Cisza Bursztynowego Lasu
Inspektor Adam Kruk nienawidził mgły. Nie tej łagodnej, jesiennej. Tej gęstej, mazurskiej, która pożerała dźwięk i światło, czyniąc las iglasty wokół jeziora Szarego równie nieprzeniknionym jak ludzkie serce.
Dziś rano mgła zjadła coś jeszcze: zamożnego kolekcjonera sztuki, Władysława Orzecha. Znaleziono go w jego luksusowej, drewnianej daczy, wpatrzonego w sufit, z ustami lekko rozchylonymi w niemym okrzyku. Obok ciała, na mahoniowym stoliku, leżał jedyny ślad: mała, pusta buteleczka z etykietą apteczną i maleńki, idealnie oszlifowany kawałek bursztynu.
"Samobójstwo?" zapytał sierżant Wrona, młody i zbyt entuzjastyczny, jak na standardy Kruka.
Kruk powoli obszedł pokój. Kominek nieczynny, okna zamknięte, żadnych śladów włamania. Ale cisza była nienaturalna. Zbyt sterylna.
"Samobójcy nie zostawiają ciał na dywanach za $20 000, Wrona. I nie trzymają przy sobie pamiątek. Zwłaszcza kiedy na stoliku stoi niedopita, droższa niż twoja pensja, szklanka whisky."
Orzech, emerytowany potentat, słynął z bezbłędnego smaku i podejrzanych interesów. Jego majątek w dużej mierze stanowiła kolekcja obrazów oraz rzadkich, prehistorycznych inkluzji zatopionych w bursztynie.
Kruk zajął się buteleczką. Była po silnym leku nasercowym – Nitroglicerynie. Władysław Orzech miał poważne problemy z sercem. Logiczne. Ale dlaczego fiolka była pusta, skoro ofiara siedziała zaledwie pół metra od niej i mogła zażyć lek w każdej chwili?
Inspektor przeniósł wzrok na kawałek bursztynu. Był idealnie gładki, bez skazy, w kolorze głębokiego miodu. Z wyjątkiem jednego: w jego wnętrzu zamiast prehistorycznej muchy czy liścia, znajdował się maleńki, niemal niewidoczny włos. Długi, ciemny, finezyjny.
"Przeszukać archiwum. Kto ostatnio wszedł w konflikt z Orzechem? Interesy, licytacje, rywale" – rozkazał Kruk.
Sierżant Wrona wrócił po godzinie. Lista była długa, ale jedna osoba się wyróżniała: Irena Modrak, konserwatorka i była partnerka biznesowa Orzecha. Kilka miesięcy temu Orzech publicznie ją upokorzył, oskarżając o podrobienie rzadkiego okazu. Od tego czasu poprzysięgła mu zemstę.
Kruk pojechał do Ireny. Mieszkała w małym domku w głębi lasu, słynnym z powodu pracowni pełnej toksycznych chemikaliów. Zastał ją przy pracy – czyściła delikatną, starą ramę. Miała ciemne, długie włosy.
"Pani Modrak, śmierć Władysława Orzecha. Co pani o tym myśli?"
Irena wzruszyła ramionami. "Myślę, że karma wraca, Inspektorze. Był bezwzględnym manipulatorem."
"Była pani wczoraj w jego daczy?"
"Nie. Cały dzień pracowałam nad tym renesansowym gwoździem do trumny" – wskazała na ramę.
Kruk podszedł do stolika i delikatnie wziął pęsetą jeden z długich włosów, które zobaczył na jej pulowerze. Był identyczny jak ten zatopiony w bursztynie.
"Interesujące. Ten bursztyn. Bardzo rzadki okaz. Bez inkluzji. Czemu akurat ten?"
"Orzech miał ich setki. Może to talizman?" odparła z sarkazmem.
Kruk uśmiechnął się zimno. "Butelka nitrogliceryny była pusta. Znalazłem ją obok jego ciała. Wniosek: nie zdążył jej użyć. Dlaczego? Bo nie był to atak serca."
"Inspektorze..."
"Orzech był perfekcjonistą. Znał się na truciznach równie dobrze co na sztuce. Użył pani techniki, Pani Modrak."
Kruk wskazał na szklankę whisky, która została przewieziona do analizy.
"Nie ma w niej trucizny. Nie ma jej w bursztynie. Nie ma jej w buteleczce. Ale ma pani w pracowni mocny rozpuszczalnik – aceton."
Irena zbladła.
"Proszę sobie wyobrazić, Pani Modrak, że Władysław Orzech miał przy sobie talizman – idealny kawałek bursztynu. Dotknął go palcami ubrudzonymi w pani acetonie, kiedy odchodził. Bursztyn to żywica. Aceton w małej ilości roztwarza bursztyn."
Kruk położył na stole fiolkę z lekiem.
"Zostawiła pani niewidzialną smugę acetonu na buteleczce nitrogliceryny. Kiedy chory Orzech, poczuwszy pierwszy ból, desperacko ją otworzył, aceton, który zdążył naruszyć plastik, sprawił, że buteleczka rozpadła się w jego dłoni. Lek wypadł na dywan, zmieszany z dywanowymi włóknami. Władysław Orzech został pozbawiony jedynej szansy ratunku przez zwykły chemiczny trik, a zmarł na atak serca, wywołany paniką i bólem. Jedyne, co go łączyło z panią, to ten włos w bursztynie, który zostawiła pani kiedyś na jego stole jako pamiątkę. A teraz go pani dotknęła. Wiedziała pani, że on zabierze ten talizman ze sobą. To była perfekcyjna, chemiczna egzekucja."
Irena Modrak upuściła pęsetę. Brzęknęła o drewnianą podłogę. W mazurskim lesie, poza ścianami daczy, wreszcie zapadła całkowita cisza.
Komentarze (2)
https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-drabble-1-oblicza-w1884/
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania