Cierpienia nie młodego już Mnie
Cierpienia nie młodego już Mnie, bolą tak samo, jak kiedyś bolały, gdy byłem dużo młodszy i zdrowszy i miałem dużo werwy i energii i siły miałem więcej a poza tym świat stał dla mnie otworem a wszystko wydawało się być proste, jak drut. Być może bolą nawet bardziej niż wtedy, bo mam na karku wiele doświadczeń przeżytych z różnym efektem końcowym i zdążyłem sobie wyrobić bardziej realne spojrzenie na świat i teraz wszystko dociera do mnie takie, jakie jest w rzeczywistości. Teraz już wiem dużo więcej i z wielu rzeczy zdają sobie bardziej sprawę.
Cierpię, bo ta świadomość dotarła do mnie brutalnie. Pieprznęła we mnie jak kafar i zwaliła z nóg. Oszołomiony długo nie mogłem się podnieść. Kiedy się wreszcie podniosłem moje oszołomienie wcale nie ustąpiło. Nadal jestem w tym stanie. W stanie oszołomienia. Mam ograniczoną świadomość.
Cierpię więc i to cierpię bardzo. Najgorsze jest to, że do tych cierpień duszy i serca mojego doszły także cierpienia odczuwane fizycznie. Można więc powiedzieć, że siła złego na jednego. Tylko, że ja tak miałem zawsze odkąd tylko pamiętam. Bez zbędnych ceregieli mogłem podpisać się pod tym mottem: "Biednemu to zawsze wiatr w oczy i c*** w dupę".
Gdy się jednak bardziej zastanowię to cierpienia młodego Mnie były całkiem inne. Wtedy cechowała mnie wybujała wyobraźnia, uczuciowość, brak zdecydowanego działania, widzenie świata przez pryzmat marzeń i poezji itd, itp. Tak było w czasach wielkiej burzy hormonów i emocjonalnego tsunami, które przechodziłem każdego dnia. Byłem romantyczną duszą, której wciąż towarzyszyło pesymistyczne poczucie bezcelowości wszystkiego.
Miałem jednak to szczęście, że szybko zmądrzałem. Zamiast romantycznej poetyki zaczęła przemawiać do mnie proza życia.
I tak oto znalazłem się w XXI wieku. W sumie nic się nie zmieniło i proza życia nadal przemawia. Jej słowotok jest niekiedy nie do zatrzymania. Pamiętam, że kiedyś zacząłem w nim tonąć, ale wtedy romantyczna dusza, która stała na brzegu tego jeziora wyciągnęła do mnie pomocną dłoń i uratowała od niechybnej śmierci.
Wróciliśmy więc do siebie i muszę przyznać, że wcale tego nie żałuję. Na początku czułem się nieco dziwnie. Byłem nieco skrępowany całą sytuacją, ale po pewnym czasie wszystko wróciło do normalności. Prawie wszystko, bo coś jednak się zmieniło. Stałem się ponownie romantyczny, ale jednak bardziej ostrożny i uważny. I cierpię już całkiem inaczej.
Chętnie mogę nawet pocierpieć z miłości, ale w granicach dopuszczalnej normy. W każdym razie już nie umieram z powodu tego uczucia aż do końca, lecz pozwalam jej dokonać żywota samej, jeżeli takie ma życzenie.
A cierpieć, to i tak cierpię. Z innych powodów, ale cierpię.Teraz nie da się inaczej. Różnego rodzaju cierpienia są wpisane w nasze życie.
Komentarze (10)
Motyw cierpienia jest mi doskonale znany. W zasadzie to chyba moje drugie imię. W mojej twórczości widać je na każdym kroku. To pomaga, kiedy daje mu się upust w taki właśnie sposób.
Bardzo przyjemnie i płynnie się czytało. Masz lekkie pióro i talent.
5 ode mnie, zdecydowanie!
A tak poza tym dość sporo błędów interpunkcyjnych, ale, jak wynika z moich obserwacji, jest to przypadłość wielu twórców, którzy zazwyczaj piszą wiersze...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania