"Poczuła na skórze dłoni subtelny pocałunek, po jego czym pewny chwyt." - nie rozumiem
"Czuła się rozradowana i szczęśliwa, a każde spojrzenie i każdy uprzejmy gest ze strony narzeczonego jedynie owo uczucie wzmagały. W tej chwili była pewna, że absolutnie nic nie jest w stajnie zburzyć ekstatycznego błogostanu. Spoglądała na Izeaka kompletnie oczarowana, a oczy jej błyszczały, odbijając przeżywane uczucia niczym lustro."- a tu rozumiem i bardzo, bardzo ładne.
"Córka bowiem w każdym najdrobniejszym geście oraz słowie emanowała taką niewinnością, delikatnością i dziewczęcym urokiem, że nawet nastawiona negatywnie Marie ze swą matczyną surowością nie potrafiła tego po prostu zignorować." - prostujesz trochę zaufanie matki, Może ją polubię.
"Przy stole nastała długa chwila ciszy." - czytam, czytam. Pochłaniam. Nic mnie nie wkurwia. Nic nie wydaje się pretensjonalne. Tutaj bym dał "głęboka chila", ale to tylko subiektywne czepialstwo.
Idę dalej.
"W końcu odchylił się w krześle i odpowiedział" - tu zjadłaś kropkę, a raczej dwukropek, bo jeśli anonsujesz wypowiedź, to dwukropek.
"— Niewątpliwie, ma pani rację. Oszczędzę Clarise niepotrzebnego stresu — zerknął na dziewczynę i uśmiechnął się." - zerknął nie jest związane bezpośrednio z dialogiem.
" Oliwia wstała od stołu, a zaraz za nią podniósł się jej mąż. Pan Arouet poderwał się, by odprowadzić gości do drzwi. Zaraz za nim podobnie postąpiła reszta towarzystwa." - a zaraz za nią/ a zaraz za nim.
Matka maga jest spoko. Taka trochę, jakby ją napierdalał ojciec, ale spoko. Ojca w jedenastej części możesz otruć. Masz zielone światło.
No i już.
Niby baśniowo, niby pięknie, ale... jest tu gdzieś tajemnica. Jest jakaś rysa na szkle. Niebezpieczeństwo. Preludium do masakry, do zwrotu akcji.
Nooo... zobaczymy.
Dzięki, Can. Błędy poprawione. Co do Michaela... hm. Daj mu szansę. :) Ma jeszcze rolę do odegrania, nie skreślaj go tak szybko. Olivia jest trochę dziwna. Nie potrafię się do niej jasno ustosunkować.
Baśniowo i pięknie? Tak, bo pisane z perspektywy Clarise. Na tym polega cały nomen-omen. Czytelnik wie więcej, niż Clarise, dlatego widząc cukierkowe opisy, spodziewa się, że wszystko jebnie. Coś w tym jest...
Zobaczymy.
Dzięki za wizytę.
Fajnie, że matka Clarise doszła trochę do głosu. Te tajemnicze uśmiechy Maga pewnie coś znaczą.
"Rozkład lekkich zmarszczek na niegdyś pięknej twarzy świadczył, iż rzadko zdobywała się na śmiech." - bardzo trafne spostrzeżenie
"nic nie jest w stajnie "- literówka
Hej, Justysko. Miło cię widzieć. :)
Matka doszła do głosu, przejmując pałeczkę, jak to zwykle matki mają w zwyczaju przy okazji rodzinnych spotkań. Mam nadzieję, że i ją da się polubić. :)
Literówka poprawiona.
Pozdrawiam ciepło.
Romantycznie, lekko, radośnie.
Podczas czytania uśmiechałam się równie często co Clarise w tej części.
Cieszę się, że rodzice Izeaka nie są tacy sami. Dobrze, że ta matka ma w sobie więcej empatii i dobroci. Może to małżeństwo nie będzie pomyłką.
Chociaż... wciąż czekam na rozwiązanie tamtej akcji. W zniecierpliwieniu! Chcę, aby Izeak rozwalił tamtego na kawałeczki!
I podepnę się pod komentarz Cana: też zauważyłam "rysę na szkle". Nie wiem, czy to wina oschłości w wykonaniu Michaela, czy po prostu wplotłaś między wiersze namiastkę zagadki/tajemniczości. Mam dziwne wrażenie, że nad głową Clarise zaczynają się pojawiać ciemne chmury...
Pozdrawiam, Kim! :))
Hej, Elo. Jak zawsze miło cię widzieć.
Rodzice Izeaka to długi i skomplikowany temat. Olivia rzeczywiście sprawia wrażenie bardziej empatycznej od Michaela. Michael to Michael.
Przepraszam, że trzymam cię tyle w zniecierpliwieniu. :) Rozwiązanie akcji w końcu nastąpi, to masz jak w banku.
Słowo skauta.
Pozdrawiam.
Dzięki bardzo, Karawanie. Miło wiedzieć, że trzymasz się również serii o Clarise. ;) Do tej pory tylko w Konflikcie cię widziałam. Fajna niespodzianka z rana.
Pozdrawiam! :)
Nie było mnie kilka dni, a tu tyle zaległości...
ok, lecim :)
" To właśnie ów szczęście wynosiło ją dziś wysoko ponad chmury. " — 'ów'? bardziej chyba 'owo' by tu pasowało, tak mi się coś widzi
"odrzekła Clarise, kompletnie w narzeczonego zapatrzona." — uwielbiam taki przestawiony szyk w zdaniu :) To moja słabość... ;))
"—Prędzej czy później znajdzie się chwila." — spacja przed "Prędzej"
Fajny ten mag :)))
Zatem szykuje się ślub... Cóż, zobaczymy co się dalej podzieje :)
Pozdrowionka
" Miała wrażenie, jakby szła na szczudłach, a podłoga domu znajdowała się daleko pod jej stopami. Jeden fałszywy krok, jakaś drobna przeszkoda, leżący na podłodze, zagubiony but, a niechybnie potknęłaby się i wywróciła." - podłoga dwa razy zbyt blisko siebie
"Marie Arouet podążyła wzrokiem za tą drobną, filigranową dłonią. Uczucie, którym Clarise pałała do młodego Lautiera, jakkolwiek wydawało się zgubne, teraz tylko przyprawiało ją o uśmiech. Córka bowiem w każdym najdrobniejszym..." - moim zdaniem pierwsze "drobną" jest zbędne, potem masz słowo "najdrobniejszym" i tu mi rzuciło się w oczy, ten sam rdzeń słowa.
"— Dobrze, to bardzo cieszy. Powiedzcie jeszcze, czy w mieszkaniu, do którego Clarise będzie się wprowadzać, jest jakiś wolny pokój? Gościnna sypialnia, przypuszczalnie." - albo mam zaćmienie rozumowania dzisiaj, albo coś w tej wypowiedzi jest nie tak. Ona zadaje pytanie, potem tak jakby sobie sama odpowiadała. Nie bardzo kumam co ma znaczyć to drugie zdanie w tej wypowiedzi?
"— Harbiny z rodu Lautier — odpowiedział."
To zdanie mi nie dawało spokoju jeszcze i wróciłem do niego. Niby niczego tam takiego nie ma ale mi ciągle dźwięczy w głowie, jakby coś było nie tak i chyba jest. Nie wiem jak jest tam w Twoim uniwersum, ale w rodach szlacheckich nie wszyscy noszę tytuły hrabiowski tylko najstarszy syn dziedziczy tytuł (jestem tylko prawie pewien). Czyli jeśli ojciec jest hrabią będzie nim również jego syn i żona. Tu wTwoim zdaniu się zgadza niby wszystko ale on powinien był raczej powiedzieć "– Hrabiny Lautier. – odpowiedział.
No dobra fajna część, jeśli uznasz, że się czepiam, to oczywiście będziesz miała rację, bo u Ciebie nie można znaleźć nic rażącego, jedynie pierdołki które wskazałem, których nie musisz poprawiać, ale chciałbym abyś się tym rzeczom przyjrzała, tak dla pewności.
Wiem, że jest kolejna część, dziś już nie dam rady ale na pewno tam trafię :)
Zostawiam gwiazdki i spadam :)
Dobry dzień panie Maur. Jam na telefonie. Zgadzam się ze wszystkim co ześ pan wyżej napisał i jak się z barłóga wygramolę to zmian dokonam. Z dziedziczeniem tytułu to nie jestem pewna czy masz racje, bo robiłam dość spory "risercz" w tej kwestii.
Tytuł szlachecki dziedziczono w linii męskiej czyli wszyscy synowie po ojcu. Oznaczał on możliwość korzystania z herbu rodowego i inne prawa (głosowanie, posiadanie majątku, broni itp). Tyczylo się to szlachty ogółem, nie tylko polskiej. Tobie chyba tytuł pomylił się z prawem primo genitury czy jakoś tak, czyli dziedsiczenia przez pierworodnego, które stosowało sie przykładowo przy sukcesji. Co do majątku... prawo dziedziczenia również się zmieniało, ale w Polsce w czasach które nas interesują, mówiło, ze majątek dzielono pomiędzy wszyskie dzieci równo. Żona nie dostawała nic po śmierci męża, bo dostać nie mogła, wiec zostawała tylko ze swym "majątkiem" wniesionym z posagu, który otrzymywała z powrotem po śmierci męża/rozwodzie.
Ale masz racje w kwestii słów Izeaka. Clarise staje się szlachcianka po ślubie, hrabiną, ale wciąż nie ma prawa używania herbu, ponieważ upoważniał on do wszystkich rzeczy o których wcześniej wspomniałam. Nie można zatem powiedzieć ze jest z rodu Lautier.
No. Teraz mogę w spokoju serca zrobic sobie kawę.
Pozdrawiam Maur :)
Dam przykład o co mi chodzi.
Jest np. Hrabina de Pompadur ( nie wiem jak to się pisze) nikt raczej nie bedzie do niej mówił Hrabina z rodu de Pompadur, chodziło mi tylko o ten szczegół. Bo jak czytałem gdziekolwiek czy w filmach to nigdy się nie spotkałem aby przed tytułem używać sformułowanie „z rodu”. I tylko o ten szczegół mi chodziło i chodzi.
Cała reszta, która mi wyklarowałas jest bardzo ciekawa i pouczająca, więc jestem rad, że wdałem się z Tobą w tę dyskusję:)
Miłego dopijania kawy oraz miłego dnia życzę :)
"Poczuła na skórze dłoni subtelny pocałunek, po jego czym pewny chwyt" - "jego" wyjechało przed "czym".
"— Szczerze mówiąc, mi również nieco się spieszy." - Tak sobie myślę, że wysoko urodzony Izeak powinien mówić nienagannym językiem i nie popełniać brzydkiego błędu "mi" zamiast "mnie".
Ta część byłaby wybitnie piździkowata - suknie i przyjęcia bla bla, gdyby nie wyłaniająca się ciekawa postać Oliwii. Zresztą myślę, że i Michael ma potencjał, choć na razie przedstawia się dość jednowymiarowo. W ogóle ładnie budujesz postaci. Super, że nie szeleszczą papierem. O główną bohaterkę wciąż się nieco obawiam, znaczy o jej intelekt, ale coś mi się wydaje, że przedstawiasz ją tak, bo jakąś ścieżkę zdrowia jej zaplanowałaś i będziem obserwować jakąś ewolucję postaci. Taką przyjajmniej mam nadzieję.
@Tjeri
Dwie gafy poprawię.
Tjaaa. Postacie Oliwii i Michaela to grubsza sprawa, która zostanie ładnie wyjaśniona. W sumie tyle tylko mogę powiedzieć. Co do intelektu Clarise, to jest na nią pewien plan. Co prawda nie zrobi nagle stopnia naukowego na jakiejś szalonej uczelni i nie zostanie pierwszą w historii panią profesor, czy inną Marią Skłodowską, ale... coś tam jej się może kiedyś w główce przestawi/ustawi/uporządkuje.
Pozdrówka.
Komentarze (22)
"Poczuła na skórze dłoni subtelny pocałunek, po jego czym pewny chwyt." - nie rozumiem
"Czuła się rozradowana i szczęśliwa, a każde spojrzenie i każdy uprzejmy gest ze strony narzeczonego jedynie owo uczucie wzmagały. W tej chwili była pewna, że absolutnie nic nie jest w stajnie zburzyć ekstatycznego błogostanu. Spoglądała na Izeaka kompletnie oczarowana, a oczy jej błyszczały, odbijając przeżywane uczucia niczym lustro."- a tu rozumiem i bardzo, bardzo ładne.
"Córka bowiem w każdym najdrobniejszym geście oraz słowie emanowała taką niewinnością, delikatnością i dziewczęcym urokiem, że nawet nastawiona negatywnie Marie ze swą matczyną surowością nie potrafiła tego po prostu zignorować." - prostujesz trochę zaufanie matki, Może ją polubię.
"Przy stole nastała długa chwila ciszy." - czytam, czytam. Pochłaniam. Nic mnie nie wkurwia. Nic nie wydaje się pretensjonalne. Tutaj bym dał "głęboka chila", ale to tylko subiektywne czepialstwo.
Idę dalej.
"W końcu odchylił się w krześle i odpowiedział" - tu zjadłaś kropkę, a raczej dwukropek, bo jeśli anonsujesz wypowiedź, to dwukropek.
"— Niewątpliwie, ma pani rację. Oszczędzę Clarise niepotrzebnego stresu — zerknął na dziewczynę i uśmiechnął się." - zerknął nie jest związane bezpośrednio z dialogiem.
" Oliwia wstała od stołu, a zaraz za nią podniósł się jej mąż. Pan Arouet poderwał się, by odprowadzić gości do drzwi. Zaraz za nim podobnie postąpiła reszta towarzystwa." - a zaraz za nią/ a zaraz za nim.
Matka maga jest spoko. Taka trochę, jakby ją napierdalał ojciec, ale spoko. Ojca w jedenastej części możesz otruć. Masz zielone światło.
No i już.
Niby baśniowo, niby pięknie, ale... jest tu gdzieś tajemnica. Jest jakaś rysa na szkle. Niebezpieczeństwo. Preludium do masakry, do zwrotu akcji.
Nooo... zobaczymy.
Baśniowo i pięknie? Tak, bo pisane z perspektywy Clarise. Na tym polega cały nomen-omen. Czytelnik wie więcej, niż Clarise, dlatego widząc cukierkowe opisy, spodziewa się, że wszystko jebnie. Coś w tym jest...
Zobaczymy.
Dzięki za wizytę.
"Rozkład lekkich zmarszczek na niegdyś pięknej twarzy świadczył, iż rzadko zdobywała się na śmiech." - bardzo trafne spostrzeżenie
"nic nie jest w stajnie "- literówka
Pozdrawiam.
Matka doszła do głosu, przejmując pałeczkę, jak to zwykle matki mają w zwyczaju przy okazji rodzinnych spotkań. Mam nadzieję, że i ją da się polubić. :)
Literówka poprawiona.
Pozdrawiam ciepło.
Podczas czytania uśmiechałam się równie często co Clarise w tej części.
Cieszę się, że rodzice Izeaka nie są tacy sami. Dobrze, że ta matka ma w sobie więcej empatii i dobroci. Może to małżeństwo nie będzie pomyłką.
Chociaż... wciąż czekam na rozwiązanie tamtej akcji. W zniecierpliwieniu! Chcę, aby Izeak rozwalił tamtego na kawałeczki!
I podepnę się pod komentarz Cana: też zauważyłam "rysę na szkle". Nie wiem, czy to wina oschłości w wykonaniu Michaela, czy po prostu wplotłaś między wiersze namiastkę zagadki/tajemniczości. Mam dziwne wrażenie, że nad głową Clarise zaczynają się pojawiać ciemne chmury...
Pozdrawiam, Kim! :))
Rodzice Izeaka to długi i skomplikowany temat. Olivia rzeczywiście sprawia wrażenie bardziej empatycznej od Michaela. Michael to Michael.
Przepraszam, że trzymam cię tyle w zniecierpliwieniu. :) Rozwiązanie akcji w końcu nastąpi, to masz jak w banku.
Słowo skauta.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam! :)
ok, lecim :)
" To właśnie ów szczęście wynosiło ją dziś wysoko ponad chmury. " — 'ów'? bardziej chyba 'owo' by tu pasowało, tak mi się coś widzi
"odrzekła Clarise, kompletnie w narzeczonego zapatrzona." — uwielbiam taki przestawiony szyk w zdaniu :) To moja słabość... ;))
"—Prędzej czy później znajdzie się chwila." — spacja przed "Prędzej"
Fajny ten mag :)))
Zatem szykuje się ślub... Cóż, zobaczymy co się dalej podzieje :)
Pozdrowionka
"Marie Arouet podążyła wzrokiem za tą drobną, filigranową dłonią. Uczucie, którym Clarise pałała do młodego Lautiera, jakkolwiek wydawało się zgubne, teraz tylko przyprawiało ją o uśmiech. Córka bowiem w każdym najdrobniejszym..." - moim zdaniem pierwsze "drobną" jest zbędne, potem masz słowo "najdrobniejszym" i tu mi rzuciło się w oczy, ten sam rdzeń słowa.
"— Dobrze, to bardzo cieszy. Powiedzcie jeszcze, czy w mieszkaniu, do którego Clarise będzie się wprowadzać, jest jakiś wolny pokój? Gościnna sypialnia, przypuszczalnie." - albo mam zaćmienie rozumowania dzisiaj, albo coś w tej wypowiedzi jest nie tak. Ona zadaje pytanie, potem tak jakby sobie sama odpowiadała. Nie bardzo kumam co ma znaczyć to drugie zdanie w tej wypowiedzi?
"— Harbiny z rodu Lautier — odpowiedział."
To zdanie mi nie dawało spokoju jeszcze i wróciłem do niego. Niby niczego tam takiego nie ma ale mi ciągle dźwięczy w głowie, jakby coś było nie tak i chyba jest. Nie wiem jak jest tam w Twoim uniwersum, ale w rodach szlacheckich nie wszyscy noszę tytuły hrabiowski tylko najstarszy syn dziedziczy tytuł (jestem tylko prawie pewien). Czyli jeśli ojciec jest hrabią będzie nim również jego syn i żona. Tu wTwoim zdaniu się zgadza niby wszystko ale on powinien był raczej powiedzieć "– Hrabiny Lautier. – odpowiedział.
No dobra fajna część, jeśli uznasz, że się czepiam, to oczywiście będziesz miała rację, bo u Ciebie nie można znaleźć nic rażącego, jedynie pierdołki które wskazałem, których nie musisz poprawiać, ale chciałbym abyś się tym rzeczom przyjrzała, tak dla pewności.
Wiem, że jest kolejna część, dziś już nie dam rady ale na pewno tam trafię :)
Zostawiam gwiazdki i spadam :)
Tytuł szlachecki dziedziczono w linii męskiej czyli wszyscy synowie po ojcu. Oznaczał on możliwość korzystania z herbu rodowego i inne prawa (głosowanie, posiadanie majątku, broni itp). Tyczylo się to szlachty ogółem, nie tylko polskiej. Tobie chyba tytuł pomylił się z prawem primo genitury czy jakoś tak, czyli dziedsiczenia przez pierworodnego, które stosowało sie przykładowo przy sukcesji. Co do majątku... prawo dziedziczenia również się zmieniało, ale w Polsce w czasach które nas interesują, mówiło, ze majątek dzielono pomiędzy wszyskie dzieci równo. Żona nie dostawała nic po śmierci męża, bo dostać nie mogła, wiec zostawała tylko ze swym "majątkiem" wniesionym z posagu, który otrzymywała z powrotem po śmierci męża/rozwodzie.
Ale masz racje w kwestii słów Izeaka. Clarise staje się szlachcianka po ślubie, hrabiną, ale wciąż nie ma prawa używania herbu, ponieważ upoważniał on do wszystkich rzeczy o których wcześniej wspomniałam. Nie można zatem powiedzieć ze jest z rodu Lautier.
No. Teraz mogę w spokoju serca zrobic sobie kawę.
Pozdrawiam Maur :)
Jest np. Hrabina de Pompadur ( nie wiem jak to się pisze) nikt raczej nie bedzie do niej mówił Hrabina z rodu de Pompadur, chodziło mi tylko o ten szczegół. Bo jak czytałem gdziekolwiek czy w filmach to nigdy się nie spotkałem aby przed tytułem używać sformułowanie „z rodu”. I tylko o ten szczegół mi chodziło i chodzi.
Cała reszta, która mi wyklarowałas jest bardzo ciekawa i pouczająca, więc jestem rad, że wdałem się z Tobą w tę dyskusję:)
Miłego dopijania kawy oraz miłego dnia życzę :)
"— Szczerze mówiąc, mi również nieco się spieszy." - Tak sobie myślę, że wysoko urodzony Izeak powinien mówić nienagannym językiem i nie popełniać brzydkiego błędu "mi" zamiast "mnie".
Ta część byłaby wybitnie piździkowata - suknie i przyjęcia bla bla, gdyby nie wyłaniająca się ciekawa postać Oliwii. Zresztą myślę, że i Michael ma potencjał, choć na razie przedstawia się dość jednowymiarowo. W ogóle ładnie budujesz postaci. Super, że nie szeleszczą papierem. O główną bohaterkę wciąż się nieco obawiam, znaczy o jej intelekt, ale coś mi się wydaje, że przedstawiasz ją tak, bo jakąś ścieżkę zdrowia jej zaplanowałaś i będziem obserwować jakąś ewolucję postaci. Taką przyjajmniej mam nadzieję.
Dwie gafy poprawię.
Tjaaa. Postacie Oliwii i Michaela to grubsza sprawa, która zostanie ładnie wyjaśniona. W sumie tyle tylko mogę powiedzieć. Co do intelektu Clarise, to jest na nią pewien plan. Co prawda nie zrobi nagle stopnia naukowego na jakiejś szalonej uczelni i nie zostanie pierwszą w historii panią profesor, czy inną Marią Skłodowską, ale... coś tam jej się może kiedyś w główce przestawi/ustawi/uporządkuje.
Pozdrówka.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania