Centymetr kiełbasy

Na poezji znam się bajecznie źle i myślę, że w porównaniu do prozy, diabelnie ciężko napisać mi coś sensownego.

Odbieram ją sercem; ma mnie zachęcać do kontynuacji życia, do jego doskonalenia, wzbogacania i uszlachetniania, nie zaś do popełnienia samobójstwa na zgliszczach świata. Lubię zdrową, oryginalną, niebanalnie czystą, wydezynfekowaną z łatwego patosu, szamańskiej kokieterii, koloraturowych westchnień za niegdysiejszymi śniegami. Przepadam za poezją zmysłową, roziskrzoną ruchomymi obrazami, grą zmiennych pojęć, za językowymi podróżami w nieznane, jakieś do, ponad i w. Tym bardziej dziwi mnie zatrważająca ilość piszących marne wiersze uznawane za wybitne.

 

W swoich łazęgach po pisarskich portalach napatoczyłem się na wiele stron z tak zwaną poezją, natomiast znalazłem gigantycznie mało miejsc dla prozaików. Na szczęście nie mnie sądzić czy z tej góry tekstów urodzi się Asnyk, czy wierszolubna mysz. Ale na nowego Mickiewicza – nie liczyłbym prędko…

 

Zaobserwowałem spory wysyp grafomanów z mozołem skrobiących utworki - potworki. Manieryczne, przypominające poezję tylko z zapisu. A wśród tej dżungli, odkryłem ociupinkę niezaprzeczalnych pereł. Więc doszedłem do wniosku, że im więcej mamy wierszy, tym trudniej wyłuskać z nich poezję, bo ilość nie przechodzi w jakość. Przeciwnie; zawsze wolałem centymetr kiełbasy od metra g…

 

Lecz miało być o prozie. Tu muszę powiedzieć, że z szacunku dla słowa, mam alergię na współczesną; nie po drodze mi z ferajną wieszczów cynicznego samouwielbienia. I nie podniecają mnie kalekie raporty z przeżyć niedowidza, niedosłysza i niedouka. Co nie oznacza, że jej nie śledzę. Śledzę i wypatruję diamentów, lecz robię to z coraz mniejszym zainteresowaniem, a coraz większym zniecierpliwieniem.

 

Inna sprawa, książki dawnych mistrzów pióra. I im poświęcam kęs czasu. Zresztą moje lektury nie ograniczają się do prozy. Obecna zawężona jest do luzackiego muśnięcia trudnego tematu, szczegółowo natomiast skupia się na wątkach radosnych, hedonistycznych, gloryfikujących niefrasobliwość, bezduszność i egoizm.

 

Kiedy czytam Białoszewskiego, Słowackiego, Różewicza, Twardowskiego lub Herberta, jak mogę, z aroganckim czołem, przeciwstawiać im współczesną mizerotę? Gdzie te Leśmiany i reszta wirtuozów słowa, gdzie się zamelinowali ich następcy?

 

Z uporem prostodusznego maniaka zadaję sobie ciągle aktualne pytanie: czy dysponując zasobem wiedzy i doświadczeń porównywalnym z wiedzą i doświadczeniami wyniesionymi z przedszkola lub żłobka, dzisiejsi literaci mają wystarczające powody do zadzierania nosa i mogą czuć się pyszałkami, wiedząc o istnieniu Saroyana, Dostojewskiego, Bunina, Czechowa, lub Maupassanta? Niestety, stwierdzam, że mogą być fanfaronami, a mogą, ponieważ nie obowiązuje ich niegdysiejsza pokora wobec lepszych. To słowo nie istnieje w narzeczu współczesnych tekściarzy. Zamiast niego mam do czynienia z butą i nonszalancją. Z przekonaniem, że prawdziwa literatura zaczyna od nich, a znajomość dorobku poprzedniej, to strata czasu.

 

Jestem więc świadkiem geometrycznego rozprzestrzeniania się zarozumiałości, intelektualnego bezdechu, samochwalstwa i półanalfabetyzmu. A także - coraz gwałtowniejszego, napastliwszego i agresywniejszego atakowania świata przy pomocy nieudolnego, ubogiego i mało inspirującego języka. Podczas gdy giętki, bogaty, nieszczekliwy i bezinwektywowy, odszedł na wieczny odpoczynek.

Ale pocieszam się, że nie wszyscy teraz piszący są umysłowymi wsteczniakami. Tylko nie rozumiem, dlaczego tak skrzętnie i skwapliwie chowają się po kątach, niszach i zadupiach! Trudno tam trafić, a jeszcze trudniej odnaleźć ich arcydzieło.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Grafomanka 2 dni temu
    Szczerze, z sensem, i na temat... fakt, ciężko trafić na dobry wiersz, a jeśli już, to trzeba się bardzo z tego cieszyć. Tak samo zresztą z prozą... opiszą się ludzie, naleją wody i czekają na oklaski. A gdy trafi się ktoś, kto zwróci uwagę na jakieś mankamenty, nawet najmniejsze, to zleci się cała chmara pochlebców i chcąc nie chcąc autor wybiera pochlebców, bo słodziej, bo milej...
  • Grafomanka 2 dni temu
    I jak się mają nauczyć dobrze pisać, kiedy za byle jakie wychwaleni... a że tekst do bani, to drobnostka. Kiedyś nawet na portalach trzeba było coś umieć albo szybko się uczyć, a dzisiaj wystarczy znaleźć kilku pochlebców, ich chwalić, oni w rewanżu tak samo i leci kabarecik...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania