Chopin i problem równości
Chopin i problem równości
1) Gdy Chopina zabrakło już wśród żywych jego utwory zaczęły być wykonywane w dowolny sposób; każdy pianista grał je dokładnie tak, jak chciał (szybko, wolno, głośno, śpiewnie, nieśpiewnie, staccato, legato… etc.). Można powiedzieć, że była to taka sytuacja, w której każde wykonanie muzyki Chopina było równie dobre. Jednego i tego samego (przykładowo) mazurka każdy z pianistów interpretował dokładnie tak jak chciał twierdząc przy tym, że to on gra poprawnie. Była to zatem sytuacja, w której wszystko (każde wykonanie) można było nazwać poprawnym; była to sytuacji w której normą było wszystko, inaczej mówiąc…. Każdy z pianistów mógł o sobie powiedzieć, że to on gra Chopina tak jak się go grać powinno.
2) Taki stan rzeczy (1) doprowadził do niebywałego chaosu w pianistycznym świecie – i nic dziwnego zresztą: gdzie każdy mógł o sobie powiedzieć, że gra Chopina poprawnie, tam nie było możliwości stwierdzenia, kto tak naprawdę gra go poprawnie…. Gdzie wszyscy grali Chopina właściwie, tam nikt go nie grał właściwie; gdzie wszystko było Chopinem tam nic nie było Chopinem… [nazwijmy tę sytuację, sytuacją 2].
3) Pianista i muzykolog Jerzy Żurawlew postanowił sytuację 2, czyli sytuację, w której Chopinem jest wszystko i zarazem nic nim nie jest, najzwyczajniej w świecie ukrócić… Wpadł on mianowicie na pomysł, że zaradzi jej konkurs pianistyczny, którego zwycięzca ustali jedną normę gry chopinowskiej, że tak powiem. Normą tą (rzecz jasna) nie miało być nic innego jak po prostu sposób gry zwycięzcy konkursu…
Odkąd taki zwycięzca zostaje w wyniku przesłuchań i narad jury wyłoniony odtąd istnieje już pewne kryterium odróżniające tych pianistów, którzy grają Chopina, od tych, którzy grają sami siebie używając do tego jego utworów; można powiedzieć, że wspomniany zwycięzca (nomen omen) gra tu rolę pewnego rodzaju kierunkowskazu… Oczywiście ani Żurawlew, ani zwycięzcy Konkursu nikomu nie bronią grać Chopina podług własnych gustów grającego…. [nazwijmy tę sytuację, sytuacją 3].
4) Pytania:
a) Obecne polskie rozwiązania prawne dotyczące „równości małżeńskiej” przypominają sytuację 3. Jeśli ktoś uważa, że jest to sytuacja dyskryminująca to mam pytanie – Czy pomysł Żurawlewa też dyskryminował pewnego rodzaju pianistów?
b) Głośni ostatnio postulatorzy „równości małżeńskiej” chcieliby wprowadzenia w Polsce sytuacji 2. Wiemy już jednak, że w świecie pianistycznym okazała się ona bardzo męcząca – odczuto potrzebę jej ukrócenia. Co jeśli okaże się ona mecząca także w szerokim społecznym wymiarze?
Komentarze (18)
Ch*j wie po co nawiązaniem.
Jeśli jury chopinowskie ma określone gusta ( bo dowcip jednak leży w interpretacji, a nie wiernopoddańczym odtwórstwie), to sztuka umarła.
Tekst wybitnie dla patrioty tudzież innych debili.
Artykuł mało odkrywczy. Ujawnia spore luki autora w znajomości muzyki, jak również pożyciu małżeńskim. Naprawę świata należy zaczynać od siebie.
W roku 1980 podczas X Konkursu Chopinowskiego Ivo Pogorelić został zdyskwalifikowany za śmiałą, niekonwencjonalną interpretację mazurków oraz sonat. Marta Argerich ogłosiła go „genialnym pianistą” i na znak protestu opuściła jury. Zdaniem Pogorelica najwięcej straciła publiczność, gdyż chciał on wydobyć z muzyki Chopina więcej niż się udawało dotychczas, wcale nie odstępując od zapisu nutowego. Ale tutaj właśnie mamy problem. Same nuty nie wystarczą. Ktoś musi je interpretować; każdy gra inaczej. Gdzie się kończy andante, gdzie zaczyna andantino? Kiedy forte przechodzi w fortissimo? Jak się zastosować do wskazówki kompozytora „con passione”?
Autorowi polecam znakomity wykład na temat interpretacji muzyki udzielony przez wybitnego dyrygenta, kompozytora, pianistę, Leonarda Bernsteina dla stacji telewizyjnej CBS, pod tym linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=9ZX_XCYokQo&t=7s
Jak pomysł Żurawlewa (konkurs Chopinowski) zapobiega chaosowi w pianistyce, tak teza, że jedyne małżeństwo to dwupłciowe małżeństwo zapobiega chaosowi w innej sferze życia (i właśnie dlatego warto rzeczonego małżeństwa bronić). Co więcej:
Jak pomysłu Żurawlewa (chopinowskiego konkursu) nikt nie nazwie pomysłem dyskryminującym dla pewnego rodzaju artystów (mimo że zrodził on takie historie jak ta z Pogorelicem), tak twierdzenia, że tylko związek dwupłciowy może być małżeństwem nie powinno się nazywać dyskryminującym dla innego rodzaju relacji międzyludzkich (np. jednopłciowych, czy nawet poligamicznych).
„Jednakże biorąc w nim udział zmieniał zapis nutowy poczyniony ręką samego kompozytora” — Marta Argerich i Paul Badura-Skoda (oraz inni członkowie jury) byli odmiennego zdania. Sam Chopin często improwizował własne utwory, żeby dodać im spontaniczności. Ale co wolno mistrzowi, tego się nie pozwala uczniom, a za takiego właśnie komisja uznała Pogorelica. Nuty ważniejsze niż talent i muzyka.
Wracając do Twojego artykułu — kiedy Jerzy Żurawlew założył w roku 1927 Konkurs Chopinowski, na pewno nie miał intencji, żeby wszyscy pianiści grali Chopina identycznie jak pianola. Widocznie w tamtych czasach nie traktowano muzyki zbyt poważnie. W teatrach operowych ludzie często jedli, pili, dopuszczali się rozmaitych uciech. Nawet gdy ktoś celowo zmienił nuty, mało kto takie odstępstwo zauważył. Dziś jesteśmy rozpieszczeni ogromną ilością łatwo dostępnych wersji na płytach, YouTube oraz innych mediach. Nikt nie wyskoczy z rondem alla turca granym na klawesynie, bo taki występ może tylko rozbawić.
Zupełnie nie rozumiem czemu porównujesz wolność interpretacji muzyki z relacją w związku małżeńskim. Muzyka nie dyskryminuje, jeśli już to dyskryminują zasiadający w jurach, a to już jest zupełnie inny problem ludzkich doświadczeń, upodobań, uprzedzeń, pomyłek. Małżeństwo jest definiowane na różne sposoby. Ale jaki to ma związek z Chopinem i jego muzyką? Wplątywanie w ten temat postaci wybitnego kompozytora, który umarł prawie 200 lat temu jest moim zdaniem w złym smaku.
Tekst jest strasznie naciągany pod tezę, z głupim odwołaniem analogicznym, czyli to, co lubisz i umiesz najbardziej.
(1) w tekście nie tyle chodzi o muzykę ile o społeczność muzyków. To, że muzykę (Chopina czy jakąkolwiek inną) można grać na sposób x, sposób y, sposób z i jeszcze na wiele innych sposobów to rzecz bezsporna - słusznie zauważyłeś, że sam Chopin zmieniał swe własne utwory wcale znowu nie tak rzadko (vide - wokalne wersje mazurków zrobiona z Pauliną Viardot). Zauważ jednak, że:
(1') relacje intymne między ludźmi też mogą się układać w najróżniejszy sposób - mogą występować w relacji dwupłciowej, jednopłciowej, trójkątnej, czworokątnej etc, etc.
Sposoby x, y, z na które można grać Chopina uznaję za logiczny odpowiednik sposobów na które mogą się odbywać kontakty intymne między ludźmi.
(2) W społeczności chopinistów drugiej połowy XIX wieku istniała cała masa różnych sposobów gry Chopina, ale nie istniało żadne kryterium pozwalające określić, który z tych sposobów (x, y, czy z?) jest właściwym (resp. najwłaściwszym) sposobem tejże gry... Mieśmy masę najróżniejszych subiektywnych interpretacji - i to wszystko; nie było możliwości odróżnienia, która z nich jest naprawdę zbliża się do chopinowskiego ideału, a która nie... Pianista Iksiński mógł o sobie mówić, że naprawdę gra Chopina i grający Chopina całkiem inaczej pianista Igrekowski mógł o sobie mówić, że gra go naprawdę... Nikt w szeroko rozumianej chopinowskiej społeczności (muzycy, melomani, muzykolodzy) nie miał możliwości ustalenia, który z tych pianistów ma rację... muzyczną rację. Temu właśnie stanowi rzeczy postanowił zaradzić Żurawlew lansując pomysł Chopinowskiego konkursu... Konkurs ten ma wyłonić najwłaściwszy wzorzec gry Chopinowskiej.
W społeczności muzycznej odczuto potrzebę posiadania wzorca gry Chopinowskiej - wiele setek lat wcześniej odczuto potrzebę istnienia wzorca dla intymnych relacji międzyludzkich (wzorcem tym ma być dwupłciowe małżeństwo). Konkurs Chopinowski jest tu zatem logicznym odpowiednikiem dwupłciowego małżeństwa...
(3) Ci, którzy chcą "równości małżeńskiej" (czyli uznania za małżeństwa par jednopłciowych i innych) chcą zniesienia wzorca dla zachowań intymnych... Chcą zatem (często zapewne nieświadomie) sytuacji, w której każda relacja będzie mogła chcieć nazywać się "małżeństwem"; z małżeństwem jednak jak z muzyką Chopina - gdzie wszystko może być "małżeństwem" tam nie można powiedzieć, co tak naprawdę nim jest... gdzie wszystko może być "prawdziwym wykonaniem Chopina" tam nie można powiedzieć, co tak naprawdę nim jest...
(4) Żurawlew swym pomysłem porządkował pewnego rodzaju chaos wykonawczy, interpretacyjny, poznawczy... Małżeństwo też odgrywa taką "porządkową" rolę tylko w innej sferze życia...
(5) Nikt nie mówi, że "Konkurs Chopinowski dyskryminuje pewnego rodzaju pianistów" - nikt też nie powinien mówić, że "teza, iż małżeństwo może być tylko dwupłciowe" jest dla kogokolwiek dyskryminująca....
ps. Przypadek Pogorelica wskazuje, że kryterium gry chopinowskiej (konkurs) działa niedoskonale - z tego jednak, że coś działa niedoskonale nijak nie wynika, że będzie lepiej, jeśli przestanie ono działać i zniknie z tego świata... przestanie istnieć.
Przy konstrukcjach pseudo -merytorycznych i pseudo - dydaktycznych można tylko się bawić.
Tobie wystarczy napisać dupa i masz skojarzenie z hitami porno.
Naucz się czytać ze zrozumieniem.
„Sposoby x, y, z na które można grać Chopina uznaję za logiczny odpowiednik sposobów na które mogą się odbywać kontakty intymne między ludźmi. ”
Równie dobrze można przekonywać, że sposoby zestawiania wagonów na stacji rozrządowej są logicznym odpowiednikiem doboru drużyn piłkarskich. Albo, że reakcja termojądrowa jest odpowiednikiem znalezienia sobie partnera. W ten sposób można „udowodnić” wszystko i jednocześnie nic. To nie jest logika, to jest sztuka absurdu.
„Chopin” w tytule tej publikacji to magnes, który mnie zachęcił do przeczytania. Chyba tylko po to tego słowa użyłeś, bo artykuł ma niewiele wspólnego z tym kompozytorem, a tym bardziej relacjami między ludźmi.
Gdybyś zmienił tytuł na „Tramwaj i problem równości” czytałoby się jeszcze lepiej.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania