Córki i śmierć

Robiłam to wiele razy. Zamykałam oczy i odchodziła w ciszę. Nie czułam się winna.

 

Pomaganie jest fajne, błysnęłam. Patrzyły jedna na drugą aż cisza wybrzmiała kpiną. Współczuły mi. Już tylko szelest paczki po chipsach przypominał o celu spotkania. Dla nich praca to źródło zarobkowania, ot co. Żadnej głębi, choćby trywialnego patosu, nic. Wszystko jest we mnie.

 

Praca to praca, pomyślałam jak one i przeniosłam się do scenerii rodem z filmu o kosmitach. A potem jeszcze tu i ówdzie.

W ogromnej, przepoconej fabryce składałam ADMy jak tworzy się obrazy i wiersze. (Automatyczny układ sterownia zespołem napędowym - poezja.) Pięć lub sześć futurystycznych stanowisk na każdej linii produkcyjnej, jedno na łebka. Operatorzy mniej futurystyczni, raczej śmieszni, z głowami w zielonych kondomach. Każdy ruch się liczy. Ba! Tu ważą się losy świata. Nie ma normy - jest armagedon.

Sprzedawałam nasze winy w kolorowych opakowaniach w osiedlowym sklepiku. A do tego, a właściwie jednocześnie, puszczałam totka, robiłam hot-dogi, wydawałam paczki, przyjmowałam paczki, płaciłam rachunki, reklamowałam produkty dnia, tygodnia, promocyjne, przecenione, układałam towar, przyjmowałam towar, no i piekłam bułeczki. I musiałam chodzić, broń boże siadać, co to to nie! Na wszelki wypadek nie dali krzesła a nuż bym przycupnęła i interes by padł, przepadł, odszedł w niebyt, nicość, no straszne rzeczy.

 

Tu i ówdzie też na nic. Jestem niezgodna. Na końcu cudzej tęczy zawsze odklejam się od brudnej szyby i opadam bezwładnie w dół.

 

Na Wydział Teologii trafiłam przez przypadek. To tam nasze drogi się zbiegły. Gdy wszedł do sali, wiedziałam, że dzieje się ważne. Wiele lat później wyznam: nie byłam gotowa. A wtedy, choć ciężko to przyznać, odwracałam głowę na widok dzieci z dorosłym uśmiechem, którym bogowie głośno odmierzają czas. Hm, a może to ludzie mający się za bogów, nie jestem już pewna.

Lubelskie Hospicjum im. Małego Księcia powstało w 1997 roku. Przez wiele lat otaczało opieką nieuleczalnie chore dzieci wyłącznie w ich domach. O. Filip był wielkim przeciwnikiem hospicjów stacjonarnych, ale zderzenie z brutalną rzeczywistością zweryfikowało jego poglądy. W 2009 roku powstaje w Lublinie pierwsze, i jak do tej pory jedyne, hospicjum stacjonarne dedykowane ciężko chorym dzieciom i ich rodzinom.

Każde spotkanie z o. Filipem burzyło bezpieczny świat. Slajdy przewijał powoli, bez litości, jakby chciał pewności, że widzimy w ich oczach to, co on. Mogłabym zostać mutantką z komiksu Marvela, przychodzi mi na myśl i na raz ogarnia mnie wstyd. Współbrzmiałam. Szept studentów, którzy o czymś rozstrzygali, przyjemnie dźwięczał, głaskał, uspokajał. Słowa lały się jak rwący potok, by za chwilę kołysać się jak tafla jeziora w bezwietrzny dzień. Zawsze przyjemnie okrągłe. Mówił, że rodzice czuli się winni, gdy planowali życie po. Odmawiali sobie uśmiechu i drobnych przyjemności jakby nie mieli prawa do niczego, co nie jest cierpieniem. "To przecież nic złego", dodał śpiesznie, jakby było mu nas żal. Będę wracać do tych słów jeszcze wiele razy. I do tego co czułam, gdy mówił jak umierały. Wszystko, tylko nie to, myślałam. A potem to wszystko się stało.

 

Jakby było tego mało, dysponuje pokaźną kolekcją rodzinnych tabu. Ot, takie hobby. O tylu sprawach się nie mówiło, że aż dziwne, że w ogóle rozmawialiśmy. Że było jeszcze o czym. Więc śmierć była ogromna. Była pustką jak w trenach Kochanowskiego i sinym, nabrzmiałym trupem w prosektorium. Rzężeniem przedśmiertnym pozbawiła się sacrum. Mysterium tremendum w istocie. A gdy przyjdzie milkniemy i ciszą uświęcamy to miejsce, ten czas. Jest w nas jakieś apriorytyczne przekonanie, że nie możemy przeszkadzać lub rozpacz, która jest umieraniem i śmierć odwołuje. Szykowałam się na inne.

 

A im dalej w las tym więcej drzew. Płeć ma znaczenie a właściwie to, że nie jestem mężczyzną. Choć reifikacja ofiarności kobiet nie wyklucza naturalnej kobietom tendencji do roztaczania opieki nad słabszymi, to stała się kamieniem niezgody. I, co bardziej niepokojące, została zaadaptowana przez większość kobiet jakie znam. A stamtąd nie ma odwrotu, o nie. Więc poświęcają swoje marzenia dla dzieci, mężów i matek. (Jakby to panowie mieli okres, to na bank, raz w miesiącu aplikowaliby sobie sto procent płatny, tygodniowy urlop. A Ty kobieto cierp!) Otulone nocą, umierają tysiące razy w próżni lub przy lampce taniego wina o drugiej nad ranem a za dnia zbierają owacje. Poza zasięgiem naszych oczu, czasem też serc, urojone przeznaczenie dopełnia się w zarzyganych łazienkach lub podcina im żyły.

 

A gdy przyszedł czas na mnie...

 

W pośpiechu zmywali krew z dziurawych, wełnianych chodników w zaciszu pokoju, który widział umarłych. Słowami przykryli nie moje winy, za które przyjdzie zapłacić sowicie. Tryumfalnym "Ty przynajmniej nie oddałaś swojej mamy do hospicjum", przypieczętowali mój los i wrócili do kuchni, jakby nic się nie stało. Oto ślady filmów, których nie oglądamy i książek, których nie czytamy jakby istniała tylko harmonia.

 

Powierzenie pod opiekę to pozbycie się problemu. Dla córek. Dla synów rozsądek.

 

A ja wciąż, o zgrozo, nie czuję się winna.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pan Buczybór 10.10.2021
    parę drobnych błędów, ale ogólnie super tekst.
  • Agila 11.10.2021
    Dziękuję ślicznie za komentarz. Chętnie te błędy poprawię. Proszę mi tylko powiedzieć czego mam szukać? Interpunkcja, literówki...? Byłabym bardzo wdzięczna za podpowiedz. Pozdrawiam najserdeczniej wszystkich czytaczy:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania