Cmentarne Wyznania #1

Pierw musiałem wydostać się ze stosu kości, pod którym leżałem. Następnie przejść wzdłuż czarno-fioletowej rzeki, swoim nurtem porywającej wyciągające ku powietrzu dłonie. Chciałem wrócić na cmentarz, do mojego szkieletu. Przyjemnie siedziało mi się na ławce, opierając rękę o podbródek. Mogłem wtedy rozmyślać ile chciałem w spokoju. Tu na dole nie słyszałem niczego poza skowytem, wrzaskami i przeróżnymi krzykami. Trochę znudziła mnie czerń nicość, w którą udała się moja dusza, czyli w sumie ja. Zawsze chciałem opowiedzieć historie, nie opowiadając jej. Chciałem żeby istniała, ale nie została zrozumiana. Gdy jest się martwym przez tyle czasu, przychodzi do głowy tyle myśli, tyle rzeczy. Żałuję się, ale tylko na początku, bo ileż można żałować błędów, jakie popełniło się za życia? Potem nadchodzi taki moment, domaga się czegoś więcej, można powiedzieć, że tak samo podczas żywota. Ale to nie jest to samo, gdy się żyję, jest się ograniczonym rzeczywistością i granicami pomyślunku. Natomiast po śmierci… Jest tak spokojnie. Zaczyna się spoglądać na myśli, o jakich wcześniej nigdy by się nie pomyślało.

Miejscowy grabarz chyba przyzwyczaił się już do chodzących szkieletów po jego cmentarzu. Nie tylko ja lubiłem opętać swoje rozpadłe, gnijące i rozkładające się ciało. Usiadłem sobie pod dużym drzewem, oparłem dłoń o podbródek, spoglądając swymi pustymi oczodołami ku dołu. Mężczyzna machnął dłonią w moją stronę, zapewne by powiedzieć żebym wracał, no, i pewnie posprzątał przy swoim grobie, po czym odszedł zostawiając mnie swoim myślom.

Czym jest życie? Podobno każdy człowiek ma do niego prawo. Nigdy nie mogłem się z tym zgodzić. Gdyby była to prawda powinienem mieć również prawo by z życia zrezygnować. Mylę się? Czemu nie mogłem po prostu udać się do jakiejś apteki, poprosić, o jakąś tabletkę, pójść spać i umrzeć? Jedyne, co „broniło” mnie od samobójstwa było moje tchórzostwo. Co ciekawe, odebranie sobie życia uznawane przez większość było za właśnie tchórzostwo. Ucieczka od trudności zmagania się z codziennością. Inni natomiast twierdzili, że jest to akt odwagi. Nie jest łatwo podciąć własne nadgarstki, zeskoczyć z wysoka, czy położyć się na torach. Każdy człowiek, który tak opuścił swoje ciało był dla mnie bohaterem i przykładem. Jednak nigdy nie mogłem dorównać tak dzielnym istotom. Ciekawą myślą jest również, a co jeśli pomagano by przy samobójstwach? Zawsze byłem ciekaw jak to jest, mieć podane na tacy wyjście, ucieczkę, łatwą, szybką i bezbolesną śmierć. Czy gdyby podano mi tabletkę mówiąc, że po jej wzięciu już się nie obudzę, wziąłbym ją? Może rozwiązaniem czyjegoś pragnieniem by umrzeć, jest danie mu takiej możliwości? Człowiek, gdy zmierza się z celem, po jego osiągnieciu nie zawsze jest z niego zadowolony. Bo czy naprawdę można komuś, kto pragnie nie żyć, pomóc? Nie. Zdecydowanie nie. Można odurzyć go lekami by o tym nie myślał, można zasłonić mu oczy na owe pragnienie, zastąpić je innym, sztucznym tworem. Ale nigdy, nigdy, przenigdy, ten, który raz zapragnie umrzeć, nie przestanie tego pożądać.

Piorun uderzył, dość blisko mnie, deszcz się rozpadał, ale taki przyjemny. Małe krople wody spadały z nieba powoli, rozbijając się o moją pustą czaszkę. Wiatr delikatnie przenikał przez moje postarzałe kości. Przyjemnie jest sobie posiedzieć w nocy, w ciele, które nie odczuje samotności, smutku czy bezczynności.

Można stworzyć życie? Pamiętam kiedyś jak paliłem papierosa na balkonie, z jakieś dwieście lat temu, myślałem wtedy nad próbami stworzenia życia przez ludzi. Roboty, ale zawsze dochodziłem do jednego wniosku. Ludzie są zbyt dumni i pyszni, by tworzyć życie. Założeniem robota będzie funkcja, jaką będzie spełniał. Trzeba też mieć możliwość kontroli nad taką istotą. Nie może mieć własnych myśli i własnej woli. Nie może być równości między tworem a twórcą. Do przewidzenia było, że ludzie ostatecznie zrezygnują z tworzenia robotów. Moje ciało nie dożyło katastrofy, jaką owa nowa rasa wywołała. Bo oczywiście oni byli winowajcami. Ale moja dusza lubiła opętać sobie jakiegoś insekta czy owada i pooglądać. A było to w sumie nic nowego w historii ludzi, źle zaczęto traktować ludzi-roboty, tak samo jak źle traktuje(traktowało) się czy to czarnoskórych, żydów i wielu innych. Zbawieniem była by katastrofa na skale wyginięcia. Ludzie niestety nie powinni mieć życia, dzielić go z innymi. Moje ciało bardzo chciało jakiejś wojny, bo przecież musimy się od czasu do czasu nawzajem pozabijać. Taka już nasza natura. Ale chociaż za grobu nie mamy do siebie pretensji, żyjemy razem i szpiegujemy cóż inne pokolenia robią. W każdym razie, chciało wtedy sobie umrzeć, podejść do kogoś z bronią i dać się zastrzelić. No właśnie tak zrobiło. Ale mniejsza. Po prostu bawiło mnie za każdym razem jak jakiś człowiek, który umarł w jakiejś tam wojnie religijnej, jego dusza przyszła do nas rozglądając się za swoim bogiem. A tu niespodzianka, nie ma ani tego ani tamtego. Niektóre dusze oczywiście nie mogły zaakceptować takiego pokroju wydarzeń, więc płynęły w nieskończoność w rzece bez końca.

Nagle piorun walnął w jakiś drewniany domek w oddali, palić się zaczął. Nie chciało mi się za bardzo robić czegokolwiek z tym faktem, w końcu byłem martwy od stuleci. Grabarz chyba był w środku, bo wybiegł w płomieniach. Chyba nie było mu zbyt przyjemnie. Ale mi było.

Minął już jakiś czas, deszcz był za słaby, by go ugasić, więc chyba umarł. Ja musiałem się już zbierać. Za parę godzin cmentarz wypełniłby się starszymi paniami i panami. Chyba nie mogli doczekać się swojej kolei. Jeszcze musiałem posprzątać swój grób, bo przecież, po śmierci nie byłem w pamięci nikogo. A za to do mojego sąsiada jak się przyczepiali, tyle kwiatów mu kupili jakieś świecące rzeczy. Najgorsze jest to, że śmierdziało to okropnie, więc jak sobie chciał pochodzić po cmentarzu, nie dość, że jego zgniłe ciało pachniało lepiej niż jego grób, to jeszcze musiał układać ten cały syf tak samo przed tym jak się rozkopał. Ja nawet trumny nie miałem, tylko dziurę, w której się kładłem. W sumie, było to dla mnie łóżko za dnia.

Za nim jednak pójdę spać, chciałbym coś wyznać, a może napiszę na kartce? Ale czym zaś? Mniejsza, w wyznaniu nie chodzi, aby zostało usłyszane czy przeczytane. Ważne jest samo do niego podejście. Więc, jakby to ująć, cieszę się, że to napisałeś, bo wiem, że było ci ciężko przed zrobieniem tego, jako twoja dusza z przyszłości, bardzo dziękuję, że to zrobiłeś, może wydaje ci się to drobnostką, ale nawet najmniejsza rzecz może mieć przeogromne znaczenie na przyszłość. Więc gdy ja sobie pójdę spać, ty zamów te pizzę, głowa do góry i idź przed siebie. Może nawet uda ci się kiedyś wyjść z domu, mi wyjść z domu, w sumie to wiem czy ci się uda. Ale jakbym powiedział, zniszczyłbym ci teraźniejszość, a może i przyszłość, może by mnie nigdy nie było? Okej, zabolała mnie czaszka, kładę się do grobu.

 

"I'm hiding in the background, while they all live their lives."

"There's so much time left, but time scares me the most, counting down the days until, I am not alone."

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania