Poprzednie częściCień katowickiej damy.

Cień Komety 3/ATLAS

Inspektor Marek Sowa, Wydział Zabójstw.

Noc była zimna, lepka od smogu i niepokoju. Od dwóch tygodni miasto żyło w cieniu, dosłownie i w przenośni. Kometa 3/ATLAS, nazwana przez media "Okiem Boga", wisiała nisko nad horyzontem jak srebrzysta szrama, zbyt bliska, by być tylko pięknym zjawiskiem. Jej blask przesłaniał resztę gwiazd, a w ludziach budził instynktowne poczucie zbliżającej się katastrofy.

Sowa wjechał na teren Obserwatorium Astronomicznego, miejsca równie opuszczonego, co w tym czasie obleganego przez dziennikarzy. Dziś było pusto. Światła awaryjne oświetlały dziedziniec i główną kopułę, która, niczym wielkie oko, wydawała się wpatrywać w kometę.

Czekał na niego sierżant Orłowski, który odsunął taśmę "Nie Przekraczać".

"Samobójstwo, Szefie. Dr. Karol Faryna. Upadek z tarasu na dachu. Jakiś kwadrans temu, portier usłyszał huk."

Sowa skinął głową. Faryna był genialnym, lecz paranoicznym astrofizykiem, jednym z głównych badaczy 3/ATLAS.

"Parapety są niskie? Czy zostawił list?"

"Parapety do pasa, żadnych zabezpieczeń. Listu brak. Tylko to." Orłowski podał Sowowi grubą, usztywnianą teczkę z napisem "3/ATLAS - TEORETYCZNE ZAGROŻENIA".

Ciało Faryny leżało na betonowym patio. Sowa nie oglądał go długo. Zamiast tego wszedł do biura ofiary – strefy hermetycznie zamkniętej przed światem.

Biuro było chaosem geniusza: dziesiątki ekranów, setki wykresów. Na głównym monitorze migał cyfrowy model orbity komety. Wszystko krzyczało o intensywnych badaniach, ale Sowa szukał dowodu rozpaczy.

Nie znalazł nic. Żadnych pustych butelek, żadnej wiadomości, żadnej osobistej notatki. Tylko praca.

Podszedł do biurka i otworzył teczkę Faryny. W środku znajdowały się wydruki danych telemetrycznych z komety. Na jednym z nich, przedstawiającym rozkład intensywności emisji w paśmie radiowym, Faryna naniósł czerwonym markerem drobny, ale precyzyjny szczegół.

Ciąg współrzędnych:

$$lambda = 153.21.37

eta = 88.04.59$$

I pod spodem, ledwie widoczny, odręczny dopisek: "Faryna vs. D-15".

"Nie skoczył, Orłowski," mruknął Sowa, podnosząc wzrok na widoczną w oknie kometę. "Paranoik? Tak. Ale samobójca? Nie. On próbował się ukryć."

Faryna nie popełnił samobójstwa; został zepchnięty. Ale przez kogo i dlaczego? Czy z powodu komety, czy czegoś, co w niej odkrył?

Sowa wrócił do wydruku. "D-15" to nazwa robocza nowej, tajnej satelity komunikacyjnej wyniesionej na orbitę przez Międzynarodowe Konsorcjum Technologiczne. Konsorcjum to było finansowane przez te same fundusze, które wspierały badania 3/ATLAS.

Sowa szybko wpisał do komputera obserwatorium ciąg współrzędnych. Okazało się, że nie były to współrzędne gwiazdy ani planetoidy. Były to współrzędne na powierzchni komety 3/ATLAS, w miejscu, gdzie emisja radiowa była nienaturalnie wysoka.

Sowa poczuł zimny dreszcz, który nie miał nic wspólnego z nocną temperaturą.

Faryna nie badał komety. Faryna badał coś, co na niej było.

"Orłowski, sprawdź mi, kto miał dziś dostęp do tarasu i kto z konsorcjum D-15 dzwonił do Faryny w ostatnich 48 godzinach. A ja jadę do archiwum."

W archiwum Sowa znalazł starą mapę orbity 3/ATLAS. Nałożył na nią współrzędne satelity D-15. Znalazł punkt krytyczny: za trzy dni, w momencie maksymalnego zbliżenia do Ziemi (perihelium), kometa 3/ATLAS i satelita D-15 znajdą się w idealnej linii prostej z głównym terminalem telekomunikacyjnym na Północnej Półkuli.

Wtedy Sowa zrozumiał, dlaczego Faryna musiał zginąć.

Faryna odkrył, że nienaturalnie silny sygnał radiowy na powierzchni komety nie był kosmicznym fenomenem. Był to radiowy znacznik, umieszczony tam lata temu, a teraz, dzięki zbliżeniu 3/ATLAS, miał posłużyć jako gigantyczna soczewka do przekierowania impulsu.

Ktoś z Konsorcjum D-15 wykorzystywał kometę jako element największego ataku terrorystycznego w historii – zamierzał użyć jej jako naturalnego wzmacniacza, aby przesłać impuls, który sparaliżowałby globalną komunikację. Faryna, badając kometę, natrafił na ten znacznik. "D-15" to było nie tylko nazwa satelity, ale i cel ataku: Zniszczenie Piętnastej.

Sowa spojrzał na zegarek. Trzy dni. Czasu było tyle, co nic, a jego jedynym dowodem był ciąg współrzędnych namalowany na ciele niebiańskiego wędrowca.

Inspektor Sowa nie musiał już oglądać się na Kometę. Wiedział, że ten piękny, kosmiczny gość był tylko bronią, a jego blask był cieniem mordercy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania