Poprzednie częściChapter 1

Chapter 3

Usiadłam na pikowanej, ciemno różowej pościeli i wypuściłam głośno powietrze. Spojrzałam na różowy pompon przy oknie i zmrużyłam oczy. Ten dzień zdecydowanie nie może stać się już gorszy. Przeniosłam wzrok na wielką fototapetę z blond-włosym gitarzystą w podskoku, podczas solówki na swoim ulubionym instrumencie i jęknęłam sfrustrowana. Chwytając poduszkę przycisnęłam ją do brzucha i schowałam twarz w kołdrze. Chciałam go oczarować. Chciałam go poznać. Chciałam pokazać się z jak najlepszej strony. Zamiast tego, zostałam Chocatie. Chocatie!

 

Trzy i pół godziny żałosnego leżenia później, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Mruknęłam w poduszki, nie podnosząc się nawet, jednak to nie zraziło Diany do wejścia.

-Hej – uśmiechnęła się ciepło, podchodząc bliżej po puchatym, białym dywanie w różnokolorowe plamy. Uniosłam na nią oczy, wtulając się mocno w poduchę.

-Musiałam się wywalić przy pierwszej okazji – westchnęłam głośno, przewracając się na plecy.

-Nie było tak źle! Po prostu on – Wskazała brodą na fototapetę za łóżkiem – okazał się być dupkiem. - Wzruszyła ramionami, zgarniając mi nadal wilgotne, rude kosmyki z czoła. Uśmiechnęła się do mnie tak ciepło, że poczucie porażki złagodniało.

-Z tych pozytywnych stron, ciasto było pyszne – zachichotała cicho, siadając na materacu.

-A twój upadek epicki – zaśmiała się blondynka, kręcąc głową z uśmiechem. Jej fiołkowe oczy były pełne entuzjazmu.

-No dobra, a jak rozmowa z Rooockym? - poszerzyłam uśmiech, widząc jak jej policzki na zawołanie zaczynają się czerwienić. - Diano Rosalie Miller! W tej chwili masz mi opowiedzieć wszystko, łącznie ze szczegółami!

-Jest... Miły – wydukała dziewczyna, nie powstrzymując uśmiechu.

-Miły? - zmrużyłam zabawnie oczy, rzucając w nią poduszką.

-Bardzo... Elegancki i zabawny. – Mało nie schowała się pod łóżko – Widział, jak bardzo trzęsły mi się przy nim ręce, jednak się ze mnie nie śmiał. Rozmawialiśmy trochę o ich muzyce i o tym co robię i chyba obiecałam mu, że oprowadzę go po mieście – Gdy skończyła, jej twarz była jednym, wielkim roześmianym pomidorem. Z całego jej ciała biła energia, szczęście i blask. Nie mogłam przestać patrzeć na to, że ktoś wreszcie wprowadził ją w taki stan.

-To cudownie! Kiedy idziecie?

-Dzisiaj wieczorem...!

-Idziemy w takim razie, zrobić cię na bóstwo.

 

Gdy zrobiło się już ciemno (chodź w grudniu o to nie ciężko), kończyłam właśnie układać niesforne loki siostry pod fioletową czapką. Poprawiłam jej szalik w tym samym odcieniu, obwiązany na szyi. Tak, by było jej ciepło i tak, by nie wyglądała przy tym jak bałwan. Obserwowałam jak na biały sweter w lawendę zakłada szarą parkę, a na dłonie wsuwa rękawiczki do kompletu z szalikiem i czapką. Przytrzymałam ją, gdy wkładała liliowe, wiązane na kokardkę botki i wygładziłam jej czarne, proste spodnie. Do tego dobrała ulubiona torebkę w kształcie średniej wielkości kwiatu i spojrzała w lustro, a ja uśmiechnęłam się szeroko do jej odbicia. Wyglądała po prostu pięknie.

-Na pewno wolisz soczewki od okularów? Wiesz, że boli cię od nich w końcu głowa...!

-Wytrzymam. - odparła kategorycznie, jednak nie przestawała się uśmiechać. Gdy tylko zasunęła torebkę, jak na zawołanie rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam, witając uśmiechem przyjaźnie wyglądającego chłopaka. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Diana już była na zewnątrz.

-Mam klucze, nie musisz na mnie czekać...! - powiedziała mi przez ramię, jednak nie mogłam się na nią złościć. Była taka szczęśliwa, chociaż dygotała z nerwów.

Pokręciłam głową z uśmiechem i zamknęłam za nimi drzwi. Wdrapałam się po dębowych schodach na górę i weszłam do swojego pokoju z drzwiami ozdobionymi brokatem. Przeciągnęłam się i usiadłam na głębokim parapecie przy oknie, wyłożonym białym materiałem i całą masą poduszek – w odcieniach różu, bieli, z brokatem, z wizerunkiem zespołu. Otworzyłam pudrowo-różowy laptop i ułożyłam go na kolanach, włączyłam muzykę i zaczęłam stukać w klawiaturę.

 

Chodziłem po pokoju z gitarą, brzdąkając co chwilę inną melodię. Omijałem sprawnie sterty ubrań i zwiniętą, czerwoną pościel. Ten pokój był znacznie wygodniejszy od poprzedniego – akustyka była tu doskonała. W dodatku czerwono złote ściany z inicjałem mojego imienia nad łóżkiem, były po prostu idealne. Tuż po tym jak wpadło mi do głowy pierwsze słowo piosenki, wyciągnąłem szybko z dna walizki notes i zapisałem je, przysiadając na głębokim parapecie wyłożonym czarno-czerwonymi poduchami. Odstawiłem z najwyższą czcią gitarę na stojak przy oknie i przeciągnąłem się. Wyjrzałem za szybę i rozejrzałem się. Okolica nie była zła. Przynajmniej pod oknem nie skupiał się tłum zdziczałych dziewczyn.

Jeszcze.

Gdy uniosłem wzrok na dom naprzeciwko, konkretnie samo okno, zmarszczyłem brwi. Dziewczyny samej dziewczyny z profilu bym nie poznał. Jednak burza rudych loków, okalających całą jej głowę, została w mojej głowie. Uśmiechnąłem się szeroko.

Chocatie.

 

Gdy nadgarstki i palce zaczęły się sprzeciwiać pisaniu na klawiaturze, a kręgosłup i nogi piekły od zastania, odstawiłam laptop na bok i przeciągnęłam się mocno. Spojrzałam na godzinę – dochodziła 21 – i stwierdziłam, że to dobra pora żeby iść się umyć. Zdjęłam bluzkę i legginsy, zostając w samym różowym staniku i szczęśliwych, psu w dupę, majtkach w aniołki. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi, gdy w okno strzelił jakich kamyk. Obróciłam się od razu i zamarłam w pół kroku. Kilkanaście metrów dalej, na tej samej wysokości, z okna naprzeciwko szczerzył się blondwłosy chłopak z moich plakatów. Niech go szlag.

Moje zasłony jeszcze nigdy nie były zasuwane w takim tempie.

 

Gdy obudziłam się następnego dnia rano, nawet nie spojrzałam w stronę zdradliwych dekoracji przy oknie. Zwlokłam się z łóżka i przeciągnęłam, nawet nie myśląc o odsuwaniu zasłon. Do końca mojej marnej egzystencji nie mam najmniejszego zamiaru ich odsłaniać.

Pół godziny później siedziałam już w kuchni, w białych spodniach i przylegającej koszulce w odcieniu fuksji, z narzuconym na to szarym sweterkiem. Kilka kosmyków włosów znad ucha spięłam razem z tyłu, żeby reszta włosów nie pałętała mi się po twarzy. Dokończyłam tosty i zerknęłam na zegarek na ręce, potem na schody.

-Diana! Spóźnimy się!

-Już idę!

Odstawiłam talerz do zmywarki i gdy tylko dziewczyna pojawiła się na horyzoncie, rzuciłam w jej stronę kluczyki od samochodu.

 

Jako że Diana była ode mnie rok starsza, po wejściu do szkoły rozeszłyśmy się w kierunku dwóch przeciwnych skrzydeł. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej książki dokładnie w momencie, gdy czarnowłosy chuderlak zatrzasnął mi je przed nosem, machając zaraz kawą przed moją twarzą.

-Styles! A co jakbyś przytrzasnął mi palce? - zmrużyłam oczy, jednak uśmiechnęłam się szeroko na jego widok. Albo na widok kawy. Chyba jednak przeważało to drugie.

-Musiałabyś pomalować paznokcie od nowa – wyszczerzył się, a na widok jego wysuniętej jedynki od razu zachichotałam. Wzięłam od niego kawę wręcz parującą cynamonem i dynią, wzdychając błogo.

-Kocham to, że jesteś moim przyjacielem.

-Najlepsiejszym przyjacielem na calutkim świecie.

 

Po wejściu do sali, postawiłam kubek na parapecie tak, by pani Jones go nie zauważyła. Postawiłam tam też kubek Styles'a, siedzącego tuż obok mnie. Nie było zakazane mieć kubków na ławkach – po prostu to był nasz zwyczaj. Picie dozwolonej kawy nie było tak ekscytujące i zabawne jak picie zakazanej kawy. Położyłam na ławce książki i obróciłam głowę do czarnowłosego chłopaka, podsuwając mu książkę z zieloną okładką.

-Masz to przeczytać.

-Co to jest?

-Książka.

-Zdążyłem zauważyć.

-Poprawka: Twoja nowa ulubiona książka. Stawiam w pełni ufundowane przeze mnie zakupy w centrum, że zadzwonisz do mnie jeszcze dzisiaj o drugą część.

-Stoi.

Uśmiechnęłam się szeroko i kiwnęłam głową, tuż przed tym jak usłyszałam głos pani Jones.

-Catie?

-Tak? - uniosłam na nią głowę. Z całego serca uwielbiałam lekcje literatury angielskiej z tą kobietą. Była drobną, niską brunetką w dużych okularach za którymi widać było oczy o wręcz smoczym kolorze. Pod każdym światłem wydawały się diametralnie zmieniać barwę.

Czy byłabyś tak miła i oprowadziła naszego nowego kolegę po szkole, może przez jakiś czas też czuwała nad tym żeby się tutaj zadomowił? Jestem pewna, że dasz sobie z tym radę – uśmiechnęła się do mnie ciepło, doskonale wiedząc że się zgodzę. I szczerze mówiąc, nie miałam nic przeciwko temu. Nawet się cieszyłam, bo może to będzie ktoś fajny. Jednak czar prysł tak szybko, jak się pojawił. Wraz z blondynem prosto z mojej fototapety, który powinien zostać na zdjęciu, a nie stać w drzwiach klasy i się szczerzyć.

 

*******************************

Cześć! Jak się podoba? :) Akcja płynie powoli... I na razie jednowątkowo. Jednak nuda nie będzie trwała wiecznie ;)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Elorence 05.12.2018
    Spacja przed "-", jeśli chodzi o dialogi. I w sumie lepiej byłoby, gdybyś używała pauz lub półpauz. Wiem, że chcesz oddać wygląd danej bohaterki, ale czasami jest to zbyteczne. Nawet psuje zapis. Warto o tym wspomnieć, gdy ma to jakiś związek z dalszymi wydarzeniami, ale nie warto pisać cały czas o ubiorze.

    Co do treści... Nie wiem, czy historia nie zyskałaby bardziej, gdyby nie chodziło o zespół. Jakoś tak odczuwam blokadę, jak tylko pomyślę, że ona będzie się ekscytować drobinką uwagi, jaką jej da... Nie wiem, nigdy nie zakochałam się w żadnym piosenkarzu. Uwielbiam niektóre zespoły, ale bardziej dałabym się pokroić, żeby być na ich koncercie. Ewentualnie mieć z nimi zdjęcie i tyle :)

    No, ale to Twoja historia. Jeśli to będzie 1D, to... Oby nie.
    Głównej bohaterce przydałoby się trochę dystansu. To nie koniec świata, że się wywaliła i umorusała twarz ciastem. Całkiem prawdopodobne, że mi przydarzyłoby się coś podobnego, więc nauczona doświadczeniem, zaczęłabym się śmiać. I zapisałabym to do kolekcji fajnych wspomnień. A, jeśli jakikolwiek facet zrobiłby z tego przeszkodę nie do przeskoczenia, to nie jest odpowiednim facetem na partnera.

    No nic, zobaczę co będzie dalej :)
    Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania