Cienie nad Hudiksvall
Zima w Hudiksvall nie przypominała tej z pocztówek. Była ciężka, stalowa i pachniała zamarzniętą solą z Botniku. Komisarz Erik Lönn wyciągnął z kieszeni wysłużoną paczkę snusu, ale jej nie otworzył. Od trzech miesięcy próbował rzucić, co tylko pogłębiało jego naturalną skłonność do cynizmu.
Stał nad brzegiem jeziora, gdzie ekipa techników wycinała przerębel. Pod grubą warstwą lodu, na głębokości metra, widać było dłoń. Była nienaturalnie biała, z palcami rozłożonymi tak, jakby ktoś próbował chwycić ostatni promień światła. Pod skórą nadgarstka wyraźnie odcinał się czerwony symbol – wypalona runa Algiz, oznaczająca ochronę, ale tutaj, w kontekście śmierci, brzmiąca jak ponury żart.
— To trzeci w tym miesiącu — powiedziała Malin, młoda śledcza. — Ofiara to diler lokalnej firmy transportowej. Zaginął dwa dni temu.
Erik nie odpowiedział. Wiedział, że w małych szwedzkich miasteczkach, gdzie wszyscy płacą podatki na czas i segregują śmieci, mrok nie przychodzi z zewnątrz. On zawsze gnije od środka.
Ślad w tartaku
Kilka godzin później siedzieli w biurze starego tartaku na obrzeżach lasu. Zapach świeżo ciętego drewna mieszał się z aromatem taniej kawy z automatu. Właściciel, Gunnar, człowiek o dłoniach jak bochny chleba, nerwowo bawił się ołówkiem.
— Ofiara miała runę na nadgarstku, Gunnarze. Tę samą, którą widzieliśmy wyrytą na drzwiach twojego magazynu rok temu — zaczął Erik, powoli dawkując napięcie. — To tylko stare znaki, komisarzu. Ludzie tu są przesądni, lasy są głębokie... — Gunnar uciekał wzrokiem.
Erik wiedział, że Gunnar kłamie. Szwedzka uprzejmość często służy jako tarcza. Lönn zauważył coś jeszcze – na biurku leżało zdjęcie grupy mężczyzn w strojach myśliwskich. Wszyscy mieli na ramionach naszywki z tym samym symbolem. To nie była sekta. To było "Stowarzyszenie Czystej Północy" – grupa wpływowych obywateli, którzy uznali, że nowoczesne państwo prawa przestało działać, więc postanowili wrócić do metod swoich przodków.
Konfrontacja w głębi lasu
Noc przyszła szybko. Erik, ignorując procedury i protesty Malin, pojechał sam do starej chaty myśliwskiej, którą rozpoznał na zdjęciu. Śnieg sypał tak gęsto, że wycieraczki ledwo nadążały.
Gdy wszedł do środka, nie zastał tam zamaskowanych szaleńców. Zastał spokój. Gunnar siedział przy kominku, czyszcząc dubeltówkę. Obok niego siedział sędzia okręgowy i lekarz, u którego Erik leczył nadciśnienie.
— Nie rozumiesz, Erik — powiedział sędzia, nie podnosząc głosu. — My nie mordujemy. My oczyszczamy. Ten chłopak spod lodu? Sprzedawał fentanyl dzieciakom w szkole. Policja wypuściła go trzy razy z powodu "braków dowodowych". My dostarczyliśmy dowód ostateczny.
Erik poczuł chłód, który nie miał nic wspólnego z mrozem za oknem. To był najgorszy rodzaj zbrodni – ta popełniona w imię wyższego dobra przez ludzi, którzy rano pili z tobą kawę.
— To koniec, Gunnar — Erik sięgnął po broń, ale jego ruch był powolny, ociężały od zmęczenia latami służby. — Nie, Eriku. To tylko kolejny raport, który utknie w szufladzie. Bo kto nas aresztuje? Sędzia, który tu siedzi? Czy komendant, który jest naszym honorowym członkiem?
Epilog
Dwa dni później ciało z jeziora zostało sklasyfikowane jako "nieszczęśliwy wypadek pod wpływem środków odurzających". Runa na nadgarstku została zignorowana w protokole sekcji zwłok.
Erik Lönn siedział w swoim Volvo, patrząc na ciemną taflę jeziora. W końcu otworzył paczkę snusu i włożył porcję pod wargę. Gorzki smak tytoniu był jedyną uczciwą rzeczą, jaka mu została. Włączył silnik i odjechał, wiedząc, że w Hudiksvall lód nigdy nie topnieje do końca. Pod nim zawsze zostaje coś, o czym lepiej nie mówić głośno.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania