Chciałam.

Z wyciągniętych rąk, zostały dłonie

w kieszeniach.

Palce, bezwiednie tkające linię brzegową.

Ta znów zalewa mi próg mieszkania,

przepala się do sąsiada, a ten łapie ją w usta,

jak płatki śniegu, jak krople deszczu.

Traci głos.

Już nigdy żadnego "dzień dobry" w windzie,

"co za skurwysyn zarysował mi auto".

I ja to rozumiem.

Muszę zająć czymś ręce, więc biorę szufelkę

i zmiatam.

Przez dziurkę od progu, spoglądam w dół,

a tam sąsiad spod trójki krwawi już niemal

przy każdym oddechu.

Próbuje nawlec do płuc, chociażby iskrę, zalążek.

Tymczasem z wyciągniętych rąk zostały dłonie.

Kieszenie, jako izolator i trzy kroki w przód.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zenza 8 miesięcy temu
    Wzruszający wiersz. Czuć prawdę, a tylko ona jest interesująca.
  • Szalej. 8 miesięcy temu
    Dzięki
  • Grafomanka 8 miesięcy temu
    zarysowały chyba albo 'skurwysyn'
    szufelkę

    Dziękuję Ci za ten wiersz, taki akurat pod mój nastrój dzisiaj, wczoraj, jutro.
    Chyba tez wezmę się za sprzątanie... 5
  • Szalej. 8 miesięcy temu
    Poprawione. Pisanie z telefonu to karkolomne zajęcie.
    A proszę cię bardzo. I współczuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania