Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bzyk.

Z polecenia własnego nadął się, wziął i rozpękł. Nie dlatego, że tak chciał. Polecenie kierowane było zimną

kalkulacją przewidującą zły koniec. Przyglądając się temu co zostało po nim nie sposób było się nie zgodzić, że

rzeczywiście - koniec był zły.

Ale od początku. W piękny poranek...a nie, może jednak nie. Coś co się kończy w brzydki sposób, nie może przecież

zaczynać się o pięknym poranku. Bo jakże to tak, ktoś zapyta. Koniec taki nieładny, a początek w tak wspaniałych

okolicznościach przyrody? Nijak to się kupy nie trzyma. O, kupa. Tak już lepiej. Od kupy coś takiego zacząć zgoła inaczej.

Tak po ludzku rzec by można. Bo kupa to prawie kres, a zarazem początek wszystkiego. To punkt na kole manifestujący rychły

początek, bo ono jest manifestacją końca. Doszedłszy do porozumienia, że eskrementy dadzą mu najlepszy start w życie,

przysiadł najpierw niedaleko, podejrzliwie łypiąc spod oczu, sprawdzając czy ta jest aby najwłaściwsza. Wzbił się w górę

chcąc mieć szerszy pogląd na sprawę. A sprawa miała się nijak. To znaczy nijak, w sensie, że to nadal była kupa i nie może

to mieć się inaczej właśnie jak nijak. Ale nie dla niego. Dla niego, jak już wcześniej wykazano, kupa ta miała się na tyle

dobrze, że obdarzył ją zaufaniem i przysiadł, ale tym razem zdecydowanie bliżej, ba, prawie dotykając jej swym ciałem.

Poczuł ten dreszczyk emocji towarzyszący przy każdej takiej próbie. On kontra kopa. Nikt więcej. Kto tym razem wyjdzie

zwycięsko? Który z nich z dumą odejdzie krocząc w wiktorii, a kto niczym zbity pies odejdzie ze spuszczoną głową? W całej

tej euforii dał się ponieść emocjom i przypadkowo wylądował, tym razem, na samej kupie. Nie, żeby do tego nie dążył przez

całe życie, ale jednak poczuł się z tym źle. To nie był ten moment. Nie do końca był przygotowany mentalnie. Jego

podświadomość podpowiadła aby opuścił to miejsce jak najszybciej. Taka kolej zdarzeń nie zapowiadała nic dobrego. Jednak

myśli podświadomości wypierała chuć wielka a ogromna, która rozlała się żarem po całym jego ciele. Teraz to już nie była

euforia, to była kulminacja chuci przeogromnej, kipiała i wrzała. Wstrząsy darły jego ciało niczym pasażerów klasy

trzeciej. Tak, to jest jadnak TO. To jest jednak TA kupa, o której marzyłem całe życie. Robił fikołki, tarzał się, ślizgał

w tą i na zad, a jego mina wyrażała tylko jedno - spełnienie. To było czyste wariactwo.

Zdradzony na początku koniec jest jak najbardziej prawdziwy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania