Co się wydarzyło w poniedziałek?

Dwie muchy tańczyły na metalowej podstawce do kawy. Gibały się jak najlepsi uczestnicy Tańca z Gwiazdami. Rozgrzane w tańcu do czerwoności kręciły odwłokami do dyskotekowej muzyki płynącej z leżącego obok podstawki, komórkowego telefonu. UMCY UMCY – przepływały im wibracje przez ich musze narządy słuchu. Pogrążone w szale małych, muszych ciał nie widziały, że ich parkiet ma niebeski kolor. I że na środku parkietu jest wielka, umieszczona na żółtym tle, czerwona litera ES. Skakały, wirowały w tańcu nie zdając sobie sprawy z tego, że podstawka do kawy, z której zrobiły sobie dancefloor jest żywą reklamą postaci nazywanej w pewnych kręgach Supermenem.

– Musza gorączka sobotniej nocy – mógłby powiedzieć opowiadacz tej historii. Ale nie powie, bo nie jest kłamcą. Taneczne harce much miały miejsce w najbardziej szarym i chyba w najbardziej znienawidzonym momencie tygodnia – o siódmej rano w poniedziałek.

 

Packa spadła na błękitną podstawkę, jak grom z jasnego nieba. Strzeliło jakby opona w tirze pękła. Nawet syknęło coś SSSSSYK, jakby powietrze z tej opony uchodziło. W rzeczywistości stało się coś bardzo podobnego – z roztańczonych jeszcze przed chwilą much, uszła cała życiowa para. Trafione dużą powierzchnią płaską zakończyły swój muszy żywot.

 

– To ja tu muszę zapierniczać do roboty – wrzeszczał wąsaty Janusz z poczochraną, rudą grzywą patrząc na dwa czarne, skrzydlate trupy. Po jego wyglądzie ogólnym można było wywnioskować, że nigdy nie zadał sobie pytania „Czy ja potrzebuję te wszystkie moje nadprogramowe kilogramy?” – ja muszę zapierniczać, a dwa jakieś ekstrementojady tańce sobie tu urządzają! – I to korzystając z mojego telefonu, z mojego Internetu i z mojego prądu! – Pasożyty! – wrzeszczał basem robiąc przy okazji za budzik. Pobudził tym wrzaskiem wszystkich sąsiadów mieszkających w tym samym, co on, szarym bloku – nie ma tak łatwo!

 

Uprzątnął miejsce zbrodni, choć zbrodnią tego co zrobił, nie nazywał. W swoim mniemaniu był super bohaterem ratującym świat przed zagładą. Zupełnie jak jego idol zwany Supermenem. Oglądał filmy i bajki z udziałem tej niebiesko czerwonej postaci w każdej wolnej chwili. W niewolnej zresztą też – jego profesja parkingowego dozorcy spokojnie mu na to pozwalała.

 

Zjadł śniadanie złożone z podgrzanych w mikrofali czterech pęt kiełbasy biwakowej kupionej na wyprzedaży rzeczy z kończącym się terminem. Zagryzł to dwoma pączkami, przepił litrową coca – colą. W kieszeń ogrodniczek wepchnął duszą puszkę energetycznego napoju i z wymalowanym na twarzy pytaniem „Komu by tu dziś napsuć krwi?", ruszył spełniać swoje zawodowe obowiązki.

 

Do pracy nie dotarł. Zginął, jakby się mogło wydawać, przejechany przez samochód. W szczegóły akcji z samochodem nie ma co wchodzić, natomiast w szczegóły sekcji jego zwłok warto. Ta wykazała, że przed przejechaniem go przez samochód już nie wykazywał żadnej żywotności. Najprawdopodobniej, na przejściu dla pieszych, chwycił go zawał serca. Umarł z posępną miną. W przeciwieństwie do much – te umarły z radością płynącą z wesołego roztańczenia.

 

Koniec

 

…………………………..

Kategoria: Wybryki wyobraźni, sekretne życie owadów...

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Piotrek P. 1988 01.04.2021
    Niezły temat. Oryginalne, zaskakujące, przeczytałem z ciekawością, jak zakończy się ten wytwór wyobraźni o tematyce owadziej, ludzkiej, muzycznej, tanecznej, a nawet supermeniej XD. 5, pozdrawiam :-)
  • Baba Szora 03.04.2021
    Pozazdrościć takiego żołądka temu panu :-D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania