Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Co szepcze las 1

— My cyganie pochodzimy z Indii. Nigdy nie myślałam o tym. Ale mam pewność, że się znamy. Może las powie.

— Tak, teraz możemy tam iść.

— Ale dzisiaj pokażę ci miasto i okolice.

— Dobrze. Musimy wziąść dużo picia. Nie masz dobrych butów.

— Ja całe życia chodziłam boso. Buty to zły wynalazek. Oddzielają człowieka od Ziemi.

— Tak, ale tam gdzie mieszkam jest beton i asfalt. Buty są potrzebne.

— Tu jest dużo zieleni. Nie czujesz się lepiej?

— O, czuję się bardzo dobrze. Szczególnie tu. I szczególnie teraz.

Wyruszyli z hotelu po godzinie. Daria prowadziła go po ciekawych miejscach. Ale on wcale nie patrzył na zabytki. Patrzył na nią. Co jakiś czas, jakby specjalnie wspominał Anabell. I miał za każdym razem to samo odczucie. Widział ją uśmiechniętą i szczęśliwą. To było irracionalne, ale wiedział, ze sprawia jej radość, że kocha Darię.

Za którymś razem Daria spojrzała na niego.

— Wiem, że mnie nie słuchasz, ale jest dobrze. Ja też mam Anabell w swoim sercu. Wiem, że mi wierzysz.

— Czy to stało się wówczas kiedy ją dotknęłaś?

— Tak.

— Kiedy to się stało, sądzisz, że ona odczuła to tak jak ja, kiedy cię dotykam?

— Nie za bardzo wiem o czym mówisz. To ja odczuwam rozkosz kiedy dotykam ciebie. Co do niej wiem, ze chciała żebym cię kochała, a ty mnie. Poza tym wiem, że uratowałeś jej życie. Dwa razy.

— Dwa razy? I nie wiem czy uratowałem jej życie. Z pewnością wolność. Ale tylko raz.

— Och, ty nie rozumiesz. To drugie było czymś innym. Ona lubiła poprzednio kobiety. Ale ty to zmieniłeś.

— Sądzisz, że pozna kogoś? Ale jak to wiesz? Ale skoro masz ją w sercu, to wiesz i to. Pozna kogoś?

— Nie, Grant. Ona będzie cię kochać do końca swoich dni na tej ziemi. Ale dałeś jej coś. I ona wie, co to jest.

— Co jej dałem.

— Może nie dałeś, ale otrzyma to dzięki tobie.

— Co?

— Będziesz wiedział, zrozumiesz. Ja ci tego nie powinnam powiedzieć.

— Wiesz, Dario. Musze ci coś wyznać Ja naprawde sądziłem, że nie pokocham cię nigdy. Jestem pewny, że nadal kocham tak samo Anabell. A jednak pokochałem ciebie.

— Czy u was, kiedy mężczyzna wyznaje miłość kobiecie, nie daje jej kwiatów?

— Nie mam kwiatów, ale daję ci całego siebie.

Grant nie zważał na to, że są inni. Ukląkł przed nią i ujął ją za kostki.

— Kocham cie, Dario. Zawsze kochałem.

— I ja ciebie. Kocham cię Grant.

Grant wstał i uświadomił sobie, że postąpił jak ona. Ale wcale go to nie martwiło.

Chodzili do wieczora. Wrócili koło dziewiątej. Przed samym przyjściem do hotelu, zjedli obiad. Tym razem bez mięsa. Naleśniki z serem i rodzynkami. Polane dobrą czekoladą.

Weszli do pokoju.

— Grant, umyj się pierwszy.

On bez słowa wszedł do łazienki. Woda zmyła pot i poczuł się rześko. Wyszedł w szlafroku. Zmieniono ręczniki i pościel i wszystko w łazience.

— Teraz ja idę — powiedziała cicho Daria.

Grant leżał na łożku i wsłuchiwał się w szum wody. Kiedy woda przestała lecieć, zamknął oczy. Widział, że Daria zabrała ze soba koszulę. Nie był pewny czy założy na to szlafrok czy nie. Usłyszał, że podeszła blisko.

— Czemu masz zamknięte oczy?

— Widziałem, że wzięłaś koszulę do spania.

— Nie mam koszuli na sobie. Możesz patrzeć.

Otworzył oczy. Rzeczywiście nie miała koszuli. W ogóle nic nie miała na sobie.

— Och, przepraszam.

Zamknął oczy.

— Nie podobam ci się?

— Nie rozumiem. Nie chciałaś bym cię widział w nocnej koszuli, a moge na ciebie patrzeć jak nic nie masz na sobie?

— Wcześniej nie wiedziałeś, że mnie kochasz. Teraz wiesz. Jestem twoja, a ty mój.

Grant otworzył oczy. Daria była idealna. Nie mógł sobie wyobrazić piękniejszego ciała. Co więcej, Daria patrzyła na niego tak, że wiedział czego pragnie. Poczuł się inaczej niż do tej pory. Wstał. Daria podeszła do niego i zdjeła mu szlafrok. Patrzyła na niego. Aż czuł się lekko zawstydzony. Był gotowy, ale nie mógł się poruszyć. Ona zrobiła krok jego kierunku i poczuł ją. To co odczuwał do tej pory było niczym w porównaniu z tym co odczuł teraz. Fala rozkoszy zalała go i jednocześnie niosła wyżej i wyżej. A przecież tylko zetknął się z jej ciałem.

Czemu myślałem, że ona jest wstydliwa. Pomyślał. Ale w jednej chwili znalazł odpowiedź. Kochał ją. Był jej, a ona jego. Zetknęli wilgotne usta. Ta rozkosz, była najwyższa, którą zarejestrowały jego zmysły. Wszystko później nie mieściło się w skali. Co nie znaczy, że nie odczuwał. Odczuwał wszystko. Tylko co mógłby opisać to pocałunek. Dalej...nie potrafił.

Leżeli obok. Dniało.

— Kochaliśmy się cała noc?

— Tak, ukochany.

— To był poemat. Opisać mogę tylko pierwszy pocałunek. Dalej nie jestem w stanie.

— Właśnie chciałam ci powiedzieć to samo. Nie mam porównania, bo nawet nie całowałam się z nikim. Więcej, nie dotknęłam nikogo w żadan sposób.

— Jak to?

— Jak już stałam się kobietą. Kiedy byłam dzieckiem, bawiłam się jak wszyscy.

— Jak to możliwe?

— Czekałam na ciebie. Matka wiedziała z kart, run i snów. I ja wiedziałam. Wszyscy wiedzieli. Nikt mnie nie mógł dotknać, pod groźbą usunięcia z taboru. Potem wszyscy poszli. Jakieś dwa miesiące temu. Mieszkałam pod lasem w opuszczonym wozie. Czekałam na ciebie.

— Och.

— Jutro pojedziemy do szepczącego lasu. To nie jest daleko. Dzień jazdy koniem.

— Nie umiem jeździć konno.

— Nauczysz się. To nic trudnego.

— Jesteś piękna i smakujesz jak owoc.

— A ty jesteś niezwykle delikatny. Mężczyźni nie są tacy. Tak czuję. Nie wiem jakto wiem.

— Moja pierwsza dziewczyna to mówiła, Anabell i teraz ty.

— Dawała ci rozkosz?

— Anabell?

— Tak.

— To nie jest co powinnaś pytać, ale powiem ci. Tak. I sądziłem, że to granice ludzkich możliwości. Jak wiesz, była lesbijką i znała różne kruczki. Mówiła mi, że kobieta ma tylko usta i dłonie. Ale to raczej dotyczyło tego co ona pragnęła. Ale z tobą... nie mam słów. Nie sądziłem, że zadasz mi takie pytanie i sądziłem, że jesteś raczej wstydliwa.

— Rozumiesz co to znaczy być wstydliwym?

— No tak. Ale nie wiem co masz na myśli.

— To pomyśl. Człowiek wstydliwy jest nieszczery. Ale są dwa rodzaje postępowania. Ktoś może być rozwiązły i też nie jest szczery. Człowiek który kocha daje siebie całkowicie, nic nie zatrzymuje. Tak jak ty i ja.

— Ale powiedziałaś, że byłem delikatny.

— No bo jesteś, co nie znaczy, że nie dawałeś mi wszystkiego.

— Masz rację, Daria. Teraz rozumiem. W prawdziwej miłości, tej fizycznej nie ma niczego nie przyzwoitego. Jeżeli druga strona pragnie tego.

— Masz rację. Ty nie robisz nic dla siebie i podobnie ja. Dajemy nic nie żądając. Wszystko co otrzymujemy jest wszystkim. Bo jest darem bezwarunkowej miłości.

— Czy wiesz, gdzie można dostać konie?

— O tak. Z tym nie będzie kłopotów.

— Ale pojedziemy chyba jutro. Nie spaliśmy cała noc.

— Tak, kochanie. Ale jak teraz będziemy spać, to co będziemy robic w nocy?

— Spać.

— No dobrze, to teraz nie możemy.

— Grant, weźmiesz mnie za żonę?

— Tak, kochanie. A ty chcesz mnie za męża?

— Tak najdroższy.

— To musi być noc poślubna.

— Nie musi być.

— Ale może.

— Ale już była.To zróbmy dzień poślubny.

— Daria kochanie, kochaliśmy się całą noc.

— Nie wymiguj się. Ja nie spałam dwa dni i dwie noce pod rząd.

— Jesteś kochliwa, księżniczko.

— A jestem. Poza tym będę miała dziecko.

— Och, jak to wiesz.

— Wiem. A chcę mieć dwojaczki. Teraz będzie dziewczynka. Nie pytaj jak wiem.

Przytuliła go swoim ciałem. Miał wrażenie, że nic nie waży.

Myli się razem.

— Jak miałem tyle mocy, zupłenie nie rozumiem.

— Dziękuje ci. Będzie śliczna dziewczynka.

— Żartujesz, prawda?

— Wcale. Nie cieszysz się?

— Tak. Tylko dziwię się jak to wiesz.

— Przygotowuję cię na większe zdziwienie. Coś wiem. Ale las nam powie więcej. Chcesz coś jeść?

— Mam smaczek na kawałek mięska.

— Grant, chcesz mieć trojaczki?

— Czemu nie. Będą śliczne. Ojciec przystojny, matka niczego sobie.

— Niczego sobie?

— No brzydka nie jesteś, sądzę.

— Nie jestem brzydka, sądzisz? Wiesz , że cyganki mają czasem złe charaktery. Są bardzo zazdrosne i umieją się zemścić.

— Nie wiem o co ci chodzi.

— Podobam ci się czy nie. Mów szybko.

— Wiesz, że tak. Poza tym widzisz chyba.

Daria popatrzyła na jego ciało.

— Masz szczęście. Ale mamy czas tylko do północy. Wiem, że to źle zabrzmiało, ale musimy jutro jechać. Jutro jest pełnia. A mówiłeś, że jestem kochliwa. Co mam powiedzieć o tobie?

— Kocham cie, to pewnie dlatego.

— Zaraz nie bedziesz taki dumny i ważny.

— Czy ja jestem dumny?

— Nie mówię do ciebie, Grant...

 

Wyruszyli o świcie. Daria dała mu adres i tam wzięli konie. Dwa czarne rumaki. Jechali powoli bo było gorąco, chociaż nie upalnie. Wzięli jedzenie ale nie wiele. Mieli dużo picia. Daria powiedziała mu, że jadą do lasu na horyzoncie.

— Dojedziemy do wieczora?

— Powinniśmy.

— Nie ma wilków?

— Pewnie są. Kiedyś było dużo. Teraz jest ich bardzo mało. Ludzie ich nie lubią. A wilki są lepsze od wiekszości ludzkiego rodu.

— Jesteś pewna, że się wszystkiego dowiemy?

— Skąd mam wiedzieć. Kocham cię. Tego jestem pewna.

— Daria, jesteś cudowna. Od samego początku tak czułem. Tylko nie mogłem... rozumiesz.

— Tak, kochanie. Rozumiem. Bardzo cię kocham. Dużo bardziej niż poprzednio. To znaczy tylko czuję, bo pewnie cię kochałam tak zawsze. Tak jak ty mnie.

— Czy prawdziwa miłość nie jest jedna?

— Jest, tylko jest bez dna. Bez końca. Jak Bóg.

Jechali bez słów. Nie mogli wiedzieć, że to las na nich tak działa. Im byli bliżej, tym bardziej na nich działał. Nie znaczyło, że las był magiczny dla wszystkich. Nie, on skrywał tajemnicę, która miał przekazać tylko im. I dlatego teraz czuł to i działał na nich, aby objawienie prawdy nie podziałało na nich zbyt mocno.

— Jest dziwnie — powiedział Grant.

— Też tak czuję. Byłam tu kilkakrotnie i nigdy niczego podobnego nie czułam.

W końcu wjechali w las.

— Darija, Darija — słychać było jakby szept.

— Też to słyszysz? — zapytała dziewczyna.

Wyglądała na lekko wystraszoną.

— Tak, las szepcze twoje imię.

Słońce zbliżało się do zachodu.

— Może nie powinniśmy tu jechać w nocy.

— Ta piękna pani mówiła, że musimy być w czasie pełni, kiedy księżyc będzie na niebie.

— A co jeśli będą wilki?

— Mam zaufanie do niej. Nie wciągnęłaby nas w pułapkę.

— Kim ona jest, ja też raz ją śniłem. A może dwa razy.

— Nie mam pojecia, anioł?

— Wierzysz w takie rzeczy?

— Wierzę.

— No tak, to wiara. Ale tu ktoś do nas mówił.

— Teraz nic nie słyszę. Ale wcześniej i ty słyszałeś.

— Tak, to nie halucynacja.

— Co to jest ta halu...coś.

— Myślałem, że już rozumiesz wszystkie słowa.

— Tak, to też jest niedowytłumaczenia. Ale tego słowa nie wiem.

— To znaczy, że ci się wydaje, że coś jest, a nie jest.

— Och, rozumiem.

Słońce zaszło i zrobiło się ciemno. Ale nie zupełnie. Była pełnia i niebo nie miało chmur.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania