Chciałam.
Z wyciągniętych rąk, zostały dłonie
w kieszeniach.
Palce, bezwiednie tkające linię brzegową.
Ta znów zalewa mi próg mieszkania,
przepala się do sąsiada, a ten łapie ją w usta,
jak płatki śniegu, jak krople deszczu.
Traci głos.
Już nigdy żadnego "dzień dobry" w windzie,
"co za skurwysyn zarysował mi auto".
I ja to rozumiem.
Muszę zająć czymś ręce, więc biorę szufelkę
i zmiatam.
Przez dziurkę od progu, spoglądam w dół,
a tam sąsiad spod trójki krwawi już niemal
przy każdym oddechu.
Próbuje nawlec do płuc, chociażby iskrę, zalążek.
Tymczasem z wyciągniętych rąk zostały dłonie.
Kieszenie, jako izolator i trzy kroki w przód.
Komentarze (4)
szufelkę
Dziękuję Ci za ten wiersz, taki akurat pod mój nastrój dzisiaj, wczoraj, jutro.
Chyba tez wezmę się za sprzątanie... 5
A proszę cię bardzo. I współczuję
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania