Code Geass - Moja opowieść. Rozdział 7- Za jednego księcia, macie drugiego

-Jak to zniknął!- krzyczał na cały głos Sir Jeremiasz Gottwald, siedząc za biurkiem.

 

- Jego Książęca Mość, gubernator Strefy 11, książę Clovis zniknął.- Odpowiedziała mu jego lojalna i zasłużona asystentka, Villetta, stojąc tuż przed nim.

 

Jeremiasz przez chwilę popatrzył się na swoją przyjaciółkę. Była młodą i śliczną kobietą. Baron wstał za biurka. Podszedł do Villetty. Spojrzał w jej głębokie zielone oczy.

 

- Czy to możliwe, żeby jego książęca mość...-mówił przygnębionym tonem.

 

- Nie znaleźliśmy ciała, nie było też tam śladów krwi ani walki, moim zdaniem książę Clovis został uprowadzony.

 

Jeremiasz zrobił krok w tył. Nie mógł uwierzyć w słowa swojej współpracownicy. Podszedł do wielkiego okna, które miał za biurkiem. Rozciągał się z niego widok na ogród. Kazał go posadzić Clovis, który znany był z miłości do piękna i sztuki.

 

- Gubernator Strefy 11, 7 w kolejce do tronu książę Brytanii, został porwany! I to przez kogo! Przez terrorystów! Jedenastostrefowców!- krzyczał z wyrzutem sumienia do siebie Jeremiasz. Viletta patrzył na swojego dowódcę. Wysoki, przystojny, o ciemnych włosach i jasnych oczach. W niebieskim mundurze Brytyjskiego oficera-arystokraty, wyglądał na kogoś, kto za Brytanię i rodzinę królewską gotowy jest oddać życicę. I tak było. Znała jego traumę, przeszłość, która nie dawała mu chwili wytchnienia. Przeszłość, przez którą przystąpił do frakcji purystów. Wiedziała, że to on pełnił straż w czasie zamachu na królową Marianne. Ze to on obwinia się za jej śmierć. Spojrzała pod nogi. Stała na najzwyklejszym, jasno niebieskim dywanie. Tak, Jeremiasz, mimo iż był Baronem i pułkownikiem, w przeciwieństwie do reszty arystokracji nie otaczał się luksusem. Wystarczyło spojrzeć na jego gabinet. Mimo iż ładny i nawet duży, nie było tu przepychu, ba, nie było tu nawet niepotrzebnych rzeczy. Wystarczało spojrzeć. Na jego środku znajdowało się biurko. Za biurkiem było obite fioletowym materiałem krzesło. Przed biurkiem dwa fotele. W kącie gdzieś regał z książkami. Na ścianie, ponad biurkiem wisiał portret 98 Imperatora Brytanii, Charlesa Zi Brytania. Na biurku znajdował się komputer i obok niego stos papierów. Villetta podeszła do swego przełożonego i położyła mu rękę na barku.

 

- To nie twoja wina, Clovis żyje, a jeżeli chodzi o śmierć księcia Leloucha i księżniczki Nunally to...

 

- Villetto, proszę, nie rozdrapuj tej rany.- Rzekł na wpół błagalnym głosem Jeremiasz.

 

- Tak jest, Sir.- Odrzekła oficjalnie jego asystentka i przyjaciółka.

 

W tej chwili do gabinetu wszedł Diethard Ried. Jeremiasz odwrócił się w stronę producenta i dziennikarza. Jaka dziwna mieszanka, pomyślał w duchu Jeremiasz. Pułkownik usiadł za biurkiem w swoim krześle.

 

- Proszę usiąść, Panie Ried.- Rzekł grzecznie Jeremiasz.

 

Diethard bez zbędnych słów to uczynił. Gottwald spojrzał na dziennikarza. Był to niewiele niższy od niego blondyn o jasnych, niebieskich oczach. Włosy miał długie, spięte w kuc oraz długą grzywkę zaczesaną na lewą stronę. Diethard miał coś w sobie, co nie pozwalało Baronowi mu zaufać. Wiedział, że mało kto zna się na swojej robocie tak, jak on. Jednak wiadome też było, ze nie przepadał za księciem Clovisem oraz miał swoje ukryte cele i zamiary. To bardzo niepokoiło Gottwalda. Ubrany w ciemno granatowe spodnie i marynarkę i czerwoną koszule pod spodem, wyglądał na człowieka pewnego siebie, który będzie dążył do celu po trupach. Dla Brytyjczyka takie zachowanie było czymś zupełnie normalnym, problem zaczynał się dopiero wtedy, gdy chodziło o twego trupa.

 

- Zapewne już wiesz, że książę Clovis zniknął i nie wiemy co się z nim dzieje.- Powiedział pułkownik.

 

- Tak, mnie jego porwanie też wydaje się tajemnicze.

 

- Co masz na myśli, mówiąc "tajemnicze"- spytała się go stojąca za Gottwaldem Villetta.

 

Diethard dopiero teraz zwrócił uwagę na dziewczynę o posrebrzanych włosach za Jeremiaszem.

- Mam na myśli, że to porwanie może mieć wiele różnych wyjaśnień.- Odrzekł zagadkowo dziennikarz.

- Porwali go terroryści, ci cholerni jedenastrostrefowcy.

- Nie tylko tom wersje bym rozważył, jak wiadomo członkowie rodziny królewskiej często znikają w dziwnych okolicznościach.

- Wiesz, co żeś właśnie powiedział, dziennikarzyno!- Odrzekła z niepokojem dziewczyna.

- Skończcie tą dyskusje!- Rozkazał Jeremiasz.

Obaj natychmiast się uciszyli.

- Diethard, nieobecność księcia na pewno szybko zauważą obywatele, a jeżeli się okażę że został porwany i porywacze wystąpią o okup...

- Ludzie mogą się wkurzyć, krótko mówiąc.

- Tak- powiedział Jeremiasz- więc trzeba będzie ich delikatnie o tym jakoś poinformować.

- Da się zrobić, ale potrzebuje trochę czasu, kontaktowaliście się z metropolią?

- Jeszcze nie, ale...

W tym momencie zadzwonił telefon w kieszeni Gottwalda. Wyjął go i chciał wyłączyć, ale zobaczył od kogo jest. Był on od admirała Davida Smitha, dowódcy floty Pacyfiku. Pułkownik odebrał telefon.

- Słucham, Tu Jeremiasz Gottwald. Przez chwilę słuchał głosu w telefonie. Nagle zbladł ze strachu. Obecni tam Diethard oraz Viletta popatrzyli z zaciekawieniem na na Jeremiasza.

- Kiedy będzie? Już leci! A statki, kiedy dopłynął, za dwa-trzy dni. Kto wydał mu zezwolenie. Minister Gospodarki. A premier Schnielzeil? Nic z tym nie zrobił.- Mówił do słuchawki.

Po paru minutach odłożył komórkę. Jego asystentka i dziennikarz czekali co im powie.

- Mamy przejebane.- Powiedział pułkownik włączając jednocześnie komputer.

- Ale co się dzieje- spytała się dziewczyna.

- Co się dzieje, on się dzieje.- Powiedział Jeremiasz włączając jednocześnie stronę internetową.

- O cholera.- Rzekła Viletta patrząc na zdjęcie mężczyzny w internecie. Podszedł też Diethard.

- No to macie...- powiedział producent.

 

Lotnisko w Tokio

Na lotnisku w Tokio lądował prywatny odrzutowiec. Wieża kontrolna została o tym powiadomiona. Lot miał można powiedzieć charakter pół-rządowy.

- Możecie lądować.- Usłyszał pilot odrzutowca.

Na lotnisku czekał już z powitaniem biznesmena generalny sekretarz rządu strefy 11 wraz z sekretarzem do spraw gospodarki. Obaj ubrani w galowe stroje, stali wyraźnie zmieszani i zestresowani przyjazdem swego gościa.

-, Po co tu przyjeżdża, jakbyśmy nie mieli innych kłopotów.- Powiedział sekretarz gospodarki. I jeszcze teraz, po zniknięciu księcia Clovisa.

- Nie wiem.- Powiedział sekretarz generalny. Ale na pewno ma on w tym jakiś interes.

- Wiesz, że za nim zostałem skierowany do pracy w strefie 11, byłem odpowiedzialny w strefie 6 za przemysł ciężki i metalurgiczny.- Mówił minister gospodarki.

- Tak wiem, miałeś z nim już styczność, z tego, co wiem dostał tam koncesje na wydobycie węgla i rzadkich minerałów, w tym złóż sakuratydu, chociaż było ich tam niewiele.

- Boże, jak ja sobie przypomnę, co on tam wyrabiał, gubernator hrabia Edward bał się go ruszyć.- Mówił z trwogą w głosie człowiek odpowiedzialny za gospodarkę. Dopiero jak książę Schnielzeil został premierem trochę go utemperował. Jednak wygląda, że nie na długo.

- Schnielzelowi jest na rękę przeniesienie interesów Czartoryskiego z Brytanii do Strefy 11.- Powiedział sekretarz generalny.

- Jak to?-Zapytał z niedowierzaniem minister gospodarki.

- Tak to. Pierwszy w kolejce do tronu jest książę Odyseusz, a dopiero po nim Schnielzeil. Jeżeli drugi książę chce zostać imperatorem, musi zawczasu pozbyć się ewentualnych sprzymierzeńców swego brata.

-, Więc jest to spisek wyższych sfer, za który my cierpimy, jeszcze ta nota protestacyjna od Chińskiej Federacji w sprawie zwiększania potencjału militarno-produkcyjnego przy jej granicy.- Powiedział z zrezygnowaniem sekretarz gospodarki. W tym momencie zamilkł, gdyż samolot wylądował i podstawiono pod jego drzwi schody. Obaj politycy stali zniecierpliwieni i pod denerwowani, jakby zaraz miała zostać na nich wykonana egzekucja. W tym momencie otworzyły się drzwi odrzutowca, z których wyszedł wysoki mężczyzna, o czarnych włosach. Ubrany był w czarne spodnie dżinsowe, miał na sobie czarną podkoszulkę, a w ręku trzymał swój czarny płaszcz. Za nim z samolotu wyszła dziewczyna o Azjatyckiej urodzie o długich ciemnych włosach, ubrana w galową spódnicę oraz czarną marynarkę, pod którą miała białą koszulę. Obaj szli w stronę przedstawicieli rządu strefy 11.

- Nie wiedziałem, że czeka na nas oficjalne powitanie.- Zaczął Czartoryski. Gdybym wiedział, ubrałbym bardziej oficjalny strój.

- Gdybyśmy wiedzieli wcześniej- zaczął sekretarz generalny- przygotowalibyśmy bardziej uroczyste powitanie jednego z największych inwestorów w Brytanii i dalekiego krewnego rodziny królewskiej.

- Panowie pozwolą, że wam przedstawię moją asystentkę, Lilii Zhang. Pochodzi z Chińskiej Federacji.

Obaj mężczyźni ukłonili się prze kobietą i pocałowali ją w rękę.

- Niezmiernie nam miło, Pani Lilii.

- Panno Lilii, nie jestem jeszcze mężatką, mi też miło z tego spotkania.

-Przygotowaliśmy dla państwa transport, zawiezie was do hotelu, zrobiliśmy wam tam rezerwacje.- Powiedział sekretarz gospodarki.

- Naprawdę wam dziękujemy. My się chyba znamy, nie pracował Pan w strefie 6, w Wenezueli?

- Tak, chociaż pierwszy raz słyszę, by strefę 6, ktoś nazwał jeszcze Wenezuelą.

- Baron Tom Chris, jeśli mnie pamięć nie myli.

- Tak, miło, że mnie jego Książęca Mość pamięta.

- Pamiętam osoby, z którymi współpracowałem, odpowiadał Pan za przemysł metalurgiczny i ciężki.

- Tak.- Osoby, z którymi współpracowałem- pomyślał Tom z przekorą.

- Uściśnijmy, więc sobie dłoń na początek naszej nowej współpracy.- Powiedział Stefan Czartoryski.

Obaj Panowie podali sobie dłoń, następnie to samo uczynił z sekretarzem generalnym.

- Wiem, że państwo jesteście po długiej podróży i na pewno chcecie odpocząć.- Powiedział premier rządu Brytyjskiej kolonii.

- Tak.- Powiedziała Lilii.

Obaj sekretarze zaprowadzili swoich gości do czarnej limuzyny podstawionej pod lotnisko i ruszyli w stronę hotelu. Jadąc przez Tokio Czartoryski i Koneko rozglądali się po mieście. Widzieli zadbane drogi i piękne oraz nowoczesne budynki.

- Jak tu czysto, nie to, co w Berlinie lub Paryżu.- Szeptał pod nosem Stefan.

Pomimo całego dobrobytu i wielkości miast nie szło nie przyuważyć paru mankamentów. Budynki, mimo iż solidne, było wznoszone w pośpiechu. Gdzieniegdzie żle coś wymierzono, użyto nie tego materiału, co trzeba itp. Także układ architektoniczny miasta można było lepiej ułożyć. W niektórych miejscach główne ulice miasta się krzyżowały, co sprawiało, że skręt w prawo, czy lewo był ciężkim manewrem dla kierowcy. Koneko, która teraz przedstawiała się, jako Lilii patrzyła na to miasto z obrzydzeniem. Ledwo na lotnisku mogła powstrzymać się przed uderzeniem tych sekretarzy. Zapłacą jej za to. Wszyscy Brytyjczycy muszą ponieść karę. W tej chwili jej prawą rękę chwycił Stefan.

- Uspokój się, wiem, że to dla ciebie trudne.

Koneko trochę się uspokoiła. Wciąż jednak patrzyła na Brytyjczyków z obrzydzeniem. Po paru chwilach byli już pod hotelem. Był to wysoki wieżowiec, cały oszklony w kształcie żagla. Weszli do recepcji.

- Mamy tu rezerwacje na dwa pokoje.- Powiedział sekretarz.

- Imię i nazwisko.- Spytała się recepcjonistka.

- Rezerwował je rząd strefy 11.

- Atak, proszę, o to klucze. W tym momencie wręczyła sekretarzowi dwa elektryczne kluczę. Ten je przekazał Czartoryskiemu.

- Proszę, o to klucze do pokoju, są wynajęte na tydzień, gdybyś cię chcieli jednak…

- Dziękujemy, ale dalej damy radę sami.- Rzekł Stefan

- W takim razie zostawimy państwa samych.- Powiedział Sekretarz generalny i odszedł z ministrem gospodarki strefy 11.

- Nasz boy hotelowy weźmie wasze bagaże i zaprowadzi was do swoich pokoi.- Powiedziała recepcjonistka. W tym momencie zabrano ich bagaż, a chłopak poprosiłby książę i jego asystentka ruszyli za nim. Najpierw weszli do windy, która była cała czerwona. Przewodnik wcisnął 5 piętro. Po paru chwilach byli na zielono-żółtym korytarzu. Pierwsze drzwi od windy, o numerze 15 i 16 to były ich pokoje.

- Wasze bagaże już powinny tam być.- Powiedział boy hotelowy.

-Dziękujemy.- Powiedział Czartoryski wręczając mu 600 koron napiwku. Pracownik hotelowy natychmiast się ukłonił nie ukrywając zadowolenia z tak wysokiego napiwku.

- Jak się rozpakuje, przyjdę do ciebie.- Powiedziała Koneko.

- Dobrze.- Odpowiedział książę.

Czartoryski przekręcił klamkę do pokoju z numerem 16 i wszedł do niego. Jak się mógł spodziewać był to apartament godny arystokraty.

- Jak dobrze być bogatym.- Szeptał pod nosem.

Pokój był tak naprawdę małym mieszkaniem. Najpierw wchodziło się do obszernego salonu. Zamiast paneli, czy wykładzin były położone tu płytki.

- Dziwne.- Powiedział Stefan.

Na płytkach leżał śnieżnobiały dywan, na którym znajdowała się kanapa w kolorze kremowym. Tuż przed kanapą leżał mały kwadratowy stolik. Uwagę Czartoryskiego przykuła przeszklona ściana, z której widać było całe miasto.

- To może być nieprzyjemne.- Mówił Stefan, który był bardzo przywiązany do swej prywatności. Na wprost od kanapy znajdowała się podwieszana biała półka, a nad nią zamontowany na ścianie telewizor. Podwieszany sufit zdobiły dodatkowo żyrandole, które miały zarówno dawać światło, jak i pełnić funkcję estetyczną. Za holem znajdowała się jadalnia, a w niej stół elegancko przykryty obrusem otoczony ośmioma krzesłami. Parę metrów od stołu znajdowała się kuchnia. Była ona przeznaczona dla tych, co lubią gotować, gdyż w pobliżu hotelu jak i samym budynku znajdowała się masa restauracji. Na lewo od kuchni znajdowała się łazienka. Czartoryski poszedł do sypialni. Była ona w kolorze brązowym. Na podłodze leżały panele. Na środku pokoju przy tylnej ścianie znajdowało się wielkie lóżko, na który były bagaże. Był także w sypialni drugi telewizor. Oprócz tego standardowe wyposażenie. Jakaś szafa, półeczki itp. Książę rozpakował swoje torby. Były tam ubrania, przybory higieniczne oraz mapa Tokio oraz mały srebrny wisiorek, zakończony diamentem. Kiedy skończył się rozpakowywać do jego apartamentu weszła Koneko. Czartoryski wyszedł z sypialni do holu.

- Ładnie.- Powiedziała Koneko.

- Szału nie ma.- Odpowiedział jej Stefan.- A u ciebie?

- Podobnie, denerwują mnie te przeszklone ściany.

- Mnie też. Ale zaraz temu zaradzimy.

W tym momencie skierował swój palec w stronę zamka w drzwiach, a ten się przekręcił i zamknął. Następnie rozchylił wszystkie pięć palców w prawej dłoni i dotknął środkiem dłoni nosa.

- Niech to, co dzieje się w tym pokoju, będzie zagadką dla ludzi z poza niego. Następnie oderwał rękę od twarzy i zamknął ją w pięść. Po paru chwilach coś zaczęło się z niej wydobywać, jakieś ciemne światło. Stefan rozchylił palce. Na środku dłoni miał czarną kulę jakiegoś światła. Rozłożył rękę i dmuchnął w tą kule. Ona podzieliła się na dwa inne okręgi i okrążyły cały pokój, zostawiając za sobą ciemny ślad, który zaraz potem znikał. Po okrążeniu apartamentu, kule zniknęły.

- Możemy zaczynać.- Powiedział książę do swej asystentki.

- Masz mapę i wisiorek.- Powiedziała Koneko.

- Proszę.- Powiedział Stefan podając jej wymienione rzeczy.

Koneko rozłożyła mapę na wielkim stole w jadalni.

- Teraz podaj mi jego rzecz, co to udało ci się ją zdobyć.

Czartoryski ruszył do sypialni. Wrócił z czarną lewą rękawiczką. Podał ją Koneko.

- To na pewno jego.

- Raczej tak. Swego czasu robiłem interesy w Japonii. To było po puczu nacjonalistów w Brytanii i utraty tronu przez Nunally. Brytania wypowiedziała właśnie wojnę Australii. Jacyś oficerowie z Zakonu Czarnych Rycerzy kłócili się o to, czemu Zero nie chce zaatakować Brytanii i powstrzymuje wszelkie próby eskalacji konfliktu. Wtedy jakiś major powiedział, że to jest jakiś inny Zero, niż ten ich pierwszy. Jakiś podpułkownik spytał się, skąd to wie? Ten odpowiedział mu, że walczył w szeregach Zakonu od początku i to, co teraz nazywa się Zero, to jakaś tandetna podróbka. Tamten Zero był o wile lepszym taktykiem i strategiem i umiał- czekaj, jak on to określił, a- dokonać koniecznych poświęceń. Wtedy siedzący z nimi pułkownik zaczął coś mówić, że jednak umiał za dużo poświęcić i że miał zbyt wygórowane ambicje. Zresztą, podano komunikat o zgonie Zero w czasie walk z Brytanią. Wtedy jakiś kapitan powiedział, że to niemożliwe. Reszta popatrzyła na niego z niedowierzaniem. On im powiedział, że pełnił w czasie tej bitwy służbę wachtowniczą jako dowódca straży w okolicach magazynu i że po bitwie widział Zero na Horaimie z Kozuki Kallen. Potem słyszał strzały i widział rycerzy mroku. Pułkownik pobladł ze strachu. Jednak, kiedy oficer powiedział, że to władze Zakonu, bez wiedzy F.N.Z dokonały puczu i zabiły Zero, to na pułkownika padł blady strach.

- Dalej zapewne zaintrygowało cię zachowanie tego pułkownika. Kazałeś go śledzić i wyszło na jaw, że?- Powiedziała Koneko domyślając się odpowiedzi.

- Ze brał udział w tym puczu. Okazało się, że oficer przeszukiwał też jego pokój i znalazł jego strój Zero i że wziął sobie na pamiątkę tą rękawiczkę, a resztę historii już znasz.

- Jak go nakłoniłeś by opowiedział ci te historie?

- Musiałem użyć swoich środków perswazji, Koneko.-Powiedział książę z uśmiechem na twarzy.

- Nie wnikam-mówiła dziewczyna- skoro jednak wiesz, kto był oryginalnym Zero, to po co każesz za pomocą magii mi go wyszukać.

- Muszę mieć pewność, że to on.- Powiedział stanowczym głosem książę.- Jeżeli się pomylimy i zaczniemy mówić o naszych planach, wtedy…- Czartoryski nie dokończył zdania, tylko westchnął.

- Rozumiem, daj mi tą rękawiczkę.

Koneko wzięła przedmiot z rąk swego pracodawcy. Mocno ją ścisnęła, w drugiej dłoni trzymała srebrny wisiorek nad mapą. Zamknęła oczy i wpadła w trans. Wisiorek zaczął drgać. Nagle wykonywał obroty wokół całej mapy. Koneko jeszcze mocniej ścisnęła rękawiczkę i wisiorek, by poprawić przepływ energii. Pole obrotu wisiorka stopniowo się zmniejszało. Czartoryski patrzył z zaciekawieniem na mapę i coraz mniejsze obroty wisiorka. Koneko wciąć nie wykonywała żadnych ruchów. Nagle wisiorek kompletnie stanął w miejscu. Stefan w tym momencie położył palec na mapie w miejscu zatrzymania wisiorka. Japonka ocknęła się z transu.

- AAA. No i co?- Spytała się zaspana dziewczyna, która wyglądała, jakby dopiero wstała.

Czartoryski wziął palec z mapy. Obaj skierowali swój wzrok na ten kawałek mapy.

-Co tu jest?- Spytała się Japonka.

- Akademia Asford.- Odpowiedział Stefan.

- Teraz masz już pewność?

- Chyba tak.- Powiedział obojętnym głosem książę.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pokojowonastawiony 09.11.2014
    Robisz postępy ale dalej trafiają się literówki i inne błędy. Pracuj dalej nad narracją bo już jest lepiej w porównaniu do tego co było wcześniej ale dalej może być lepiej. Uprzejmie proszę wszystkich co to czytają to opowiadanie o podzielenie się swoimi spostrzeżeniami. A co do ciebie to radzę ci czytać więcej książek. Liczę że następne opowiadanie będzie znacznie lepsze ;)
  • Czemu na początku tak rozstrzelane?

    "-, Po co tu przyjeżdża, jakbyśmy..." po cholerę ten przecinek?

    Popracuj lepiej nad narracją bo ona kuleje choć z tego co już widziałem jest lepiej. I do czytelników: skomentujcie to opowiadanie. Was nic to nie kosztuję a jemu może pomóc.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania