Coś Więcej... (część pierwsza)

I

Karczma była prawie pusta, nie licząc znikomej ilości kmieciów i rolników pijących miejscowe rozcieńczone piwo, bardowie przygrywali ballady i melodie o miłości i poszukiwaniu bogactwa kiedy wszedł on… Szarowłosy mężczyzna z dwoma mieczami na plecach, nagle wszystkie oczy ze zdumieniem zwrócone były ku niemu jakoby relikt tego świata wszedł właśnie do tej samej oberży… Podszedł do szynkwasu i usiadł na jednym ze stołków.

- Witajcie dobrodzieju – powiedział nieznajomy – Noclegu szukam… Zmierzcha już a podziać się gdzie trzeba, macie wolny pokój ?

- Nie ma… - Odparł szorstko oberżysta plując przy tym na przechodzącego obok kota.

- Ehh… A piwo chociaż macie ? – zapytał „Siwy”

- Może mamy… Może nie mamy… Nie chcemy tu kłopotów, to jedyna karczma od dwóch dni drogi z miasta a ty dobra duszko wyglądasz jak ktoś za kim wiodą problemy - Powiedział dosadnie gestykulując rękoma, po czym wziął długi nóż do mięsa i zaczął przecierać go na jego oczach dając do zrozumienia że nie jest tu mile widziany – Macie swoje piwo, pijecie i wynoście się stąd puki czas nie nagli.

Nagle bardowie ucichli, oberżysta obrócił się plecami do jegomościa a wśród ludzi zasiało się zamieszanie… Do karczmy weszło trzech osobników, nie widział ich ale doskonale wiedział że są uzbrojeni, słyszał ciężkie wojskowe buciory depczące po drewnianej podłodze, nagle karczmarz odezwał się, głos miał nijaki, jakby się bał.

- Proszę was panie, nie róbcie burdy, żona z dziećmi czekają w domu a to jedyne źródło pieniędzy… Proszę was jeszcze przyjdą i karczmę spalą – Bał się. Być może bardziej niż reszta ludzi którzy w chwili wejścia jegomościów wybiegła z karczmy.

Naglę z końca karczmy jeden z nich krzyknął doniośle.

- Karczmarzu, wódki !!!

Owy osobnik wyglądał na marudera, bądź dezertera Armii Cesarskiej. Twarz miał równie tęgą co resztę ciała jednak nie przeszkadzało mu to we wbijaniu noża w szpary między palcami, tylko cud mógł sprawić że nie odciął sobie palca.

Nieznajomy pił spokojnie patrząc jak oberżysta wyciera ten sam kufel już po raz piąty, ręce trzęsące się coraz bardziej i bardziej zwiastowały kłopoty… Nie mylił się, ten drugi siedzący obok marudera z kanciastą twarzą popatrzył na nieznajomego…

- Mościwój, patrz… - powiedział ten drugi drapiąc się po głowie.

-Ej, ty Siwy… Spierdalaj !! – Powiedział kanciasty.

Nieznajomy nie ruszył, nawet nie drgnął…

- Piwo dopije…

- Może ci pomożemy ? – Zapytał szyderczo trzeci z maruderów który do teraz siedział cicho.

- Zrobię swoje i wyjadę jak najszybciej.

- Siwy… Po co ci dwa miecze ? – zapytał kanciasty.

- Ciekawe czy w spodniach trzyma dwa kutasy haha – zaśmiał się ten trzeci waląc kieliszkiem o stół.

Nieznajomy nie reagował.

- Ej Siwy ogłuchłeś ? Powiesz mi coś za jeden czy mam ci rozwiązać język nożem ?!

Siwy wstał, delikatnie stąpając po podłodze, podszedł do jednego.

- Kutasa mam jednego jeśli cię to interesuje – odparł nieznajomy – a pojadę jak zrobię to po co tu przyjechałem.

W tej samej chwili kanciasty sięgnął po nóż, zakotłowało się, siwy dobył miecza i szybkim ruchem przeciął mu rękę, krew lała się strumieniami, krzyki przedzierały się przez zakamarki ścian. Karczmarz widząc co się dzieje złapał się blatu, zakołysał się i zaczął wymiotować, dwóch maruderów nie wiele myśląc wybiegło zanim kanciasty zdążył paść na ziemie w agonii.

Właściciel gospody podniósł się z ziemi i wyjęknął tylko.

- Wynoś się stąd i nigdy nie wracaj…

Co prędzej do karczmy wbiegli dwaj strażnicy uzbrojeni po zęby z pałkami owiniętymi rzemieniami.

- Puść to zbóju, pójdziesz z nami ! – krzyczał jeden ze strażników – Zwiąż go Mysław.

- Nie trzeba, sam pójdę – odparł.

- Pójdziesz psie nasienie ale na powrozie !

Jeden ze strażników podszedł do niego ale nieznajomy zrobił szybki skomplikowany gest ręką, powietrze zrobiło się ciężkie i zawibrowało.

- Prowadź do grododzierżcy – powiedział nieznajomy

- Tak panie… - powiedział tępo ten drugi.

- Mieszko… Jak to ?!

- Nie dyskutuj ! ja tu dowodzę ! Idziemy do Olgierda !

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • ausek 23.10.2016
    '' Szarowłosy mężczyzna'' - jeśli chodzi o włosy to raczej siwe
    Brak przecinków przed: kiedy, że, ale, którzy. W zdaniach złożonych też paru brak.
    ''Owy osobnik'' - raczej - ów
    Wykrzykniki przyklejamy do wyrazów - np. Nie dyskutuj!
    Dość ciekawa historia. Jeśli zamierzasz kontynuować publikować na tej stronce, to radzę założyć sobie tu konto. Inaczej tekst zagubi się i ciężko będzie go znaleźć. Tymczasem zostawiam 4, pozdrawiam.
  • detektyw prawdy 23.10.2016
    poprawiony tekst

    I
    Karczma była prawie pusta, nie licząc znikomej ilości kmieciów i rolników pijących miejscowe rozcieńczone piwo, bardowie przygrywali ballady i melodie o miłości i poszukiwaniu bogactwa, kiedy wszedł on… Siwowłosy mężczyzna z dwoma mieczami na plecach. Nagle wszystkie oczy ze zdumieniem zwrócone były ku niemu jakoby relikt tego świata wszedł właśnie do tej samej oberży… Podszedł do szynkwasu i usiadł na jednym ze stołków.

    - Witajcie dobrodzieju – powiedział nieznajomy. – Noclegu szukam… Zmierzcha już a podziać się gdzie trzeba, macie wolny pokój?
    - Nie ma… - odparł szorstko oberżysta plując przy tym na przechodzącego obok kota.
    - Eh… A piwo chociaż macie? – zapytał Siwy.
    - Może mamy… może nie mamy… Nie chcemy tu kłopotów, to jedyna karczma od dwóch dni drogi z miasta, a ty, dobra duszko, wyglądasz jak ktoś za kim wiodą problemy. - powiedział dosadnie gestykulując rękoma, po czym wziął długi nóż do mięsa i zaczął przecierać go na jego oczach dając do zrozumienia że nie jest tu mile widziany. – Macie swoje piwo, pijecie i wynoście się stąd póki czas nie nagli.
    Nagle bardowie ucichli, oberżysta obrócił się plecami do jegomościa a wśród ludzi zasiało się zamieszanie… Do karczmy weszło trzech osobników. Nie widział ich, ale doskonale wiedział, że są uzbrojeni, słyszał ciężkie wojskowe buciory depczące po drewnianej podłodze... Nagle karczmarz odezwał się. Głos miał nijaki, jakby się bał.
    - Proszę was panie, nie róbcie burdy, żona z dziećmi czekają w domu a to jedyne źródło pieniędzy… Proszę was... jeszcze przyjdą i karczmę spalą – bał się. Być może bardziej niż reszta ludzi którzy w chwili wejścia jegomościów wybiegła z karczmy.
    Nagle z końca karczmy jeden z nich krzyknął doniośle.
    - Karczmarzu, wódki!
    Ów osobnik wyglądał na marudera, bądź dezertera Armii Cesarskiej. Twarz miał równie tęgą co resztę ciała, jednak nie przeszkadzało mu to we wbijaniu noża w szpary między palcami, tylko cud mógł sprawić że nie odciął sobie palca.
    Nieznajomy pił spokojnie patrząc, jak oberżysta wyciera ten sam kufel już po raz piąty, ręce trzęsące się coraz bardziej i bardziej zwiastowały kłopoty… Nie mylił się, ten drugi siedzący obok marudera z kanciastą twarzą popatrzył na nieznajomego…
    - Mościwój, patrz… - powiedział ten drugi drapiąc się po głowie.
    -Ej, ty, Siwy… Spierdalaj! – powiedział kanciasty.
    Nieznajomy nie ruszył, nawet nie drgnął…
    - Piwo dopiję…
    - Może ci pomożemy? – zapytał szyderczo trzeci z maruderów, który do teraz siedział cicho.
    - Zrobię swoje i wyjadę jak najszybciej.
    - Siwy… Po co ci dwa miecze? – zapytał kanciasty.
    - Ciekawe czy w spodniach trzyma dwa kutasy... Haha! – zaśmiał się ten trzeci, waląc kieliszkiem o stół.
    Nieznajomy nie reagował.
    - Ej, Siwy, ogłuchłeś? Powiesz mi coś za jeden, czy mam ci rozwiązać język nożem?!
    Siwy wstał. Delikatnie stąpając po podłodze, podszedł do jednego.
    - Kutasa mam jednego jeśli cię to interesuje – odparł nieznajomy – a pojadę, jak zrobię to, po co tu przyjechałem.
    W tej samej chwili kanciasty sięgając po nóż, zakotłował się. Siwy, korzystając z chwili, dobył miecza i szybkim ruchem przeciął mu rękę. Krew lała się strumieniami, krzyki przedzierały się przez zakamarki ścian. Karczmarz widząc co się dzieje złapał się blatu, zakołysał się i zaczął wymiotować. Dwóch maruderów, nie wiele myśląc, wybiegło, zanim kanciasty zdążył paść na ziemię w agonii.
    Właściciel gospody podniósł się z ziemi i wyjęknął tylko:
    - Wynoś się stąd, i nigdy nie wracaj…
    Co prędzej do karczmy wbiegli dwaj strażnicy uzbrojeni po zęby z pałkami owiniętymi rzemieniami.
    - Puść to zbóju, pójdziesz z nami! – krzyczał jeden ze strażników. – Zwiąż go, Mysław!
    - Nie trzeba, sam pójdę – odparł.
    - Pójdziesz, psie nasienie, ale na powrozie !
    Jeden ze strażników podszedł do niego, ale nieznajomy zrobił szybki, skomplikowany gest ręką, powietrze zrobiło się ciężkie i zawibrowało.
    - Prowadź do grododzierżcy – powiedział nieznajomy
    - Tak, panie… - powiedział tępo ten drugi.
    - Mieszko… Jak to?!
    - Nie dyskutuj! Ja tu dowodzę, i idziemy do Olgierda!
  • ausek 23.10.2016
    Nie na tym rzecz polega, by poprawiać za kogoś cały tekst. Wychodzę z założenia, że szukając u źródeł, pracując nad tym samemu - uczymy się szybciej. Podawanie na tacy (powiedzmy), że poprawionego przez Ciebie tekstu nic nie daje autorowi.
  • Miss Grey 09.11.2016
    * Karczma była prawie pusta, nie licząc znikomej ilości kmieciów i rolników pijących miejscowe rozcieńczone piwo, bardowie przygrywali ballady i melodie o miłości i poszukiwaniu bogactwa kiedy wszedł on… - może warto dać kropkę po słowie piwo i zacząć nowe zdanie od bardowie?
    * Macie swoje piwo, pijecie i wynoście się - tutaj coś jest z tym czasem. Pijecie, że teraz, a on dopiero wypije to może "macie, wypijcie i wynoście się"?
    * Nagle bardowie ucichli, oberżysta obrócił się plecami do jegomościa a wśród ludzi zasiało się zamieszanie… Do karczmy weszło trzech osobników, nie widział ich ale doskonale wiedział że są uzbrojeni, słyszał ciężkie wojskowe buciory depczące po drewnianej podłodze, nagle karczmarz odezwał się, głos miał nijaki, jakby się bał. - spróbuj zredukować to nagle i może pomyśl nad krótszymi zdaniami?

    Ale dość tego. Zgadzam się, że brak przecinków przed, ale, że. Trochę powtórzeń (karczma, karczmarz, znów karczma). Ogółem jest pomysł na historię, pisz, pisz, pisz i nie daj się zniechęcić.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania