Ciemnowłosa i dwie łzy

Co tutaj mamy ?

Gdańsk - Wrzeszcz.

Listopad. Sobota. Popołudnie...

Raczej wieczór..

Choć czy to aby, nie to samo ?

 

Delikatnie mżący deszcz po mokrym bruku. Dookoła asfalt, beton i szkło.

Z daleka rozpędzona miejska infrastruktura wydaje się nieskazitelna, czysta, aż bije od niej blask błogosławieństwa promieniowania wystaw i reflektorów samochodowych.

Spieszący tłum: wszędzie, dookoła opatuleni w markowe parasole bywalcy popołudniowych rautów oraz zakapturzeni miłośnicy miejskiego fermentu.

Dla każdego z nich rytm wybija sygnalizacja świetlna, a drogę do celu rozświetla blask telefonu w akompaniamencie banalnych rozmów i wymuszonej beztroski.

 

Tą zurbanizowaną, senną aurę, co jakiś czas przerywa elektryczne wyładowanie z trakcji przejeżdżającego tramwaju, przejmujący klakson bądź świdrujący szelest syreny gabloty policyjnej.

 

Spocznijmy więc w cieniu Świątyni, przy alei Grunwaldzkiej (141).

Bogowie Galerii (Bałtyckiej) muszą być naonczas usatysfakcjonowani: przed wejściem do tej potężnej „Katedry” spragnieni Wyznawcy zbierają się tłumnie , mimo, że do Świąt (Narodzenia) Baranka jeszcze czas.

Dopiero tydzień od zakończenia Celebracji Dyni, to już większość ołtarzy została na nowo przystrojona majestatycznymi świerkami, podobizną Czerwonego Starca, a z ambon wylewają się hymny pochwalne zimowej aury, choinkowej woni i Władczyni Śniegu.

W tym zaślepionym tłumie, pochłoniętym zaspokajaniu jałowych potrzeb, powoli, wyłania się ciemna postać: Ciemnowłosa i nie jest tutaj ze wszystkimi. Tak naprawdę jest sama, choć z całego serca chce by było inaczej.

 

Stoi bohatersko z rozwianymi włosami wypełniając sobą automatyczne drzwi z logiem Exit.

Ubrana jest w czarny eko-kożuszek od Van Noten’a, dopasowane ciemnoniebieskie Jeansy Denim i skórzane czarne botki Karino - dodające kilka cm do jej oryginalnych ponad stu siedemdziesięciu kilka, co ją cieszy. U boku torebka kuferek jakiegoś nieznanego projektanta i czarne rękawiczki, bo przecież mży nieco i „nie chcę spierdolić sobie manicure”.

„Proszę Cię uratuj mnie” – powtarza śpiewnie w duchu, choć nie ma pojęcia skąd te słowa przyszły jej do głowy. Może powinna pisać wiersze, a nie siedzieć w Biurze Miejskim, użerając się z brudasami wszelkiej maści ? Zrobiło jej się smutno. Czy to przez nieudane popołudnie czy niedostateczne oświetlenie przy wystawie ostatniego sklepu, który przed chwilą skupił jej uwagę ? Przez chwilę zastanawia się czy nie cofnąć się.

Rozpuszczone do pasa włosy nadają jej pogodnej na pierwszy rzut oka twarzy mysi wyraz skupienia, jednak po głębszym zastanowieniu staje się on posępny. W niebieskich oczach pojawia się rezygnacja. Pierdnęła całe szczęście bezgłośnie i wyszła wolnym, aczkolwiek pełnym dostojeństwa krokiem na zewnątrz.

Cały ranek spędziła nad doborem odpowiedniego stroju, co nigdy nie jest łatwe.

- Może założyłabyś tą śliczną zieloną sukienkę ? - „Suka-Bratowa” zawsze wie lepiej. Choć nie wie. Prawdę mówiąc gówno wie, jednak jeszcze o tym nie ma pojęcia. Ale Ciemnowłosa jest dobrze wychowana wiec jej tego nie powie.

Czarny kolor zawsze jest „de bon goût”, pasuje do wszystkiego i nie zamierza tego zmieniać.

Zresztą odejmuje parę zbędnych kilo, które po wakacjach przykleiły się tu i tam więc trzeba je zneutralizować, bo przecież w każdej chwili może pojawić się On. Na pewno ? Gdyby nie jej wrodzona przypadłość, zwana nieśmiałością byłoby inaczej. Kiedy to było? Wydaje się, że wczoraj, choć doskonale wie, ze sporo wody w Motławie już przepłynęło od Tego momentu. Oglądała wtedy na wystawie jakąś włoska kieckę, myśląc o czymś zupełnie innym gdy usłyszała, tuż nad głową:

- Cześć! Jak masz na imię ? – spytał On. Ciągle pamięta ten głoś – niski i delikatny. Zupełnie jak głos Ojca – cudownie kojący. Boże jak za nim tęskni.

Spojrzała na Niego: ciemne, gęste włosy, zielone wesołe spojrzenie i nieco zbyt zawadiacki uśmiech, by był grzecznym chłopcem...Struchlała ze strachu. Poczuła mdłości. Powoli odwróciła wzrok z odruchem starannie wystudiowanej pogardy ruszyła przed siebie, by dalej kontynuować swoją smutną egzystencję. „Dlaczego to zrobiła ? Dlaczego ?”

- Hej zaczekaj! – nie zaczekała, choć wtedy każda komórka tej trzydziestoletniej, nietkniętej dotychczas kobiecości nieomal piszczała w niemym proteście. „On jest zbyt przystojny”.

Dalej jak w przyspieszonym filmie: nieomal bieg, taksówka, droga do domu. Gdy wreszcie oprzytomniała i kazała kierowcy zawrócić, było za późno. Obeszła całą Galerię.. Kilka razy – ani śladu. W domu rzuciła się na łóżko, a oczy zalały się łzami. Jakby Bóg przesyłając jej anioła zmienił nagle zdanie. A może to wyłącznie jej wina ? Oddałaby wszystko, by ich ścieżki znów się skrzyżowały. To był On. Jak dwie połówki tej samej całości. Wie to teraz.

„Przyjdź proszę…Jestem tutaj… dla Ciebie, tylko dla Ciebie”

 

Wolnym krokiem przemierza skwer i kieruje się na przystanek autobusowy. Nagle czuje, że jest obserwowana – rozgląda się badawczo dookoła, serce tłucze jej w piersi z nadzieją.. Po chwili, zrezygnowana wzrusza ramionami, i idzie dalej.

”Nikogo nie obchodzę…” stwierdza w duchu i czuję, że do oczu napływają jej dwie, gorące łzy.

 

Jednak myliła się: nieopodal, osłonięci ozdobnym ogrodzeniem przy bocznym wyjściu z „Vege – zdrowo i pysznie”, w krzykliwych strojach z nadrukowanym Panem Naleśnikiem na plecach, stało dwóch, na oko ledwie po dwudziestce długowłosych osobników. Śmiali się na cały głos, dopóki Ciemnowłosa nie zniknęła im z pola widzenia za pobliskim zaułkiem.

 

- I co frajerze ? Płacisz gościu! –odezwał się ten niższy i z nieukrywanym zadowoleniem wyciąga włochate łapsko w geście dawaj. Równocześnie drugą dłoń, uzbrojoną w cienkiego skręta pospiesznie kieruje do brodatej gęby. Potężnie się zaciąga, przytrzymuje chwilę w płucach spory, oszałamiający ładunek.. Zakaszlał nagle wypuszczając toksyczną chmurę i z widoczną ulgą splunął nieomal na buty swojego rozmówcy.

Kolega brodacza zaczesał za uszy swoje, przetłuszczoną blond czuprynę, sięga do kieszeni roboczych spodni poplamionych jakąś tłustą substancją, wyciągając po chwili dwie pomięte dyszki.

- Nie wierzę! Nawet zatrzymywała się dokładnie tam, gdzie mówiłeś! Jakby nie była taka sztywna wyruchałbym ją. Od dawna ją widujesz ? pyta zaciekawiony, szczerząc krzywe zęby.

- Ni mam pojęcia. Kręci się odkąd tutaj robię. Ta pinda przyłazi z częstotliwością, że mógłbyś wyregulować zegarek. Mogę się założyć, że to jakaś kurwa. – Schował zdobyczne banknoty do kieszeni, zaciągnął się i pstryknął niedopałkiem w pobliskie krzaki. - Dobra idziemy, bo Gruby będzie marudził, że ciasto mu się zmarnuje.

Jak na komendę obaj splunęli na chodnik i zniknęli w bocznych drzwiach.

 

Powoli wraca wieczorny zgiełk, pośpiech, hałas i smród Miasta. A wokół żarłoczny tłum wszelkiego dobra, przemieszcza się falami jak ciemne wody na brzegu zatrutego oceanu. Pośród nich na chodniku dwie, czyste łzy. Lśnią jak perły i po chwili znikają w odmętach nicości z której powstały.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Józef Kemilk 11.12.2020
    Dosyć dużo chaosu, chyba dlatego, że są znaczne braki w interpunkcji. Czasami zdania niepotrzebnie wydłużone. "cm" napisz w całości. Ogólnie nie jest źle. Czystość zapisu i poprawnie pisane dialogi, zdecydowanie pomogłyby temu tekstowi.
    Styl pisania jest fajny i niewiele brakuje, by tekst był bardzo dobry.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania