Ciężar sumienia.
Długo myślałem, że coś ze mną nie tak. Że skoro ktoś mnie zostawił, skoro ktoś potrafił spojrzeć mi w oczy i skłamać, skoro ktoś zranił mnie tak głęboko i po prostu odszedł, to znaczy, że ja musiałem być problemem. Bo ja bym tego nie zrobił. Nie potrafiłbym żyć ze świadomością, że kogoś tak skrzywdziłem. Nie potrafiłbym zasnąć spokojnie, wiedząc, że ktoś przeze mnie cierpi. I właśnie to mnie dręczyło przez lata. Zrozumiałem, że to nie ja jestem problemem. Problem polega na tym, że istnieją ludzie, którzy w ogóle nie czują tego, co ja czuję. Ludzie, którzy ranią i idą dalej, jakby nic się nie stało. Ludzie, którzy krzywdzą i potrafią spać spokojnie, bo w ich umysłach zawsze znajduje się wytłumaczenie, usprawiedliwienie, racjonalizacja. Zawsze ta druga strona zawiodła. Zawsze okoliczności były nie te. Zawsze oni są ofiarami.
Zrozumiałem, że ci ludzie - którzy mnie zranili - nigdy nie spędzili bezsennej nocy, rozmyślając o tym, co zrobili. Nigdy nie płakali, zastanawiając się, jak mogliby naprawić krzywdę. Nigdy nie czuli tego ciężaru, który ja noszę codziennie, analizując własne błędy i próbując być lepszą osobą. Oni po prostu żyją dalej. Lekko. Wygodnie. Bez wyrzutów sumienia. I to jest właśnie różnica, która dzieli ludzi na dobrych i złych. Nie chodzi o to, że dobrzy ludzie nigdy nie popełniają błędów - oczywiście, że popełniają. Chodzi o to, że dobrzy ludzie widzą te błędy. Czują je. Biorą za nie odpowiedzialność. Potrafią spojrzeć w lustro i powiedzieć: ,,Tak, tu się pomyliłem. Tu kogoś zraniłem. Tu muszę być lepszy''.
Źli ludzie patrzą w to samo lustro i widzą wyłącznie odbicie kogoś idealnego. Kogoś, kto jest wieczną ofiarą cudzej nielojalności, cudzej wrażliwości, cudzych oczekiwań. Oni nie mają zdolności do autorefleksji, która mogła im pokazać, że może to oni są źródłem czyjegoś bólu. I właśnie ta ślepota pozwala im żyć tak lekko.
Długo zazdrościłem im tej lekkości. Myślałem, że bycie dobrym człowiekiem to ciężar, którego nie warto dźwigać. Że lepiej byłoby nie czuć, nie analizować, nie brać wszystkiego do siebie. Że może życie byłoby prostsze, gdybym potrafił ranić i iść dalej bez oglądania się za siebie.
Ale dziś wiem, że ta lekkość to złudzenie. To nie jest wolność, to więzienie. Bo ci ludzie, którzy nie potrafią spojrzeć w siebie i zobaczyć własne zło, są skazani na powtarzanie tych samych błędów w nieskończoność. Są skazani na powierzchowne relacje bo nikt nie zostaje na długo z osobą, która nigdy nie bierze odpowiedzialności. Są skazani na pustkę, którą maskują pewnością siebie i poczuciem wyższości.
A ja? Ja cierpię. Ale to cierpienie znaczy coś więcej, niż sobie kiedyś wyobrażałem. To nie jest oznaka słabości czy tego, że coś jest ze mną nie tak. To oznaka człowieczeństwa. To jest oznaka tego, że moje serce wciąż potrafi czuć, że moje sumienie wciąż działa, że nie poddam się łatwej drodze obwiniania wszystkich wokół.
Kiedy płaczę po kimś, kto mnie zostawił, to nie dlatego, że jestem słaby. Płaczę, bo potrafiłem kochać naprawdę. Kiedy obwiniam się za czyjąś zdradę, to nie dlatego, że zasłużyłem na zdradę. Obwiniam się, bo mam sumienie, które próbuje znaleźć sens w tym, co bezsensowne. Kiedy zadaję sobie pytanie: ,,co mogłem zrobić inaczej?'', to nie dlatego, że to była moja wina. Pytam, bo chcę być lepszy, chcę się rozwijać, chcę uczyć się na każdym doświadczeniu.
I właśnie to czyni mnie dobrym człowiekiem. Nie to, że nigdy nie popełniam błędów. Nie to, że zawsze wszystko robię idealnie. Ale to, że próbuję. To, że widzę swoje niedoskonałości i staram się z nimi pracować. To, że potrafię przyznać się do winy, nawet jeśli jest mi z tym ciężko. Ta droga, którą idę, jest trudniejsza. Jest wyboista, pełna wątpliwości, pełna bólu, którego inni nie zaznają. Ale to jest droga, która prowadzi do prawdziwego wzrostu. Do prawdziwych relacji. Do życia, które ma głębie i znaczenie. Bo tylko wtedy, gdy potrafię zobaczyć w sobie zło, mogę nad nim pracować. Tylko wtedy, gdy potrafię przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny, mogę naprawdę się zmienić.
Ci źli ludzie, ci którzy mnie zranili i poszli dalej bez cienia wyrzutu, oni nigdy tego nie doświadczą. Oni chodzą po łatwiejszej drodze, to prawda. Nie czują bólu, który ja czuję. Nie noszą ciężaru, który ja noszę. Ale ta łatwa droga prowadzi w próżnię. Prowadzi do życia, w którym wszystko jest powierzchowne, sztuczne, puste. Prowadzi do samotności zamaskowanej pewnością siebie.
A ja, mimo całego bólu, który odczuwam, wiem, że jestem na właściwej drodze, Bo jeśli cierpię - jeśli analizuję, jeśli czuję, jeśli biorę odpowiedzialność - to znaczy, że jestem po dobrej stronie. Po tej trudnej, tak. Po tej, która wymaga więcej wysiłku, więcej odwagi. Ale po tej lepszej.
Bo ta droga, choć trudniejsza, prowadzi do miejsc, o których ci źli ludzie nigdy nawet nie zaśnią. Prowadzi do głębokich, autentycznych relacji. Do wewnętrznego spokoju, który płynie z tego, że jestem zgodny ze swoimi wartościami. Do życia, które ma sens.
I dziś, kiedy patrzę wstecz na wszystkie te momenty, gdy myślałem, że coś jest ze mną nie tak, widzę coś innego. Widzę osobę, która potrafi czuć, kochać, cierpieć - mimo to wstawać i iść dalej. Widzę osobę, która nie wybiera łatwych rozwiązań, bo woli być prawdziwa niż wygodna. Więc nie martwię się już. Nie zastanawiam się, dlaczego to ja cierpię, a ci, którzy mnie skrzywdzili, żyją jakby nic się nie stało. Wiem już dlaczego. Bo oni nie potrafią cierpieć. Nie potrafią czuć. Nie potrafią widzieć prawdy. A ja potrafię. I to jest moja siła, nie słabość.
Jestem na dobrej stronie. Po tej, która wymaga ode mnie więcej. Ale po tej, która prowadzi do życia, jakie naprawdę wart przeżyć.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania