Cello miłości 1
Po pięciu minutach usłyszała pukanie. Randy miał na sobie te samo ubranie, chociaż Sarah zwróciła uwagę, że zmienił koszulę.
— Bardzo chciałem cię zobaczyć, ale...
Nie dała mu skończyć. Zaczęła go całować. Tulił ją do siebie i patrzył jej w oczy. Zamierzał coś powiedzieć, ale Sarah położyła mu palec na ustach.
— Nic nie mów.
Zaczęła się rozebrać. On patrzył na jej zgrabne ciało. Powoli zdjął koszulę.
— Daj mi to zrobić — szepnęła.
— Sarah mówiłaś...
— Cicho.
Znowu go całowała tym razem w usta i po szyji. Po chwili został nago. Sarah całowała jego ciało ale ominęła intymną strefę. Wziął ją na ręce i położył na łożko. Zamknęła oczy. Czuła jego dłonie na piersiach. Delektowała się rozkoszą. Dotykał ją i całował wszędzie, poza biodrami. Została tylko w dolnej części bielizny.
— Jesteś taka śliczna — szeptał.
— Chcę tego z tobą.
— Powiedziałaś, że mam tego nie robić.
— Zmieniłam zdanie. Nie pierwszy raz dzisiaj. A prawie nigdy tego nie robię.
— Bardzo chcę, ale nie zrobie tego.
— Randy.
— Jestem podniecony. Jesteś śliczna, ale nie zrobię tego.
Przez chwilę milczała.
— Masz rację. Zachowałam się jak dziwka.
— Nie mów tak. Zachowałaś się jak najbardziej naturalnie. Ale nie jesteśmy gotowi na to.
— Jesteś bardzo szlachetny. Jeśli chcesz zrobię to inaczej.
— Nie musisz nic robić.
— Chcesz zasnąć ze mną?
— Nie. Wrócę do siebie. Może zobaczymy się po koncercie.
Wstał i zaczął sie ubierać. Podszedł do niej. Pocałował delikatnie jej usta i okrył ją kołdrą. Patrzyła jak odchodzi do drzwi. Została sama.
— Powinnam płakać, ale nie potrafię — szepnęła.
Nastawiła swój cell na dzwonienie. Zasnęła po kilku chwilach. Oczywiście zapomniała zadzwonić do ojca. Pierwszy raz w życiu nie dotrzymała słowa.
Zadzwoniła rano już z gmachu filharmonni.
— Przepraszan tato, zupełnie zapomniałam.
— Miałaś dobry czas. Poznałaś Randy. Dobry chłopak?
— Cudowny. Nie spodziewałam się, że mężczyznę stać na coś takiego.
— Nie wiem co masz na myśli, ale nie będę pytać.
— Wiesz tata, że będę grać na Bonjure?
— Jednak dostałaś Stradivarius?
— Właśnie dzięki Randy i jego ojcu.
— Tak, to bardzo miło z jego strony.
— Będę już kończyć. Pozdrów wszystkich. Muszę się przygotować.
— Dobrze kochanie, uważaj na siebie.
Sarah poszła do sali. Rozmawiała z kilkoma ludźmi. Okazało się, że nie tylko James Oxing zasłużył się dla niej. Dowiedziała się później, że jej ojciec również zapłacił ładnuch kilka tysięcy. Cello miało piękny, głęboki dźwięk. Po kwadransie Sarah stopiła się z tym cudnym instrumentem. Wzięła przerwę na obiad. Grała prawie siedem godzin. Zadzwoniła do Randy zaraz po wyjściu z budynku.
— Randy?
— Tak. Jak instrument?
— Cudowny. Masz czas wieczorem?
— Sarah. Nie zrozum mnie źle. Jeśli cię zobaczę, nie będę mógł dotrzymać tego co wczoraj.
— Wcale nie musiałeś wczoraj i nie musisz dzisiaj.
— Sarah. Bardzo chciałabym cię pokochać, ale Jessica jest nadal w moim sercu. Wybacz.
— Więc wczoraj nie zrobiłeś tego, bo...
— Nie. Wczoraj zrobiłem to o co prosiłaś. Dopiero potem zrozumiałem, że wciąż kocham Jess.
— Masz jej cell numer?
— Tak, ale nie zadzwonię do niej.
— Wiem. Możesz mi podać.
— Mogę, chociaż nie wiem czemu chcesz.
— Może kiedyś się dowiesz. Chce ci powiedzieć, że nie sądzę, że spotkam w zyciu podobnego tobie mężczyznę. Dziękuję ci za wszystko.
Sarah czekała na taksówkę. Nie mogła płakać.
Sala była pełna. Sarah siedziała rozluźniona. Orkiestra dostrajała instrumenty. Wszystko odbyło się według ustalonych zasad. Sarah zagrała dwa koncerty: Elgara i Dvoraka. Na bis wykonała swój ulubiony kawałek z Łabędzia, Camille Saint-Seans i Ave Maria Schuberta. Nie dostrzegła Randy. Poczuła, że nawet go nie ma na sali.
Wieczorem, dobrze po dziesiątej, zadzwoniła do Jessicy.
— Halo. Kto mówi?
— Nazywam się Sarah Longridge. Gram na cello. Poznałam Randy Oxinga. Posłuchaj Jessica. On dał mi twój numer, ale nie ma idei, że do ciebie zadzwonię. I proszę nie mów mu o tym, że dzwoniłam. Chyba, że będziesz musiała. Nie wiem jak to wiem, ale tak się stanie. On ciągle cię kocha. Nie sądzę, że jest wielu takich mążczyzn jak on. Wyszłaś za mąż. Ale wiem, bo czuję, że to nie potrwa długo. Bo ty też nadal kochasz tylko Randy. Nie zmarnuj swojej i jego szansy.
— Jestem zaskoczona. Ja kocham mojego męża.
— Nie oszukuj siebie. Wiesz, że kochasz nadal Randy. Bałaś się tej miłości. To wszystko. Dobranoc.
Sarah czuła łzy na policzkach. Wiedziała, że daleko w Nowym Yorku płacze też Jessica. Płacze, bo właśnie dotarła do niej prawda, przed którą chciała uciec.
W dwa miesiące potem Jessica rostała się z mężem. Miesiąc później zadzwoniła do Randy. Bo wiedziała, że on nigdy tego nie zrobi.
— Cześć, to ja — szepnęła do zaskoczonego Randy.
— Rozstałam się z mężem. Kocham i kochałam tylko ciebie. Czy ty...
— Tak, bardzo. Zobaczę cię jak najszybciej zechcesz.
— Randy, kochanie. Mieszkam tam gdzie poprzednio. Czy zechcesz mnie mieć na zawsze?
— Będę za godzinę...
Dopiero dwa miesiące później Jessica wyjawiła mu tajemnicę...
Któregoś wieczoru, wiele miesięcy potem, kiedy Jessica siedziała z Randy i swoją małą córeczką na werandzie, opowiedział jej co wydarzyło się tego wieczoru w hotelu w Seattle. Jessica poczuła łzy na policzkach. Zobaczyła je również na twarzy swojej miłości.
Alex
Zbliżał sie zachód. Siedziała nad brzegiem oceanu. Nie spieszyła się do domu. Marzyła, żeby się wyprowadzić. Ale wciąż nie miała dość pieniędzy. Pracowała w sklepie z odzieżą. I nie zarabiała wiele. Właściwie miniumum. A Vancouver nie było tanim miastem. Już raz mieszkała z koleżanką. Oczywiście było łatwiej. Dlaczego? Alex chciała uniknąć czegoś, czego nienawidziła. Alkoholu. Ojciec pił jak długo pamiętała. Wcześniej nigdy nie podnosił ręki na mamę. Ale to minęło. Do awantur doszły rękoczyny. Na szczęście, jej samej, nie ruszył po pijanemu. Alex nie uczyła się dobrze. Bo i jak miała się uczyć. Starała się, ale staranie to za mało. Skończyła tylko high school. Myślała, że może kiedyś skończy college. Miała zdolności do rysunku. Ale nie miała szans doszlifować swójego talentu. Kiedy była u kresu wytrzymałości, zastanawiała się czy nie zacząć pracować w klubie. W klubie gdzie dziewczyny pokazuja ciało. Z jej urodą! Chociaż wiedziała, że mężczyźni nie patrzą na twarz, a nawet na nogi. Poszła, by zobaczyć. Nie chcieli jej wpuścić. Dopiero kiedy wytłumaczyła, potężnie zbudowanemu bramkarzowi, że ma zamiar tu pracować, wpuścił ją. Jednak pobyła w tym miejscu tylko kilka minut. Właściwie wybiegła. Jej delikatna dusza nie mogła pojąć, że dziewczyny z taką łatwością pokazują największy skarb swojego ciała.
Teraz, delikatny wiatr kołysał fale. Patrzyła na morze i to dawało jej ukojenie.
Nie zarabiała wiele, ale obiecała sobie pójść na tą wystawę. Kilka lat temu zaczęła się uczyć malarstwa, ale musiała przerwać. Chociaż nauczyciel chciał jej pomóc za innego rodzaju wynagrodzenie. Dlatego już nigdy nie próbowała brać kursu, jeśli uczył mężczyzna. Już od pietnastego roku życia wiedziała, że jest ładna. Ale odpychała ją żądza jaką widziała w oczach zarówno mężczyzn jak i jej kolegów. Zastanawiała się czasem czy jej uroda nie jest przekleństwem.
Nocami, kiedy w końcu ojciec skończył awanturę i zasnął pijany, modliła się by umarł. A potem żałowała i szła do najbliższego kościoła, by się modlić. Oczywiście chodziła do katolickiego, ponieważ każdy inny był otwarty tylko w niedzielę. Poza tym tylko katolicki, w oczach Alex, wyglądał jak kościół. Lubiła chłód, obrazy Jezusa czy Marii. Zupełnie nie mogła pojąć, że zabili tak dobrego człowieka. Ale mimo dziewiętnastu lat widziała tyle zła, że powoli przestawała się dziwić. Czuła się trochę nieszczęśliwa. I nie sądziła, że to kiedyś może się zmienić. Jednak mimo tych wszystkich doświadczeń, wiedziała jedno. Nie miała nigdy nienawiści do nikogo, a jakaś głęboka część jej ducha, kochała wszystko.
Galeria mieściła się niedaleko oceanu. Alex ubrała się najlepiej jak mogła. W Walmart miała zniżkę, a czasem dochodziły jeszcze przeceny. Odkryła kiedyś sklep z używaną odzieżą. Value Village. W sumie większość ubrań była tam nowa. Alex nie kupowała tam tylko butów i bielizny. Wiele rzeczy współczesnego świata nie potrafiła pojąć. Dlaczego ludzie niszczą swoje ciało. Przebijają je w różnych miejscach. Podobne zdanie miała na temat tatuaży. Oczywiście zachowywała te uwagi dla siebie. Prawie się nie malowała. Miała jasnobrązową skórę, duże błękitne oczy i lekko pofalowane, gęste blond włosy. Wyglądała jak szwedka. I nikt nie wiedział czemu. Ojciec miał ciemne włosy i oczy. Kiedyś był nawet przystojny. Do czasu kiedy piwo i wino go nie zniszczyło. Matka miała rude włosy i jasną cerę. Alex ceniła ją za to, że zawsze ją broniła. Alex miała kiedyś brata. Zginął potrącony przez pijanego kierowcę. Zdołał przeżyć tylko sześć lat. Ojciec już wcześniej pił. Po śmierci Jerrego, zaczął pić praktycznie bez przerwy. Alex nie mogła pojąć skąd ma na to pieniądze.
Nie marzyła o swoim księciu. Sądziła, że Bóg do którego się czasem modliła, zapomniał o niej. Obiecała sobie mu to przypomnieć po drugiej stronie.
Zbliżyła się do gmachu muzeum. Zanim weszła do środka, chciała zapomnieć na chwilę o rzeczywistości. Pamiętała poprzednie wystawy. Czuła zawsze dziwne mrowienie kiedy oglądała obrazy. Zastanawiała się, że mogłaby zarabiać malując obrazy. Ale znowu brakowało jej kilku dolarów na sprzęt i farby. Była dziewczyną, miała swoje potrzeby. Mimo, że była raczej biedna, nigdy nie była brudna ani ubrana w podarte ubranie. Nie jadła wiele. Nie przepadała za fast food, ale często nie miała wyboru. Jadła hamburgery, chociaż sadziła, że nie powinna jeść mięsa.
Weszła do środka. Miała na sobie jasną sukienkę z bawełny. W różne kwiaty. Nie miała żadnej biżuteri. Nie chciała taniej, a na normalną nie było ją stać. Zaczęła oglądać. Niektórym obrazom poświęcała tylko chwilę. Przy innych stała kilka minut. Jej oczy śledziły każdy centymetr kwadratowy płótna. Zatrzymała się przy delikatnym akcie na tle natury. Kobieta na obrazie zdawała się byś wtopiona w morze pola kwiatów.
— Piękny, prawda.
— Nie wiem co jest piękniejsze, ona czy kwiaty.
Dopiero teraz odwróciła oczy, żeby zobaczyć, kto do niej zagadnął. Zobaczyła śliczną, czarnowłosą dziewczynę. Dostrzegła od razu jej długie palce i lekko umięśnione ręce. Dopiero potem zauważyła oczy. Najpiękniejsze oczy jakie widziała w życiu.
— Masz śliczne palce i silne ręce. Ale nie od sportu.
— Gram na cello.
— Och, rozumiem. A co to jest?
— To takie duże skrzypce, które opieram na podłodze, a trzymam między nogami. Oczywiście gram na siedząco.
— I lubisz też obrazy. Przepraszam, jestem Alex.
Wyciągnęła dłoń w kierunku czarnowłosej nimfy.
— Sarah, miło mi.
— Mieszkasz w Vancouver?
— Nie, w Salem.
— Miasto czarownic. Ale ty wyglądasz na dobrą wróżkę. Masz piękne oczy. Najpiękniejsze jakie widziałam. Szkoda, że nie mam pieniędzy, żeby cię namalować.
— Malujesz?
— Trochę.
Posmutniała.
— Ja też czasem maluję. Mam to upodobanie pewnie po mamie. W sumie nie mam zbyt wiele czasu. Granie, zajmuje mi czasem osiem godzin.
— Wybacz, nie bardzo wiem jak brzmi ten instrumeent, ale pewnie ładnie.
— Alex, czy ty lubisz dziewczyny?
— Och co ci przyszło do głowy!
— Przepraszam. Jestem bardzo bezpośrednia. Czasem za bardzo. Po prostu patrzyłaś tak na mnie jak nikt. Nawet Randy.
— Kim jest Randy, twój chłopak?
— Nie. Pewien mężczyzna. Bardzo wyjątkowy.
— Rozumiem. Nie chcę ci zabierać czasu. Miło było porozmawiać.
Alex nadal patrzyła na obraz kobiety w kwiatach. Dopiero po chwili poczuła, że Sarah nadal stoi obok. I w jakiś sposób odebrała, że piękna czarnowłosa nie patrzy na obraz, ale na nią.
— Czy coś nie tak?
— Przepraszam, że patrzę na ciebie, ale jesteś taka piękna. Ja też bym chciała cię namalować. Mogła byś mi przesłać swoje zdjęcie na komórkę.
— Przykro mi, nie mam telefonu.
— Jak to nie masz, wszyscy teraz mają.
— Nie stać mnie. Pewnie ci to trudno zrozumieć.
Alex poczuła się bardzo źle. Chciała oglądać dalej, ale nie mogła zostać ani chwili przy tej dziewczynie. Prawie wybiegła. Zatrzymała się kilka metrów przed budynkiem. Zaczęła powoli dochodzić do siebie.
— Przecież to nie jej wina, że jestem biedna — szepnęła do siebie.
— Alex, ja nie chciałam cię urazić, wybacz.
Sara również musiała wybiec, bo znalazła się przy niej prawie natychmiast.
— Słyszałaś co powiedziałam przed chwilą?
— Tak.
— Może nie powinnam tak zareagować. Prawdę mówiąc, odkładałam na ten bilet, a teraz nie wiem czy mnie wpuszczą z powrotem.
— Alex, zostaw to mnie. Po wystawie pojedziemy i kupie ci farby i wszystko. Tylko już nie uciekaj. O ile masz czas.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania