Byle do pasterki.
Niby święta. Miasto obwieszone światłem, jakby ktoś próbował przykryć zmęczenie kolorową folią i ledami za 15 złotych z Pepco. Świeci bardziej niż zwykle, ale wciąż bez cudów. Reniferki na latarniach, elfy przy witrynach, mikołajki wiszące krzywo - wszystkie z tym samym, nieco plastikowym uśmiechem.
Ludzie też są zwykli. Niosą zwykłe miny, wciśnięte w kurtki i pośpiech. Idą po chodnikach tak samo jak w marcu czy październiku, tylko torby cięższe, a irytacja jakby usprawiedliwiona. Ten czas niczym się nie różni od reszty roku, poza kolorem świateł i ofertą w sklepach.
Zimno wchodzi pod skórę szybciej niż "last christmas" do uszu. Myślę, że mogłoby być trochę cieplej. Nie w sensie pogody, raczej między ludźmi.
Komentarze (18)
Jak zwykle czule. Podoba mi się.
Może spróbuję we wtorek to przerobić pod kątem tej myśli.
Oj tam, co dwie głowy to nie jedna.
Choć w tym wypadku bardziej pasuje że "dwa mózgi"
Dobry, trafny, choć smutny tekst. No ale "mogłoby", więc może tak kiedyś będzie :)
Ludzie tak samo jak w marcu czy październiku, tylko torby cięższe, a irytacja jakby usprawiedliwiona. Ten czas niczym się nie różni od reszty roku, poza kolorem świateł i ofertą w sklepach.
"Last Christmans" ma wpływ na miny wciśnięte w pospiech i zimno odczuwalne pod powiekami.
Zapas chłodu. Cieplej nie będzie zbyt długo.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania