słońca wibrując w rytm drugiego uderzenia, trzeciego i… nagle błysk. Otwierają się ciężkie drewniane drzwi. Wchodzi Natasza. Drzwi skrzypiąc między uderzeniami dzwonu zabierają światło. Kolejne uderzenie, dziewczyna rzuca siaty i podnosi żaluzje w oknach. Trzy kolejne okna, trzy ostatnie uderzenia dzwonu. Okna odsłonięte, siaty leżą obok barowych stołków na których siedzą oparci panowie. Natasza bierze pakunki, idąc do kuchni, krzyczy dosadnie do Wolfa:
- Kawusi sobie życzysz? Jeszcze zamknięte ale zdążycie się lepiej poznać choć Mike jest obcojęzyczny… uśmiechnęła się pod nosem.
Komentarze (1)
Ci, Mi, Mnie, - nie zapisuj z wielkiej.
Poza tym, chwilowo nie mam zdania. Jestem trochę zmęczony, więc może istota niezrozumienia leży u mnie. Wstrzymam się póki co z oceną.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania