Poprzednie częściCiałoprzestrzeń 0 - dlaczego?
Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Ciałoprzestrzeń 25 - zagadka na miarę Wszechświata (science fantasy)

Obudziło go ciepło – rozpalone, gorączkujące ciało kochanki. Spali na gołym podłożu, ale nie czuli zimna. Najdelikatniej jak potrafił, położył Hokkę na znalezionym kocu. Spostrzegł, że jest cała oparzona, jak gdyby leżała na gorącym słońcu.

Sam również czuł wielki ogień, ale dzięki swoim wrodzonym zdolnościom, prędko regenerował poparzenia. Dziewczyna spała płytko, wyczerpana. Torik nie umiał jej tak zostawić. Usłyszał szum wody. Tam, gdzie zaprowadziła go Córka Płomieni, biło źródło, większe niż skalny strumyk u Kruczego Języka. Mężczyzna znalazł w miarę miękki kawałek materiału, oraz naczynie, do którego nabrał wody. Polewał kobietę wodą, chłodząc gorące ciało i zmywając popiół.

Instynkt kazał mu ją napoić. Wziął mniejsze naczynie i ostrożnie wlewał porcje wody do ust, gdy leżała na boku. Hokka lekko otworzyła oczy. Wzięła spodek, powoli wszystko wypiła, by znów się położyć. Westchnęła i mówiła cicho, gładząc Torika po udzie.

–Nie jesteś Śniegowym Bogiem. Jesteś takim człowiekiem z nieba jak inni. Tak samo śmiertelny. Ale nie żałuję niczego, co jest między nami.

Hokka postanowiła się podnieść. Torik chciał, by znowu się położyła, ale gestem ręki pokazała, że da sobie radę.

– Opowiem ci coś. Będzie mi wtedy dobrze.

Torik nie protestował. Hokka wstała i owinęła się w koc, podała drugi mężczyźnie.

Wzięła jedną z niewielu pozostałych świeczek i przełamała ją na pół. Przez chwilę rozniecała ogień, Torik chciał jej pomóc ale powstrzymała go. Jedną świeczkę zatrzymała sobie, drugą podała mężczyźnie, oboje trzymali je w małych, prymitywnych lichtarzykach.

– To jest ogień zrozumienia. Jest nam bardzo potrzebny, gdy przychodzi ktoś z daleka. Znam twój język, ale chciałam opowiedzieć ci coś, co wymaga wielu słów, których nie umiem. To światło nam w tym pomoże.

Ruch ust wskazywał na to, że Hokka mówi w swoim języku. Jej głos zmienił się. Ciężki akcent zniknął, mówiła wyraźnie, ton był bardzo przyjemny – miło było po prostu słuchać, jak mówi.

Córka Płomieni poprowadziła mężczyznę jaskiniowymi korytarzami, którymi szli wcześniej.

– Nasze plemię nazywało się „Słoneczną Rzeką”. Byliśmy znani ze sztuki uzdrawiania.

Wygnano nas z naszej siedziby i nie wolno nam wrócić.

Pokazała pierwsze malowidło. Narysowane barwnikami trzy prostokąty, razem tworzące prymitywny obraz budynku.

– Kiedyś wszyscy mieszkaliśmy w niebie. Nasz dom unosił się wysoko, rządził tam Wielki Wódz.

Drugie malowidło przedstawiało postać kobiety, narysowanej na tle trzech prostokątów umieszczonych nad zygzakowatą linią.

– Wielkim wodzem była Matka Opiekunka. To ona rządziła w latającym domu. Przemierzał niebo, aż trafił na ziemię. Gdy trafił na ziemię, była ona pusta i jałowa.

Trzecie malowidło przedstawiało Matkę Opiekunkę - oraz trzy faliste linie – jedna prowadziła do mniejszych ludzkich sylwetek, druga do wyobrażeń różnych zwierząt, trzecia do wyobrażeń roślin.

– Matka Opiekunka dała ziemi życie – zesłała wodę, która płynie wśród skał. Tam gdzie wypłynie, kwitnie życie, lecz takich miejsc jest bardzo mało. Większość nas żyje w skałach.

Matka Opiekunka dba o nas, jest wszędzie, w każdym z nas, we wszystkim co przedstawia życie. Ogień niszczy, ale prawdziwie życiodajny ogień, który ci dałam, pochodzi od niej.

Torik pocałował kobietę w usta. Uśmiechnęła się, ale kontynuowała opowieść.

Kolejne malowidło pokazało ludzi przedzielonych poziomymi liniami. Przed każdym powstałym w ten sposób szeregiem narysowany został określony symbol.

– Zamieszkaliśmy w jaskiniach, gdzie mamy dostęp do wody. Tylko niektórzy są w stanie odnaleźć oazy i w nich zamieszkać. Jesteśmy podzieleni na plemiona.

Pokazała jeden z szeregów. Jego symbolem było sześć linii, tworzących wzór na kształt gwiazdy.

– To symbol Słonecznej Rzeki. Mieszkaliśmy wśród gorących źródeł, które pozwoliły nam łączyć oczyszczającą moc wody ze spajającą mocą ognia, dzięki czemu byliśmy wielkimi uzdrowicielami.

Poprowadziła dalej. Każde w jednej ręce trzymało świecę, szli trzymając się za wolne dłonie.

Malowidło pokazało wysoką skałę wśród mniejszych. Wysoka miała zęby wystające na zewnątrz z kopuły.

– Przybyli do nas ludzie z nieba. Postawili wysoki, sięgający nieba pałac.

Na malowidle byli także ludzie z nieba, zaznaczeni jako jednoocy. Zapewne było tak dlatego, że wychodzili w ochronnych kombinezonach, a ich wizjery zostały wzięte za oczy.

Człowiek z nieba stał przy małych ludziach.

– Ludzie z nieba wybrali po jednym dziecku z każdego plemienia, aby wziąć je do stalowego pałacu i uczyć swojej wiedzy. Mnie nauczono ich języka, ale pozwolono mi się też rozwijać jako władczyni żywiołu ognia.

Przeszli dalej. Na kolejnym malowidle był przedstawiony wielki człowiek, który miał wyraźnie zaznaczone ostre zęby i wielkie pięści. Walczył z jednookimi.

– Któregoś dnia przyszedł Śniegowy Bóg. Przejął władzę w pałacu ludzi nieba. Od tamtej pory zapanowała Wieczna Zima. Inne plemiona, które chciały znać nasze tajemnice, atakowały gorące źródła.

– To ta jaskinia w pobliżu?

– Nie… my przybyliśmy z daleka, gdzie jest całe pole takich źródeł. O jakiej jaskini mówisz?

– Jest tu, niedaleko. Wejście jest nad zboczem przy wejściu do jaskini.

– To wspaniale. Będziemy mogli rozpocząć nowe życie!

– Powiedz mi więcej o tym Śniegowym Bogu. Dlaczego wzięliście mnie za niego?

– Ponieważ jest olbrzymem, nikt nie podołał mu w walce. Dokładnie tak jak ty.

Torik zaczął się czegoś domyślać.

– Czy tak jak ja, wygląda jak człowiek i zmienia postać?

– Nie. W każdym razie nie wiem. Znam go tylko z opowieści.

– W porządku. Kimkolwiek on jest, pokonam go. Nie będzie już wiecznej zimy, obiecuję ci.

Córka Płomieni milczała.

– Nie chcę żebyś odchodził. Boję się że mu nie podołasz.

– Wiem, że jeśli coś mi się stanie, mogę liczyć na ciebie. Nie martw się.

Niedługo wrócicie do gorących źródeł. Ciekawe, jak by to było razem się wykąpać…

Odłożył świecę, objął dziewczynę. Ona też odłożyła świecę. Koce osunęły się na podłogę. Przez następne godziny, nie potrzebowali ognia zrozumienia – rozmawiali w języku należącym do tych najbardziej uniwersalnych.

***

Na cienkim strumyczku odbił się widoczny mimo ciemności kształt. Kruczy Język czuwał. Wiedział, że istota, z którą miał kontakt, przebywa w pobliżu.

– Jeśli moje życie ma być zapłatą, której oczekujesz, jestem na to gotowy.

– Nie obawiaj się, nieoskrzydlony przyjacielu. Nie mam takiego zamiaru.

– Swojej pomocy nigdy nie bierzesz za darmo.

– To racja. Ale za swoistą zapłatę wystarczy mi zagadka, której nigdy nie rozwikłam. Będzie mnie zawsze nurtować i pobudzać do myślenia. Łatwiej mi będzie nie zatracać się w dzikości.

– Jeśli wolno mi wiedzieć, co uznajesz za ową zagadkę, Wielki Czarnoskrzydły?

– Przyjacielu, to żadna tajemnica. Nigdy nie zrozumiem, jak tych dwoje uznało, że w obliczu śmierci, lekarstwem ma być akt stworzenia nowego życia? W dodatku akt skazany na niepowodzenie? Domyślam się, dlaczego tak miałoby być, ale co powoduje wami, nieoskrzydlonymi istotami, że tak postępujecie?

Kruczy Język nie odpowiedział. Miał dobre rozeznanie w tym, na które pytania odpowiadać nie ma sensu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania