Choroba
To jest wersja przerobiona, w oryginale główną bohaterką jest Jessica, nie Takao, ale... To wstawiłam na bloga, więc pomyślałam, że wstawię i tu ;) Ale jeśli chciecie, to mogę dać wersję pierwszą ;)
________________________________________________________________________________________________________
- Apsiiiik!
Po raz setny tego dnia kichnąłem. Chyba naprawdę mnie ostatnio przewiało… Shin-chan miał rację. Powinienem był założyć szalik. Ostatnio znacznie się ochłodziło, do tego wieje zimny wiatr i zaczyna powoli padać śnieg. Ech, lubię zimę, ale przyjemniejsze są cieplejsze dni, gdy nie trzeba zakładać na siebie kilku swetrów.
Zużyłem chyba dziesiątą paczkę chusteczek higienicznych. Coś czuję, że w najbliższym czasie muszę się wybrać na zakupy…
- Dzień dobry – powiedziała kobieta siedząca w recepcji. Skinąłem tylko głową i pociągnąłem nosem. – O, widzę, że pan też przeziębiony? Ostatnio mamy taki tłum… - Zaczęła pisać coś w jakimś zeszyciku, a po chwili popatrzyła na ekran komputera. – Doktor Midorima przyjmie pana za dziesięć minut. Proszę poczekać pod gabinetem numer piętnaście.
- Dziękuję – wychrypiałem.
Usiadłem na krześle obok jakiejś staruszki, wcześniej wieszając kurtkę na wieszaku. Zabezpieczyłem się w kolejną paczkę chusteczek, po czym schowałem dłonie do rękawów swetra. Zimno… Zimno…. Bardzo zimno….
Staruszka weszła do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Zaraz ja. Ciekawe, jak zareaguje Shin-chan… Od czasów ukończenia liceum nie widujemy się często. Przeważnie szybko mijamy się na ulicy, ewentualnie wymienimy ze sobą kilka zdań. Wprawdzie mam jego numer, ale… nie było okazji zadzwonić. Chciałem to zrobić, lecz za każdym razem coś mnie przed tym powstrzymywało. Poza tym on jest lekarzem… Ma dużo pracy, pacjentów… Miałby znaleźć dla mnie czas? Dla kogoś, kto... Kto był jego najlepszym przyjacielem?
Westchnąłem. Chciałbym, by między nami było tak, jak dawniej. Byśmy znów codziennie rozmawiali, droczyli się, by mnie upominał i karcił… Mam przed nim pewną tajemnicę. Wiecie, czemu tak bardzo chciałbym z nim znowu przebywać? Jeśli się domyślacie, to brawo dla was.
Tak, ja, Kazunari Takao, zakochałem się w Midorimie. Głupio, co? Hehe… Nic na to nie poradzę! A uwierzcie, że nie raz próbowałem zignorować to uczucie, ale wszystkie próby poszły na marne. Pogodziłem się z myślą, że go kocham. I z myślą, że on nigdy nie pokocha mnie. Wiem, że ma dziewczynę. Wprawdzie straszą od siebie, ale zawsze takie lubił. Miałby zwrócić na mnie uwagę?
Staruszka wyszła z gabinetu, a ja usłyszałem:
- Następny proszę!
Cicho westchnąłem, po czym wszedłem do pomieszczenia.
- Takao? – Zdziwił się Midorima. – Co tu robisz?
- A co mogę robić u lekarza? – Szeroko się uśmiechnąłem, widząc jego zakłopotanie.
- Siadaj. – Wskazał mi ręką krzesło. – Co ci dolega?
- Emm… - Kaszlnąłem. – Kaszel, katar, mam chyba gorączkę, ból głowy…
- Dobrze, zdejmij koszulkę.
Ech, Shin-chan, gdybyś tylko wiedział, co do ciebie czuję, nie powiedziałbyś tego w taki sposób…
Usiadłem na lekarskim łóżku i zacząłem bacznie mu się przyglądać. Wysoki, szczupły, pewnie nadal umięśniony… Do tego to przenikliwe i mądre spojrzenie oraz nawyk poprawiania okularów. Tak, Shin-chan, znam cię bardzo dobrze. W końcu w liceum to ja spędzałem z tobą najwięcej czasu.
Przyłożył stetoskop do mojej klatki piersiowej, a ręką dotknął moich pleców. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Oddychaj spokojnie – odezwał się.
Łatwo ci mówić, Shin-chan. Nie masz takiego problemu, nie wiesz, co ja czuję. Gdybyś tylko mnie pokochał… Albo chociaż mógłbyś spędzać ze mną więcej czasu. To by mi wystarczyło.
Co ja gadam?! Oczywiście, że by mi nie wystarczyło! Byłoby ze mną jeszcze gorzej!
Shin-chan… Boli… Serce… Daj mi jakiś lek na złamane serce… Shin-chan…
- Grypa – oznajmił nagle Midorima, przerywając moje myśli. – Przepiszę ci jakiś antybiotyk i syrop na kaszel. – Zaczął wypisywać mi receptę, a ja poczułem, jak kręci mi się w głowie. Oj, słabo mi… - Oprócz tego masz przez kilka dni nie wychodzić z domu i… Takao? – Złapałem się za skronie i zamknąłem oczy. Czemu świat się kręci? Czemu mam czarne plamy przed oczami? – Takao?!
Poczułem jego dłonie na ramionach, a po chwili posadził mnie na krześle. Wziąłem głęboki wdech. Zamrugałem kilka razy i spojrzałem na niego.
- Już w porządku. – Słabo się uśmiechnąłem.
Podał mi szklankę zimnej wody i usiadł naprzeciwko mnie.
- Na pewno? – spytał.
Kiwnąłem potwierdzająco głową, ale znów zobaczyłem czarne plamki przed oczami.
- Chyba jednak nie – powiedział. – Poczekaj na mnie na korytarzu. Za dwadzieścia minut kończę pracę, odwiozę cię do domu.
Zaopiekujesz się mną, Shin-chan? Naprawdę? Zawieziesz mnie do domu?
Poczułem w sercu nadzieję i nieopisane szczęście. Może i nie zrobi niczego wielkiego, ale spędzi ze mną więcej czasu.
Usiadłem na krześle w poczekalni i próbowałem uspokoić rozszalałe serce. Mimo gorączki słaby, ale szczery uśmiech wkradł mi się na twarz. Przecież będzie ze mną Midorima, więc nie mam się o co martwić!
Shin-chan w końcu wyszedł ze swojego gabinetu, a ja, niemalże w skowronkach, skierowałem się za nim. Gdybym tylko był zdrowy, to pewnie paplałbym mu nad uchem o jakiś dziwnych rzeczach i wkurzałbym go do granic możliwości.
Zaprowadził mnie do swojego samochodu, a gdy wsiedliśmy, zapytałem:
- A moje auto?
- Przyjdziesz po nie jutro – odparł ze stoickim spokojem. – Teraz musisz się jak najszybciej położyć, bo wyglądasz fatalnie.
Dzięki za komplement, doktorku. No ale co mam powiedzieć? Przecież nie będę się z tobą spierał, bo masz rację. Mój czerwony nos, czerwone policzki i lekko pobladła skóra mówią same za siebie – jestem chory.
Kiedy się zatrzymaliśmy, byłem pewien, że mam omamy wzrokowe. Gdy jednak Shin-chan zaprowadził mnie do swojego mieszkania, zdałem sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę. Byłem przeszczęśliwy. Wizja spędzenia czasu w jego mieszkaniu od razu dodała mi sił.
- Siadaj na kanapie i przykryj się kocem – polecił mi Midorima. – Lubisz herbatę z miodem?
Kiwnąłem potwierdzająco głową i poszedłem w wyznaczone miejsce. Kiedy nakryłem się ciepłym materiałem, poczułem zmęczenie, które od rana się we mnie gromadziło. Gdyby nie kubek z ciepłym napojem, który podał mi Shin-chan, prawdopodobnie bym zasnął.
Poczułem, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. O tak… Gorąca herbata to coś, co zawsze mi pomaga. Mama w dzieciństwie też mi ją kiedyś dawała. I również z miodem. O, Shin-chan, masz wyczucie.
Odstawiłem pusty kubek na stół, po czym położyłem się na kanapie, wsłuchując się w kroki Midorimy. Pewnie robi coś na kolację.
Kolacja…
Jestem głodny? Nie, nie potrzebuję jedzenia. Oho, mam gorączkę. Zawsze mi mówiono, że brak apetytu oznacza podwyższoną temperaturę. To takie głupie uczucie… Wiem, że bym coś zjadł, ale tego w siebie nie wcisnę.
Zamknąłem oczy i zacząłem sobie wyobrażać Shin-chana w kuchennym fartuszku. Czemu akurat w nim? Pojęcia nie mam. Pewnie gorączka uderzyła mi do głowy.
***
Obudziłem się na kanapie, na początku w ogóle nie wiedząc, gdzie się znajduję. Dopiero po chwili przypomniałem sobie wczorajszą sytuację. Ech, Shin-chan mnie nie obudził?
Przetarłem leniwie powieki i podniosłem się do pozycji siedzącej. Kiedy się przeciągnąłem, poczułem lekki ból głowy. Dopiero wtedy coś sobie uświadomiłem. Dlaczego mam na sobie niebieską koszulę nocną i spodnie do kompletu?! Przecież się nie przebierałem… To oznacza… Shin-chan mnie przebrał?! I widział mnie nagiego?! Czemu nie mogło być na odwrót...?
Wstałem i skierowałem się do łazienki, by załatwić poranne potrzeby. Kiedy z niej wyszedłem, poczułem zapach świeżej jajecznicy. Bez namysłu wszedłem do kuchni, a gdy zobaczyłem w niej Shin-chana, szczęka prawie opadła mi do podłogi.
- Ty nie w pracy? – spytałem.
- Jak widać nie. – Nadal stał do mnie odwrócony plecami. – Jestem lekarzem, a lekarz musi dbać o swoich pacjentów.
No tak. On to roni tylko dlatego, że to jego obowiązek. Na co ja w ogóle liczę?
- Jak ci się spa… - zaczął, ale gdy mnie zobaczył, zamarł w bezruchu. – TAKAO! – wrzasnął nagle, a mnie rozbolała głowa. – Czemu chodzisz boso?! Przecież ci przygotowałem kapcie! Stoją przy kanapie! Masz je natychmiast założyć!
Słyszałem jeszcze jak mówił o zachowaniu zdrowia i mojej głupocie, ale w końcu wróciłem się po te nieszczęsne kapcie. Usiadłem przy stole, czekając na śniadanie przygotowane przez Midorimę. Mieszkam sam, więc odzwyczaiłem się od tego, że ktoś dla mnie gotuje. Ale to miła odmiana.
- Jak się czujesz? – spytał Shin-chan, gdy usiadł naprzeciwko mnie.
- Lepiej – mruknąłem, biorąc do ust kolejny widelec jajecznicy.
- Nadal masz zawroty głowy?
- Lekkie…
I na tym rozmowa się skończyła. No tak… Bo o czym można gadać z lekarzem?
- Weź je. – Podał mi trzy tabletki różnej wielkości. – Jedna jest ma ból głowy, druga na kaszel, a trzecia na odporność.
Troszczysz się o mnie, Shin-chan? Tak bardzo chciałbym usłyszeć twierdzącą odpowiedź… Ale nie. Ty po prostu wykonujesz swój lekarski obowiązek.
Połknąłem pigułki, po czym westchnąłem.
- Shin-chan, co w ogóle u ciebie słychać? – zagadnąłem, by w jakikolwiek sposób podtrzymać rozmowę. – Masz dziewczynę? Jakieś plany?
- Nie, nie mam dziewczyny, skupiam się tylko i wyłącznie na pracy – odparł z powagą.
Jesteś wolny, Shin-chan?! Czyli że mam… Nie, i tak nie mam szansy u ciebie.
Marzenia… Piękne, ale czasem potrafią być bolesne i dawać złudną nadzieję na lepszą przyszłość.
- A ty? – spytał nagle.
- Ja? – powtórzyłem jak głupi. – No… Też nikogo nie mam, pracuję jako elektryk, a moim marzeniem jest… - Wspólne życie z tobą. – Wyjazd do Australii.
- Aha.
O czym mam z nim gadać? Przecież nie zacznę tematu o wirusach! Jeszcze by zaczął o nich nawijać…
- Apsik! – Kichnąłem.
- Idź się położyć – nakazał mi Shin-chan.
Wziąłem ze sobą paczkę chusteczek higienicznych, po czym przykryłem się ciepłym kocem. Czyli co? Kilka dni leżakowania? Jak ja tego nienawidzę… Nie lubię się nudzić.
- Shin-chaaaaan – jęknąłem po godzinie nic nie robienia. – Nuudnoooo!
- To włącz telewizor! – odpowiedział, nawet na mnie nie spoglądając.
- Kiedy już oglądałem! Nie możemy w coś zagrać?
- Takao…
- Proszę! Chociaż godzinkę… Shinuś no…
- Nie nazywaj mnie tak! – podniósł głos, po czym głośno westchnął i poprawił swoje okulary. – Niech ci będzie. Poczekaj tu.
Wyszedł z pokoju, a po jakiś pięciu minutach wrócił, niosąc w ręku ,,Monopolly”.
- O! – Ucieszyłem się. W dzieciństwie kochałem tę grę! To właśnie ja mu ją kupiłem na urodziny. Kto by pomyślał, że będzie to jeszcze miał…
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy grać.
- Apsik! – Znów kichnąłem.
- Pakuj się pod koc i siadaj na kanapę – zarządził Shin-chan, przerywając grę.
- Ale…
- Żadnych ,,ale”! – Przerwał mi. Zrobił to chyba zbyt gwałtownie, bo sam był zaskoczony swoją ostrością. – Po prostu usiądź.
Z nie małym zdziwieniem posłuchałem go, patrząc na jego zakłopotanie na twarzy. O co ci chodzi, Shin-chan? Przecież aż tak chory nie jestem. Nie umieram.
Kilka minut później usiadł koło mnie i chrząknął nerwowo.
- Hm? – Odwróciłem głowę w jego stronę, a wtedy on zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałem.
Ujął moje policzki w swoje dłonie, po czym pochylił się nade mną i złożył na moich delikatny pocałunek. Ja śnię, prawda? Nie, to jawa… On to zrobił naprawdę. Shin-chan mnie pocałował! POCAŁOWAŁ!
Kiedy oderwał się od moich ust, jego twarz była pokryta bardzo widocznym rumieńcem.
- C-Co…? – Zacząłem, ale mi przerwał.
- Pewnie myślisz sobie, że jestem jakimś chorym psychicznie pedałem, który zaprosił cię tu tylko po to, by powyżywać się seksualnie. – Poprawił nerwowo okulary. – Otóż nie. Gdy… Gdy zobaczyłem cię wczoraj w swoim gabinecie, coś we mnie pękło. Od kilku lat próbuję zdusić w sobie to uczucie pustki. Próbowałem wmówić sobie, że mi na tobie nie zależy… Znaczy… Jesteś moim przyjacielem, ale… No… Nie zależy w sensie… Nie! – Chrząknął, robiąc się jeszcze bardziej czerwony na twarzy. – Chodzi mi o to, że chciałbym, byś był dla mnie… kimś więcej niż przyjacielem… I nie chodzi mi o zabawkę seksualną, tylko o…!
Nie pozwoliłem mu dokończyć. Wpakowałem się na jego kolana i wpiłem mu się gwałtownie w usta. Poczułem, jak cały zesztywniał. Przytuliłem się do niego, a on mnie po chwili objął.
- Takao… - szepnął.
- Kocham cię, Shin-chan – szepnąłem. – Nawet nie wiesz, ile razy chciałem ci to już powiedzieć…
Poczułem coś mokrego na swoim policzku. Midorima… Płaczesz?
- Kazunari. – Mocniej mnie do siebie przytulił. Powiedział mi po imieniu? – Ja też cię… Kocham cię.
Uśmiechnąłem się szeroko, wplatając ręce w jego włosy. Byłem taki szczęśliwy. Nic się nie liczyło. Nawet moja gorączka. Ty jesteś ważniejszy, Shin-chan.
I wtedy coś sobie uświadomiłem. Jestem poważnie chory. Ta choroba nazywa się ,,miłość”.

Komentarze (10)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania