Ciekawe jaka teraz będzie jesień?

Dojeżdżam teraz do pracy rowerem. Może schudnę???

Jesienią zawsze u mnie coś...

 

W 2019 roku

 

bardzo schudłam.

Wczesną jesienią na tydzień zaprosiłam na wieś faceta z Warszawy, którego miałam za przyjaciela.

Cierpiał na priapizm. Przyjeżdżał co roku, przeważnie na tydzień albo krócej. Oglądaliśmy filmy, słuchaliśmy muzyki, rozmawialiśmy.

W 2019, gdy byłam znowu niezłą laską, facet się zbuntował, rzucił psychotropy i wpadł u mnie w sidła szaleństwa. Fruwały książki po podwórku, krzyczał, aż moj brat zadzwonił:

- Co się tam kurwa dzieje?! Ja wszystko wiem od ludzi. Wzywam policję!

Przyjechali.

Kazali facetowi opuścić teren mojej posiadłości. I odjechał. W Warszawie też podobno numery niezłe odstawiał. Jego przyjaciel opowiedział. Facet ostatecznie trafił do szpitala. No, ale co mi obciachu i wstydu na całą parafię narobił, to tylko ja wiem.

 

Jesień 2020.

Synek.

 

Ten młodzieniec od małego lubił eksperymenty..

Po roku dopiero od tego zdarzenia kiedyś się przyznał, że jak wyszłam na chwilę do sklepu, to pokruszył zimne ognie, włożył tę miazgę do szklanki i podpalił. Zjawisko ponoć było piorunujące. Nie polecam. Zniszczył stół. Całe szczęście, że nic sobie nie zrobił. Ale za to ceratę na stół kupił nową.

 

Jesienią 2020 postanowił pobawić się na górze starej obory po dziadkach.

Szarzało, gdy wyszłam przed dom i patrzę, patrzę... Podchodzę bliżej obory, spoglądam wysoko i myślę "kurwa to chyba dym?!"

I rzeczywiście to był DYM. Lecę szybko do pierwszego domu, w którym mieszka strażak i krzyczę, że u mnie się pali.

Potem biegiem do domu.

Biorę telefon. A mój syn co na to? Sprawca dymu próbuje mi wyrwać telefon z ręki!

Nie wytrzymałam, bijąc go drugą ręką po łopatkach i odpychając( pierwszy raz w życiu go wtedy uderzyłam) krzyknęłam:

- Spierdalaj!

- Mama nie dzwoń. To zaraz zgaśnie.

 

Przyjechała straż potem. Najpierw pojawili się miejscowi strażacy i ludzie, potem straż z miasta. I kto? Policja!

Obciach!

Synek dostał od starszego strażaka pouczenie. Ja - do trzeciej w nocy nie spałam.

 

Jesień 2021

 

Synek.

 

Przez tydzień jeździł do szkoły rowerem 40 km dziennie w tęi z powrotem. Późne zasypianie, bo ślęczał nad komputerem, niedojedzenie, małe ilości płynów. Rezultat? 24 września syn traci przytomność w szkole. Złamał górną jedynkę w 80% podczas upadku. Przyjeżdżam natychmiast do szkoły, bo te szkolne biurwy bez obecności rodzica nie mogły wezwać karetki! Na sorze szycie brody. Nic nie mówię.

Za kilka dni patrzę, a on siedzi smutny w kuchni. Też bym bez zęba była smutna! Mówi, że ma doła.

Na drugi dzień telefon ze szkoły:

- Syn uciekł z terenu szkoły! A w nocy pisał do koleżanek, że ma myśli samobójcze!

Wpadłam w panikę. Rozmawiam z pedagogiem szkolnym, a ta do mnie bym na policję zadzwoniła. I co? Dzwonię głupia, idiotka jedna, bo jakaś kolejna "mądra" pedagożka podpowiedziała głupotę.

Dzwonię wcześniej do syna, nie odbiera. Rozpacz piersi mi rozsadza.

Wizje różne lęgną się w głowie.

Dzwonię znowu. Odbiera tym razem.

To był 29 wrzesień. Imieniny syna. Czeka w parku na ojca, gada mi przez telefon, bo ma przyjechać z prezentem jego ojciec. To ja z siebie wychodzę, a on ucieka ze szkoły i na tatusia czeka spokojnie?! Ja pierdolę!

W parku, bo już w szkole ode mnie wiedzą gdzie jest, podchodzi do niego policja. Tata przyjeżdża.

Policjant:

- Ale tu syn się dziwnie zachowuje... podobno miał myśli samobójcze. To prosimy na komendę.

Bez prawie górnej jedynki też bym miała myśli samobójcze.

"Ale w takim wieku każdy myśli o śmierci"- gada mi przez telefon dobry kolega. No tak. W sumie ja miałam myśli samobójcze w dziewiątym roku życia, ale to sprawy nie usprawiedliwia.

Tata przejmuje syna tuż po formalnościach na komendzie. Szukają dentysty.

Kurwa w Ciechanowie nikt nie chce przyjąć, a trzeba na złamany ząb opatrunek założyć. Dostają się w Przasnyszu. Jest opatrunek.

Ja robię w domu obiad.

 

Za dwa dni syn ma mieć wizytę u psychiatry.

Skończyło się na dwóch psychiatrach. Z pierwszego nie byłam zadowolona. Przeszukałam opinie. Podobno słaby lekarz, rodzice narzekali. Ostatnim była starsza babka z tytułem doktora z Warszawy.

- Z nim jest wszystko okej - powiedziała, uśmiechając się. Trochę lubi udawać. To mądry, inteligentny chłopak. Ma plany na przyszłość. W razie niepokoju hydroxyzyna. Łyżeczka przed snem. Nie widzę potrzeby dalszych wizyt, chyba że coś się będzie działo poważnego.

 

- Ciocia, hydroxyzyna uzależnia - powiedziała siostrzenica do telefonu. Brała ten lek po śmierci swojego wujka.

 

Odstawiamy po dwóch dniach hydroxyzynę. Obserwuję młodego. Jest okej.

Jednak nie do końca.

Badania krwi świetne. Ekg wyszło kiepskie. Skierowanie do szpitala w Płońsku na oddział kardiologiczny dziecięcy.

Zbliżała się zima.

Wpadłam w kleszcze silnej depresji. Wypalona, przeciążona, mobbing w pracy ze strony koleżanki. Teraz ja potrzebowałam pomocy.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania