Ciekawość to pierwszy stopień do piekła

Timmy usiadł na mostku i oparł ręce o barierkę. Rzeka w tym miejscu była płytka, sięgała niewiele powyżej kostek. Tego dnia była bardzo brudna. Nie żeby kiedykolwiek była czysta, lecz teraz przypominała wodę, w której moczył się mop do podłogi. Z każdą chwilą brzydki zapach, przypominający woń gnijącej, skoszonej i zebranej na kupę trawy drażnił nos i oczy chłopaka. Z całą pewnością ktoś zanieczyszcza rzekę ściekami. Gdzieś z daleka słyszał plusk wody wpadającej do strumyka. Timmy spojrzał jeszcze raz w dół i ujrzał unoszące się na wodzie ekskrementy, które jednak mimo dość silnego jak na tak niewielką rzeczkę nurtu nie płynęły, lecz zatrzymywały się i wirowały w wodzie pół metra pod jego stopami. Ktoś przeciągnął do rzeki węże kanalizacyjne. Coraz więcej fekaliów zatrzymywało się przy mostku, aż w końcu utworzyły szeroką na metr zaporę gówna. To nie kanalizacja. Ktoś postanowił opróżnić chyba całe szambo. Chłopak dziwił się samemu sobie, ale mimo okropnego smrodu, widok kału spływającego rzeczką i tworzącego kolejne warstwy tamy sprawiał mu frajdę. Z oddali dobiegł dźwięk pędzącej ciężarówki. Timmy otrząsnął się z tego dziwnego transu i wstał. Spojrzał w niebo, było już całkiem ciemno. Nie miał zegarka, ale o tej porze roku mogło być już około dwudziestej trzeciej.

 

Chwila, czy to znaczy, że spędziłem tutaj trzy godziny?

 

Timmy wiedział, że wyszedł z domu równo o godzinie dwudziestej, zaraz po transmisji koncertu z Nowego Jorku. Grał Buddy Holly. Wiedział, że powinien się śpieszyć. Samo dojście do domu zajmie mu prawie godzinę. Będzie musiał biec, żeby zdążyć przed dwudziestą czwartą i powrotem rodziców z drugiej zmiany.

 

Jakim cudem ja to wszystko widziałem? Jest noc.

 

Nie miał czasu się nad tym głowić. Jakoś się stało. Ruszył przed siebie. Ścieżka składała się z nierównych kamiennych płyt między które właziły kępy trawy. Kiedy miał już opuścić polną ścieżkę i postawić stopę na zadbanym chodniku do jego uszu dobiegł bulgot. Dźwięk przypominał wdmuchiwanie powietrza do napoju przez rurkę. Timmy zawahał się. Postawił uniesioną nogę z powrotem na kamieniu, dwa razy odwrócił się i cofną z wahaniem. Nie chciał tam iść, ale wiedział, że gdy tego nie zrobi rozmaite teorie o niecodziennym odgłosie będą gnębiły go co najmniej przez całą noc.

 

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

 

Ta myśl, zdawało się, że skądś z zewnątrz spłynęła do jego głowy. Nie wiedział czemu, ale wyobraził sobie blok pośród ciemności, a w każdym oknie paliło się światło. W każdym mieszkaniu siedział jakiś dobry człowiek, który w tym momencie telepatycznie przesłał mu ową myśl. Uznał w tym momencie, że ta myśl jest niewiarygodnie głupia, ale dość wzruszająca. Natychmiast opróżnił z niej umysł. Po chwili stał znów na mostku. Opierając się o barierkę patrzył w wodę i czekał na kolejny bulgot. Wtedy z rzeczki buchnął strumień wody, a nisko nad jej taflą ukazały się wykrzywione jak szpony dłonie. Timmy dojrzał też twarz pod wodą. Bezgłośnie krzyczała, prosiła o pomoc. Chłopak z początku cofnął się przerażony na drugą stronę mostku. Kiedy ochłonął spojrzał jeszcze raz. Teraz zobaczył to wyraźniej. Znał chłopca, który się topił. Nie wiedział jak się nazywa, ale mijał go wiele razy na korytarzach w szkole oraz na ulicy. Musiał mieszkać gdzieś niedaleko. Usiadł na mostku i osunął się do wody. Wpadł w masę kału. Czuł, że dostał mu się pod nogawki spodni i koszulkę. W miejscu, które wpadł było bardzo głęboko. Nie czuł pod nogami dna.

 

Ktoś pogłębił rzekę?!

 

Zanurkował. Mimo, że nic nie widział złapał w ciemnościach rękę topielca i płynął z nim do brzegu. Dzieciak mógł mieć najwyżej dziesięć lat. Mimo to był niewiarygodnie ciężki. Ciągnął go na dno jak kamień. W końcu wydostał go na brzeg. Nie oddychał. Timmy odchylił jego szyję. Otworzył mu usta. W środku gardło zatykała grudka kału. Musiał ratować mu życie. Szybko wydobył ją. Z największym obrzydzeniem opłukał palce w wodzie i wytarł o trawę. Nie wiedział zbytnio co ma zrobić. Ucisnął klatkę piersiową.

 

Harry Scott

 

Gdy tylko przypomniał sobie jak ma na imię chłopiec, jego ręce ugrzęzły w korpusie topielca. Leżały przed nim zamordowane, gnijące zwłoki. To ten chłopiec który zaginął w tamtym miesiącu, którego według szkolnych plotek miał zamordować ojciec- alkoholik. Był nasiąknięty wodą jak gąbka. Na szyi miał sine ślady. Został uduszony. Timmy patrzył na niego przez zasłonę ze swoich umazanych zgnilizną rąk. Zza jego pleców ktoś bił brawo.

 

- Co jest, doktorku?- skoczył jak oparzony przypadkowo zagrzebując palce w ciele Harry' ego.

 

Z wody wystawały ogromne, królicze uszy. To co było pod wodą powoli wysuwało się. Był to ogromny, dość tandetny Królik Bugs.

 

- Dlaczego zamordowałeś tego chłopczyka nerwusie?- zapytał Królik swoim charakterystycznym głosem.

 

Timmy chciał uciekać, ale poczuł silny uścisk, który miażdżył mu kostkę. Spojrzał pod nogi. Trup chwycił jego nogę obiema rękami.

 

- Puść!- wrzasnął z płaczem i złością.-

 

Ale ze mnie zgrywus!- odpowiedział Królik.- Zabiję cię chłopczyku, a potem będziemy razem bawić się w Klubie Przyjaciół Myszki Miki!

 

Timmy czuł jak jego serce to kurczy się, to wypełnia całą klatkę piersiową. Rzucił się na zgniłe truchło i wbił zęby w jego palce. Mimo, że ich uścisk był nieziemsko silny, to jak wtedy pomyślał, co przez moment zniwelowało strach, były tak miękkie, że można by je smarować nożem. Odgryzł palce i rzucił się do ucieczki. Biegł przez wysokie trawy, lecz w oddali nie dostrzegał panoramy miasta. Nie mógł też znaleźć ścieżki. Potwór skakał na odległość trzech metrów. Ogon nie króliczy, lecz lwi, zakończony najeżoną, czarną sierścią nadawał mu równowagi. Biegł co tchu, ale nie przybliżał się ani o krok. Kiedy miękkie, zakończone kocimi pazurami rękawice łap chwyciły chłopaka ten dostrzegł, że pokryte są prawdziwym króliczym futerkiem.

 

- Czym ty jesteś?- zapytał gdy monstrum odwróciło go pozwalając spojrzeć w żółte i promieniujące oślepiającym blaskiem oczy oraz przepastną jamę, w której spoczywały ciała pomordowanych ludzi.

 

-Tylko nikomu ani mru-mru, bo eee… szczerze mówiąc… ja jestem królikiem!- wyskrzeczała bestia rozbijając na kawałki dwoma śnieżnobiałymi, wystającymi z paszczy kłami czaszkę chłopca. Krew bryznęła na futro i ulotniła się jako czerwona para.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania