Inna rzeczywistości Część I
Ciemny deszczowy wieczór, ciężkie krople wody uderzały o szybę z logo sklepu. Facet stojący przy kasie bacznie obserwował przechadzającego się tajemniczego mężczyznę. Widział go tu pierwszy raz, ubrany był w długi ciemno brązowy, skórzany, rozpięty płaszcz, kapelusz z tego samego materiału i ciężkie buty, które wydawały cichutki brzęk metalu przy każdym kroku. Spod wierzchniego odzienia można było zauważyć czarną koszulę oraz ciemne paski podtrzymujące kabury. Czarne spodnie idealnie wpasowywały się w cały krój, jego dłonie odziane w skórzane rękawiczki bez palców, przemykały po różnych towarach, podnosił je i czytał. Twarz miał pokrytą lekkim zarostem, nosił na niej dwie blizny, jedną w poprzek lewego polika, a drugą od czoła przez prawe oko do końca brody. Stalowe spojrzenie potrafiło wzbudzić strach w każdym,a skóra wydawała się być twarda jak skała, a same lico pozostawało bez wyrazu. Gdy kucnął, żeby spojrzeć na niższy regał spod poły płaszcza wysunęły się dwie rękojeści, sprzedawca przełknął głośno ślinę, często miał do czynienia z bronią i groźną klientelą lecz on był inny, nie wiedział czego może się po nim spodziewać. Nieznajomy podszedł do lady, zapakował wszystko do torby i zapłacił, gdy wyszedł w ten cholerny deszcz właściciel mógł odetchnąć. Wychodząc nie zapiał nawet prochowca. Kierował się wzdłuż uliczki, odgłos jego butów mieszał się z szumem deszczu. Po krótkim czasie marszu usłyszał przed sobą jakieś zmieszanie, uniósł głowę by spojrzeć co się dzieje, jego oczom ukazała się dwójka osobników. Grozili jakiejś kobiecie nożami, stali dosyć blisko niej i często wskazywali na jej spodnie podczas „rozmowy”.Ubrani byli w dres i sportowe buty, zakryli swoje twarze chustami, obmacywali swoją ofiarę trzymając cały czas ostrze blisko jej gardła. Spokojnie kontynuował swój marsz, gdy się do nich zbliżył odwrócili się w jego stronę.
-Ty ! Wypierdalaj stąd w podskokach albo będziesz miał problem – pewność siebie emanowała z nich za bardzo. Bardzo dobrze się tu czuli i nie raz już mieli do czynienia z takimi sprawami. W odpowiedzi usłyszeli tylko zimny szept.
-Zaraz to ja mogę być waszym problemem. - Gdy spojrzeli w jego oczy zwątpili ale tylko na chwilę, to tylko kolejny dupek który myśli, że jest lepszy od nich.
Stał tam patrząc się na nich spod swego kapelusza. Wszystko umilkło i tylko deszcz uderzał o krawędzie nakrycia głowy oraz jego ramiona. Napastnicy nie mogli wytrzymać napięcia, jeden z nich ruszył naprzód robiąc wypad przed siebie, torba z zakupami upadła na ziemię, chwycił go za nadgarstek i pociągnął do siebie jednocześnie robiąc krok w bok oraz uderzając pięścią w jego brzuch, po uderzeniu przeciwnik wydał z siebie głośne sapnięcie. Złapał go za gardło i podniósł bez najmniejszych problemów w górę, przerażony kolega chcąc ratować przyjaciela w tarapatach rzucił się na tajemniczego jegomościa, lecz nie zdążył nic zrobić, padł martwy na ziemię, a w powietrzu niosło się echo wystrzału. Obrońca trzymał w swej dłoni dwulufowego obrzyna, kula rozerwała brzuch śmiałka i wypruła jego wnętrzności na wierzch pozostawiając ciało w rzednącej kałuży krwi. Ten który dusił się w jego żelaznym chwycie nie pożył dłużej, wypuścił go,a gdy ten upadł na kolana jego mózg znalazł się na ścianie, czaszka rozprysła się na wszystkie strony. Deszcz zmywał krew ze skórzanego materiału, stał tam chwilę w ciszy. Zamglonym wzrokiem spojrzał na ofiarę całego wypadku, oczy szybko nabrały ostrości, lecz mimo to dziewczyna mogła zobaczyć, że przez chwilę nie był do końca sobą. Zlustrował ją wzrokiem i doszedł do dziwnego wniosku, ponieważ zaczął się zastanawiać czemu postanowili napaść na tą szarą myszkę. Ubrana w zwykłą już wyblakłą przeciwdeszczową kurtkę, ciemnogranatowe dżinsy przetarte w kilku miejscach oraz zwykłe adidasy szarawego koloru, które już pewnie przemokły kompletnie. Brązowe kosmyki włosów wystawały spod kaptura, a jedyne co przykuwało uwagę do jej oczy w kolorze szmaragdu, takie niewinne i urocze, a mimo to widział w nich coś jeszcze, ale nie był pewny co to jest. Zebrał swoje zakupy z powrotem do siatki i ruszył przed siebie, kobieta nie zaprzątała mu już głowy, nie powiedział do niej ani słowa. Zostawił ich tak w tym całym deszczu,a samemu udał się do niedawno wykupionego apartamentu w starym bloku. Wszedł do klatki schodowej i powoli piął się w górę po starym budynku, farba odchodziła ze ścian, a jej kolor był nie do określenia, zaraz zobaczył przed sobą górę kartonów oraz klatkę z krukiem w środku. Podszedł do niej i wyjął z niej zwierzątko, postawił go na pudle. Rozprostował skrzydła i patrząc się na właściciela zaskrzeczał. Ten uśmiechnął się lekko.
Przepraszam. - wyszeptał.
Spojrzał na drzwi i zobaczył na nich już metalową tabliczkę z jego inicjałami M.H.

Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania