Choroba alkoholowa

Czekałem na Nią w restauracji, uparła się na to miejsce. Chciała rozmawiać na neutralnym gruncie, ani u niej ani u mnie. I tak czułem, że to ona ma w tym miejscu przewagę. Siedziałem przy okrągłym dwuosobowym stoliku. Byłem kilka minut przed czasem więc zamówiłem wodę i patrzyłem przez wielkie okno na zakorkowaną warszawska ulicę. Padał deszcz i było ciemno, lubiłem widok świateł samochodów stojących w korkach. Rozejrzałem się po sali, przyglądając się dłuższy czas barmanowi, który czyścił jakieś kieliszki. Patrzył pod światło czy nie zostały jakieś smugi, widać było, że lubi to robić. Nie wiem do czego były to kieliszki, ja zazwyczaj jako naczynia do picia alkoholu używałem butelki, w której był sprzedawany. Nie pamiętam też kiedy piłem coś innego niż wódka. Klientów było niewielu, ale każdy z nich miał na stole jakiś alkohol, ja jako jedyny piłem wodę i trochę dziwnie się z tym czułem. Ona o tym wiedziała i dlatego wybrała to miejsce. Usłyszałem jak otwierają się drzwi, spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem ją jak wchodzi. Jak zwykle była niedbale ubrana, miała rozczochrane włosy i jakiś niekompletny makijaż. Mimo tego przyciągała uwagę i biła od niej niesamowita pewność siebie. Zauważyła mnie i się uśmiechnęła, nie był to życzliwy uśmiech na powitanie, ale raczej uśmiech wyrażający pogardę dla mnie. Podeszła do stolika, odsunęła głośno krzesło, zwracając uwagę wszystkich gości restauracji. Po chwili głosem takim, żeby cały lokal słyszał powiedziała do mnie:

- A Ty cały czas się wydurniasz z tą wodą?!

- Tak, i mam zamiar przy tym pozostać. Możesz trochę ciszej mówić? - odpowiedziałem zdenerwowany.

- Zastanowię się - powiedziała, po czym odwróciła się w stronę baru i prawie krzyknęła

- Kierowniku! Piwo i setkę czystej poproszę!

Kelner skinął głową na potwierdzenie, a Ona zwróciła się do mnie.

- Nie będę Cię tak od razu cisnąć, ale rozumiem, że Ty nic “normalnego” do picia nie chcesz, jedziesz na wodzie?

- Tak, zostaję przy wodzie - odpowiedziałem.

- Ok, póki co to Twój wybór - znowu się lekko ze mnie zaśmiała.

- Tak mój wybór, po co chciałaś się spotkać. - zapytałem.

- Chciałam zobaczyć jak u Ciebie, przypomnieć o sobie.

- Ja Cię bardzo dobrze pamiętam, ciężko Cię zapomnieć skoro co jakiś czas się pojawiasz - zaczynałem czuć się skrępowany w jej towarzystwie.

- Tak już mam, nie mogę pozwolić byś o mnie zapomniał - odpowiedziała.

- Ale dlaczego nie? Tyle Ci oddałem, poddałem się, wiesz dobrze, że wygrałaś. Czego jeszcze chcesz?

- Chcę dalej wygrywać - odpowiedziała jakby od niechcenia.

- Jak to dalej?

- Teraz chciałabym, żebyśmy byli znowu razem, pamiętasz przecież jak nam było cudownie.

Wspomnienia z czasów kiedy byliśmy razem były nie do wymazania, to była szalona miłość. Ja stawałem się dużo lepszy na początku tego związku, ale z czasem robiło się bardzo trudno. Zaczęła przejmować nade mną całkowitą kontrolę, byłem w niej tak zakochany, że olałem pracę, przyjaciół i zdrowie. Potrafiłem bardzo długo nie jeść, rozkoszując się jej towarzystwem. Do tego utrzymanie jej przy mnie było bardzo kosztowne.

- Hej! Coś Ty tak się zawiesił, jesteś tu? - przerwała moje rozmyślania.

- Jestem, jestem. Przecież Ty mi zniszczyłaś życie, jak Ty chcesz żebyśmy teraz wrócili do siebie?

- Spróbujmy. Ty się zmieniłeś, ja się zmieniłam, damy radę. Może po prostu spróbujmy, spotykajmy się teraz częściej i zobaczymy co będzie. - naciskała.

- Nie, nie ja nie chcę. - odpowiedziałem.

- No dobrze, dzisiaj nie chcesz ale różnie może być. - nie odpuszczała

- Daj mi spokój proszę, nic dobrego z tego nie wyjdzie - byłem coraz bardziej zdenerwowany.

- Nie, nie dam Ci spokoju. Jak już raz byliśmy ze sobą tak długo to zostanę Ci wierna, będę z Tobą do końca życia i zawsze będę chciała, żeby między nami było jak dawniej.

To była przerażająca wizja, ale wiedziałem że ma rację. Zrobiłem się głodny, ale tutaj nie mogłem z Nią dłużej siedzieć.

- Dziś nic z tego nie będzie. - powiedziałem

- Dziś może nie, ale wiesz że będę próbowała?

- Wiem, muszę już iść, nie mogę tu z Tobą dłużej zostać - chciałem to skończyć jak najszybciej.

- Rozumiem, boisz się mojego towarzystwa. Pamiętaj, że nie pozbędziesz się mnie ze swojego życia.

- Już to załapałem - powiedziałem.

- A być może kiedyś sam będziesz chciał do mnie wrócić - uśmiechnęła się szyderczo.

Przeszły mnie dreszcze, wiedziałem że może mieć rację.

- Idę - powiedziałem

- Do zobaczenia - i znowu ten jej uśmiech.

Nic nie odpowiedziałem i wyszedłem. Tak wyglądało jedno ze spotkań, kiedy chciała do mnie wrócić całą swoją mocą CHOROBA ALKOHOLOWA.

Tym razem udało mi się wyjść bez niej, nie zabrałem jej do domu. Nie wiem co ona ma takiego w sobie, że jednak kusi i nie można o niej zapomnieć. I jakoś zawsze pierwsze przychodzą te przyjemne wspomnienia. Na szczęście potrafię też przypomnieć sobie konsekwencje tego związku. Poza tym udało mi się całkiem fajnie poukładać sobie życie bez jej towarzystwa. Niestety Ona nigdy nie odpuści.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Grafomanka dwa lata temu
    Boję się ludzi, którzy nie potrafią odpuścić i snują się jak oczadzeni. Dla mnie to chore jednostki wymagające leczenia. Takich trzeba unikać i nie dopuszczać do siebie. Za wszelką cenę...
  • Szpilka dwa lata temu
    Bardzo ciekawie, zantropomorfizowany nałóg, nałóg jako kobitka, której trudno się oprzeć. Bez nałogu trzeba stale walczyć ze sobą, żeby np. nie utyć, bardzo trudne zadanie, gdy pokus jedzeniowych tak wiele. Kto nie walczy, ten wyląduje w czarnej doopie.

    Stawiam piątka ◉‿◉
  • Ad Aś dwa lata temu
    łooooj :) ostrożnie z tą "WALKĄ" ... każdy ma inne podejście jeśli chodzi o nałóg. Są tacy, którą pasuje wizja walki. Inni mówią, że należy się poddać właśnie, przyznać się do porażki bo to paradoksalnie jedyna droga do zwycięstwa z chorobą. Mnie wizja Walki z alkoholizmem do końca życia wręcz odstrasza, ja nie chcę walczyć do końca życia bo co to za życie? Ok, mogę pracować nad soba, żeby dojść do momentu, że alkohol czy inne rzeczy nie będą mi do niczego potrzebne. Ja nie chce z nałogu picia, wpaść w nałóg "nie picia" i całe życie temu podporządkowywać. Samo to, że nie pije powinno być skutkiem ubocznym tego co robię na co dzień. I teraz po latach mam tez już pełną świadomość tego, że to nie alkohol mi zrobił jakąkolwiek krzywdę, to moja nie do końca zdrowa głowa spowodowała, że zacząłem sięgać po alko w sposób destrukcyjny.... Ja tam mimo ogromu zniszczeń i strat jestem coraz bardziej wdzięczny %%%, że postawił mnie pod ścianą i powiedział "dobra, albo cos ze sobą robisz, albo sio do piachu" :) Można się użalać nad sobą przez całe życie albo wyciągnąć z tego coś dobrego dla siebie. :)
    A z tymi pokusami to się zgadza.... Zostaje dziura we mnie, którą trzeba czymś wypełnić i się wchodzi kompulsywnie w różne dziwne zachowania.
    Dziękuje... i dobrego dnia dla Ciebie
  • Szpilka dwa lata temu
    Ad Aś

    Ano, praca nad sobą to walka, też mi się często z rańca niech chce ćwiczyć, się przymuszam, a potem się cieszę, gdy np. na plaży nie ma kabiny, a ja się migusiem na jednej nodze przebieram sprytnie, ale przez cały rok stanie jak bocian ćwiczę.
    Ciasto mogłabym jeść codziennie, ale nie jem, bo nie chcę borowania, no i chcę się mieścić w kostiumy kąpielowe. Wiem, można samemu piec z zamiennikiem cukru, tylko że są ciasta, których samemu się nie upiecze, bo primo - receptura to tajemnica producenta, a secondo - w domu nie ma takich możliwości technicznych, gdy np. włoskie panettone robi się 3 DNI!

    Czy to chora głowa? Pewnikiem są ludzie, którzy mają obniżony próg odporności alkoholowej, oni się szybciej uzależniają. A ja na to powiem tak:
    Kotański był świetnym terapeutą, uzależnionych leczył ciężką pracą, to najlepsza terapia na świecie, bo gdy się ma ciało i myśli zajęte robotą, to nie ma czasu na zastanawianie się nad sobą, a im dłużej człek w abstynencji, tym większe ma szanse na zerwanie z nałogiem.

    Odnośnie jeszcze do walki z samym sobą - w USA jest bardzo dużo monstrualnych grubasów, gdyby ich odciąć od źródła ich uzależnienia, zaczęliby chudnąć i zdrowieć, ale się tego nie robi, grubas musi sam psychicznie dojrzeć do decyzji o odchudzaniu. Wszystko co powoduje zadowolenie mózgu, uzależnia, zatem całe życie trzeba nam ludziom uważać, bo nasze mózgi mimo wysokiej inteligencji są też bardzo chimeryczne. Np. zwykła nuda ile może złego wyrządzić, nieprawdaż? Jak wielu ludzi zachowuje się jak małpy z nudów? Nuda to rodzaj cierpienia, a my nie lubimy cierpieć, dlatego szukamy remedium i to nieprawda, że inteligentni się nie nudzą, trudniej im znaleźć remedium, bo byle co ich nie zadowala.

    Tobie Też miłego dzionka życzę ( • ᴗ - ) ✧
  • Ad Aś dwa lata temu
    Szpilka No właśnie... i to jest fajne w tym wszystkim, że nie ma na to wszystko uniwersalnej jednoznacznej odpowiedzi i choćby nie wiem jak długo ludzie rozkminiali to jej nie znajdą.
    Każdy ma jakąś swoją drogę i nie jest powiedziane, że ją odnajdzie. Ja na dzisiaj walki nie uznaję, a za dwa dni może mi wajcha przeskoczyć i będę się walką jarał. Ktoś może powiedzieć, że przesrane z tym uzależnieniem, a ja tam się cieszę że przesrane bo mam kopa do poszukiwań. A ja lubię te poszukiwania, poszukiwania, które zamiast odpowiedzi dają jeszcze więcej pytań :)
    Ciekawe czy jednak nie jest tak, że niektórzy uzależniają się od tych nieprzyjemnych rzeczy? Mam wrażenie, że często spotykam ludzi uzależnionych wręcz od cierpienia czy strachu, niepokoju. A może odczuwanie tych stanów jest dla niektórych przyjemne?
    Tak jak te moje poszukiwania i zadawanie sobie pytania za pytaniem :) Wielu by pewnie ześwirowało od tego, a ja mam banana na pysku jak coś mnie tak "gniecie", że nie mogę tego przetrawić :)
  • Szpilka dwa lata temu
    Ad Aś

    Nio, nie ma uniwersalnego panaceum dla wszystkich. Cierpiętnicy? Mają coś z dyniami, nie wiem, czy to się da leczyć, ja tam nie lubię cierpieć za swoje ani cudze winy ( • ᴗ - ) ✧
  • Ad Aś dwa lata temu
    Szpilka
    Pewnie, jak chcą to niech sobie cierpią.. :)
    Ja tam w cierpienie się na siłę pchał nie będę...
  • Skorpionka dwa lata temu
    Ciekawy pomysł z tą personifikacją nałogu jako atrakcyjnej kobiety. I cieszę się, że udało Ci się poukładać życie bez Niej. Niestety, znałam kogoś, komu się nie udało... Znałam, bo już jej nie ma.
  • Ad Aś dwa lata temu
    Też znam takich, którym się nie udało i już prawie byłem u nich. Dzisiaj żyję i układam cały czas. Czasami bez "Niej" ciężko i chciałoby się wrócić...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania